17

Cynamon. Ciężki, zmysłowy i niezwykle kobiecy zapach. Korzenny i egzotyczny. Gorący i gwałtowny jak słońce w miejscu jego narodzin.

Montier dotrzymał słowa. Pieniądze uśmierzyły obawy Eleny o przyszłość i o pokrycie wydatków związanych ze sklepem oraz wyraźnie zwiększyły jej determinację. Było jej trochę przykro, że nie może zająć się przygotowaniem perfum dla madame Binoche. Od czasu do czasu jeszcze o tym myślała, ale miała coraz mniej czasu na tego rodzaju sprawy. Sklep był już prawie gotowy i w związku z tym miała wiele obowiązków, które zaprzątały jej myśli w ciągu tych pracowitych dni.

– Tutaj może być? – Cail patrzył na nią, czekając, aż podejmie decyzję.

Elena w zamyśleniu przygryzła wargę.

– Trochę bardziej na prawo. O, właśnie tak. – Ale nie wyglądała na całkiem przekonaną. Pokręciła głową. – Nie… tak mi się nie podoba. Spróbujmy przesunąć ją na drugą stronę.

Ben rzucił Cailowi zrezygnowane spojrzenie, a potem obaj zajęli się przepychaniem ciężkiej lady na drugi koniec pokoju.

– Nie mogłeś przygotować projektu na komputerze? – szepnął Ben, mieląc w ustach przekleństwo.

– Nie gadaj, tylko bierz się do roboty.

– Przecież ustawialiśmy ją już w każdym możliwym miejscu – wysyczał.

– Musimy jeszcze wnieść fotele i stolik. Zachowaj siły na później, przydadzą ci się – poradził przyjacielowi Cail.

Elena podeszła bliżej.

– Nie słyszę was, kiedy tak szepczecie – powiedziała, przeszywając ich podejrzliwym wzrokiem spod przymkniętych powiek.

– I o to właśnie chodzi – odpowiedział Ben z brzydkim grymasem na twarzy.

– Zgłosiliście się na ochotnika – zaprotestowała. – Mówiliście, że ustawienie mebli to bułka z masłem. Doskonale sobie przypominam. Chcesz, żebym ci powtórzyła dokładnie wasze słowa?

Cail wzniósł oczy do nieba, chwycił przyjaciela za ramię i wyciągnął go na zewnątrz.

– Ben, ona jest w ciąży, nie masz żadnych szans, zrówna cię z ziemią, a potem będziesz jeszcze musiał przepraszać.

Zapadła cisza.

– A, to tak cię traktuje? – odciął się Ben.

Cail spojrzał na niego groźnie.

– Nie, ze mną to zupełnie inna historia.

– Nie rozumiem, dlaczego ma do mnie pretensje, przecież to nie moja wina, że jest w tym stanie. Powinna raczej dobrać się tobie do skóry.

Cail zmarszczywszy czoło, chciał wyjaśnić przyjacielowi, że dziecko nie jest jego, ale w ostatniej chwili słowa zamarły mu na ustach.

– To znaczy, że ciągle jej się podobam – burknął, podnosząc ciężki fotel.

– Kiedy się pobieracie?

Próbując stłumić prychnięcie, Cail pociągnął mebel do środka. Ben nie miał jednak zamiaru dać się zbyć tak łatwo i ruszył za nim z szerokim uśmiechem na ustach.

– Nie wydaje ci się, że pominąłeś pewien ważny etap? – nalegał. – Najpierw trzeba wziąć ślub, później zająć się sprowadzaniem na świat dzieci. Matka ci tego nie wyjaśniła? Mogę się założyć, że Elena jest taka nerwowa…

– Wcale nie jest nerwowa. Nie miałeś okazji widzieć jej, kiedy się naprawdę zdenerwuje – stwierdził rozdrażniony Cail. – Jeśli skończyłeś, to bardzo dobrze, bo jest jeszcze jeden regał do ustawienia.

Ben wytrzeszczył oczy.

– Jeszcze jeden? Co do diabła zamierza trzymać w tych szafach?

– Mydła, esencje i wszystkie składniki potrzebne do produkcji perfum… Jeszcze się tego nie domyśliłeś? – Cail wskazał na drzwi. – Destylator umieścimy na górze w laboratorium. Tylko uważaj, bo to bardzo delikatny przyrząd.

Ben pomyślał, że lepiej będzie siedzieć cicho. Za każdym razem kiedy próbował protestować, Cail wynajdywał mu coś nowego do przeniesienia, odkurzenia lub przesunięcia.

– Komórka dzwoni – odezwała się nagle Elena. Niedaleko niej, obok regału na perfumy, leżała skórzana kurtka Caila.

– To moja.

Elena znajdowała się bliżej, sięgnęła więc po kurtkę, wyciągnęła telefon i podała Cailowi.

– McLean – odebrał, nie sprawdziwszy, kto dzwoni, wycierając kciukiem smugę kurzu na jej nosie.

– Co? – zapytał przerażony. – Jak to się stało? Uspokój się, mamo, uspokój się i opowiedz mi wszystko od początku. – W jednej chwili na jego twarzy pojawiło się napięcie, a głos spoważniał.

Dziewczyna zbliżyła się i dotknęła jego ramienia, a Cail ścisnął mocno jej dłoń.

– Gdzie teraz jest? – Wysłuchawszy odpowiedzi, przeczesał palcami włosy. – Przylecę pierwszym dostępnym samolotem. Jadę na lotnisko. – Rozłączył się i chwycił kurtkę, którą podała mu Elena. – Mój ojciec miał wypadek samochodowy. Muszę do niego jechać.

Ben przyglądał mu się w milczeniu.

– Mogę jakoś pomóc? – zapytał.

Cail kiwnął głową.

– Proszę cię, pomóż Elenie w urządzaniu sklepu.

Odprowadziła go do drzwi.

– Bardzo mi przykro, Cail.

– Zadzwonię do ciebie później. Ben wniesie do środka resztę mebli. Skontaktuj się z Monique, powiedz jej, że nie wiadomo, kiedy wrócę, i poproś ją o pomoc – dodał, nie tracąc czasu.

– Dam sobie doskonale radę sama – odpowiedziała, wychodząc za nim na korytarz.

Cail odwrócił się wściekły.

– Do jasnej cholery, chociaż raz mogłabyś zrobić to, o co cię proszę! – Nie czekając na odpowiedź, zostawił ją na środku klatki schodowej i pobiegł na górę, przeskakując po dwa stopnie naraz.

Elena stała w progu, nie mogąc się ruszyć. Po raz pierwszy Cail potraktował ją w ten sposób i chociaż doskonale rozumiała, jak musi być wstrząśnięty, zraniło ją jego zimne spojrzenie i ostre słowa.

Właśnie kończyli porządkować lokal, kiedy Cail przeszedł obok, kierując się do drzwi prowadzących na dziedziniec. Elena zauważyła, jak naciska klamkę. Nie pożegnał się z nią nawet machnięciem ręki.

– Eleno, chodź ze mną na chwilę.

Podniosła głowę i zobaczyła go przed sobą. Był bardzo zdenerwowany, sina blizna mocno odcinała się na jego spiętej twarzy.

– Przecież już wyszedłeś.

– Ale wróciłem. Możemy porozmawiać?

Nie odpowiedziała. Cail wyciągnął rękę, żeby pomóc jej wstać.

– Dam sobie radę.

Westchnął głęboko i wskazał drzwi na dziedziniec.

– Chodź, wyjdziemy na powietrze.

Znalazłszy się na podwórku, obserwowali się w milczeniu.

– Nie pomyślałaś, że tu nie chodzi o ciebie? Może to ja muszę mieć pewność, że jesteś bezpieczna? Może nie mogę wyjechać z myślą, że zostaniesz sama?

Elena skrzyżowała ramiona.

– Nie jestem opóźniona w rozwoju.

– Jesteś w ciąży, a nie opóźniona, spodziewasz się dziecka! A co będzie, jeśli zemdlejesz? Pamiętasz? Raz o mało nie spadłaś ze schodów.

– Ale przecież nie spadłam – oburzyła się. – Nie możesz wracać w kółko do czegoś, co się nie zdarzyło. Tak nie da się żyć! – odpowiedziała rozdrażniona.

Patrzył na nią przez chwilę, a potem przymknął oczy.

– OK, jak chcesz. W tej sytuacji zostanę z tobą. – Złapał plecak, który położył przy drzwiach, i ruszył w kierunku schodów prowadzących do jego mieszkania.

Elena odprowadziła go wzrokiem, przełykając cisnące się jej na usta przekleństwo. Przecież on jest bardziej uparty niż osioł.

– Już dobrze! Zadzwonię do Monique! – krzyknęła za nim.

Odwrócił się i podszedł do niej.

– Obiecaj mi to.

– Dobrze, dobrze… obiecuję – powiedziała przez zęby. – A teraz idź już, bo nie zdążysz na samolot.

Cail pochylił się i pocałował ją delikatnie w policzek.

– Dziękuję – szepnął.

Elena wstrzymała oddech. Była zdenerwowana i zmartwiona, chciała go objąć, przytulić, kotłowały się w niej sprzeczne uczucia. Kiedy był już w drzwiach, usłyszał jej pytanie:

– A co z Johnem?

– Ben się nim zajmie. Wracaj do środka i włóż coś na siebie – polecił tonem nieznoszącym sprzeciwu.

W tym momencie dziewczyna straciła tę odrobinę cierpliwości, która jej jeszcze została.

– Nie mów do mnie w ten sposób, Cail, nie podoba mi się to.

Znieruchomiał i pokręcił głową.

– No to zrób, o co cię proszę. Wrócimy do tej rozmowy po moim powrocie.

– Może tak, a może nie. – Elena patrzyła za oddalającym się Cailem ze ściśniętym sercem i narastającą ochotą rozbicia czegoś w drobny mak.

Dopiero po jakimś czasie, kiedy uszła z niej cała złość, poczuła gorzką tęsknotę, naszły ją wątpliwości i żal. Nie powinien był jej rozkazywać. Przecież nie jest małą dziewczynką ani tym bardziej jego żołnierzem.

Caila nie było przez cały tydzień, a przez telefon docierały jedynie najważniejsze wiadomości w telegraficznym skrócie. W ciągu ostatnich dwóch dni Elena nie chciała odbierać, zlecając to zadanie Monique. Nie mogła się doczekać jego powrotu, tak bardzo chciała go zobaczyć i usłyszeć jego głos, że zaczęło ją to drażnić. Mimo wszystko nie miała najmniejszego zamiaru się poddać. Próbowała skoncentrować się na pracy, zmuszała się do myślenia o czym innym i wtedy odkryła, że rozum i serce nie zawsze idą w parze.

Kiedy wreszcie wrócił, sklep był już prawie gotowy i czekał na uroczyste otwarcie. Dzięki szefowi Colette natychmiast uzyskali pozwolenie na sprzedaż, a Monique zajęła się całą resztą, wykorzystując dostawców Le Notre’a. Ostatnią formalnością do załatwienia była koncesja na działalność laboratorium, ale ta sprawa mogła poczekać.

– Cześć.

– Cześć. – Elena wpatrywała się uporczywie w buteleczki, które układała na półkach. Ignorując szalone bicie własnego serca, udawała, że pochłonięta jest pracą.

– Wykonaliście bardzo dobrą robotę.

– To prawda – odpowiedziała sucho.

Była zdenerwowana, palce jej drżały. Cail podszedł do niej, trzymając w ręku różę.

– Zgoda?

– Nie lubię rozkazów.

– Ja też nie.

– To dziwne, bo zachowywałeś się jak jakiś cholerny generał. I wierz mi, bardzo dobrze ci to wychodziło.

Nie reagując na jej słowa, Cail potrząsał jej przed nosem pięknym kwiatem. Płatki róży były w ciepłym złotym kolorze, który na brzegach przechodził w karmin.

– Nazywa się Zgoda – rzekł.

Elena poczuła lekki owocowy zapach wydzielany przez te jedwabiste płatki i jak zaczarowana wyciągnęła rękę po kwiat.

– Ale na drugie ma Radość.

– Jak to możliwe?

Cail pogłaskał ją delikatnie po policzku. Była bardzo blada, a cienie pod oczami jeszcze się pogłębiły.

– Ponieważ każdy kraj nadał jej własne imię, we Włoszech stała się Radością, w Ameryce nazywa się ją Zgoda, a w Niemczech Chwała Bogów. Natomiast dla jej twórcy, Meillanda, zawsze była po prostu Madame Meilland i miała ogromny wpływ na losy tej rodziny, która po drugiej wojnie światowej znalazła się w tragicznej sytuacji, ale zdołała podźwignąć się z upadku i zbić fortunę. – Przerwał na chwilę i unosząc w górę jej podbródek, zapytał: – No to jak, zgoda?

Elena pokiwała powoli głową, lecz ciągle była bardzo spięta w jego ramionach. Nawet gdy przytulił ją mocno do piersi, przyciskając usta do jej skroni.

Wypadek ojca na szczęście okazał się niezbyt groźny, ktoś uderzył z tyłu w jego samochód, udało mu się wyjść z tego z paroma złamaniami: ręki i kilku żeber. To były jedyne informacje dotyczące podróży, nie miał ochoty zagłębiać się w szczegóły, a Elena nie chciała nalegać. Postanowiła na razie o nic nie pytać.

Poza tym przygotowania do otwarcia sklepu zajmowały im praktycznie cały wolny czas i pochłaniały mnóstwo energii, tak że w ciągu następnych dni pracowali od rana do późnego wieczora. Czasami Elena zauważała, że Cail ją obserwuje, i te smutne ukradkowe spojrzenia zaczęły budzić jej niepokój.

– Musimy odłożyć wycieczkę do zamku Beatrice – oświadczył jej pewnego wieczoru.

Siedzieli wyczerpani na pierwszym stopniu schodów, po tym jak Cail zamontował gaśnice w laboratorium. Na razie Elena zamierzała używać gotowych esencji, ale po uzyskaniu pozwolenia chciała natychmiast przystąpić do produkcji własnych.

Przytaknęła zamyślona. Jeszcze przez chwilę siedzieli w milczeniu, wreszcie przerwała je Elena, dotykając lekko jego dłoni:

– Jak myślisz, jaką kobietą była Beatrice? Już od jakiegoś czasu czytamy jej pamiętnik… Udało ci się wyrobić sobie opinię na jej temat?

Cail z zaciśniętymi ustami obserwował jemu tylko wiadomy punkt na suficie.

– Była marzycielką. Miała swoją chwilę chwały, ale to jej nie wystarczyło. Nigdy nie była do końca zadowolona. Była jedną z tych osób, które zawsze chcą czegoś więcej, muszą spróbować czegoś nowego, ciągle idą do przodu. – Jego głos był słaby, nieobecny. Ta rozmowa była zbyt osobista, zbyt poufała.

– Mogłoby się wydawać, że mówisz o kimś, kogo dobrze znałeś.

Cail wzruszył ramionami.

– A ty co o niej myślisz?

– Kierowała się w życiu głosem serca. Nie sądzę, żeby to było coś złego.

– Pewnie nie, ale zapłaciła za to wysoką cenę.

– Wszystko ma swoją cenę, Cail. Na szczęście każdy może wybrać, czy jest gotowy zaryzykować i zapłacić czy też wycofać się i stać z boku, przyglądając się tym, którzy są odważniejsi.

– Rozmawiamy ciągle o Beatrice, prawda?

– Oczywiście.

Cofnęła rękę, a Cail odwrócił wzrok. Zapadła między nimi niezręczna, pełna napięcia cisza.

– Trochę mi przykro, że musimy odłożyć podróż do zamku. – Elena po długiej chwili milczenia poczuła potrzebę wypełnienia słowami tej pustki, która się niespodziewanie między nimi utworzyła. Nie rozumiała powodu, tak naprawdę miała ochotę kontynuować tę rozmowę, ale Cail sposępniał i z chmurnym spojrzeniem zagłębił się w swoich myślach.

– Beatrice, jej życie, jej nieszczęśliwa miłość. To fascynująca tajemnica – ciągnęła. – Wiesz, myślałam o stworzonych przez nią perfumach. W mojej rodzinie wszyscy mówili o tej kompozycji, jakby to było coś wyjątkowego, najdoskonalszy zapach na świecie zdolny zmienić nastrój osoby, która go użyje. Prawdziwy eliksir szczęścia. Kamień filozoficzny wśród perfum. Zastanawiam się, jakie były podstawowe składniki…

Cail ziewnął.

– Nie sądzę, żeby bardzo się różniły od stosowanych obecnie… Może po prostu było ich mniej niż dzisiaj. Wiele substancji pojawiło się niedawno, prawda?

– Tak. Ale to nie ogranicza liczby składników, ponieważ w czasach Beatrice pozyskiwano wiele esencji, które są dzisiaj niedostępne, jak na przykład cybet, mech, korzenie, niektóre rodzaje sandałowca, nie wspominając już o szarej ambrze.

Cail zastanowił się przez chwilę.

– Myślisz o tym, żeby kontynuować poszukiwania na wiosnę? Do tej pory sklep będzie już działał.

– Tak, to najrozsądniejsza rzecz, jaką możemy zrobić – zgodziła się Elena, zdając sobie nagle sprawę, że Cail wydaje się znowu tym milczącym konkretnym mężczyzną, którego poznała po przyjeździe do Paryża. – Jesteś ciągle zainteresowany odkryciem formuły ukrytej w pamiętniku?

– Nie wiem, czy chodzi tylko o to czy po prostu chcę się przekonać, że miałem rację. Ale jestem pewien, że chcę doprowadzić tę sprawę do końca.

Pogłaskał ją po włosach, a ona przymknęła oczy, położywszy głowę na jego ramieniu.

– Podoba mi się nazwa, którą wymyśliłaś dla sklepu.

Elena podniosła głowę, uśmiechając się szeroko.

– Naprawdę? Absolut, najczystszy element esencji… Tak, mnie też się bardzo podoba.

– Jutro rano pójdę odebrać ulotki reklamowe i zaczniemy je powoli rozpowszechniać.

Elena odetchnęła z ulgą.

– Wiesz, bałam się, że nie zdążą ich na czas przygotować.

Cail zmarszczył brwi.

– Dlaczego?

– No… już prawie święta. Nie wszyscy pracują w tym okresie.

– A my właśnie teraz otwieramy – ucieszył się Cail z rozbrajającym uśmiechem.

Boże Narodzenie. Już prawie święta. Odwróciła wzrok.

– Kiedy wyjeżdżasz? – zapytała.

Cail przyjrzał jej się z zaciekawieniem.

– Niby gdzie?

– Nie jedziesz do domu na święta? – Postarała się, żeby zabrzmiało to naturalnie, chociaż myśl, że będzie musiała spędzić ten czas w samotności, wpędzała ją w depresję.

– Przecież jestem w domu. A poza tym to nasze pierwsze wspólne święta. Trzeba je dobrze uczcić, nie sądzisz? Może wybierzemy się w jakieś specjalne miejsce na sylwestra?

Elena popatrzyła na niego ze zdziwieniem wyraźnie malującym się na twarzy.

– Ale ja gotuję, ty najwyżej możesz upiec jakieś ciasto, OK? – dodał, głaszcząc ją po policzku.

– Jasne. Świetnie. – Była taka szczęśliwa, że nie mogła wydobyć z siebie sensownego słowa.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę, wreszcie Cail pocałował ją delikatnie w usta, życząc dobrej nocy.

W ciągu długich bezsennych godzin w łóżku Elena wpatrywała się w sufit i próbowała odsunąć od siebie niepokojące myśli i pytania. Odkąd zamieszkała w Paryżu, starała się żyć chwilą obecną i po raz pierwszy miała wrażenie, że znalazła się na właściwej drodze prowadzącej do realizacji marzeń. Wydawało jej się, że w przeszłości robiła wszystko, byle tylko nie zajmować się tym, czego naprawdę pragnęła. Było to jak krążenie w kółko, bez celu. Próbowała wszystkiego, byle trzymać się z dala od tego, co miało związek z zapachami. Ale one i tak znalazły sposób, by zwrócić na siebie jej uwagę.

Rozmyślała też o Cailu… Czasami był dla niej zagadką. Ale cokolwiek się działo, zawsze był przy niej. Jego obecność była jednym z niewielu punktów odniesienia w jej życiu. W tym momencie nie była jeszcze gotowa na jasne określenie uczuć, jakimi go darzyła, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Postanowiła więc, że zajmie się po kolei każdym z problemów, nie ma sensu robić wszystkiego naraz. Wiedziała tylko, że każda chwila spędzona z Cailem jest piękna, to on nadaje im wyjątkowy, magiczny wymiar.

W końcu zmęczenie wzięło górę i znalazłszy się na granicy oddzielającej jawę i sen, Elena zamknęła wreszcie oczy.

Cały dzień padał deszcz. Elena kręciła się po sklepie, kontrolując wszystko, a to przestawiała któryś z flakonów, a to poprawiała coś w ekspozycji, często kładąc rękę na brzuchu. Zaczynała odczuwać ciężar dziecka. Od czasu do czasu spoglądała nerwowo w kierunku okna. Monique przechadzała się z jednego końca pomieszczenia na drugi, Cail rozmawiał z Benem, który tego wieczoru przyprowadził też swoją dziewczynę Colette. Wszystko było na swoim miejscu: szampan, kieliszki, przekąski. Zapowiedziało się wielu gości, w tym kilku dziennikarzy. To miał być wyjątkowy wieczór. Wieczór otwarcia perfumerii Absolut.

– Na szczęście przestało padać. – Monique podeszła do okna, odsunęła firankę i zaczęła wpatrywać się w niebo. Westchnęła głęboko, odwracając się do przyjaciółki. – Tego właśnie chciałaś, prawda?

– Żeby przestało padać?

– Nie, mam na myśli sklep.

Elena zmarszczyła brwi.

– Dlaczego właśnie teraz mnie o to pytasz?

– Nie chciałam cię do niczego zmuszać. Nie sprawiasz wrażenia zadowolonej.

Powoli pokręciła głową. Bardzo ładnie wyglądała w czarnej jedwabnej sukience i ze związanymi włosami. Tylko spojrzenie zdradzało, jak bardzo jest przejęta.

– Są chwile, kiedy czuję tak wielką radość, jakbym miała za chwilę wybuchnąć. To jest przerażające… – odpowiedziała, marszcząc czoło. – A niekiedy strach mnie po prostu paraliżuje jak lodowaty wiatr, który przenika przez skórę i ani myśli ustąpić, a jedyną rzeczą, jaką można wtedy zrobić, to przeczekać, aż dreszcze ustaną. Lekarka powiedziała mi, że w czasie ciąży zmiany humoru są na porządku dziennym. Ale nie jestem przekonana, czy naprawdę chodzi o mój stan czy raczej o świadomość, że dostałam od losu kolejną szansę. I wszystko musi się udać, za wszelką cenę, bo nie ma alternatywy. Wcześniej życie toczyło się jakby obok mnie. To było nawet wygodne. Absolut jest granicą między tym, kim byłam, a tym, kim teraz się stanę. I jest także ostrzeżeniem przypominającym mi, jak nigdy więcej nie powinnam postępować.

Monique odwróciła wzrok.

– Czasami jedyna możliwość, jaką oferuje ci życie, to płynąć z prądem. Aż pewnego dnia się budzisz i uzmysławiasz sobie, że wszystkie decyzje zostały już podjęte, ale bez twojego udziału. Wygoda ma bardzo wysoką cenę. Tak jak związek z mężczyzną, którego nie szanujesz, z którym nigdy nie będziesz w stanie stworzyć nic konstruktywnego. – Przerwała na chwilę, oblizując wargi. – Kiedy zabiera cię do raju, wmawiasz sobie, że to nie ma znaczenia, że nie trzeba koniecznie budować, by osiągnąć szczęście. A następnego ranka spoglądasz w lustro i widzisz nową zmarszczkę. Zaczynasz stawiać pytania, nie odstępujesz na krok telefonu, z zapartym tchem czekając na rozmowę, która się nie odbędzie – szeptała. – Powoli zaczynasz znikać, a on zajmuje całą wolną przestrzeń, którą mu zostawiłaś. Oczywiście zawsze jest jeszcze praca, rodzina. I może niektórym to wystarcza. Podziwiam cię, wiesz? Ty jesteś inna. – Głos Monique obniżył się jeszcze odrobinę.

Elena zmarszczyła brwi.

– Musisz mi wyjaśnić, co masz na myśli.

– Zawsze cię podziwiałam za twoje zdolności tworzenia cudownych kompozycji, zapachów, które potrafiły przenieść cię do ich magicznego świata. Bardzo chciałam być taka jak ty. Nie przerywaj mi, proszę. – Zaczerpnęła powietrza. – Może nawet niekiedy cię za to nienawidziłam. Oczywiście nie w dosłownym sensie tego słowa, proszę, nie zrozum mnie źle – pośpieszyła z wyjaśnieniem, szukając dłoni Eleny. – Zdołałaś przekroczyć granice, które sama sobie narzuciłaś, zakończyłaś nieudany związek, zdecydowałaś się jednak urodzić dziecko. Zaczęłaś nowe życie. Jasne, że sporo cię to kosztowało, ale mimo wszystko nigdy się nie poddałaś.

– To nie ja zdecydowałam o moim losie i dobrze o tym wiesz. Ja miałam zupełnie inne plany, ale wszystko się zmieniło i po prostu nie miałam innego wyboru, jak poszukać nowej drogi… która tak naprawdę okazała się powrotem na właściwą. – Przewróciła oczami. – A niech to, zaczynam się w tym wszystkim gubić… – Założyła kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się. – Ale bardzo lubię twój sposób postrzegania prawdy. Zawsze miałaś dar podnoszenia mnie na duchu – dodała.

Dostrzegłszy w oczach Monique błysk melancholii, udała wesołość, chociaż słowa przyjaciółki mocno ją zaniepokoiły. Poczuła potrzebę zmiany tematu rozmowy.

– Dziękuję za kwiaty – powiedziała, wskazując bukiety zasuszonych róż, które na zamówienie Monique przyjechały z Grasse. Ustawili je na środku stolika, żeby wszyscy mogli je podziwiać i napawać się intensywnym zapachem, który wypełnił cały lokal. Małe pąki zachowywały ciągle naturalne kolory, wydzielając jedyny w swoim rodzaju fascynujący aromat.

– Gotowa? Już czas, otwieramy.

– Tak, jestem gotowa.

Monique odetchnęła głęboko i otworzyła szeroko drzwi wychodzące bezpośrednio na ulicę. Cail włączył neon oświetlający szyld. Wszystko było gotowe. Przez trwającą w nieskończoność chwilę, w czasie której nie wydarzyło się absolutnie nic, w pomieszczeniu królowała cisza, a oczy wszystkich obecnych zwrócone były w kierunku wejścia.

– Może wzniesiemy toast? Nie można świętować otwarcia salonu bez toastu – odezwał się Ben, przerywając pełną napięcia ciszę. Wyciągnął z małej przenośnej lodówki butelkę szampana, otworzył ją i napełnił kieliszki.

– Dobry – stwierdziła Monique.

– No jasne… – Ben zagłębił się w szczegółowe wyjaśnienia dotyczące pochodzenia trunku, który produkował jeden z jego przyjaciół na północy Francji.

Elena szybko straciła wątek, była zbyt przejęta i zdenerwowana, aby się skupić. Ale nigdy w życiu nie czuła się tak pełna nadziei.

Spróbowała uspokoić oddech i opanować niepokój, zasłaniając go uśmiechem. Rzucała przelotne spojrzenia na pierwszych gości, którzy pojawili się właśnie w salonie. Jeden, drugi, piąty… Monique stanęła w pobliżu drzwi, Cail zajął miejsce za ladą, a Elena podeszła do drugiego stanowiska. Pomieszczenie wypełnione było ludźmi z branży zaproszonymi przez Monique, nie brakowało przedstawicieli sektora perfumeryjnego, modelek, techników laboratoryjnych, pracowników reklamy. Potem dołączyli do nich również znajomi Caila, Bena i Colette.

Serce Eleny biło mocno. Wymieniła kilka zdań z jednym z dziennikarzy, umawiając się na wywiad. Odpowiedziała na mnóstwo banalnych pytań, nie brakowało również tych najdziwniejszych. W końcu udało jej się przeprowadzić również pierwszą transakcję.

– Dobry wieczór. Czy to prawda, że przygotowujecie perfumy na miarę? – zapytał mężczyzna w wieku około trzydziestu pięciu lat. Miał miłe spojrzenie, ostre rysy twarzy i wyłupiaste oczy.

Na miarę? To nieco ekstrawagancka definicja, chociaż właściwie w pewnym sensie odpowiadająca prawdzie, pomyślała Elena.

– Wolimy nazywać je perfumami duszy.

– Tak? A dlaczego? Czy to znaczy, że dusza ma zapach? – Zanim Elena zdołała odpowiedzieć, odwrócił się. – A te? Co to za perfumy? – wskazał na piramidę ułożoną z kolorowych opakowań.

– To wody perfumowane powstałe w wyniku destylacji ziół i kwiatów. Czy ma pan już coś konkretnego na myśli, czy też chce się pan rozejrzeć?

– Nie mam pojęcia, co byłoby odpowiednie. Prezenty to nie moja specjalność. Ale tym razem… wie pani, przeżywamy z żoną kryzys. Pracuję jednocześnie w dwóch miejscach i kiedy wracam do domu, padam ze zmęczenia. A żona ciągle narzeka, twierdzi, że ją zaniedbuję. – Przerwał i skrzywił się. Smutek na jego twarzy przyćmił wcześniejszy uśmiech. – To zresztą prawda, wie pani… to, że ją zaniedbuję. I dlatego kiedy zobaczyłem reklamę waszej perfumerii, pomyślałem, żeby zrobić jej jakiś specjalny prezent. Może pani napisać imię mojej żony na opakowaniu?

To był jej pierwszy klient, Elena zatem zdecydowała, że musi spełnić wszystkie jego życzenia, chciała, żeby wyszedł zadowolony z salonu.

Uśmiechnęła się, chcąc w ten sposób sprawić, żeby się rozluźnił, zważywszy, że wydawał się bardziej nerwowy niż ona. Przestępował ciągle z nogi na nogę i rozglądał się, wodząc palcem po krawędzi stołu. Rzucał wokół nerwowe spojrzenia, a z jego rozbieganych oczu emanował zaraźliwy niepokój.

– Tak, to jedna z dodatkowych usług, które wykonujemy. Proszę mi powiedzieć coś o swojej żonie, na przykład jakie są jej ulubione kwiaty? Jakich perfum używa najczęściej?

– Nie wiem… Czy to takie ważne?

Elena wzięła głęboki oddech i uzbroiła się w cierpliwość, przekonując samą siebie, że nie powinna rezygnować. Musi zacząć od początku, żeby uzyskać od klienta niezbędne informacje.

– Dlaczego pragnie pan podarować żonie oryginalne perfumy, monsieur…? – zapytała, podając mu rękę.

– Leroy, Marc Leroy.

– Elena Rossini, bardzo miło mi pana poznać. – Po tej przypieczętowanej uściskiem dłoni prezentacji mężczyzna wydawał się odrobinę bardziej rozluźniony. – Mówił pan o żonie. Jeśli dobrze zrozumiałam, nowy zapach sprawiłby jej przyjemność… Dlaczego tak pan sądzi?

Marc przygryzł wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią intensywnie, o czym świadczyła głęboka zmarszczka między brwiami. Po chwili namysłu pokiwał głową.

– Bo wtedy może zrozumie, że o niej myślę. Będzie miała coś stworzonego wyłącznie dla niej, czego nie używa nikt inny.

– Czy te perfumy powinny odpowiadać charakterowi pańskiej żony?

– Tak, właśnie to miałem na myśli.

Elena kiwnęła głową.

– Zapach musi więc być wyjątkowy, tak jak ona.

– Tak, tak, wyjątkowy.

– A teraz wróćmy do kwiatów. Pamięta pan, które lubi najbardziej?

To było trudne pytanie, spojrzenie mężczyzny ponownie wyrażało jedynie pustkę, na szczęście po chwili wypełnił je błysk radości.

– Róże, uwielbia białe róże.

Co za ulga, pomyślała Elena. Miała w salonie szeroki wybór wód różanych wyprodukowanych na bazie różnych kwiatów, poczynając od róż stulistnych, a na bułgarskich kończąc.

– A jaki kolor preferuje pańska żona?

– Zielony – odpowiedział z przejęciem dumny, że to pamięta.

Elena miała już gotowe kompozycje, pomyślała o jednej z dodatkiem nuty owoców cytrusowych i świeżej mięty. Mogła się spodobać, chociaż była to zwykła woda perfumowana.

– Proszę ze mną, zademonstruję panu zapach, który może okazać się odpowiedni. To nie są jednak perfumy. Żeby je przygotować, potrzeba znacznie więcej czasu, co najmniej miesiąc, a jeśli dobrze zrozumiałam, prezent ma być na dzisiaj.

– Tak, chciałbym go zabrać natychmiast – potwierdził.

– Tak też myślałam. Proszę powąchać. Podoba się panu? – Elena otworzyła buteleczkę, przygotowała blotter i podała klientowi.

Mężczyzna wciągnął powietrze, przymknął oczy, po czym powąchał jeszcze raz.

– Podoba mi się, jest taki delikatny, a jednocześnie intensywny. Tak, wezmę tę wodę – zdecydował.

Elena zapakowała flakonik, wsuwając pod wstążkę ozdobny kartonik w kolorach i z logo sklepu.

– Proszę napisać: Marie Leroy.

Spełniła jego życzenie, a zakończywszy przygotowywanie wytwornego opakowania, spryskała je kilkoma kroplami wanilii.

– A co z perfumami? – zapytał Marc.

– Proszę porozmawiać z żoną, pytać o wszystko, co panu przyjdzie do głowy, bo żeby stworzyć osobisty zapach, należy najpierw poznać odpowiedzi. Oczywiście musi się on podobać także panu, ale to osoba, która będzie go używała, powinna go zaakceptować jako coś własnego – wyjaśniła. – Proszę nie ograniczać się tylko do pytań o przedmioty materialne, musi pan poznać marzenia swojej żony, jej dążenia i najskrytsze pragnienia. A potem proszę do nas wrócić.

– Najskrytsze pragnienia… – Jego twarz przybrała bardzo poważny wyraz, kiedy powtarzał te słowa. Wydawało się, że z tego wszystkiego, co powiedziała Elena, tylko te dwa słowa wyryły mu się w pamięci. Nie wiedział nic o marzeniach swojej żony, ale Elena była gotowa się założyć, że wkrótce ta pustka zostanie wypełniona.

Ponieważ zapach jest ścieżką, która prowadzi nas do odnalezienia właściwej drogi.

Tak było zawsze i wszędzie.

Kto powiedział, że po śmierci ludzie znikają? To nieprawda. W niektórych momentach ich obecność jest wyraźna, prawie namacalna. Elena przeżywała właśnie taką chwilę. Słowa babci nie były już tylko odległym wspomnieniem. Nigdy wcześniej tak dobrze nie rozumiała ich znaczenia.

Obserwując wychodzącego ze sklepu klienta obładowanego bagażem własnych myśli i torebką z prezentem, napotkała wzrok Caila. Poczuła drżenie, jak zawsze gdy patrzył na nią w ten sposób. Tak gorąco go pragnęła, miała ochotę podejść i objąć go, ale nagle Cail się odwrócił i czar prysł, a Elena wróciła do swoich zajęć i zajęła się obsługą kolejnego klienta.