O czym marzyłeś, gdy byłeś mały? Czy planowałeś, że jak dorośniesz, zostaniesz kosmonautą albo primabaleriną, albo nawet superbohaterem w czerwonym płaszczu i z umiejętnością wskakiwania na drapacze chmur? A może chciałeś zostać prawnikiem jak mama albo strażakiem jak tata. Albo w ogóle nie identyfikowałeś się ze swoją rodziną. I zazwyczaj marzyłeś o tym, żeby wyrwać się stamtąd i nigdy nie wrócić.
Ale miałeś marzenia.
Wszyscy marzą. Mali chłopcy, małe dziewczynki, ci z gett dla kolorowych i ci z domków z ogródkami. Każdy chce być kimś i czegoś dokonać.
Myślę sobie, że też powinnam mieć marzenia, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć, jakie one są.
W sali jest lekarka. Stoi obok drzwi i rozmawia z mężczyzną, który twierdzi, że jest moim mężem. Pochylają ku sobie głowy i mówią przyciszonym tonem, niczym kochankowie – myślę sobie, ale nie wiem dlaczego.
– Czy przed wypadkiem spała lepiej? – pyta lekarka.
– Nie, najwyżej kilka godzin.
– A co z bólem głowy?
– Kiepsko. Nawet już nic nie mówi. Widzę tylko, że leży na kanapie z lodem przyłożonym do czoła.
– Nastrój?
Mężczyzna śmieje się krótko.
– W lepsze dni ma tylko depresję. W gorsze jest gotowa zabić.
Lekarka kiwa głową. Na plakietce ma napisane „dr Sare Celik”. Jest piękna, ciemnoskóra, o egzotycznej urodzie. Ponownie zastanawiam się, co łączy ją z moim mężem.
– Labilność emocjonalna to częsty skutek uboczny po wstrząśnieniu mózgu – wyjaśnia. – Trudny do zniesienia dla bliskich. A co z jej wspomnieniami? Poprawiła się pamięć krótkoterminowa?
– Gdy po raz pierwszy odzyskała świadomość, twierdziła, że w ogóle mnie nie zna.
Doktor Celik unosi brew, wreszcie coś ją zaskakuje. Przegląda kartę, którą trzyma w ręce.
– Zleciłam oczywiście tomografię głowy, nie wspominając o rezonansie wykonanym na cito tuż po przyjęciu. Wyniki są w porządku, ale biorąc pod uwagę poprzednie urazy wewnątrzczaszkowe, zlecę badania kontrolne w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Jak sobie radzi z sytuacją? Jest zdenerwowana? Wściekła? Płacze?
– Nie. Tak jakby… Mówiła, że nie wie, że jestem jej mężem, ale jej to nie zaskoczyło.
– Piła przed tym wypadkiem.
Mój mąż czerwieni się, jakby to była jego wina.
– Wydawało mi się, że usunąłem z domu wszystkie butelki – mamrocze.
– Proszę pamiętać, co już panu mówiłam: alkohol w sposób bezpośredni upośledza zdolność mózgu do regeneracji. A to znaczy, że dla kogoś takiego jak ona każdy łyk alkoholu utrudnia powrót do zdrowia.
– Wiem.
– To pierwszy taki incydent?
Waha się i nawet ja wiem, że w takim razie nie pierwszy.
Doktor Celik patrzy na niego surowym wzrokiem.
– Jest silna zależność pomiędzy uszkodzeniami mózgu a nadużywaniem alkoholu, zwłaszcza u pacjentów z alkoholową przeszłością. A wziąwszy pod uwagę nie jedno, ale trzy wstrząśnienia mózgu w ciągu paru miesięcy, pańska żona jest wyjątkowo podatna. Nawet jeden kieliszek wina wpłynie na nią w danej chwili silniej, a jednocześnie w dłuższej perspektywie narazi na popadnięcie w nałóg.
– Wiem.
– Ten wypadek na pewno spowoduje pogorszenie. Kolejne wewnątrzczaszkowe urazy mózgu w krótkim czasie nierzadko powodują wręcz lawinowe pogorszenie. Nie dziwi mnie, że wróciła jej amnezja. Prawdopodobnie wrócą też silne bóle głowy, trudności z koncentracją, wyczerpanie. Może cierpieć na nadwrażliwość na światło oraz inne intensywne bodźce, jak zapachy, dźwięki, widoki. Z drugiej strony może się także czuć, jakby była pod wodą, jakby wszystko było rozmyte. To oczywiście wzmoże jej niepokój i pogłębi wahania nastroju.
– Wspaniale – mówi mężczyzna z ponurą miną.
– Trzeba dbać, żeby miała w domu spokój. Ustalić stały porządek dnia i trzymać się go.
– Oczywiście. To, że mnie nie pamięta, to przecież żaden powód, żeby miała mnie nie słuchać.
Lekarka mówi dalej, jakby się wcale nie odezwał.
– Można się spodziewać, że będzie się bardzo szybko męczyć. Ograniczyłabym korzystanie z wszelkich monitorów, gier komputerowych, iPada, a nawet filmów czy programów w telewizji. Niech jej mózg wypoczywa. Aha, i niech nie siada za kierownicą.
– Czyli… spokojne, domowe życie, w łóżku przed dziesiątą.
Lekarka rzuca mu surowe spojrzenie. W odpowiedzi mężczyzna (mój mąż) przesuwa dłonią po swoich potarganych włosach.
Słyszę szept pamięci. Stoję w innym pokoju w innym czasie.
Proszę, Nicky, nie kłóćmy się. Nie znowu.
Uświadamiam sobie, że kiedyś musiałam kochać tego mężczyznę. Tylko w ten sposób można wyjaśnić, dlaczego jego obecność tak bardzo mnie boli.
Doktor Celik omawia teraz moje bieżące potrzeby i niezbędne kontrole oraz badania. Najwyraźniej dobrze zna mój przypadek. Wielokrotne urazy wewnątrzczaszkowe, tak powiedziała. Czuję, że powinnam wiedzieć, co to znaczy, ale trudno mi się skupić. Trudne wyrazy kotłują mi się w głowie, plączą, wykonują jakieś wygibasy. Poddaję się. Głowa mnie boli, czuję w skroniach zbliżający się atak migreny.
Myślę o Vero, która uczy się latać.
Jednak miałam marzenie. Niemal je pamiętam, jest jak słowo na końcu języka. Kiedyś, dawno temu, w małym mieszkaniu, w którym cuchnęło niedopałkami papierosów, tłustym jedzeniem i ogólną beznadzieją, wyobrażałam sobie zieloną trawę. Marzyłam o polach, o otwartej przestrzeni, po której można biegać. Pragnęłam poczuć słońce na twarzy.
Miałam marzenie. Wręcz palącą potrzebę, której zidentyfikowanie zajęło mi lata.
Pragnęłam, by ktoś mnie kochał.
Och, Vero, tak mi przykro.
Doktor Celik wychodzi. Mężczyzna, który jest moim mężem, wraca do mojego łóżka. Znów ma poważny wyraz twarzy, głębokie zmarszczki brużdżą jego ponurą twarz. Ale wciąż jest atrakcyjny.
Próbuje się uśmiechnąć, gdy widzi, że nie śpię. Lecz w jego oczach nie ma uśmiechu. Martwi się. O mnie? O coś innego?
Ma na sobie jasnoniebieską koszulę z rozpiętym kołnierzykiem. Mój wzrok przyciąga fragment odsłoniętej skóry, zbrązowiałej od lat spędzonych na słońcu. Przez ułamek sekundy wyobrażam sobie siebie całującą to miejsce, przesuwającą język po jego obojczyku. Nie tylko go pamiętam. Czuję jego smak. Przechodzi mnie dreszcz.
– Hej. – Bierze mnie za rękę, jakby chciał mnie pocieszyć. Ma stwardniały kciuk.
Znów łupie mnie w głowie. Czuję nagle paraliżujące do szpiku kości zmęczenie.
On się chyba domyśla.
– Boli cię głowa?
Nie mogę mówić. Tylko się w niego wpatruję. Puszcza moją rękę i zaczyna masować mi skronie. Niemal wzdycham.
– Pamiętasz wypadek? – pyta.
Nie pamiętam, ale nie mogę jeszcze mówić, więc milczę.
– Jak wynika z tomografii – kontynuuje – doznałaś kolejnego wstrząśnienia mózgu, trzeciego w ciągu sześciu miesięcy. Na dodatek masz poobijany mostek, przesunięte kilka żeber i jesteś cała pocerowana jak pikowana narzuta. Ale lekarze z ostrego dyżuru pięknie cię zszyli. To wstrząśnienie, twoje trzecie wstrząśnienie mózgu, martwi neurologa.
– Powoduje… migrenę – mamroczę.
– Tak. Nie wspominając o poczuciu zagubienia, niepokoju, ogólnym osłabieniu, nadwrażliwości na światło i krótkoterminowej amnezji. I dodatkowych pomniejszych komplikacjach, jak nierozpoznawanie własnego męża. – Sili się na żartobliwy ton, ale mu się nie udaje. – Odzyskasz pamięć – mówi już z powagą. – Bóle głowy osłabną. Odzyskasz zdolność koncentracji i działania. Ale to zajmie trochę czasu. Powinnaś odpocząć, dać swoim potłuczonym komórkom mózgowym szansę na wyzdrowienie.
– Alkohol jest zły.
Milknie, przygląda mi się uważnie tymi swoimi ciemnobrązowymi oczami.
– Alkohol nie jest wskazany dla ludzi po urazach mózgu.
– Ale ja piję.
– Piłaś.
– Jestem pijaczką. – Nic nie mówi, lecz odczytuję odpowiedź z jego twarzy. Że dawno, dawno temu, myślał, że on mi wystarczy. Ale najwyraźniej nie wystarczył. – O czym marzyłeś, jak byłeś mały?
Marszczy brwi. Gdy je marszczy, robią mu się kurze łapki wokół oczu. To powinno go postarzyć, uczynić mniej atrakcyjnym. Ale wcale się tak nie dzieje.
– Nie wiem. Czemu pytasz?
– A czemu nie?
Uśmiecha się. Jego kciuki wciąż rozcierają mi skronie, robiąc malutkie kółka. Będąc tak blisko, czuję zapach jego skóry, czysty, mydlany, który wydaje mi się znany, a jednocześnie lekko oszałamiający. Gdybym mogła się ruszyć, wtuliłabym się w niego i zrobiła głębszy wdech.
Ale nie robię tego. Czuję narastającą ciemność w tyle głowy. Przerażenie, które kontrastuje z jego kuszącym zapachem.
Uciekaj.
Oczywiście nie mogę. Leżę na szpitalnym łóżku ze wstrząśnieniem mózgu, okutana w białe prześcieradła, a mój mąż masuje mi skronie i głaszcze mnie po włosach.
– Marzyłem, gdy pierwszy raz cię zobaczyłem – mruczy niskim, chropawym głosem. – Zauważyłem cię w przysłowiowym tłumie. Wcale na mnie nie patrzyłaś. Ale ja ciebie zobaczyłem i… poczułem, że całe życie czekałem właśnie na ten moment. Żeby na ciebie trafić. Pochłonęłaś mnie, Nicky. Nadal to robisz.
Czuję jego oddech na szyi. Po raz kolejny reaguję na jego zapach, odwróciłabym ku niemu głowę, gdybym mogła.
Uciekaj.
I wtedy to widzę, wyblakły siniak wzdłuż jego żuchwy. Nie potrafię się powstrzymać. Wydobywam rękę spod koca. Dotykam siniaka, przesuwam po nim czubkami palców, czuję szorstkość porannego zarostu, którego nie miał okazji zgolić. Nie cofa się. Ale jego palce nie dotykają już moich skroni i czuję, że wstrzymał oddech.
To ja zrobiłam mu tego siniaka. Wiem to bez cienia wątpliwości. Uderzyłam tego człowieka. I zrobię to ponownie, jeśli tylko będę miała okazję.
– Nienawidzisz mnie – szepczę. I to nie jest pytanie.
– Wcale nie – mówi. Oczywiste kłamstwo. – To ty nienawidzisz mnie – poprawia mnie już ciszej. – Ale nie chcesz mi powiedzieć dlaczego. Kiedyś byliśmy szczęśliwi. A potem… Ja wciąż marzę, Nicky. A ty?
Źle zrobiłam – myślę. Popełniłam błąd. Bo nawet jeśli nie pamiętam, kim jestem, wydaje mi się, że wiem, o czym kiedyś marzyłam, i to nie było to. To nigdy nie było to.
Vero. Widzę ją znowu, obraz jest pociemniały na brzegach. Jakby rozmywał się w moim zmęczonym mózgu, który nie potrafi się skupić. Vero odwraca się, jakby miała odejść, a moją pierwszą myślą jest, by chwycić ją za rękę. To ważne, żeby ją zatrzymać. Nie mogę pozwolić jej odejść.
Patrzy na mnie. Jej buzia jest szczuplejsza i starsza, co mnie zdumiewa. Nie jest już kilkulatkiem, tylko dziewczynką, ma dziesięć, jedenaście albo dwanaście lat.
Dlaczego ja? – pyta płaczliwym tonem.
– Vero – szepczę.
– Cii… – mówi mój mąż.
Dlaczego ja, dlaczego ja, dlaczego ja?
Odwraca się. Odchodzi ode mnie. Chwytam ją za ramię, ale wymyka się. Nie mogę jej zatrzymać. Wokół ciemność. Głowa zaraz mi eksploduje. A może już to zrobiła.
– Vero!
– Nicky, błagam cię!
Uderzam. Walczę. Jednocześnie jestem i nie jestem tego świadoma. Najważniejsze, żebym dotarła do Vero. On będzie mnie trzymał z daleka od niej. Uświadamiam to sobie teraz. I to nie jest pierwszy raz.
– Siostro, siostro! – ktoś woła. To mężczyzna, który twierdzi, że jest moim mężem.
Vero, Vero, Vero. Odchodzi ode mnie.
Biegnę. W szpitalnym łóżku? Oczami wyobraźni? Czy to ważne? Biegnę, a potem ją doganiam. Łapię ją za ramię i mocno przytrzymuję.
Vero się odwraca.
Gałki oczne wypadają z jej pustych oczodołów i wiją się wokół lśniącej białej czaszki.
Powinnaś mi była powiedzieć, że małe dziewczynki nie mogą latać.
Jedna chwila. Jedno wspomnienie. A potem pustka.
I jestem nikim. Jedynie kobietą, która dwa razy powstała z martwych.
Przychodzi pielęgniarka. Już nie walczę. Leżę w zupełnym bezruchu, gdy podaje mi środek uspokajający. Patrzę prosto przed siebie. Nie widzę pochylonej nade mną pielęgniarki. Ani wymizerowanej twarzy męża. Patrzę na otwarte drzwi i na dwóch policjantów, którzy na mnie czekają.