22

Ylang-ylang. Zmysłowy kobiecy zapach, który pozwala przezwyciężyć rozczarowanie i zapomnieć o urazach. Jego naturalna siła pomaga ujawnić skrywane uczucia i poezję mieszkającą w ludzkiej duszy.

Lido de Paris. Postanowiła, że to będzie niezapomniany wieczór. Monique miała już dość siedzenia w domu. Taki styl życia nie odpowiadał jej naturze. Merde! Ledwie poznawała samą siebie.

Zaczęła się ubierać, a w tle Apocalyptica grała pierwszą wersję Hope. Tak, naprawdę miała tego wszystkiego dość. Tańczyła boso w rytm ciężkiej rockowej muzyki, która wypełniała ją całą swoją mocą, a po chwili zmieniała się nagle w łagodne dźwięki, i Monique się wydawało, że czuje się zdecydowanie lepiej. Gwałtowne wysokie akordy rozbrzmiewały w jej sercu na przemian z wolniejszymi, harmonijnymi i melodyjnymi, które wzruszały ją do łez. Czyż życie nie jest takie samo? Nie, jej życie ostatnio takie nie było.

Znowu pojawił się węzeł, który czasem ściskał ją za gardło, niekiedy tak mocno, że utrudniał oddychanie. Dziewczyna zacisnęła mocno zęby, pokonując to przykre wrażenie.

„Nie jesteś w tym związku szczęśliwa? No to zerwij z nim i przestań się nad sobą użalać”. Jasmine powiedziała jej to wprost, bez owijania w bawełnę, podczas ostatniej wizyty w Grasse. Jej matka była bardzo praktyczną kobietą i w tym wypadku miała świętą rację!

Monique postanowiła zmienić swoje życie. Jacques nienawidził, kiedy wychodziła bez niego. Tak naprawdę ostatnio nie robili nic innego, tylko spotykali się w domu i szli do łóżka, a ich relacja ograniczała się wyłącznie do seksu. W łóżku było wspaniale, a nawet fantastycznie, po prostu bomba. Ale na tym wszystko się kończyło. Ilekroć usiłowali rozmawiać, kończyło się to kłótnią, więc z biegiem czasu przestali nawet próbować, ograniczając się do jedynej sfery, w której mogli się jeszcze porozumieć. Poza tym był już tylko smutek, gorycz i żal. I Monique miała tego serdecznie dość.

Tego wieczoru zamierzała pojawić się w towarzystwie jako singielka, podczas gdy jej przyjaciele mieli przyjść w parach. Oczywiście dla Eleny nie był to najlepszy moment na rozpoczynanie nowej relacji, ale ciąża była już dość zaawansowana i ta przejściowa sytuacja niedługo się wyjaśni. Ona wkrótce zostanie ciocią, Elena będzie mamą… kto wie, jak zachowa się Cail. Miała tylko nadzieję, że ten jeden raz wszystko skończy się tak jak w bajkach.

Wybrała na tę specjalną okazję krótką czarną sukienkę Dolce & Gabbana, niesamowicie błyszczącą i uwodzicielską. Dwie jedwabne wstążki, trochę materiału, koraliki i niezliczona ilość błyszczących cekinów. Do tego obcas dwunastka, kręcone włosy i nowe perfumy. Le Notre uwielbiał tę ostatnią kompozycję, która nie była w całości jej zasługą. Zapach stworzył Ilya Rudenski, nowy maître parfumeur, a ona jedynie ustaliła jego ostateczną wersję, która miała zadowolić gusty jak największej liczby klientów.

Praca z tym człowiekiem była dla niej ciekawym doświadczeniem. Uważała Ilyę za geniusza, a wykreowany przez niego zapach mógł uchodzić za prawdziwy hit, chociaż prawie w całości składał się z syntetycznych elementów. Nie mogło być inaczej, jeśli miał zapewnić intensywność i trwałość na tak wysokim poziomie. Wszyscy w firmie byli pod wrażeniem inwencji i polotu Ilyi, którego kompozycja zawierała jedynie kilka naturalnych esencji dodających jej spoistości i nieco uroku w stylu retro.

Elenie takie perfumy z pewnością nie przypadłyby do gustu, ale Monique nie przywiązywała zbytniej wagi do warsztatu. Zawsze interesował ją tylko produkt finalny, a nie to, co zawierał. A poza tym w zależności od humoru i nastroju uwielbiała zmiany. Dla niej perfumy były jak ubrania: dziś seksowna sukienka, jutro elegancki kostium.

Postanowiła także zabrać ze sobą jakąś wieczorową kreację dla przyjaciółki. Gotowa była się założyć, że Elena nie ma w szafie niczego odpowiedniego na taką okazję, nie można było na nią absolutnie liczyć, jeśli chodzi o kwestie związane z modą.

Monique była gotowa do wyjścia, pomalowała delikatnie usta, włożyła lekki płaszczyk i po raz ostatni spojrzała w lustro.

– Tym gorzej dla ciebie, Jacques! – oświadczyła. – Kiedy wrócisz z Londynu, opowiem ci ze szczegółami, jak dobrze się dzisiaj bawiłam.

Elena rozpakowała walizki i podlała kwiaty, zamieniając z nimi kilka słów. A zaraz potem wpadła w panikę, ponieważ w szafie nie miała niczego, co by się nadawało na elegancką kolację w takim lokalu jak Lido.

Obejrzała wszystkie swoje sukienki, co wprawiło ją w paskudny humor, po czym zadzwoniła do przyjaciółki.

– Nie mogę przyjść, nie mam się w co ubrać!

– Już do ciebie jadę. Mam dla ciebie kilka rzeczy. Nie panikuj, tylko oddychaj głęboko, weź ciepły prysznic i zajmij się fryzurą. Resztę zostaw mnie, OK? – I odłożyła słuchawkę, nie pozwalając jej na żadne protesty. Postanowiła, że pójdą na tę kolację za wszelką cenę.

Elena zmarszczyła brwi, wpatrując się w komórkę i mrucząc coś na temat sardynek, które nigdy nie będą w stanie zrozumieć wieloryba, nawet za milion lat. Potem wzięła długą kąpiel, upięła włosy w kok na szyi, zostawiając po bokach kilka luźno opadających kosmyków, nałożyła cienie na powieki i tusz na rzęsy.

Jest nawet nieźle, jeśli nie brać pod uwagę tego, co zaczyna się tuż poniżej dekoltu i powiększyło się o kilka rozmiarów, pomyślała.

– Wejdź na górę! – krzyknęła, słysząc dobiegający z dołu głos przyjaciółki.

– Przymierz, to powinno być na ciebie dobre. Są dość szerokie, przewiewne, a poza tym granatowy bardzo wyszczupla – powiedziała Monique, przyjrzawszy się jej chwilę. – Naprawdę świetnie wyglądasz, skarbie, ten wyjazd dobrze ci zrobił. No to jak, masz dla mnie jakieś nowości? – zapytała, mrugając porozumiewawczo.

Elena spiorunowała ją wzrokiem, wskazując na swój wystający brzuch.

– Jedyna nowość, to że przytyłam pół kilograma. A poza tym prawdopodobnie odnaleźliśmy zamek, w którym mieszkała Beatrice w czasie swego pobytu we Francji, i dowiedzieliśmy się, kim był tajemniczy mężczyzna, który złamał jej serce. – Wzięła z rąk Monique wieszak z sukienkami. Miała zły humor, a bananowo żółty szlafrok, którym się okryła, wcale go nie poprawiał. – Jestem bardzo gruba – mruknęła. – Nie wiem, czy się w nie zmieszczę.

Monique umierała z ciekawości, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, ale zauważyła, że w tym momencie Elena jest na skraju wybuchu. Lepiej nie dolewać oliwy do ognia, pomyślała.

– Spokojnie… Zobaczysz, że będą leżały jak ulał. Masz buty na wysokich obcasach?

Elena weszła do łazienki i przymknęła drzwi.

– Tak – odpowiedziała. – Te, które ty mi podarowałaś. Nie mogę zrozumieć, jak możesz w czymś takim chodzić – mruknęła.

Słysząc, jak przyjaciółka wzdycha głęboko, Monique rzuciła przez zamknięte drzwi:

– Zapamiętaj sobie tę chwilę, żebyś nie miała ochoty mnie udusić, kiedy przyjdzie moja kolej.

Elena nie przestając narzekać, skończyła toaletę i wreszcie wyszła z łazienki.

– Ooo! Wyglądasz wspaniale. – Monique wyciągnęła z przyniesionej torby małą torebkę dopasowaną do sukienki i podała ją przyjaciółce. Elena zacisnęła usta i nie ruszyła się z miejsca.

Na szczęście pojawił się Cail, wziął ją za rękę i okręcił kilka razy wokoło.

– Bardzo ładnie wyglądasz – szepnął jej do ucha, po czym musnął wargami jej usta.

– Jak już przestaniecie się obściskiwać, to możemy iść. Zresztą nie mam najmniejszej ochoty stać tu jak piąte koło u wozu. Chcę poznać natychmiast wszystkie szczegóły, które odkryliście w zamku.

W drodze do restauracji opowiedzieli jej o rezultatach podróży do Prowansji. Tajemniczym kawalerem był prawdopodobnie Karol I de Blanchefort. Za pomocą perfum stworzonych przez Beatrice zdobył to wszystko, o czym marzył: żonę i jej posiadłości, a także tytuł książęcy.

– Zastanawiam się tylko, jak mogły to sprawić zwykłe perfumy – szepnęła Monique.

– W tamtych czasach głównym zadaniem perfum było maskowanie nieprzyjemnych zapachów, ponieważ ludzie niezbyt dbali o higienę osobistą. Pomyśl tylko, jaki efekt mógł wywoływać delikatny aromat róż, neroli lub cytrusów oraz irysów. Jeszcze nie odkryłam dokładnego składu tworzącego nutę serca, a co do nuty bazowej, to nie ma nawet wskazówki. Beatrice odstawiła mieszankę na trzy miesiące, musiała chyba użyć alkoholu i wody, a w celu utrwalenia ostatecznej wersji wykorzystała pewnie jakiś typ piżma pochodzenia zwierzęcego. Inaczej nie mogę sobie wytłumaczyć tego niesamowitego wrażenia, jakie kompozycja wywarła na młodej dziedziczce Lourmarin.

– Szara ambra? – zaproponowała Monique.

– Nie wiem… może. Jak tylko wrócę do Florencji, muszę przyjrzeć się dokładnie staremu parawanowi, pamiętasz, temu który stał zawsze w sklepiku.

– To znaczy, że Beatrice zapisała na nim swoją magiczną formułę?

Elena wzruszyła ramionami.

– Nie jestem pewna, ale to bardzo możliwe.

– Niesamowita historia! Kiedy wyruszamy? – zapytała Monique. – No bo pomyśl tylko… jeśli to rzeczywiście prawda… stara receptura przygotowywania perfum, pochodząca z siedemnastego wieku i zapisana na parawanie… To prawdziwa bomba i wcale nie mam na myśli perfum, tylko całą tę historię. Wyobraź sobie, co się stanie, kiedy taka wiadomość się rozejdzie…

Cail zmarszczył brwi.

– Pojedziemy razem już po narodzinach dziecka, dobrze? Popatrzcie, jesteśmy prawie na miejscu. – Wskazał rzęsiście oświetloną ulicę i chodnik, na którym tłoczyły się tłumy ludzi.

Elena z otwartymi ustami obserwowała budynek, w którym mieścił się kabaret, i nie mogła uwierzyć, że jest taki wielki.

Musieli przerwać rozmowę. Wysiedli z taksówki i ruszyli do wejścia. Tego wieczoru w lokalu było mnóstwo ludzi, zresztą spektakle zawsze przyciągały tu rzesze turystów.

Monique była częstym gościem Lido. Zwłaszcza na początku Jacques chętnie ją tu zapraszał, a ona uwielbiała to miejsce, oczarowana występami i panującą atmosferą. Tancerze byli naprawdę niesamowici.

Monique pokazywała już bilety przy wejściu, ale Cail musiał zawrócić, żeby znaleźć Elenę, która zatrzymała się gdzieś z tyłu, rozglądając się wokół jak mała dziewczynka.

Jeśli już z zewnątrz budynek sprawiał wrażenie luksusowego i fascynującego, to w środku przypominał scenografię do filmu. Dominowały dwa kolory: granat i złoto, do schodów szło się przez wspaniały hol. Cail pomógł dziewczynie zdjąć płaszcz i oddał go do szatni. Monique zrobiła to samo i zamierzała dołączyć do przyjaciół, którzy ją nieco wyprzedzili, lecz odwracając się w ich stronę, zderzyła się z młodą kobietą.

– Przepraszam – powiedziała z uśmiechem.

– Patrz, gdzie idziesz, idiotko! – warknęła nieznajoma, wygładzając nerwowo fałdy sukni.

Monique uniosła głowę i napotkała wściekłe spojrzenie bardzo młodej i bardzo ładnej dziewczyny.

– Teoretycznie powinnaś uważać tak samo jak ja, nigdzie nie jest powiedziane, że masz pierwszeństwo – zauważyła zimno.

Nagle ją rozpoznała i serce jej zamarło.

– Co się dzieje?

Prędzej czy później to musiało się zdarzyć. Ta jedna myśl kołatała się Monique w głowie, gdy Jacques zbliżał się do swej narzeczonej.

– Ta głupia na mnie wpadła i upuściłam torebkę – poskarżyła się.

Przez chwilę Monique miała ochotę dać tej małej żmii lekcję i ręcznie wytłumaczyć jej zasady dobrego wychowania.

Jacques stał między dwiema kobietami jak skamieniały.

Monique gotowała się ze złości. Serce biło jej jak szalone i miała ogromną ochotę kogoś uderzyć. Te wszystkie kłamstwa… „Naglące obowiązki związane z otwarciem nowej siedziby Narcissusa”… Co za drań!… Spojrzała na niego wyzywająco, chociaż tak naprawdę miała ochotę dać mu w pysk.

Jacques podniósł z podłogi torebkę i podał ją dziewczynie, która nie przestawała atakować Monique. Nawet się nie przywitał, nie zaszczycił jej spojrzeniem.

Kiedy Monique zdała sobie sprawę, że po prostu udaje, że jej nie zna, poczuła, jak krew w niej tężeje. Miała wrażenie, że w jej żyłach płynie zimny strumień, zabierając ze sobą całe ciepło, radość i dobry humor, które wypełniały ją jeszcze przed chwilą. Wstrząsnął nią dreszcz, potem następny. Niespodziewanie zrobiło jej się bardzo zimno, takiego chłodu nie czuła nigdy wcześniej.

W tle coraz głośniej grała muzyka, narzeczona Jacques’a nie przestawała trajkotać, a on próbował zatrzymać ten potok słów.

Monique zrobiło się niedobrze. Miała dość samej siebie, jego i tej głupiej smarkuli, która uważała się za pępek świata. Ale czyż nie tak właśnie czuła się ona w czasach, kiedy byli razem?

Pani kłamstw i złudzeń. Władczyni garści pyłu przelatującego przez palce, kiedy rozluźnić uścisk.

W końcu Jacques spojrzał na nią. Był bardzo blady, miał nieprzenikniony i zacięty wyraz twarzy.

– Chodźmy stąd – zwrócił się nagle do narzeczonej. – Mam już dość twoich kaprysów.

Zdrętwiała Monique śledziła ich wzrokiem, aż oboje zniknęli za drzwiami, a potem zwróciła się w stronę Eleny i Caila, którzy stali nieruchomo i obserwowali ją z odległości około dziesięciu metrów. Zauważyła, że trzymają się za ręce, a Cail zasłania Elenę, jakby chciał ją przed czymś chronić.

I tak właśnie powinno być, pomyślała Monique. Musiała stąd wyjść – nie dlatego, że byli obecni przy tej żenującej scenie, lecz z powodu głębokiego współczucia, które dostrzegła w ich spojrzeniu. Przez chwilę zobaczyła siebie ich oczami i poczuła, że robi jej się słabo.

Elena postąpiła krok do przodu, ale Monique zakryła sobie ręką usta i potrząsając głową, cofnęła się w kierunku wyjścia. Wyszła w noc, ściskając w dłoni swoją małą torebkę. Miała wrażenie, że to wszystko, co jej zostało z dawnego życia.

W tej chwili nie ma mnie w domu, proszę zostawić wiadomość, to oddzwonię.

Elena po raz dziesiąty wysłuchała komunikatu nagranego na automatycznej sekretarce Monique i poczekała na znajomy dźwięk. Bip.

– Jeśli natychmiast nie zadzwonisz, to przysięgam, że do ciebie przyjadę… albo nie, skontaktuję się z Jasmine i wszystko jej opowiem. Obiecuję!

Odłożyła słuchawkę, uderzając o aparat mocniej niż to było konieczne. Aurore, która właśnie układała piramidę z perfumowanych mydełek, spojrzała na nią zaskoczona, lecz wróciła bez słowa do swoich zajęć.

Elena postanowiła przyjąć dziewczynę do sklepu na kilka godzin tygodniowo. Od pamiętnego wieczoru w Lido Monique zniknęła. Nie odpowiadała na telefony poza tymi wyjątkami, kiedy zdawkowo informowała ją, że wszystko w porządku. Ale tylko tyle Elenie udawało się z niej wycisnąć. Bardzo brakowało jej przyjaciółki, martwiła się o nią, a na dodatek czuła się strasznie samotna.

Cail na cały dzień wyjeżdżał do pracy. Przeniósł część swoich kwiatów do oranżerii za miastem, aby mogły rosnąć w lepszych warunkach, ponieważ na tarasie w Marais nie było wystarczająco miejsca. Tymczasem zbliżał się konkurs Bagatelle i wszystko wymagało przygotowania, a czas uciekał. Wieczorem po powrocie do domu był tak zmęczony, że często zasypiał na kanapie, kiedy jeszcze rozmawiali. Wtedy Elena milkła i przed pójściem do łóżka okrywała go ciepłym kocem. Na szczęście przynajmniej dziecko dawało o sobie znać, kopiąc z zapałem, co czasem ją niepokoiło.

Cholera jasna! Przesuwała nerwowo znajdujące się na balkonie przedmioty, aby w końcu odstawić je na właściwe miejsce. Wiedziała dobrze, że żal, który czuje w stosunku do Caila i Monique jest niesprawiedliwy i nieuzasadniony, ale nic nie mogła na to poradzić. W tych dniach była naprawdę w okropnym humorze.

Cail codziennie narażał się na trudy wyczerpującej podróży, aby wrócić na noc do Paryża, i dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę, że robi to tylko dla niej, żeby nie musiała być sama. To niczego nie zmieniało i nie łagodziło jej tęsknoty i poczucia samotności. Czyżby, do licha, wszyscy zniknęli? Najpierw Monique, teraz Cail. Praca, praca i jeszcze raz praca. A kto pomyśli o mnie? Nikogo nie obchodzę!

Oczywiście to nie była prawda. Kiedy zły humor ją opuszczał, Elena przyznawała przed sobą, że jest niezwykłą szczęściarą. Ale potem wystarczyło jedno zdawkowe spojrzenie w lustro i wracała irytacja. Ból w plecach nie dawał jej chwili wytchnienia, lecz nawet gdyby przestał ją męczyć, fakty wyraźnie mówiły za siebie: jeśli w najbliższym czasie nie poszerzy się drzwi, na pewno już niedługo nie będzie mogła się w nich zmieścić.

Tego wieczoru była naprawdę bardzo zmęczona. Dzień był długi i stresujący. Aurore milczała uparcie przez cały czas. Kilka razy Elena zauważyła, że dziewczyna z wyraźnym pożądaniem spogląda w kierunku małego sekretarzyka perfumeryjnego stojącego w kącie pokoju. Był to prezent od Caila, który wygrzebał go wśród rupieci na pchlim targu i odnowił, doprowadzając do stanu używalności. Zajęło jej trochę czasu, zanim zdołała znaleźć flakony na esencje, które mieściłyby się w osiemnastowiecznym meblu, ale kiedy w końcu jej się to udało, stał się jedną z głównych atrakcji salonu. Pokazywała go klientom, kiedy zabierała się do przygotowania perfum na miarę. Właściwie czemu nie? Szybko podjęła decyzję. Postanowiła, że następnego dnia pozwoli dziewczynie sporządzić jej pierwszą kompletną kompozycję.

Po raz kolejny wybrała numer Monique i tym razem zostawiła jej jeszcze groźniejszą wiadomość. Wiedziała, że przyjaciółka ostatecznie zerwała z Montierem, powiedziała jej o tym Jasmine. A potem w trakcie jednej z milczących rozmów Monique dała jej do zrozumienia, że musi zmienić otoczenie. Ta informacja bardzo ją zaniepokoiła. Jak uda jej się przejść przez ten trudny okres bez wsparcia rodziny i przyjaciół? zastanawiała się.

Starała się wymyślić coś, co by pomogło przyjaciółce, lecz nic nie przychodziło jej do głowy.

Poza tym martwiła ją jeszcze inna sprawa. Przecież nie mogła prowadzić Absolutu samodzielnie, nie teraz, kiedy nieubłaganie zbliżał się termin porodu, a Cail był bardzo zajęty przygotowaniami do konkursu. Nie widziała innego rozwiązania, jak tylko zamknąć sklep, i ta myśl przerażała ją do głębi.

Usiadła na kanapie i zakryła twarz dłońmi. Jednak chwilę później na dźwięk dzwonka wiszącego przy drzwiach uniosła głowę, próbując zebrać siły.

– Wszystko w porządku, moja droga? – Geneviève Binoche podeszła do niej, uśmiechając się szeroko. Od swojej pierwszej wizyty w sklepie pisarka stała się wierną klientką perfumerii.

– Tak, tak. Jestem tylko trochę zmęczona. A jak się pani miewa?

– Dobrze – odpowiedziała kobieta, siadając na kanapie. – Mam dla pani dobrą wiadomość.

– Bardzo takich potrzebuję – szepnęła Elena.

– Zobaczy pani, że ta na pewno podniesie panią na duchu. A więc… mój wydawca jest bardzo zainteresowany perfumami Notre Dame i chce mnie wesprzeć w ich sfinansowaniu. Pojawił się nawet niesamowity pomysł, aby przeprowadzić publiczną prezentację, na przykład w dniu premiery książki. Proszę sobie tylko wyobrazić taką scenę: pani w centrum zainteresowania, zajęta wybieraniem i dozowaniem poszczególnych esencji, wyjaśnia publiczności, jakie są źródła pani inspiracji. Majestatyczność katedry, zmysłowość, żądze kierujące ludzkim życiem, zimne wyrachowanie tych, którzy poświęcają miłość dla władzy i pieniędzy. To dopiero będzie spektakularny sukces, nie biorąc pod uwagę reklamy, jakiej przysporzy pani Absolutowi.

– Proponuje mi pani pracę nad stworzeniem tego zapachu? – zapytała Elena.

– Oczywiście! Przecież zawsze brałyśmy pod uwagę taką możliwość, dopiero po tej nieszczęsnej historii z Narcissusem pomyślałam, że może będzie lepiej, jeśli zrezygnuję z tego pomysłu. Ale to byłaby wielka strata, Eleno. Mam do pani zaufanie i jestem pewna, że pani jest w stanie podołać temu zadaniu.

Elena się uśmiechnęła.

– Byłoby wspaniale. – Ale prawie natychmiast jej myśli powędrowały w innym kierunku, wprost przeciwnym do rozważań Geneviève.

Powodem, który skłonił ją do poszukiwania formuły Perfum Doskonałych, nie była chęć osiągnięcia sukcesu, ale podobieństwo losów bohaterów powieści i jej antenatki. Na chwilę przeniosła się w przeszłość. Febus, mężczyzna, któremu Esmeralda oddała swoje serce, porzucił ją, aby poślubić bogatą Lilię de Gondelaurier… a Karol de Blanchefort postąpił w ten sam sposób z Beatrice.

Perfumy Doskonałe Rossinich powróciły na scenę w roli głównego bohatera. Któż lepiej niż jej praprababka mógłby wyrazić głęboki ból i tęsknotę z powodu odrzuconej, wzgardzonej miłości, która nie była w stanie zwyciężyć w walce z żądzą władzy i bogactwa? To naprawdę mogły być perfumy Notre Dame.

Beatrice od samego początku wiedziała, że jej uczucie nie ma szans na wzajemność. Kawaler zamawiając u niej perfumy, powiedział jej przecież, że są przeznaczone dla jego bogatej, szlachetnie urodzonej przyszłej małżonki. Szlachetnie urodzona kobieta z książęcego rodu miała zmienić jego przyszłość. A z Beatrice to była jedynie zabawa. Elena poczuła węzeł w gardle. Historie Esmeraldy, Beatrice, a także Monie. Mijały wieki, a mężczyźni i kobiety popełniali zawsze te same błędy.

Westchnęła i skupiła się na kompozycji. Poznała już część formuły i była gotowa się założyć, że resztę znajdzie na bliźniaczym parawanie we Florencji. Będzie musiała co prawda zmodyfikować ostateczną wersję, dopasowując ją do katedry, ale większa część pracy została już wykonana.

– Ile mamy czasu do prezentacji pani książki? – zapytała pisarkę.

– Promocja odbędzie się we wrześniu.

Był już maj, a Beatrice zaznaczyła, że odstawiła mieszankę na trzy miesiące. Dziecko ma się urodzić na początku czerwca, w tym miesiącu odbędzie się też konkurs, w którym weźmie udział Cail, prezentując swoją różę hodowaną z takim zapałem i poświęceniem. Elena rozważała to wszystko wielokrotnie i doszła do wniosku, że nawet jeśli będzie się bardzo starała, nie wystarczy jej czasu. W końcu pokręciła głową.

– Obawiam się, że to zbyt wcześnie.

Geneviève posmutniała.

– Wielka szkoda. Tak bardzo mi zależy, aby właśnie pani zajęła się przygotowaniem perfum. Nie mam ochoty prosić o to kogoś innego. Miałam nadzieję, że pani się zgodzi.

– Problem polega na tym, że nie mamy dość czasu, rozumie pani? – oświadczyła Elena. – Perfumy muszą dojrzewać, a ja przed sporządzeniem kompozycji muszę pojechać do Florencji. W tej chwili to niemożliwe, bo nie mogę zostawić sklepu. Czy nie można by przesunąć terminu promocji?

Madame Binoche zamyśliła się i wstając z kanapy powiedziała:

– Naprawdę nie wiem… mogłabym spróbować. Zrobimy tak: ja porozmawiam na ten temat z moim wydawcą, a pani pomyśli, jak najszybciej wszystko zorganizować.

Lepsze to niż odmowa, pomyślała Elena, która coraz silniej pragnęła wziąć udział w projekcie i przygotować te perfumy.

– Proszę się dobrze zastanowić, moja droga – nie poddawała się Geneviève. – Chciałabym bardzo, żeby właśnie pani stworzyła zapach. Jestem już w kontakcie ze znanym przedsiębiorcą, który jest zainteresowany produkcją i dystrybucją. Mówimy o bardzo dużej sumie. I oczywiście pani będzie figurowała jako autorka kompozycji.

Elena była przekonana, że ta praca sprawiłaby jej wielką przyjemność. Ponadto miała pewność, że perfumy Beatrice doskonale pasowałyby do projektu Notre Dame. Nie wiedziała tylko, w jaki sposób zorganizować to wszystko w czasie.

– Bardzo pani dziękuję za propozycję.

Geneviève objęła ją na pożegnanie i powiedziała, że niedługo zadzwoni, aby otrzymać ostateczną odpowiedź.

Po raz pierwszy usłyszała koncerty fortepianowe Ludovica Einaudiego dzięki Cailowi, który włączał tę muzykę zawsze, kiedy obserwowali gwiazdy. Elena uwielbiała siedzieć w bujanym fotelu, okryta ciepłym kocem, podczas gdy on ustawiał teleskop. To były rzadkie momenty pełne absolutnego spokoju, nie rozmawiali wtedy zbyt wiele, oddając się rozmyślaniom. A było nad czym się zastanawiać… Jej ulubionym kawałkiem były Białe chmury. Cail podarował jej kilka kompaktów, na których nagrano długie składanki, i dziewczyna zaczęła słychać muzyki podczas pracy, a ostatnio zmieniło się to w przyzwyczajenie.

– Nie nudzi cię ta muzyka? – zapytała Aurore, kiedy rozległy się pierwsze ledwo słyszalne dźwięki fortepianu i wzmagając intensywność, wznosiły się i opadały, po czym odzyskiwały rytm, który wznosił się, wirując, i po chwili się uspokajał. Melodia była dla Eleny tłem dla myśli szczęśliwych i melancholijnych, pomagała zapomnieć o kłopotach, ale przede wszystkim stała się idealną towarzyszką, ponieważ oboje, zarówno ona, jak i Cail, bardzo ją lubili.

– Pozwala mi się skoncentrować, jest jak prąd rzeki unoszący moje myśli, pochłaniający zmartwienia… Uspokaja mnie. Kiedy byłam mała i tworzyłam swoje pierwsze perfumy, nie potrafiłam zapanować nad esencjami, doświadczałam ich mocy. Próbowały mnie opanować pod postacią kolorów, bałam się ich, a jednocześnie je uwielbiałam, wąchając, doświadczałam tak intensywnych emocji, że równocześnie ogarniała mnie euforia i niepokój.

– Ależ to fantastyczne! – zawołała Aurore.

Elena uśmiechnęła się tylko.

– Wtedy wcale tak nie myślałam. Poza tym nie trwało to długo. Nie zawsze pragnęłam zajmować się kreacją perfum, co więcej, przez jakiś czas nawet ich nienawidziłam. Potem stały się dla mnie swego rodzaju powinnością, obowiązkiem. Dopiero niedawno odkryłam na nowo ich prawdziwą istotę i zrozumiałam, że są dla mnie radością, a ich tworzenie sprawia mi ogromną przyjemność.

Aurore nie mogła tego zrozumieć.

– Jak można nienawidzić perfum?

– Dobre pytanie. Może pewnego dnia ci o tym opowiem. Ale teraz zabieramy się do roboty. A więc… nie perfumowałaś się dzisiaj, prawda?

– Nie, tak jak mi kazałaś.

– Świetnie.

– Zaczynamy. Po pierwsze: esencje… są tutaj. Stoją za aluminiowymi cylindrami. – Wskazała na flakony, po czym nagle znieruchomiała.

Ta scena była jak déjà vu. W jej wyobraźni pojawił się znajomy obraz, wyraźnie odbijając się na tle innych wspomnień. Zobaczyła siebie jako dziecko i babcię, która pokazywała jej esencje dokładnie w taki sam sposób, przy użyciu podobnych gestów, które teraz ona wykonywała, ucząc Aurore, jak przygotowuje się perfumy. Serce zaczęło jej mocno bić i poczuła jednocześnie silne poczucie przynależności i straty. Pogłaskała swój nabrzmiały brzuch, bo niespodziewanie poczuła się bardzo samotna. Tak bardzo brakowało jej Lucii, tęskniła nawet za jej milczeniem, za spojrzeniami, za sposobem bycia. Brakowało po prostu jej obecności. Westchnęła, zdając sobie sprawę, że Aurore próbuje ją o coś zapytać. Obraz zaczął powoli blaknąć. Laboratorium Rossinich zniknęło, a w jego miejsce pojawiła się jasna pracownia Marais. Aurore nie przestawała mówić. Elena spojrzała na nią, próbując zrozumieć, o co jej chodzi. I nagle zdała sobie sprawę, że pomimo gwałtownej tęsknoty za babcią, nie odczuwa wcale smutku. To, co robiła, robiła na cześć Lucii. Posługując się gestami, które kiedyś należały do babci, a teraz stały się jej własnością, przekazywała nabytą od niej wiedzę, mając nadzieję, że pewnego dnia Aurore uczyni z niej dobry użytek.

– Tak, tak, już mi to mówiłaś. Co dalej? Co mam teraz robić?

W głosie dziewczyny brzmiało wyraźne zniecierpliwienie i Elenie zachciało się strasznie śmiać: Aurore była tak spięta i zdenerwowana, że przypominała zawodnika gotowego do startu. Siłą woli oddaliła więc od siebie wspomnienia i uczucia, aby skoncentrować się na pracy, którą miały do wykonania.

– Kroplomierz, blotter, próbówka, w której będziemy przechowywały kompozycję, alkohol, papierowe filtry. Mamy wszystko, czego potrzebujemy. Ale pomyślałam sobie, że dzisiaj nie będziemy przygotowywać zwykłych perfum. Te, które teraz stworzymy, będą twoje.

– Nie rozumiem – szepnęła Aurore.

Elena uśmiechnęła się do niej.

– To będą perfumy Aurore. Przygotujemy je przy użyciu procedury wykorzystywanej do tworzenia zapachu duszy lub jak nazywają go klienci, na miarę.

– Naprawdę?

– Spójrz na mnie, czy wyglądam na osobę, która ma dużo czasu do stracenia i chęć do żartów? Ostatnio jestem cały czas w okropnym humorze – mruknęła. – Mam nadzieję, że to się zmieni po porodzie. Teraz jestem przewrażliwiona, a nie ma nic gorszego niż osoba bezustannie użalająca się nad sobą. Czy wiesz, że takie zachowanie negatywnie wpływa na komórki mózgowe słuchającego? Jestem przypadkiem godnym pożałowania.

Ale Aurore przestała zwracać uwagę na dywagacje Eleny. Nie mogła uwierzyć, że przygotuje swoje pierwsze perfumy, a na dodatek będą one przeznaczone właśnie dla niej.

Świetnie, pomyślała Elena, uśmiechając się pod nosem, udało mi się chociaż na chwilę odwrócić jej uwagę.

Na twarzy dziewczyny malowało się napięcie, była skoncentrowana do granic wytrzymałości. Elena była pewna, że Aurore już wyobraża sobie, jakie esencje ze sobą połączy, i czym prędzej pospieszyła z dodatkowymi wyjaśnieniami w celu uniknięcia sytuacji, w której dziewczyna da się ponieść swej artystycznej pasji.

– Zgadzamy się co do tego, że perfumy wyrażają emocje. Ale mają także swoją obiektywną strukturę, ponieważ powstają na bazie schematu i ściśle określonych procedur, i to także musimy brać pod uwagę. Tworzony zapach wyraża subiektywne preferencje, bo wywołuje emocje u osób, które go wąchają. Co więcej, perfumy przygotowywane na miarę w najpełniejszy sposób nas reprezentują, odzwierciedlają nasze upodobania, są wyrazem naszego wnętrza. Za ich pomocą porozumiewamy się z innymi ludźmi, przekazujemy coś ważnego o sobie wszystkim, a nie tylko tym, których znamy.

– Mogłabym cię słuchać bez końca, kiedy tak mówisz – szepnęła Aurore.

Elena uśmiechnęła się, czując satysfakcję, po czym kontynuowała lekcję:

– Aby nas odpowiednio reprezentować, perfumy na miarę muszą wiele o nas mówić. Dlatego ważne jest, aby mieć jasność co do tego. Kim jesteśmy? Czego chcemy? Co lubimy, a czego nie możemy znieść? Możemy również dokonać schematyzacji pojęć, które wykorzystamy przy tworzeniu formuły kompozycji. Im dokładniej uda nam się ustalić, jakie cechy klienta powinny przywoływać na myśl tworzone perfumy, tym łatwiej będzie ustalić ich skład. Ogólnie rzecz biorąc, możemy wyróżnić trzy grupy klientów zainteresowanych indywidualnymi zapachami: pierwsza to ci, którzy pożądają kompozycji kojarzonej z radością, dobrobytem, umiejętnością korzystania z życia. Inni marzą o tym, aby zapach był ich elementem identyfikującym, dlatego chcą czegoś wyjątkowego, co będzie należało tylko do nich i pozwoli im odróżnić się od reszty świata. Wreszcie ostatnia grupa to ludzie, którzy traktują perfumy na miarę jako element luksusowej mody i estetycznego wyrafinowania, przeciwstawiając je standardowym, pozbawionym indywidualizmu zapachom.

– To prawda – zauważyła Aurore.

Elena przerwała na chwilę; teraz miała nastąpić najtrudniejsza część, chciała więc, żeby dziewczyna dobrze zrozumiała poszczególne mechanizmy omawianej procedury.

– Aby dowiedzieć się, jakie są preferencje klienta, należy rozpocząć od pięciu zmysłów: kolory angażujące wzrok, wrażenia dotykowe, dźwięki, muzyka, smaki pożywienia oraz oczywiście zapachy, zarówno przyjemne, jak i nielubiane z uwzględnieniem używanych dotychczas perfum i powodów, które skłoniły do ich zakupu. Krótko mówiąc, należy przygotować pełny portret wrażeń zmysłowych. Na koniec wreszcie, chociaż nie jest to wcale mniej ważne, trzeba wziąć pod uwagę również osobowość osoby, dla której zapach ma być przeznaczony, a wszystkie te informacje zdobywamy w trakcie rozmów, wymiany maili, obserwacji w bezpośrednich kontaktach z klientem.

– Teraz wszystko nabiera nowego znaczenia.

– Właśnie, perfumy to nie tylko powszechnie używany kosmetyk, lecz niezwykły złożony świat, a nawet symbol. – Przerwała na chwilę. – Kiedy portret klienta jest wystarczająco jasny i pełny, perfumiarz przystępuje do jego interpretacji, a następnie zamienia go w zapachy. Wtedy właśnie nadchodzi moment, kiedy wybierane są główne esencje, które wejdą w skład nuty bazowej tworzonej kompozycji. Modyfikując i uzupełniając tę podstawową mieszankę, tworzy się kilka propozycji, wśród których klient może dokonać ostatecznego wyboru. Na tym etapie mamy więc do czynienia ze wstępnym projektem, który zostanie później dostosowany do wymagań swojego właściciela.

– Właściciel zapachu… a niech to! A więc mogłabym zostać właścicielką kompozycji, którą mamy zamiar przygotować – powiedziała Aurore.

– Nie tylko mogłabyś, ale zostaniesz. – Elena zamilkła na chwilę, chcąc, aby dziewczyna oswoiła się z tą myślą. – A teraz zaczynamy. Pierwsze pytanie brzmi: kim jest Aurore?

Dziewczyna zachichotała nerwowo, lecz już po chwili uśmiech znikł z jej twarzy, a zastąpił go wyraz pełnej dezorientacji.

Elena uśmiechnęła się, mrugając porozumiewawczo.

– Zacznij od najprostszej rzeczy i powiedz mi, co cię drażni.

– Ludzie, którzy krzyczą, gotowane warzywa, zarozumialcy, przekonani, że świat należy do nich, prywatne szkoły, różowy kolor, ci, którzy noszą futra. – Aurore odprężyła się nieco.

– A co lubisz?

– Błękit, lekkie materiały, czekoladę, ludzi, którzy uśmiechają się bez powodu, muzykę etniczną, lody truskawkowe, perfumy mojej mamy i mojego taty. Kiedy je mieszam, efekt jest po prostu okropny, ale nie mogę używać tylko jednego z nich, bo mogliby się obrazić.

Elena pokiwała głową ze zrozumieniem.

– Rozumiem, ale mieszając je, ryzykujesz, że ci, którzy przypadkowo znajdą się w pobliżu, zemdleją.

Aurore otworzyła szeroko oczy, lecz przyjrzawszy się Elenie, zrozumiała, że to tylko żart. Obie zaczęły się śmiać i atmosfera stała się bardziej swobodna.

– Dobrze, zdaje mi się, że zrozumiałaś dobrze nasze zasady, teraz możemy przystąpić do wyznaczenia idei, która posłuży za podstawę kompozycji. Powiedz mi, co powinien reprezentować twój zapach.

Aurore pomyślała chwilę, bawiąc się brzegiem swojego swetra.

– Chciałabym, żeby oznaczał zmianę, przywoływał na myśl kwiaty, lekkie ubrania, ciepły dotyk słońca na skórze i majowe światło w bezchmurny dzień.

– Twój opis przywodzi mi na myśl wiosnę – zauważyła Elena.

– Tak, chyba masz rację. Zawsze lubiłam wiosnę.

– OK, możemy więc zacząć od zapachów kwiatowych i to będzie nasza nuta głowy. Potem zastanowimy się nad doborem esencji do nuty serca, a na końcu wybierzemy skład nuty bazowej, która określana jest mianem duszy perfum.

Zaczęły wybierać esencje: lipa, konwalia, dzięgiel i wiele innych delikatnych aromatów będących symbolem świeżej, jasnej paryskiej wiosny. Ustawiały wybrane flakony na stole, wymieniały się buteleczkami, wąchając poszczególne olejki i odrzucając te, które uznały za nieodpowiednie, tak że w końcu zostało tylko to, co zamierzały wykorzystać.

Za każdym razem kiedy dodawały kroplę wybranej substancji, pozwalając jej sączyć się przez małe filtry, zapisywały wszystko w notesie, sprawdzały efekt na blotterze i decydowały, czy należy zwiększyć dawkę.

Zajęło im to cały wieczór, ale w końcu wiosna Aurore rozkwitła w menzurce, gdzie miała pozostać przez kilka najbliższych tygodni, aby alkohol rozpuścił wszystkie cząsteczki poszczególnych składników. Potem, po ponownym sprawdzeniu rezultatu, będą mogły w razie potrzeby przystąpić do modyfikowania kompozycji, uwzględniając preferencje dziewczyny.

– Jestem szczęśliwa. Te perfumy naprawdę dużo dla mnie znaczą. – Aurore stała przy drzwiach sklepu, nie kwapiąc się do wyjścia.

Elena doskonale ją rozumiała. Znalezienie własnego zapachu z przekonaniem, że chodzi o ten właściwy, możliwość uczestniczenia w jego kreacji i doświadczanie wyników tego procesu było czymś naprawdę wyjątkowym i dawało niesamowite poczucie radości.

– Dla mnie również. Chcę ci powiedzieć, że jestem pod wrażeniem twojej intuicji w doborze esencji. Widać, że jesteś dobrze przygotowana i masz nieprzeciętną wrażliwość. Myślę, że nadszedł czas, abyś rozważyła możliwość kontynuacji nauki. Masz szansę zostać profesjonalną fragrance designer.

Na twarzy Aurore zagościła niezmącona radość.

– Czy następnym razem będę mogła przygotować perfumy dla mojej mamy?

Elena przytaknęła.

– Oczywiście. Następnym razem stworzysz kompozycję dla Eloise.