Rozdział 15

Wyatt nie cierpiał oglądania zapisów z kamer wideo. W serialach kryminalnych w telewizji ich jakość zawsze była doskonała. Bez trudu można było zatrzymać kadr, puścić klatkę za klatką, powiększyć tu, powiększyć tam, przeczytać datę przydatności do spożycia chleba leżącego na półce tuż za przestępcą.

W rzeczywistości stacje benzynowe, całodobowe sklepy i małe sklepiki to niełatwy biznes i nie przynoszą jakichś ekstra zysków, które można by zainwestować w porządne systemy bezpieczeństwa. Ich właściciele kupują raczej najtańsze kamery, używane, oparte na przestarzałych technologiach, i wykorzystują do nagrywania bez końca te same dyski, aż na nowszych zapisach zaczynają przebijać fragmenty starszych.

Wyatt i Kevin poprosili o zapis z kamer z jednego tygodnia. Zmęczony sprzedawca poinformował ich, że ma nagrane tylko ostatnie trzy dni, bo potem jest nowy zapis. Wyatt i Kevin mieli nadzieję na przyzwoitą jakość obrazu. Dostali ciemne, rozmazane nagrania niekończącego się sznura samochodów wjeżdżających i wyjeżdżających ze stacji. Jeśli chodzi o samochody, które tylko przejeżdżały, kamery były zbyt daleko, a droga za słabo oświetlona. Mogli dostrzec zaledwie kolejne przesuwające się podwójne światła i tyle.

Kevin zwrócił uwagę, że audi Nicky wyposażone jest w światła ksenonowe, które mają charakterystyczny kryształowoniebieskawy kolor, więc auto, które przejechało o czwartej trzydzieści dziewięć rano w czwartek, mogło być jej samochodem. Ale czy da się dostrzec numery? Nie. Twarz kierowcy? Nie ma szans. Kolor, jakiś charakterystyczny szczegół, wskazówka co do marki i modelu auta czy cokolwiek, co mogliby przedstawić przed sądem? A to pech.

Sprzedawca nie był zbyt pomocny. Zostawił ich samych w ciasnej pakamerze, żeby sobie radzili. Z jego punktu widzenia kamery bezpieczeństwa są po to, żeby złapać gościa, który wszedł do sklepu i przyłożył mu broń do głowy. Parkujące na zewnątrz samochody czy auta przejeżdżające główną drogą zupełnie go nie interesowały.

– Przynajmniej wiemy, co się nie wydarzyło – stwierdził w końcu Wyatt.

– A co się nie wydarzyło? – zapytał Kevin.

– Nicole Frank tu nie tankowała. Thomas Frank też się nie zatrzymał, żeby kupić napój energetyczny przed zepchnięciem auta z żoną w przepaść. To już coś.

– I żadna kobieta, piękna czy brzydka, nie kręciła się tutaj po pierwszej w nocy.

– To znaczy, że jeśli na Thomasa Franka czekała kochanka, to nie tutaj – dodał Wyatt.

Kevin przytaknął.

– To zdecydowanie zawęża zakres poszukiwań. Rozumiem, czemu ta sprawa tak cię cieszy.

– Podoba mi się twój pomysł, żeby zbadać jego ubranie – powiedział po chwili Wyatt. Bo gdy jedne drzwi się zamykają, gdzieś muszą otworzyć się inne.

– Nie mamy podstaw – przypomniał mu Kevin. – Musielibyśmy mieć świadka, który zeznałby, że widział Thomasa Franka na miejscu wypadku, a najlepiej gdyby Thomas Frank osobiście pokazał się na nagraniach z kamer. Bez tego… Nie możemy powiedzieć sędziemu, że podejrzewamy Franka tylko dlatego, że jest jej mężem, a wszyscy przecież wiedzą, że to zawsze jest mąż.

– Zasada numer jeden: Co robimy, gdy nie mamy żadnych podstaw? – zapytał Wyatt.

– Kombinujemy, aż znajdziemy.

– Dokładnie. Proponuję wrócić do domu Franków. Poprosimy, żeby pokazał nam swoje kurtki i buty, i zrobimy to na oczach żony.

– Będzie mu trudno odmówić – przyznał Kevin. – Żeby nie wyglądało na to, że ma coś na sumieniu.

– I może nam się poszczęści i coś znajdziemy.

– Osad na podeszwach jego butów – powiedział ze śmiertelną powagą Kevin – którego skład będzie dokładnie odpowiadać proporcjom kurzu, piasku i minerałów w ziemi z szerokiego na pół metra pasa przy drodze, gdzie auto Nicole Frank spadło w przepaść.

Obaj przewrócili oczami. Takie historie rodem z CSI nigdy się w prawdziwym życiu nie zdarzają. W New Hampshire mogli najwyżej porównać asfalt. Na przykład na wyremontowanym dwumilowym odcinku w Albany użyto klasycznego taniego, natomiast w North Conway zastosowano droższą mieszankę. Ale to i tak dotyczyło bardzo długich odcinków, mogło najwyżej pomóc w ulokowaniu sprawcy w danej miejscowości. A to mało konkretny dowód.

Ale telewizja ma swoje plusy: ludzie oglądają jej tyle, że zaczynają w to wszystko wierzyć. I nie ma nic nielegalnego w korzystaniu z takich iluzji. Cóż, proszę pana, widzę piach na pańskich butach. Bardzo ciekawy ten piach. Z pewnością pobierzemy próbkę. Tak, to ważna wskazówka.

Choć sama próbka to zwykłe oszustwo, to jeśli podejrzany zdecyduje się wrzucić buty do pieca, gdy tylko policjanci wyjdą z jego domu… Każdy sędzia uzna takie zachowanie za podejrzane.

– A co jeśli Thomas zdążył już uprać ubranie? – zapytał Kevin.

Wyatt się uśmiechnął.

– Idealnie. To da nam pretekst, żeby sprawdzić pralnię, miejsce, w którym jego żonie przydarzył się pierwszy wypadek.

– O, podoba mi się twój tok myślenia.

– Mnie podobałby się jeszcze bardziej, gdybyśmy mogli się dzięki niemu dowiedzieć, co się dzieje z Nicole Frank.

– Odrobinę cierpliwości, przyjacielu. Odrobinę.

Thomas Frank otworzył drzwi po pierwszym dzwonku. Tym razem okazał mniej wahania. Najwyraźniej zaczął się godzić z losem.

Wygląda na zmęczonego – pomyślał Wyatt. Zestresowanego. Obowiązkami związanymi z opieką nad niedomagającą żoną czy też próbami zatarcia śladów? W każdym razie Wyatt poczuł grillowany ser i zupę pomidorową. Uwielbiał grillowany ser i zupę pomidorową.

– Przeszkadzamy w posiłku? – zapytał.

– Właściwie to…

– W takim razie będziemy się streszczać. Jest Nicole?

Nicky pojawiła się w holu, obok pokoju dziennego. Miała na sobie te same spodnie do jogi i za duży sweter co rano. Długie, brązowe włosy wydawały się potargane – może odpoczywała – a twarz nadal była pokryta siniakami i świeżymi szwami.

– Pani Frank – przywitał ją Wyatt.

– Dobry wieczór, sierżancie.

Zauważył, że nie podeszła od razu, tylko trzymała dystans. Wymienili z Thomasem spojrzenia, a Wyatt zaczął się zastanawiać, czy nie przeszkodzili w czymś więcej niż kolacja. Ciekawe.

– Czy moglibyśmy obejrzeć pani płaszcze? – zapytał Wyatt. On i Kevin przećwiczyli to po drodze. Zamiast atakować od razu męża, co mogłoby wywołać odruch obronny, postanowili zacząć łagodnie.

– Moje płaszcze? – zapytała zaskoczona Nicky.

– Płaszcze, kurtki przeciwdeszczowe, okrycia, które zwykle zakłada pani, wychodząc wieczorem.

Przyjrzała się im z zainteresowaniem, a potem znów popatrzyła na męża. Thomas milczał, więc podeszła bliżej i otworzyła szafę w przejściu.

– Moje kurtki są tutaj.

– Pamięta to pani? – zapytał Kevin.

– Przypomniało mi się w momencie, gdy o tym wspomnieliście. Nie rozumiem. Po co chcecie zobaczyć moje kurtki?

– Sprawdziliśmy w szpitalu – powiedział Wyatt. – Tego ranka, gdy pani tam trafiła, nie miała pani na sobie wierzchniego okrycia.

– Może zostawiłam je w aucie.

Wyatt przypomniał sobie idealnie puste wnętrze audi, na co zwrócił uwagę opiekun psa tropiącego.

– Nie – powiedział.

Nicole wydawała się zaskoczona, ale cofnęła się, żeby mogli zajrzeć do szafy.

Wyatt i Kevin się nie śpieszyli. Kevin wyciągał każde okrycie, które wydawało mu się damskie, a Wyatt przyglądał się wszystkim pozostałym. Żadne z nich nie było ani mokre, ani szczególnie brudne. Chociaż z drugiej strony minęło już niemal trzydzieści sześć godzin od chwili, gdy w czwartkowy poranek przestał padać ulewny deszcz.

– To wszystkie pani okrycia? – zapytał Kevin.

Nicky przechyliła głowę w bok, najwyraźniej musiała się zastanowić.

– Tak mi się wydaje.

Kevin spojrzał na Thomasa.

– To wszystkie okrycia pana żony?

– Tak.

– W takim razie… Nie miała pani na sobie kurtki, gdy wsiadała pani do samochodu w środę wieczorem.

Nawet Nicky wydało się to dziwne.

– Ale przecież wtedy lało. I to od paru dni.

– I było zimno.

Zawahała się. Była zaniepokojona. A potem – bo do kogo innego mogłaby się zwrócić, jak pomyślał Wyatt – znowu popatrzyła na męża.

– Ostatni raz, jak cię widziałem – powiedział cicho – leżałaś na kanapie i miałaś na sobie dżinsy, czarny golf i szary polar.

To samo zapamiętała pielęgniarka z izby przyjęć. I podzieliła się z nimi spostrzeżeniem, że Thomas bardzo się upierał przy odzyskaniu zakrwawionych ubrań żony, nie zważając na to, że uznano je za groźne biologicznie odpady.

– A buty? – zapytał Wyatt.

Thomas pokręcił głową.

– Jak ją widziałem, to miała na nogach kapcie. Tak jak teraz.

Kevin i Wyatt spojrzeli na stopy Nicky. Rzeczywiście, miała na sobie porządne kapcie z futerkiem i czarnymi gumowymi podeszwami. Pewnie L.L. Bean, najpopularniejsze w domach w North Country.

Kevin i Wyatt skupili się na rzędzie butów w szafie. Kevin ponownie wyciągał te mniejsze, damskie, a Wyatt oglądał męskie.

– Nie ma sportowych – powiedział w końcu Thomas. – Tych do biegania.

Stojąca obok niego Nicky pokiwała głową.

– Tych starych. New Balance, srebrne z niebieskim.

– Założyła je pani na deszcz? – zapytał Wyatt. Nie przyszło mu do głowy, żeby zapytać pielęgniarkę z izby przyjęć o buty Nicky. Teraz tego żałował.

Kobieta zmarszczyła brwi i delikatnie pokręciła głową.

– Nie zrobiłabym tego… Wydaje mi się, że chwyciłabym chodaki Dansko. Te czarne, o tutaj. Sportowe przemakają, no i nie chciałabym, żeby się ubłociły. Za to chodaki…

Chodaki firmy Dansko są bardzo popularne na chłodnej północy – pomyślał Wyatt. I tak, on też uważał, że wieczorem w parszywą pogodę właśnie po nie się sięgna.

– Proszę sobie wyobrazić swoje sportowe buty – odezwał się Kevin. – Srebrne, stare, może już znoszone…

Nicky zamknęła oczy. Chyba się domyśliła, o co mu chodzi.

– Powinnam je wyrzucić. Są stare, zaczynają cuchnąć. Ale do ogrodu czy do robienia porządków są bardzo wygodne.

– Jest środa wieczór – zaintonował Kevin. – Jest ciemno, pada deszcz. Słyszy go pani?

– Wiatr tłucze o szyby – szepcze Nicky.

Wyatt skupił uwagę na Thomasie, który najwyraźniej nie zamierzał przerywać podróży po ścieżkach pamięci Nicky. Bo nie miał się czego obawiać pośród wspomnień żony? A może sam był ciekaw jej odpowiedzi?

– Jestem zmęczona. Boli mnie głowa.

– Odpoczywa pani.

– Na kanapie. Thomas wrócił do pracy. Myślę o tym, że powinnam pójść na górę do łóżka. Ale nie mam ochoty się ruszać.

– Co pani słyszy? Wiatr, deszcz?

– Telefon – mruczy Nicky. – Dzwoni.

Kevin i Wyatt wymienili spojrzenia. To nowa informacja. Najwyraźniej Thomas też o tym nie wiedział, bo wyprostował się lekko, napinając mięśnie.

– Odebrała pani telefon? Czuje pani słuchawkę w dłoni?

– Muszę iść – szepnęła Nicky.

– Odbiera pani telefon, podnosi słuchawkę – spróbował znowu Kevin. – I słyszy pani…

Ale Nicky nie poszła tym tropem.

– Muszę wyjść – powiedziała ponownie. – Szybko. Zanim wróci Thomas. Moje tenisówki. Widzę, że wciąż są w holu, tam, gdzie je wcześniej zostawiłam. Chwytam je. Będą musiały wystarczyć.

– Zakłada pani buty, bierze kurtkę…

– Nie. Nie mam czasu. Muszę wyjść. Natychmiast. Muszę się napić.

Stojący obok Wyatta Thomas się wzdrygnął, ale nic nie powiedział.

– Bierze pani kluczyki do auta – kontynuował Kevin. – Sięga pani do koszyka, wyczuwa je palcami…

– Ale to nie ma sensu – przerywa mu Nicky. Ma otwarte oczy. Patrzy na nich trzech. – Nie musiałam wychodzić na deszcz, żeby mieć whisky. Wystarczyło, żebym weszła na górę.

Thomas był wyraźnie niezadowolony. Z tego, że żona przyznała się, że trzyma w domu ukryty zapas alkoholu. Z tego, że odebrała tajemniczy telefon, o którym nic mu dotąd nie wspomniała. Ale grzecznie zaprowadził Wyatta i Kevina do przenośnego telefonu w salonie, żeby mogli sprawdzić historię rozmów. Na liście nie było jednak żadnych rozmów w środę.

– A może to była komórka? – zapytał po chwili Wyatt.

Nicky się zawahała, instynktownie zaczęła szukać po kieszeniach. Od momentu, w którym przyznała się do zapasu szkockiej, wyraźnie unikała wzroku męża.

– Znaleźliśmy pani telefon w samochodzie – odezwał się Kevin. – W tej chwili bada go laboratorium policyjne.

– Och, tak. Myślę, że to mogła być komórka.

Wyatt zrobił notkę. Zapis rozmów telefonicznych łatwo uzyskać, wystarczy zadzwonić do operatora. Na pewno łatwiej niż odzyskać przebadany aparat od policji stanowej.

– Nie powinnaś pić – powiedział nagle Thomas.

Nicky milczała. Stała tylko z mocno skrzyżowanymi na piersi rękoma.

– Powiedziałaś, że nie będziesz – upierał się Thomas. – Do cholery! Staję na głowie, żeby się tobą zaopiekować i usunąć z domu wszelkie pokusy. Gdzie ty to, do diabła, schowałaś…

– Nie wiem. Może niedaleko tego miejsca, w którym ty ukrywasz swoje sekrety – odparła Nicky chłodnym tonem. Thomas umilkł i tylko na nią patrzył.

Ciekawie, coraz ciekawiej – pomyślał Wyatt. Teraz, póki członkowie rodziny Franków kłócą się ze sobą…

– Panie Frank – zwrócił się do Thomasa – ma pan coś przeciwko temu, żebyśmy obejrzeli też pańskie ubrania i buty?

– Co?

– Pańskie ubrania i buty. Wie pan, to, co miał pan na sobie w środowy wieczór.

– Już wam mówiłem, że byłem w domu…

– Dzięki temu zajmie nam to bardzo mało czasu. Ale musimy zweryfikować pańskie słowa, rozumie pan. Na tym polega nasza praca. Jeśli mówi pan prawdę, to chyba nie będzie pan miał nic przeciwko.

Thomas, nie w ciemię bity, zacisnął usta. Ale żona wciąż tam stała, wpatrując się w niego kamiennym wzrokiem… Ruszył do korytarza i otworzył drzwi szafy.

– Oczywiście. Proszę bardzo.

Kevin i Wyatt zabrali się do dzieła. Znaleźli w środku lekką wiatrówkę, kurtki: grubą wełnianą, znoszoną narciarską i designerską skórzaną – typowe okrycia mężczyzny w średnim wieku. Buty podobnie. Sportowe, stare i nowe, znoszone trapery, oraz: brązowe wsuwane półbuty z grubą warstwą piachu na podeszwach.

Kevin wysunął je z szafy, używając ołówka. Rzucił Wyattowi pełne powagi spojrzenie.

– Powinniśmy oddać je do badania.

Thomas natychmiast uniósł dłoń.

– Zaraz. Do badania? Co macie na myśli?

– Ten piach. Oczywiście, jestem tylko detektywem, a nie specjalistą z laboratorium, ale jak na moje oko to jest dokładnie ten sam kolor i konsystencja co przydrożny piach z miejsca wypadku pańskiej żony.

– Co? To tylko błoto. Zwykły piach z Nowej Anglii, wszędzie się go teraz rozrzuca, żeby nie było ślisko. To normalne, że mam go na butach. Po tylu dniach deszczu wszędzie go pełno. Do diabła, wystarczy wyjść na podjazd.

Wyatt wbił w niego wzrok.

– Jest pan pewien? Że jeśli zbadamy te buty, to piasek nie będzie pasował do tego z obrzeża szosy?

– Och, dajcie spokój.

Kevin lekko wzruszył ramionami. Próbowali sprzedać Thomasowi swoją historyjkę, ale on najwyraźniej jej nie kupował.

– To wszystkie buty pani męża? – zapytał Wyatt Nicole, która przeszła z nimi z powrotem do korytarza.

– Tak mi się wydaje.

– A kurtki?

Zawahała się.

– Płaszcz przeciwdeszczowy – mruknęła. – Czarno-srebrny. Nie widzę go.

Czy Wyattowi tylko się zdawało, czy Thomas znowu się wzdrygnął?

– Panie Frank?

– Był mokry. Zakładałem go, żeby przejść do warsztatu i z powrotem podczas burzy w środę. I oczywiście przemókł.

– A gdzie jest teraz?

Głos Thomasa wyraźnie sposępniał.

– Powiesiłem go w piwnicy. W pralni, żeby wysechł.

Wyatt spojrzał na Nicole.

– Mogłaby nam pani pokazać pralnię? Skończylibyśmy na dzisiaj.

Nicole zbladła. Wyatt myślał przez chwilę, że odmówi, ale wyprostowała się, rzuciła mężowi spojrzenie, które trudno było zinterpretować, i ruszyła pierwsza holem.

Okazało się, że drzwi do piwnicy są za schodami, obok salonu. Nicole nieco zbyt gwałtownie je otworzyła, a potem zapaliła światło. Wyatt dostrzegł prowadzące w dół surowe drewniane schody i betonową podłogę.

Stojąca przed nim Nicky zaczerpnęła głęboko powietrza, wypuściła je, a potem chwyciła za poręcz i zaczęła schodzić.

Bała się tych schodów. Wyatt zauważył, że aż pobielały jej kostki dłoni zaciśniętej na poręczy, spostrzegł, jak ostrożnie stawia każdy krok. Stres pourazowy? – pomyślał. Instynktowna reakcja na miejsce pierwszego wypadku? Nie zapytał. Po prostu obserwował, jak schodzi po schodach powoli, ale z determinacją.

Stopnie są rzeczywiście strome – pomyślał, idąc za nią na dół. Wąskie i wysokie. Schodzenie po nich z koszem na pranie nie jest łatwe. Dzień po dniu… Może ten wypadek był nieunikniony.

– Teraz spycham kosz ze schodów – mruknęła Nicky, jakby czytała mu w myślach. – Chyba tak powinnam robić od początku. Po prostu zrzucać przodem ubrania i schodzić dopiero potem.

– A z powrotem? Gdy ubrania są czyste i ładnie poskładane?

– Teraz to zadanie Thomasa. Ja piorę ubrania, a on je przynosi.

– A nie mógłby przejąć też prania?

– Niszczy to, co delikatne – powiedziała, a Wyatt zastanawiał się przez chwilę, czy na pewno chodzi jej o wrażliwe tkaniny.

Gdy dotarli na środek piwnicy, Wyatta zaskoczyło, że jest tak duża i przestronna. Może miał tu być urządzony pokój rekreacyjny, męska kryjówka, odrębne mieszkanie dla gości, cokolwiek odpowiadało właścicielom. Jeden z kątów oddzielono i urządzono jako pralnię i skromną łazienkę.

– Sami to urządziliście? – zapytał Nicky. Kevin i Thomas nadal schodzili po schodach.

– Jeden z pierwszych projektów Thomasa – odparła. – Powiedziałam mu, że nie chcę robić prania pośród pajęczyn. Więc urządził tu łazienkę. Stwierdził, że to jego wkład w czyste ubrania.

– Pomysłowo – podsumował Wyatt, patrząc na nowoczesną pralkę, suszarkę i długi laminowany blat, który służył do wygodnego składania ubrań. Poza tym były tam wiszące szafki na proszki do prania, chusteczki zapachowe do suszarki i środki czyszczące.

Jako zamiłowany stolarz Wyatt potrafił docenić pieczołowitość, z jaką Thomas traktował szczegóły. To była robota fachowca, bez wątpienia. Wyatt zaczął się w związku z tym zastanawiać, dlaczego Thomas, zadawszy sobie tyle trudu, by urządzić odrębną pralnię, nie poświęcił więcej czasu i uwagi, żeby zrobić lepsze i bezpieczniejsze schody?

Kevin i Thomas zeszli już na sam dół.

– Ładna robota – powiedział Wyatt do Thomasa, wskazując pralnię.

Ten tylko wzruszył ramionami, ale Nicky odpowiedziała:

– Thomas to złota rączka.

– Najwyraźniej. Ma też pewnie dobre narzędzia. Piłę kątową, pneumatyczną gwoździarkę, wiertarkę akumulatorową…

Thomas spojrzał mu w oczy.

– W warsztacie. Robię rekwizyty, pamiętacie? Większość prac zaczyna się od drewnianych modeli albo wręcz autentycznych przedmiotów.

– Tylko że teraz wolisz plastik – odezwała się Nicky. W jej głosie słychać było przyganę.

Wyatt i Kevin czekali na reakcję Thomasa.

– Mam drukarkę 3D – wyjaśnił. – Klienci mogą mi teraz przesłać cyfrowe pliki ze swoimi pomysłami, a ja jednym naciśnięciem klawisza zamieniam je w trójwymiarowe modele. To jest właśnie postęp. Ale moja żona uważa, że to ryzykowne.

Popatrzył na nią. Nie spuściła wzroku.

– Mój płaszcz – powiedział Thomas, odwracając się od Nicky, żeby wskazać wieszak do suszenia obok suszarki. Rzeczywiście z drewnianego uchwytu zwisał srebrno-czarny płaszcz przeciwdeszczowy. Kevin pierwszy go dotknął, unosząc poły.

– Jest już suchy – mruknął do Wyatta.

– I brudny – zwrócił uwagę Wyatt, pokazując na jasną smugę na przodzie i ślady piasku na rękawach.

– Oczywiście, że jest brudny – wtrącił zniecierpliwiony Thomas. – Zakładam go do warsztatu. A że wyłączyłem już ogrzewanie, nie zdejmowałem go, pracując.

– Nie boi się pan, że jakieś urządzenie wciągnie rękaw? – zapytał Wyatt.

Kevin przyglądał się lewemu mankietowi, który był wyraźnie poprzecierany. Jakie były szanse, że znajdą nitkę z przetartej krawędzi płaszcza na zderzaku samochodu Nicky? Ale to chyba i tak nie będzie najtrudniejsza rzecz w tej sprawie.

– Powinniśmy zabrać go do porównania – powiedział Kevin, celowo podnosząc głos.

– Zdecydowanie. Możemy pożyczyć pański płaszcz? – zapytał Wyatt Thomasa, który przyjął już postawę obronną.

– Oczywiście, że nie. To jest po prostu mój płaszcz przeciwdeszczowy. A ja wam już wyjaśniłem. Jest brudny i poplamiony, bo używałem go w warsztacie. I tyle.

– To chyba piach? – odezwał się Kevin. – Jak ten na pańskich butach. Jak ziemia na krawędzi szosy…

– Piach jest wszędzie! To Nowa Anglia, na litość boską, a od paru dni rano jest poniżej zera!

– Gdzie są ubrania Nicky? – zapytał nagle Wyatt.

– Co? – Thomas zamrugał oczami.

– Z tego co mówił personel szpitala, zabrał pan stamtąd ubrania, które miała na sobie w noc wypadku.

– To przecież nic złego…

– Gdzie one są? Ubłocone, zakrwawione, przesiąknięte alkoholem, na pewno nie odłożył ich pan na półkę. Więc powinny być tutaj, zgadza się? W pralni. I czekać na pranie.

Thomas nie odpowiedział od razu.

– Moja żona nie zrobiła nic złego – stwierdził nagle.

Nicky uważnie na niego spojrzała.

– Doktor Celik pokazała mi wyniki badania krwi: sześć dziesiątych promila. Poniżej dozwolonej normy. To znaczy, że żadne z nas nie musi niczego wyjaśniać ani odpowiadać na żadne pytania. To był wypadek. Proste. Ciemna, deszczowa noc. Zjechała z drogi. Koniec i kropka.

– Tak jak spadła ze schodów?

– Sam pan je widział.

– I potknęła się na ganku? Niech pan da spokój. Pańska żona jest aż tak niezdarna? Schody, ganek, auto. Jakby panu uwierzyć, to ona chyba nic nie potrafi dobrze zrobić.

– Proszę wyjść. Skończyliśmy rozmowę.

– W porządku. Proszę tylko udostępnić nam pański płaszcz. A także ubrania Nicky z tamtej nocy i tenisówki, których nie powinna była zakładać na deszcz. A, tak, jeszcze płaszcz, którego wcale ze sobą nie zabrała. Proszę nam to wszystko dać. Proszę dać nam to, czego potrzebujemy, żeby udowodnić, że to był wypadek. I wtedy może, być może, zostawimy pana w spokoju.

– Chcę zobaczyć – odezwała się nagle Nicky.

Mężczyźni umilkli i popatrzyli na nią. Stała pośrodku piwnicy z mocno skrzyżowanymi ramionami. Nie patrzyła ani na płaszcz Thomasa, ani na żadnego z nich. Patrzyła na podłogę tuż pod schodami.

Miejsce, w którym wylądowała – domyślił się Wyatt. Miejsce pierwszego wypadku, gdy zaczęły się bóle głowy i utrata pamięci.

Thomas zmarszczył brwi.

– Co chcesz zobaczyć?

– Miejsce wypadku. Chcę tam pojechać. Może to mi pomoże.

– Nicky, miałaś wstrząśnienie mózgu. Lekarka kazała, żebyś się oszczędzała…

– Jadę.

– Dostaniesz migreny…

– Nie obchodzi mnie to.

– Ale mnie tak! Oni właśnie do tego zmierzają, Nicky. Nie widzisz tego? Ta cała wizyta, ta cała farsa… Oni próbują nas poróżnić. Uważają, że tylko w ten sposób uzyskają odpowiedzi.

– Może ja też chcę je uzyskać.

– Nicky… – Thomas wyciągnął rękę do żony.

– Czego się boisz? Powiedz mi, Thomas. Jeśli nasze życie jest takie idealne, to dlaczego nie możesz dać policji swojego płaszcza?

Nie odpowiedział. Nicky popatrzyła na niego, a potem odwróciła się i zaczęła wchodzić po schodach.

– Zależało mi tylko na tym – mruknął Thomas – żeby była bezpieczna. Weźcie sobie ten płaszcz. Weźcie, co chcecie. A potem zostawcie nas w spokoju. Lepiej nam było bez was. Daję słowo.

Ruszył po schodach za żoną.