Rozdział 11

Frankowie mieszkali w stosunkowo nowym, pomalowanym na szaro domu w stylu kolonialnym. Czarne okiennice, zadaszona weranda, kręta, wyłożona kostką ścieżka, która prowadziła przez miłą dla oka rabatę z kwiatami. Choć lato dawno minęło, wciąż zdobiły ją postrzępione bratki i przypominające główki kapusty kwiaty, których nazwy Wyatt nie potrafił zapamiętać. A to znaczy, że ktoś zadał sobie trud, żeby wymienić rośliny na jesień. Nicky Frank? Jej mąż, Thomas?

Należało się dowiedzieć wielu rzeczy i dlatego Kevin i Wyatt zdecydowali się rozpocząć dzień od złożenia osobiście wizyty w tym domu.

Wczorajsze słowa Tessy wciąż brzmiały w głowie Wyatta. Co tak naprawdę wiedzieli o Nicky Frank, skoro nigdy z nią nie rozmawiali? Co wiedzieli między innymi o tym, co pamięta ze swoich trzech „wypadków”? Bo samochody rzadko spadają z drogi w przepaść z biegiem wrzuconym na luz. Pewnie, że może się tak zdarzyć. Kierowca zasypia i bezwiednie wybija dźwignię z pozycji, gdy auto zsuwa się pod ostrym kątem. Ale to mało prawdopodobne. To z kolei kazało Wyattowi zastanowić się także nad whisky. Czy Nicky piła na własną rękę? Czy też ktoś się postarał, żeby kobieta z urazami mózgu i zakazem picia alkoholu nie ocknęła się za kierownicą?

Czasem podczas pracy nad sprawą ma się jakiś mocny trop, ale najczęściej ma się tylko przeczucie. Jeden plus z bycia sierżantem – Wyatt musiał słuchać swojej intuicji. Na przykład w sprawie poszukiwania w całym hrabstwie dziewczynki pomimo braku dowodów, że w ogóle istnieje. Owszem, szeryf już z nim na ten temat rozmawiał. Ale nawet on się zgodził, że coś w tej parze nie gra. Ta seria wypadków u żony i trwała iluzja o zaginionym dziecku wydawały się dziwne.

Wyattowi przypadł w udziale zaszczyt zapukania do drzwi. Miały kolor ciemnej żurawiny i wyglądały na niedawno malowane. Domyślił się, że gdy Frankowie kupili ten dom pół roku temu, poświęcili sporo czasu i energii, żeby go odszykować. Znak, że wreszcie znaleźli swoje miejsce na ziemi? Bo Kevin prześledził wczoraj historię tego małżeństwa i stwierdzenie, że często się przeprowadzali, byłoby niedopowiedzeniem. W jednym miejscu mieszkali najwyżej dwa lata. Trzymali się raczej zasady: dziś tu, jutro gdzie indziej.

Wymogi pracy, mąż zacierający ślady czy para niespokojnych duchów? Kolejne pytania do rozważenia.

Wyatt lubił wyzwania.

Stąd jego związek z Tessą.

Zapukał ponownie, tym razem głośniej i bardziej natarczywie. W końcu w głębi domu rozległy się kroki. Zaraz potem drzwi się otwarły i stanął przed nimi rozczochrany Thomas Frank.

– Dzień dobry – powiedział wesoło Wyatt.

Frank, bosy i w dresach, tylko na niego popatrzył.

– Która godzina?

– Ósma rano.

– Nie za wcześnie na wizyty?

– Przynieśliśmy kawę.

Thomas zmarszczył brwi.

– Proszę pana – Kevin przeszedł do rzeczy – mamy kilka pytań do pana żony.

– Żona śpi. A odpoczynek jest jej bardzo…

– Nie ma problemu. – Na schodach za plecami Thomasa pojawiła się Nicky.

Też nosiła domowy strój – spodnie do jogi, luźny sweter – i miała mokre włosy, jakby właśnie wyszła spod prysznica.

Nawet z takiej odległości Wyatt dostrzegł ostre linie szwów, które przecinały jej czoło, lewe oko, prawą stronę żuchwy, oraz miliony siniaków i otarć na jej skórze. Wczoraj wyglądała źle. Dzień później – jeszcze gorzej. I chyba tak będzie, dopóki siniaki się nie zagoją. Ale stała na własnych nogach. Wyprostowana. Z jasnym spojrzeniem.

Wyatt poczuł lekkie drżenie, niczym myśliwy przed polowaniem na dużego zwierza. Zapowiadał się wspaniały poranek.

Thomas się cofnął, niechętnie wpuszczając dwóch policjantów do swojego domu. Wyatt i Kevin się nie wahali, tylko śmiało wkroczyli do środka i zamknęli za sobą drzwi. Pierwsze wrażenie Wyatta było takie, że dom jest przyjemny w taki czysty, nowoczesny sposób, ale jakoś dziwnie sterylny. Mniej jak dom, a bardziej jak zestaw elementów. Tu sofa Pottery Barn, tam stosownej wielkości stolik do kawy, a tutaj miękki i przytulny dywanik. Dopóki nie weszli do kuchni, która połączona była z werandą w szokująco jaskrawych kolorach, nie zauważył nic osobistego. Sądząc po tym, jak Thomas unikał wzrokiem jaskrawo pomalowanych ścian, Wyatt domyślił się, że te pomieszczenia urządzone zostały w stylu Nicky, a nie jej męża.

Kevin odstawił tackę z czterema kawami na kuchenny blat. Thomas z westchnieniem zaakceptował łapówkę. Ale Nicky nalała sobie szklankę wody.

– Czy ja pijam kawę? – zapytała męża. W jej głosie zabrzmiała czysta ciekawość.

– Wolisz herbatę – podpowiedział Thomas.

– Ale podoba mi się zapach.

Thomas spojrzał na żonę.

– Wiesz, że nie musisz z nimi rozmawiać? Nie przekroczyłaś dozwolonego poziomu alkoholu we krwi, pamiętasz? – Rzucił im takie spojrzenie, jakby chciał im wyraźnie dać do zrozumienia, że jest zorientowany. – Nie wspominając o tym, że doktor Celik mówiła, że masz odpoczywać. Jeśli jesteś zmęczona, powinnaś pójść się położyć. Ja się tym zajmę.

Duży, silny opiekun – zaczął się zastanawiać Wyatt – czy po prostu mąż, który bardzo nie chce, żeby jego żona rozmawiała z policją?

Najciekawsze było to, że odnosił wrażenie, że Nicky zastanawia się dokładnie nad tym samym.

– Mamy tylko kilka pytań – zaczął delikatnie Wyatt. – Bez względu na to, czy kierowca był pod wpływem alkoholu czy nie, jesteśmy zobowiązani zbadać każdy wypadek. To rutynowe czynności. Nie zajmą dużo czasu.

– Nie ma problemu – powiedziała Nicky. – Możemy pójść na werandę. Gdybym czegoś potrzebowała, dam ci znać.

Zgodnie z uzyskanymi informacjami, Thomas rzeczywiście prowadził swoją własną firmę, Ambix Productions. W zeszłym roku zarobił dwieście pięćdziesiąt tysięcy, co wyjaśniało piękny dom i luksusowe samochody. Frankowie mieli czterdzieści tysięcy oszczędności w banku, ładne zabezpieczenie na wypadek, gdyby żona nadal nie mogła pracować. Raczej nie byli więc małżeństwem na skraju krachu finansowego, co Thomas wyraźnie zasugerował w szpitalu. Może był wyjątkowo sumienny, a może był pracoholikiem. Bez wątpienia seria wypadków żony ograniczyła jego możliwości zarobkowania, i to nie na tydzień czy dwa, tylko na całe minione sześć miesięcy.

Czy to znaczy, że ma prawo być nadopiekuńczy wobec żony? Czy też raczej stoją za tym jakieś kłamstwa i sekrety? W takie dni jak ten Wyatt po prostu uwielbiał swoją pracę.

Gdy Thomas wyszedł, Nicky wprowadziła Wyatta i Kevina do kolorowej werandy. Wyatt zauważył, że porusza się ostrożnie, widać było, że ją boli, ale była raczej w dobrym nastroju.

– Podoba mi się ta weranda – powiedziała, zajmując miejsce w jednym z wyłożonych poduszkami foteli. Wyatt i Kevin usiedli w takich samych wiklinowych fotelach naprzeciwko niej. – To mój pokój – dodała, podwijając nogi. – I ta żółta sypialnia na górze. To też mój pokój.

– Rozpoznaje pani swój dom? – zapytał Wyatt. – Czuje się tu pani dobrze?

– Tak. Dopóki nie zaczynam za dużo myśleć. Jeśli coś tylko robię, wie pan, na przykład sięgam po talerz, to natychmiast go znajduję. Jeśli jednak zawaham się i zacznę się zastanawiać, gdzie powinny być talerze… Wtedy sprawa się komplikuje.

– Korzysta pani z pamięci ciała – odezwał się Kevin.

Nicky wzruszyła ramionami. Ciemne włosy zaczęły schnąć i skręcać się wokół jej twarzy. Wyatt zauważył, że jest atrakcyjną kobietą, a przynajmniej byłaby, gdyby nie rany i siniaki.

– Ze wszystkiego, co pomaga – odpowiedziała. – Biorąc pod uwagę stan mojej głowy, trudno wybrzydzać.

– Boli panią głowa?

– Nie. Tylko… Cała jestem obolała. W każdym miejscu. Jakbym cała była mocno potłuczona. Dostałam tabletki przeciwbólowe, ale myślę, że na razie będę się trzymać advilu.

– A jak Vero? – zaryzykował Wyatt. – Ona też czuje się lepiej?

Siedząca naprzeciwko niego Nicky zamarła i spojrzała mu w oczy.

– Uważa mnie pan za wariatkę, sierżancie?

– Jeszcze nie wiem.

– Ja nie mam córki.

– Ale przecież wczoraj…

– Wczoraj miałam poważny wypadek i uderzyłam się w głowę. Po raz kolejny. Na pewno byłam oszołomiona i zdezorientowana.

– A kiedykolwiek miała pani dziecko?

– Nie. Jestem bezpłodna. Nigdy nie mieliśmy takiej opcji. – Uśmiechnęła się blado. – Zabawne, że z zerowym skutkiem szukałam w pamięci imienia własnego męża. Ale o swojej jałowości pamiętałam. Od tego nie da się uciec.

Wyatt się zawahał, nie wiedząc, jak zareagować na takie wyznanie. Nie mogła mieć dziecka, ale może w głębi duszy wciąż tego pragnęła, więc jej pozostająca pod presją podświadomość je wymyśliła? Przypuszczał, że to możliwe. Ale zdecydowanie wykraczające poza kompetencje policji.

– Skąd imię Vero? – zapytał Kevin.

– Nie wiem.

– Kogoś z rodziny? Mamy, siostry, ciotecznej babki?

– Ja nie mam rodziny.

– Żadnej? Nikogo? – wtrącił się Wyatt.

Spojrzała na niego otwarcie.

– Nie. Nikogo. Tylko Thomas i ja. Zapewniam, że to naprawdę wystarcza.

Okej. Wyatt zrobił kolejną notatkę. Wczorajsze wątpliwości Tessy wydawały mu się coraz bardziej słuszne. Bo najwyraźniej Nicky Frank prowadziła bardzo samotne życie. Tylko ona i mąż. Tyle że to nie mąż miał jeden „wypadek” za drugim.

– Co pani pamięta ze środowej nocy? – zapytał Wyatt.

– Tej nocy z wypadkiem?

– Tak.

– Nic.

– Nic?

– Kompletnie nic. Próbuję to sobie wyobrazić… Ale mam w głowie pustkę.

Wyatt zerknął na Kevina, który odpowiedział skinieniem głowy.

– Pani Frank – odezwał się Kevin. – Spróbuje pani ze mną czegoś? To ćwiczenie ze sterowania pamięcią. Może pomóc poruszyć pani wspomnienia.

– A na czym polega?

– Proszę spokojnie siedzieć i postarać się odprężyć. Ja spróbuję przejść z panią szczegółowo przez cały wieczór, koncentrując się na pani zmysłach. To, co pani poczuła węchem, to, co pani usłyszała, i tak dalej. To jak podchodzenie do pamięci z boku, a nie od frontu. Czasem bardzo pomaga.

– Ale to nie hipnoza?

– Absolutnie nie.

– Bo ja mam już dość kłopotów ze swoim mózgiem. Nie chciałabym, żeby ktoś przy nim majstrował.

– Żadnego majstrowania, żadnych sugestii. Zadam pani tylko serię pytań, a pani odpowie, co pierwsze przychodzi pani na myśl.

Nicky zacisnęła usta i wciąż niepewnie mu się przyglądała. Ale potem delikatnie skinęła głową. Zgadzała się.

– W porządku. Proszę zamknąć oczy. I głęboko oddychać. Środa po południu. Piąta. Gdzie pani jest?

– W domu.

– Co ma pani na sobie?

– Dżinsy. Czarny golf. Szary polar.

– To wygodne ubranie?

– Miękkie, przyjemne. To mój ulubiony strój.

– I co pani robi w domu?

– Ja… zaczynam szykować kolację. Piersi z kurczaka. Zamarynowałam je rano we włoskim sosie. Teraz muszę je przygotować. Chyba podsmażę je, a potem dopiekę w piekarniku. Powinnam też ugotować ryż. I może jeszcze trochę brokułów na parze. – Waha się. – Boli mnie głowa.

– Bierze pani jakąś tabletkę?

– Już wcześniej wzięłam. Cztery advile. Ale to za mało. Zapach kurczaka… Mdli mnie od niego.

– Co pani robi?

– Muszę się położyć. Czasem owijam chłodzący okład ręcznikiem i przykładam go sobie na oczy. To pomaga.

– A teraz?

– Wkładam kurczaka do piekarnika. Ustawiam minutnik, żeby się nie przypalił. Rezygnuję z brokułów, ale ryż już się gotuje. Nie muszę się tym zajmować. Biorę chłodzący okład i idę na sofę.

– Gdzie jest pani mąż?

– Nie wiem.

– Jest w domu?

– Nie wiem.

– Może jest w warsztacie?

– Nie wiem.

– Okej. Kładzie się pani z okładem.

– Chyba zasypiam. Jest ciemno, chłodno i przyjemnie. Zamykam oczy. Lubię spać. Gdy śpię, odwiedza mnie Vero. Jest szczęśliwa, ma na sobie swoją ulubioną sukienkę w kwiaty. Chce tańczyć, więc biorę ją za ręce i obracamy się wokół. Tylko że jesteśmy w małym pokoju, z niebieskim poprzecieranym dywanikiem, zamkniętymi okiennicami i dwoma zsuniętymi razem pojedynczymi łóżkami. Zbliża się koniec. To nasz pokój do pożegnania. Wiem to za każdym razem, gdy patrzę na dywan. Powinnam się zatrzymać. Tak trudno mi ją widywać. Ale kocham ją. Zawsze ją kochałam. I tak mi przykro. Nie miałam pojęcia, jak człowiekowi może być przykro, to jak ciężar, który ciągnie cię na samo dno, i… o Boże, znowu te kroki. Na dole. Obie musimy uciec. Ale to zawsze udaje się tylko jednej. Zawsze mnie, a nigdy Vero.

– Nicky… – Wyatt uważnie się jej przygląda. Wciąż ma zamknięte oczy. Nie patrzyła na nich, tylko zatraciła się w pamięci o własnej pamięci. I płakała. Bez względu na to, czy była tego świadoma czy nie, łzy spływały jej po twarzy.

– Budzi się pani? – zapytał delikatnie Kevin.

– Włącza się minutnik. Kurczak. Jest gotowy.

– Co pani robi?

– Thomas. Stoi w salonie. Patrzy na mnie. Może coś zawołałam, a może wypowiedziałam jej imię. Nie powinnam tego robić. Wyjmuję kurczaka z piekarnika. Rozkładam na talerze. Odcedzam ryż. Nakrywam do stołu. Thomas mnie obserwuje. Chwali mnie. Jeden z moich pierwszych udanych obiadów. Jemy w milczeniu. Zwykle nie jedliśmy w ten sposób, tylko gadaliśmy, gadaliśmy i gadaliśmy. Kiedyś się kochaliśmy.

Wyatt i Kevin wymienili spojrzenia.

– Co pani robi po obiedzie? – zapytał Kevin.

– Zmywam naczynia.

– A Thomas?

– Ma pracę. To bardzo ważne. Pracuje. Ja sprzątam kuchnię. Ale upuszczam talerz. Rozbija się na podłodze. Trzęsą mi się ręce. Jestem zmęczona. Słaba. Kiedyś tak nie było, ale teraz jestem zmęczona cały czas. Thomas jest bardzo cierpliwy. Ma tyle pracy, a do tego musi niańczyć żonę. Sprzątam ostrożnie talerz, wyrzucam skorupy do kosza na zewnątrz, mając nadzieję, że tam ich nie zauważy. Nie chcę, żeby się zdenerwował.

– A co się dzieje, gdy Thomas się denerwuje? – zapytał Kevin.

– Nie chcę, żeby się denerwował – powtórzyła Nicky.

– Po sprzątnięciu talerza co pani robi?

Nicky milknie. Oczy wciąż ma zamknięte, na policzkach schną łzy.

– Nie powinnam tego robić – szepcze. – To złe. Nie powinnam tego robić. Będzie zły. Nie powinnam tego robić.

– Robić czego, Nicky?

– Cii… – szepcze. – Opuszczam go.

– Ale nie – odzywa się po trzydziestu sekundach. – Nie mogę. Potrzebuję go. Tylko z nim jestem bezpieczna.

– Bezpieczna przed czym? – zapytał Kevin.

– Nie ma pan pojęcia.

– Czy pani i pani mąż macie jakichś wrogów? Czy ktoś pani groził?

– Krew skapuje z kolców. Te okropne róże, pnące się po ścianie.

– Nicky…

– Pan nie rozumie, jaka ja jestem zła.

Mówi normalnym tonem, ale Wyatt po raz kolejny czuje jakieś ukłucie. Coraz bardziej brzmi to dla niego jak wyznanie maltretowanej żony, kobiety nauczonej myśleć o sobie źle, czuć, że nieustannie zawodzi swojego męża.

– Jestem zmęczona – mówi cicho Nicky. – Głowa mnie boli.

– Jeszcze tylko chwilka – nalega Wyatt. – Czy głowa boli panią teraz tak jak tamtego wieczoru?

– Tak. Powinnam przyłożyć lód. I położyć się.

– Proszę przypomnieć, co pani miała wtedy na sobie. – Kevin cofa się odrobinę, żeby wciągnąć ją z powrotem w rozmowę.

– Dżinsy. Czarny golf. Mój ulubiony szary polar.

– Jest pani wygodnie?

– Tak.

– A kiedy wkłada pani płaszcz?

Pauza. Nicky, która wciąż ma zamknięte oczy, marszczy brwi.

– Płaszcz?

– Czy najpierw chwyciła pani kluczyki do samochodu? – wtrącił Wyatt. Zanotował sobie w pamięci, żeby sprawdzić to w szpitalu. Personel spakował do torby ubranie Nicky z zeszłej nocy. Choć nie mieli podstaw, żeby zabrać je do badania, to przecież mógł zapytać o nie pielęgniarki albo sanitariuszy z pogotowia. Czy Nicky miała na sobie płaszcz? Bo w samochodzie go nie było.

Ale Nicky potrząsnęła głową.

– Leżę na kanapie.

– A kiedy pani wstała?

– Vero – szepcze.

– Vero?

– Próbowałam polecieć. Jak Vero. Ale małe dziewczynki nie potrafią latać, wie pan? Rozbiła się. I ja się rozbiłam. I teraz muszę ją odnaleźć. I tylko dlatego powstałam z martwych.

– Wsiadła pani do auta, żeby ją znaleźć? – zapytał Kevin.

– Nie, wysiadłam z niego, żeby ją znaleźć.

– A dokąd pani jechała, Nicky?

– Jechałam?

– Jest pani w aucie, jedzie pani przez noc.

Ale Nicky pokręciła głową. Otworzyła oczy i popatrzyła prosto na nich.

– Nie jechałam – powiedziała. – Leżałam na kanapie.

Wyatt przyglądał się jej intensywnie, a pierwszy kawałek układanki trafił na miejsce.

– A kto przyniósł pani whisky?

Lecz Nicky nie odpowiedziała.