Rozdział 6

Wyatt i Kevin przyjechali do szpitala w samą porę na przedstawienie. Kobieta z wypadku rzucała się szaleńczo na łóżku, a jakiś mężczyzna wołał o pomoc, próbując ją przytrzymać. Potem wpadła pielęgniarka, która podała jej potężną dawkę środka uspokajającego, grzebiąc szansę Wyatta na dotarcie do sedna sprawy.

Nicole Frank, kierowca auta według dokumentów rejestracyjnych, straciła przytomność. Został tylko mężczyzna, który ciężko oddychał i wyglądał na załamanego.

Wyatt podejrzewał, że to mąż. Albo partner. Wszystko jedno. Potrzebował odpowiedzi na swoje pytania, i to teraz, więc zamierzał być elastyczny. Wysłał już podwładnego do sądu, żeby poprosić o dostęp do informacji medycznej dotyczącej pani Frank, dzięki czemu wiedzieliby, jaki miała poziom alkoholu we krwi. Inni policjanci sprawdzali sklepy monopolowe najbliższe miejsca wypadku, żeby dowiedzieć się, gdzie i kiedy kupiła butelkę osiemnastoletniej szkockiej. Krótko mówiąc, zmierzali do oskarżenia jej o spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu.

Oczywiście wciąż pozostawała do wyjaśnienia kwestia zaginionego dziecka.

Pielęgniarka wyszła z sali, ledwo na nich zerknąwszy. Został mężczyzna. Około czterdziestki. Ponad metr osiemdziesiąt. Szorstka uroda, tak to chyba określają kobiety. Żaden tam urzędnik zza biurka, tylko facet, który wykonuje jakąś prawdziwą robotę.

– Pan Frank? – zaryzykował Wyatt.

– Tak? – Mężczyzna z troską przyglądał się żonie. Teraz oderwał od niej wzrok, by rzucić na nich zaniepokojone spojrzenie. Co Wyatt uznał za intrygujące. Zakładając, że zaginęła mu córka, powinien być chyba wdzięczny za obecność dwóch policjantów. A nawet natarczywy, domagając się jako zatroskany ojciec natychmiastowych odpowiedzi. Ale najwyraźniej jego największą troską była żona. Czy to znaczy, że na dziewczynce zupełnie mu nie zależy? A może już wie, co stało się z Vero i dlaczego nie mogli jej znaleźć?

Wyatt poczuł przypływ adrenaliny. Zerknął na Kevina, który najwyraźniej podzielał jego podejrzenia. Obaj, zamiast natychmiast zaatakować, instynktownie się wycofali. W sprawach rodzinnych agresja rzadko przynosi efekty. Lepiej znaleźć się po stronie rodzica. Być opanowanym, spokojnym, chętnym do rozmowy. A potem, krok po kroku, popuszczać tyle liny, żeby mógł się sam na niej powiesić.

Wyatt rozpoczął proces. Grzecznie, unikając konfrontacji:

– Czy moglibyśmy z panem chwilę porozmawiać?

– Ale moja żona… – zaczął mężczyzna.

– Chyba teraz odpoczywa. Mamy kilka pytań.

– Jesteście z policji – stwierdził mąż. Ale nie kłótliwym tonem. Wyszedł im naprzeciw. Był grzeczny. Idealnie.

Wyatt przedstawił siebie, a potem Kevina, uzyskując w zamian nazwisko Thomas Frank. Thomas, czy mogę zwracać się do ciebie Tom? Nie, używam imienia Thomas.

Wyatt zaproponował mu kawę. Kolejny przyjazny gest. O tej porze, późnym rankiem, w szpitalu panował ożywiony ruch, więc może udałoby im się znaleźć jakiś cichy kąt do rozmowy. Gdy mąż wykazał niezdecydowanie, Wyatt i Kevin po prostu zaczęli iść jasno oświetlonym korytarzem w kierunku szpitalnej stołówki. Mąż oczywiście ruszył za nimi, był zbyt zmęczony, żeby oponować.

Kiedy po zakupie kawy usadzili pana Franka za sztucznym fikusem, nadeszła pora, by przejść do rzeczy.

– Skąd zna pan Nicole Frank? – Wyatt zapytał dla pewności.

– Nicky? To moja żona.

– Od dawna jesteście razem?

Thomas Frank posłał mu słaby uśmiech.

– Wiem, że to zabrzmi ckliwie, ale dla mnie ona od początku była tą jedyną. Wiedziałem to od chwili, gdy ją ujrzałem.

– Jak się poznaliście?

– Na planie filmowym. Oboje pracowaliśmy dla firmy producenckiej w Nowym Orleanie. Ja zajmowałem się scenografią, a ona pracowała w cateringu, no wiecie, rozdawała jedzenie. Zauważyłem ją pierwszego dnia, a kręciliśmy przez miesiąc. Miałem dokładnie trzydzieści dni, żeby zaprosić ją na randkę.

– I ile to zajęło? – zapytał z ciekawości Wyatt.

– Trzy dni, żeby powiedzieć jej cześć. Trzy tygodnie, żeby odpowiedziała cześć. Już wtedy była nieśmiała.

– I od tamtej pory jesteście razem?

– Tak.

– Co was sprowadziło do New Hampshire?

Thomas popatrzył na nich. Miał mocno podkrążone i przekrwione oczy. Wyatt odgadł, że nie spał dobrze tej nocy i że nie jest to dla niego nowość. Kłopoty z żoną, kłopoty w pracy, kłopoty z dzieckiem? Wyatt znów poczuł się oszołomiony ilością różnych możliwości.

Ale Thomas tylko wzruszył ramionami.

– Chyba przypadek. To fajny stan. Góry do wędrówek, jeziora do pływania. I nie ma podatku od obrotów ani dochodowego. Jak go nie lubić?

– A gdzie pan obecnie pracuje? – zapytał Wyatt, trzymając się łagodnej i powolnej strategii działania.

– Nadal w scenografii, tylko że teraz na własny rachunek. Projektuję i produkuję specjalne rekwizyty czy elementy scenografii, które trudniej znaleźć. Nicky mi pomaga: udoskonala je, maluje, wykańcza i tak dalej.

– Nie powinniście być w LA? – zapytał Kevin. – Albo w Nowym Jorku? W tego typu miejscu?

Thomas potrząsnął głową.

– Niekoniecznie. Filmy można kręcić wszędzie, zwłaszcza jeśli stan lub miasto oferują ulgi podatkowe. Nowy Orlean, Seattle, Nashville czy nawet Boston, wszędzie jest mnóstwo filmowej roboty. Chłopaki od scenografii przyjeżdżają teraz do mnie i mówią, czego potrzebują. Ja to projektuję, tworzę i wysyłam. I już.

– I Nicky też? – upewnił się Wyatt.

– Tak. Tak jak mówiłem.

– A gdzie, panie Frank, była pańska żona ostatniej nocy?

Thomas zaczął się wiercić i wyraźnie unikał ich wzroku.

– Myślałem, że w domu – powiedział ochrypłym głosem. – Jak ją po raz ostatni widziałem, to spała na kanapie.

Kevin i Wyatt wymienili spojrzenia. Pora zacząć zwijać linę – pomyślał Wyatt.

– Która to była godzina? – zapytał, nadal idealnie uprzejmym tonem.

– Nie wiem, ósma albo dziewiąta wieczór.

Wyatt uważnie mu się przyjrzał.

– Trochę wcześnie jak na spanie – skomentował, a Kevin dołączył:

– A ostatnią rzeczą, jaką pan widział…

Thomas gwałtownie odstawił kubek z kawą.

– To nie jej wina!

Żaden z policjantów się nie odezwał.

– Przecież dobrze nam się wiodło. Wszystko było w porządku. Szczęśliwa para, szczęśliwe życie. Poza tym, że sześć miesięcy temu Nicky spadła ze schodów. Niosła chyba pranie. Znalazłem ją nieprzytomną na podłodze w piwnicy. Zabrałem ją na pogotowie, a tam stwierdzono lekkie wstrząśnienie mózgu. Wydawałoby się, że to nic wielkiego. Wystarczy odpoczywać, by odzyskać zdrowie. Ale ona nie mogła spać. I wściekała się bez powodu. Odczuwała bóle głowy, zmęczenie, trudności z koncentracją. Trochę poczytałem. Objawy odpowiadały skutkom wstrząśnienia mózgu. Powiedziałem sobie i jej, że potrzebna jest cierpliwość. Jeszcze trochę czasu. Tylko że parę miesięcy później znalazłem Nicky leżącą na ganku. Chciała wyjść przez drzwi. Ale musiała się chyba potknąć. Złe wieści, znowu uderzyła się w głowę. Dwa wstrząśnienia mózgu w odstępie trzech miesięcy.

Popatrzył na nich. Wyatt i Kevin przybrali mniej przyjazny wyraz twarzy, żeby spostrzegł ich sceptycyzm i poczuł się nieswojo.

– Syndrom powstrząśnieniowy – wyrzucił z siebie. – Moja żona nie jest pijaczką. Przynajmniej nią nie była. Nie jest też agresywna. Przynajmniej taka nie była. – Odwrócił lekko głowę, pokazując wyblakły siniak na krawędzi żuchwy. – Ale te upadki, wielokrotne uszkodzenia mózgu… Neurologowie twierdzą, że każde kolejne uszkodzenie wręcz potęguje efekt. Ja nie do końca to rozumiem. Wiem tylko, że moja żona… Ona nie jest teraz sobą.

– Czyli zostawił ją pan bez opieki wczoraj wieczorem – mruknął Wyatt.

– Poszedłem do mojego warsztatu! Mamy osobny budynek, na tyłach działki, tam trzymam wszystkie narzędzia, sprzęt. Tam pracuję i… na miłość boską… zajmowałem się Nicky niemal dzień w dzień. Ale teraz mam zaległości. Bo tak się dzieje, jak się ma kogoś chorego w domu. Robią się zaległości, a jednocześnie masz więcej rachunków do zapłacenia. Gdy zasypia, wymykam się do warsztatu. Nie twierdzę, że tak jest dobrze. Twierdzę tylko, że muszę to robić, żeby wszystko się jakoś trzymało. Lekarze chcą, żeby miała stabilny tryb życia i przebywała w spokojnym otoczeniu. Utrata domu z powodu niespłacania rat z pewnością nie zapewni jej ani jednego, ani drugiego.

– Skąd wzięła szkocką? – zapytał Kevin, przeciągając głoski.

Thomas Frank się zaczerwienił. Podniósł kubek, napił się.

– Nie wiem.

– Kluczyki do auta? – dorzucił Wyatt.

– Leżą w koszyku przy drzwiach wejściowych. Ona nie ma zakazu jazdy, tylko lekarze jej tego nie zalecają.

– Picia też jej zapewne nie zalecają – tym razem odezwał się Kevin.

Zaciśnięte usta.

– Nie. Nie zalecają.

– Ale pije. – Wyatt z powrotem skupił uwagę mężczyzny na sobie. Bo nadeszła już pora, czuł to. Thomas Frank był zły i zdenerwowany. Rozbity i rozkojarzony.

A właśnie opowiedział mu o życiu swoim i żony i ani razu nie wspomniał o dziewczynce o imieniu Vero.

Wyatt nachylił się. Popatrzył Thomasowi głęboko w oczy, jakby szukał tam prawdy albo przynajmniej próbował sprawdzić, czy ten człowiek jest aż takim dupkiem, jak podejrzewają. Kevin zrobił to samo z drugiej strony.

Zbliżenie. Uderzenie.

– Opowiedz nam o swojej córce – powiedział Wyatt. – Gdzie była ostatniej nocy?

Thomas Frank nawet nie drgnął. Nie wzdrygnął się odruchowo ani nie cofnął. Patrzył tępo przed siebie.

– Co?

– Twoja córka, Vero. Mała dziewczynka, która zaginęła.

Wyatt spodziewał się różnych reakcji, ale na pewno nie tego. Thomas zamknął oczy. Głęboko westchnął.

– Ja nie mam córki.

– W takim razie to córka Nicky…

– Panie sierżancie… My nie mamy dzieci. Żadnych. Ani ja, ani ona, ani wspólnych. Wiedziałbym o tym. Jesteśmy ze sobą od dwudziestu dwóch lat.

– Posłuchajcie, od tamtego pierwszego wstrząśnienia Nicky ma kłopoty ze snem. Dręczą ją koszmary, ale te koszmary, te napady zdarzają się nie tylko w nocy. Jakby zupełnie poprzestawiało jej się w głowie. Nie pamięta ludzi, których zna, zapomina na przykład, jak ja mam na imię, ale z drugiej strony wspomina o ludziach, którzy nie istnieją. Chyba najlepiej można określić to tak, że to, co prawdziwe, staje się dla niej wymyślone, a to, co wymyślone, staje się prawdziwe. Byliśmy u różnych lekarzy, próbowaliśmy różnych leków. Ale oni zwykle radzą nam ćwiczenie się w cierpliwości. Urazy wewnątrzczaszkowe leczy się czasem.

– Vero nie istnieje. – Wyatt musiał wypróbować to stwierdzenie. Bo spodziewał się usłyszeć wszystko, ale na pewno nie to.

– Nie ma żadnej Vero.

– Ale pan zna to imię – zwrócił uwagę Kevin, po którym w przeciwieństwie do Wyatta widać było zakłopotanie.

– Wołała je już wcześniej, głównie przez sen. Do tego jeszcze te… napady. Zrozumcie, na początku ja też czułem się zagubiony, bo może chodziło o coś, o czym nie wiedziałem. Ale sprawa wygląda tak. Jeśli pozwoli jej się o tym mówić… o Vero… to historia o tym, kim ona jest, ciągle się zmienia. Czasem Vero jest maleńką dziewczynką, niemowlęciem, którym Nicky się opiekuje. Ale znalazłem ją kiedyś ukrytą w szafie, bo ona i Vero bawiły się w chowanego. Innego dnia przypaliła kolację, bo Vero krzyczała na nią cały wieczór. „Te nastolatki”, powiedziała. Myślę… Do diabła, sam nie wiem, co myśleć. Ale Vero nie jest prawdziwą osobą. To raczej wytwór jej wyobraźni.

– Oficer Reynes, który był na miejscu zdarzenia – naciskał Wyatt – twierdzi, że pańska żona wyglądała wiarygodnie. Zgubiła Vero. Malutką dziewczynkę. Trzeba ją znaleźć. Pańska żona była dość przekonująca.

– Witam w moim świecie. – Thomas Frank znowu westchnął. W jego głosie nie było sarkazmu. Tylko ogromne zmęczenie. – Podam wam nazwisko naszej neurolog. To doktor Sare Celik – zaproponował. – Może ona pomoże wam to zrozumieć.

– Czy to imię należało do członka rodziny? Jakiejś siostry, dawnej przyjaciółki?

– Nicky nie ma żadnej rodziny. Gdy ją poznałem, była nastolatką, która radziła sobie sama. I to od paru lat. Nie lubi o tym rozmawiać. Na początku naciskałem. Ale teraz, po ponad dwudziestu latach… Jakie to ma znaczenie? Wszystko – Thomas Frank milknie, by uważnie im się przyjrzeć – wszystko układało się wspaniale. Nigdy nie mieliśmy żadnych problemów, Nicky też nie miała żadnych problemów. Musicie mi uwierzyć. Moja żona jest po prostu… chora. Spytajcie lekarzy. Porozmawiajcie z nimi, proszę.

– Proszę opowiedzieć nam o ostatniej nocy. Co się wydarzyło?

– Nicky zrobiła kurczaka – odpowiedział natychmiast Thomas. – A to znaczy, że to był dobry wieczór. Osobie z syndromem powstrząśnieniowym trudno się skoncentrować. Czasem coś zaczyna, na przykład gotowanie, a potem… zapomina. Odchodzi, zajmuje się czymś innym. Ale wczoraj zaczęła i skończyła pieczenie kurczaka, i niczego nie spaliła.

– A co pan robił, gdy ona gotowała?

– Oddzwaniałem. Byłem w domu, gdyby nagle trzeba było zaingerować i wyłączyć gaz, ale starałem się jednocześnie pracować.

– Zjedliście kolację. Jakieś wino, piwo?

– Ludziom po urazach mózgu nie poleca się alkoholu – wyrecytował Thomas.

– To nie jest odpowiedź na moje pytanie.

– Żadnego wina, żadnego piwa, żadnego alkoholu. Zjedliśmy kurczaka z sałatką i chlebem czosnkowym.

– A potem?

– Oglądaliśmy telewizję. Kanał poradnikowy, coś lekkiego. Ważne jest, żeby moja żona się nie denerwowała.

Wyatt poprosił o podanie godziny, nazwy programu i zapisał je.

– Więc jest ósma wieczorem…

– Raczej siódma trzydzieści. Nicky zdrzemnęła się na kanapie. Zerknąłem na zegar, stwierdziłem, że jest za wcześnie, żeby iść spać, więc powinienem zająć się pracą. Przykryłem żonę kocem, a potem wyszedłem po cichu tylnym wyjściem do warsztatu.

– Kiedy pan wrócił?

– Nie wiem. Koło jedenastej.

– I odkrył pan, że Nicky nie ma?

– Zauważyłem, że nie ma jej na kanapie. Ale pomyślałem, że poszła na górę do łóżka. Obejrzałem wieczorne wiadomości i sam tam poszedłem. I wtedy zorientowałem się, że byłem w błędzie.

– Co pan zrobił?

– Obszedłem dom, wołając ją. A potem poszedłem po rozum do głowy i sprawdziłem, czy na podjeździe stoi jej samochód. Nie było go, uznałem, że to niedobrze, więc zadzwoniłem na jej komórkę.

Wyatt pokiwał głową, żeby zachęcić go do kontynuowania.

Ale Thomas Frank tylko wzruszył ramionami.

– Nie odbierała. Naprawdę nie wiem, co moja żona robiła do chwili, gdy zadzwoniono ze szpitala, żeby mi przekazać, że jest na izbie przyjęć. Wtedy dowiedziałem się o wypadku.

– Jak pan myśli, co pana żona robiła między ósmą wieczorem a piątą rano? – zapytał Wyatt.

– Nie wiem. Jeździła samochodem… – Thomas zająknął się. – Piła… – padła spodziewana odpowiedź.

– Mogła się z kimś spotkać? Z kimś zaufanym, z przyjaciółką? Z kochankiem?

– Jesteśmy tu nowi. Ledwo się rozpakowaliśmy, gdy Nicky upadła po raz pierwszy. Od tamtej pory poznaliśmy wielu lekarzy. Ale nie… przyjaciół.

Wyatt pomyślał, że w głosie Thomasa pobrzmiewa żal.

– Jakiś powód, dla którego znalazła się samochodem akurat w tym miejscu? Jest tam jakaś restauracja, sklep czy ulubione miejsce?

– Rzadko wychodziliśmy.

– Pańska żona ma jakiś ulubiony rodzaj szkockiej?

Thomas zacisnął usta, nie zamierzał odpowiadać. Wyatta to nie zdziwiło. Z doświadczenia wiedział, że rodziny pijanych kierowców nie są chętne do udzielania informacji. Nie bez powodu uważa się ich często za współwinnych.

Wyatt zmienił taktykę.

– A Vero? Po co angażuje policję w taką ciuciubabkę, w poszukiwanie wymyślonego dziecka?

– Ona tak nie myśli. Wy i ja wiemy, że Vero nie istnieje. Ale Nicky… Dla niej Vero jest bardzo realna.

– A co ją tak zdenerwowało? – zapytał Wyatt. – Gdy tu przyjechaliśmy.

– Nie mam pojęcia. Często nie mam. Może to dlatego, że teraz życie mojej żony to nudna rutyna i poczucie zbędności.

– A do tego butelka szkockiej?

– Posłuchajcie. – Thomas Frank pochylił się do przodu, kładąc dłonie na kolanach. – Nie wiem, co się wydarzyło zeszłej nocy, ale możecie sprawdzić kartotekę mojej żony. To jest jej pierwsze wykroczenie. Nie możecie jej wystawić mandatu albo coś takiego?

– Wystawić mandat? Panie Frank, pańska żona zostanie oskarżona co najmniej o spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu. A to już jest przestępstwo.

– Ale nikomu nie stała się krzywda!

– Jej się stała. Według prawa to wystarczy.

Pan Frank usiadł z powrotem. Naprawdę wyglądał na przestraszonego.

– Ale… Ale…

– Nie wspominając – kontynuował Wyatt – o tym, że na kilka godzin zaangażowała lokalne i stanowe siły porządkowe w poszukiwanie dziecka, które nie istnieje.

– To nie jej wina!

– Mimo wszystko…

– Proszę, musicie zrozumieć… – Thomas Frank miał szeroko otwarte oczy, był bliski paniki. – Moja żona nie jest przestępcą. Jest po prostu chora. Zajmę się nią. Będę jej uważniej pilnować. To się już nie powtórzy.

– Myślałem, że musi pan pracować. Na rachunki i tak dalej.

– Wezmę wolne. Albo wynajmę opiekunkę czy kogoś takiego. Błagam, panowie. Nie ma potrzeby jej o nic oskarżać. Ona wyzdrowieje. Obiecuję, że wszystkim się zajmę.

Wyatt uważnie mu się przyglądał. Uznał, że Thomas Frank nie kłamie. Naprawdę wierzy, że potrafi nad wszystkim zapanować. A mimo to… Coś mu tu nie pasowało. Intuicja śledczego, dwadzieścia lat doświadczenia, które podpowiadało, że jeśli żona jest w szpitalu, to najbardziej prawdopodobnym podejrzanym jest mąż. Wyatt nigdy nie słyszał o syndromie powstrząśnieniowym. Ale znał wiele rodzin i wiedział, że każda z nich zawsze ma coś do ukrycia. Wypuścił ostatnią strzałę:

– A co z Vero? – zapytał. – Nią też się pan zajmie?

I miał tę satysfakcję, że Thomas Frank w końcu się wzdrygnął.