Eksperyment nie potoczył się tak gładko, jak Wyatt oczekiwał. Dzięki Bogu za kasjerkę, Marlene, starszą panią, która wszystko widziała. Nawet nie mrugnęła okiem na wymiotującą podopieczną policjantów, tylko zakręciła się wokół lady, żeby znaleźć mopa, a im kazała wyprowadzić tę biedną kobietę na zewnątrz.
Nie żeby Wyatt i Kevin nie mieli doświadczenia w sprzątaniu wymiocin – w ich zawodzie trzeba się tego szybko nauczyć – ale zawsze miło, gdy ktoś oferuje pomoc.
Kevin zaprowadził Nicky do samochodu. Natychmiast usiadła na tylnej kanapie, tuląc do siebie żółtą narzutę niczym pluszowego misia. Kevin popełnił błąd, proponując, że ją rozłoży, żeby ją przykryć. Prawie go zaatakowała.
Zmienność nastrojów. Kolejny objaw poważnego urazu mózgu.
Wyatt wrócił do sklepu. Gdy tu jechali, zadzwonił, żeby potwierdzić, że Marlene Bilek jest w pracy, podobnie jak w środowy wieczór. Mieli nawet to szczęście, że to ona stała na kasie, kiedy weszli do sklepu. A teraz pora na rezultaty…
Wyatt znalazł ją na tyłach sklepu, gdy opróżniała wiadro od mopa. Cuchnęło paskudnie. I tak też wyglądało, biorąc pod uwagę, że Frankowie jedli na obiad zupę pomidorową.
– Przepraszam – powiedział.
Kobieta wzruszyła ramionami.
– Nie da się pracować w sklepie monopolowym bez kontaktu z rzygowinami.
– Tak samo w policji.
Uśmiechnęła się, ale miała znużony wyraz twarzy. To niełatwa praca, zwłaszcza z takimi incydentami.
– Rozpoznała ją pani? – zapytał Wyatt.
– Tak mi się wydaje. Środa wieczór, tak? Ale była ubrana inaczej. Na ciemno. I miała czapkę. Czarną baseballówkę, nisko opuszczoną. Dlatego zwróciłam na nią uwagę. Wyglądała na kogoś, kto może sprawiać problemy, a w sklepie monopolowym musimy na to uważać. Ale nic nie zrobiła. Połaziła chwilę. Alejka za alejką. Miałam ją zapytać, czy w czymś pomóc, ale ona właśnie złapała butelkę whisky. Zapłaciła i wyszła.
– Jak długo według pani przebywała w sklepie? – zapytał Wyatt.
– Piętnaście, dwadzieścia minut.
Wyatt zmarszczył brwi. To długo jak na kobietę, która się ponoć śpieszyła. Dwadzieścia minut plus czas na dojazd… Kobieta ubrana, jakby szykowały się jakieś problemy, i zbaczająca ze swoich utartych ścieżek…
– Rozmawiała z kimś? – zapytał. – Z innym klientem albo z pracownikiem sklepu?
Sprzedawczyni wzruszyła ramionami.
– Trudno powiedzieć. Był spory ruch. Dużo się działo. Nie obserwowałam jej cały czas.
Wyatt pokiwał głową, żałując po raz kolejny, że środowy zapis z kamer sklepu z alkoholami był do niczego. Ale tak się zdarzało. Zdaniem detektywów niestety zbyt często. Wyciągnął wizytówkę i podał ją Marlene, która odstawiała właśnie wiadro z mopem do kąta.
– Bardzo dziękuję. Jeszcze raz przepraszam za bałagan. Gdyby cokolwiek się pani przypomniało, proszę dać znać.
– Pewnie. Z nią wszystko w porządku? – zapytała Marlene. – Wyglądała naprawdę źle.
– Odpoczywa. Zaraz poczuje się lepiej.
– A co ona zrobiła?
– To znaczy?
– Jest pan detektywem. Pan i ten drugi wprowadziliście ją razem do sklepu. A teraz zadaje mi pan te wszystkie pytania. Więc co ona zrobiła?
– To właśnie staramy się ustalić.
– Czy ona kogoś straciła?
Wyatt się zawahał.
– Czemu pani pyta?
– Bo wygląda tak strasznie smutno. A ja znam się na smutku. Ta dziewczyna ma głęboką depresję.
Wyatt był tak zamyślony, że gdy wychodził ze sklepu, wpadł na czekającego na niego Kevina.
– Dali znać z firmy telekomunikacyjnej w sprawie telefonu na komórkę Nicole w środę wieczorem.
– No i?
Poszedł za Kevinem do białego SUV-a. Nicky nadal leżała w pozycji embrionalnej na tylnej kanapie. Nie spojrzała nawet, gdy Wyatt się zbliżył. Sądząc po mocno zaciśniętych oczach, uznał, że raczej nie śpi, tylko chce się od nich odciąć.
– Numer nie należy do osoby fizycznej – powiedział Kevin – tylko do firmy.
– Jakiej?
– Detektywistycznej z Bostonu. – Kevin się zawahał, uważnie przypatrując się Wyattowi. – Northledge Investigations – dodał.
Wyatt zamknął oczy.
– O cholera.
Wyatt zostawił Kevina, żeby zajął się ich podopieczną, a sam ruszył przez parking, zapinając płaszcz w obronie przed wieczornym chłodem. Służby meteorologiczne zanotowały już kilka dni z temperaturami mocno poniżej zera. A był dopiero listopad, więc wyglądało na to, że czeka ich surowa zima. Ludzie zasypani śniegiem, odchodzący od zmysłów z powodu zimna. Tak, kolejna idealna zima dla policji.
Wybrał numer Tessy, odwrócony plecami do Kevina. Odbierz, odbierz – myślał, ciesząc się, że usłyszy jej głos, choć martwił się tym, co może mu powiedzieć.
Po trzecim dzwonku jego życzenie się spełniło.
– Hej – powiedziała, jakby brakowało jej tchu. Jakby przerwał jej jakąś czynność. Uśmiechnął się. Jak on kocha tę kobietę. A to dobrze, bo z pewnością zaraz otrzyma od niej kolejną burę.
– Hej – odpowiedział. – Zajęta?
– Właśnie wychodzę z restauracji. Żadna z nas nie miała ochoty na gotowanie. Poszłyśmy do Shalimar.
Indyjskiej restauracji. Ulubionej Sophie. Zawsze go to zaskakiwało, bo kiedy sam miał dziewięć lat, zdecydowanie preferował hamburgery i hot dogi. Ta dzisiejsza młodzież…
– Jak udał się lunch z detektyw Warren? – zapytał. Nie rozmawiali wczoraj wieczorem. Ani dziś rano. Uświadomił sobie, że to z jego winy. Zwykle to on odzywał się przynajmniej raz, jeśli nie dwa razy dziennie. Ale był bardzo zajęty tą sprawą…
Tessa jest dorosła – upomniał sam siebie. I też pracuje. Rozumie takie rzeczy.
Tylko że gdy odpowiadała na jego pytanie, jej głos wydawał się jakiś odległy, jakby nie jej.
– Och, w porządku. Wyjaśniłam D.D., jak działają usługi detektywistyczne dla korporacji. A ona wyłożyła mi, dlaczego woli być gliną. Teraz obie poczekamy na werdykt, jaki wyda odniesiona przez nią rana.
– U Sophie okej? – zapytał Wyatt, starając się rozgryźć nastrój Tessy. – W szkole w porządku?
– Tak.
– A jak tobie minął dzień?
– Dobrze.
Dźwięk zatrzaskiwanych drzwi samochodu. A potem głos Tessy, bardziej przytłumiony, bo mówiła do Sophie, a może też do pani Ennis.
– To Wyatt. Chwileczkę i już ruszamy.
Są na parkingu pod restauracją, dopiero wyszły – wywnioskował Wyatt. Jako dawna policjantka, Tessa nie cierpiała ludzi, którzy kierują samochodem, rozmawiając przez telefon. A więc każe swojej rodzinie czekać, aż skończy rozmowę, zanim wyruszą. Co wyjaśniało jej roztargnienie. Rozmawiała z nim, ale jednocześnie zajmowała się rodziną. No jasne.
Uznał, że nie ma dobrego sposobu, żeby to rozegrać. Ryzyk-fizyk.
– Mam do ciebie pytanie – oznajmił.
– Okej.
– Pamiętasz ten mój wypadek? Prawdopodobnie pod wpływem alkoholu?
– Tak.
– Okazuje się, że do kierowcy tuż przed wyjściem z domu ktoś dzwonił na komórkę. Kierowca nazywa się Nicole Frank.
Umilkł, żeby usłyszeć reakcję Tessy na to nazwisko. Oczywiście, była prawdziwą profesjonalistką, więc gdy nie zareagowała, kontynuował:
– Dzwonił numer zarejestrowany na firmę Northledge Investigations.
Znowu cisza. Ale Wyatt znał Tessę na tyle, że potrafił wyobrazić sobie drobne, lecz znaczące zmiany w mowie jej ciała. Prostuje się w fotelu kierowcy. Mocniej zaciska dłoń na telefonie. Przybiera obojętny wyraz twarzy.
Domyślił się też, że dokładnie w tym samym momencie Sophie na tylnym siedzeniu auta również zauważa te zmiany i też staje się czujna.
Jeśli nie zirytował Tessy wcześniej, to teraz na pewno mu się udało.
– Po co dzwonisz, Wyatt? – pyta cicho.
– Od czegoś muszę zacząć.
– Więc uznałeś, że najlepiej będzie spytać swoją dziewczynę, czy naruszy tajemnicę klienta?
– Nie. Nie o to pytam.
Kolejna chwila ciszy. A potem głos Sophie z tyłu:
– Mamo, co się dzieje?
– Nic – automatyczna odpowiedź na pytanie dziecka. Po której następuje kolejna, bardziej stanowczym głosem, zaadresowana do niego. – Wyatt, jest późno. To był ciężki tydzień. Zdaję sobie sprawę, że tylko wykonujesz swoją pracę, ale nie mogę ci pomóc. A ty o tym wiesz.
– Ona nie pamięta.
– Kto?
– Nicole Frank. Kierowca. Nasz sprawca. Albo ofiara. Do diabła, nawet tego nie wiem. Miała trzy wstrząśnienia mózgu, pamiętasz? Poplątało jej się wszystko, wykasowały się dane z twardego dysku. I to zaczyna ją przerażać. Mąż, pamiętasz? Ten, którego ty sama podejrzewałaś, że mógł spowodować te trzy wypadki. Wydaje mi się, że między nimi jest jakieś napięcie, a Nicky postanowiła się czegoś dowiedzieć. Pojechała dzisiaj z nami śladem tamtego feralnego wyjazdu. Tylko że nie pamięta szczegółów. Wie, że ktoś do niej dzwonił. Pamięta, że musiała szybko wyjść z domu. Ale reszta pozostaje dla niej tajemnicą.
– Czego ode mnie oczekujesz?
– Wiem, że nie możesz bezpośrednio odpowiedzieć na moje pytanie. To byłoby naruszenie tajemnicy. Ale gdybym dał jej słuchawkę? Albo gdyby Nicky zjawiła się w Northledge? Może mogłabyś skontaktować ją z właściwą osobą… – Wyatt wiedział, że to duża firma, zatrudniająca wielu detektywów. – …która by z nią porozmawiała. Odpowiedziała na jej pytania.
– To możliwe – przyznała w końcu Tessa, ale zauważył, że ton jej głosu pozostał chłodny. – Zakładając, że to ona jest klientką. Możliwe jednak, że kontaktowano się z nią w jakiejś innej sprawie.
– To prawda – przyznał Wyatt, choć wcześniej wcale o tym nie pomyślał. – Masz rację. Ale dzwoniono do niej późno w środę. A ona poczuła, że musi natychmiast wyjść. Brzmi to raczej tak, jakby otrzymała jakąś informację, ważną informację, i musiała na nią zareagować.
– Dokąd pojechała?
– Do sklepu monopolowego.
– Wieści, które skłoniły ją do picia?
– A może wieści, które skłoniły ją do spotkania z kimś. Jeszcze to rozpracowuję.
– Ona jest z tobą? – zapytała nagle Tessa.
– Na tylnym siedzeniu SUV-a. Ale w tej chwili nie może rozmawiać. Ból głowy, mdłości i tak dalej.
– A więc chcesz, żebym z nią porozmawiała, tylko ona nie może rozmawiać?
– Od czegoś muszę zacząć, Tesso.
– Wyatt, ja nie mogę przekazać ci potencjalnie tajnych informacji. Ja taka nie jestem i ty też nie chcesz, żebym taka była.
– Okej. – Wyatt nie naciskał. Nie był zaskoczony odmową ze strony Tessy. Bardzo poważnie traktowała kwestię zachowania tajemnicy. I słusznie. Mimo to musiał od czegoś zacząć i nie było nic niezwykłego w tym, żeby jeden detektyw pomógł drugiemu detektywowi, a już zwłaszcza wtedy, gdy łączy ich osobista relacja…
Był rozczarowany. Lecz przede wszystkim starał się zrozumieć zdystansowany ton swojej dziewczyny. Od samego początku tej rozmowy. Nawet zanim wkroczył na zakazany teren.
– U ciebie w porządku? – zapytał w końcu.
– Granice, Wyatt. Biorąc pod uwagę nasze zawody, nas oboje obowiązują pewne granice. Ja szanuję twoje, ale jeśli to ma działać, to ty też musisz szanować moje.
– Rozumiem.
– Naprawdę?
– Oczywiście, Tesso…
– Późno już. Muszę kończyć. Zdzwonimy się rano. Może coś dla ciebie zorganizuję. Dobranoc, Wyatt.
– Okej. Dzięki. Odezwę się rano.
Wyatt się rozłączył. Ale nadal czuł się nieswojo. Granice – mówi mu dziewczyna, z którą jest od pół roku. Zmartwił się nagle, że ona wcale nie odnosiła się do spraw zawodowych.
Gdy wrócił do SUV-a, Kevin stał przy drzwiach kierowcy i notował coś w swoim kołonotatniku.
– Przeżyłeś – stwierdził, nie mając złudzeń co do ryzyka, jakie niesie starcie z Tessą Leoni.
– Nie wierzysz w mój urok? Tessa z przyjemnością nam pomoże.
Kevin uważnie mu się przyjrzał.
– Okej. Wymówiła się tajemnicą i zwróciła uwagę na poszanowanie jej zawodowej niezależności. Ale może nawet sama porozmawia z Nicky jutro rano, zakładając, że ta wydobrzeje.
Kevin wzruszył obojętnie ramionami. Krótko mówiąc, Northledge to na razie ślepy zaułek.
– Jak ona się czuje? – zapytał Wyatt, wskazując na tylną kanapę radiowozu.
– Nawet nie drgnęła.
– Sprawdziłeś? Podatnicy na pewno się nie ucieszą, jeśli umrze pod naszą opieką.
– Sprawdziłem. Szczerze mówiąc, chyba ma dość. Myślę, że pora zabrać ją do domu.
Wyatt nie oponował. Z drugiej strony miał przeczucie, że jak oddadzą Nicky mężowi, to już nigdy jej nie odzyskają.
– Jak myślisz, dlaczego tutaj przyjechała? – zapytał Kevina. – Odbiera telefon. Tak jej pilno, że łapie pierwsze z brzegu buty, tenisówki, choć to fatalny wybór na deszczową noc, i zapomina o płaszczu. A potem jedzie niemal godzinę do sklepu monopolowego o wiele dalej niż najbliższe centrum handlowe. Później, według słów kasjerki, spędza kolejne piętnaście, dwadzieścia minut, wałęsając się po sklepie, zanim chwyci za butelkę whisky.
– Nie była pewna, czy ma ochotę się napić?
Teraz to Wyatt przyjrzał się partnerowi. A potem zapytał:
– Dlaczego osiemnastoletnia glenlivet? Dość nietypowy, nie wspominając o tym, że kosztowny wybór, gdy ktoś ma ochotę się upić.
– Dobre wspomnienia?
– Raczej ich nie ma. Chyba że… – Wyatt umilkł, żeby zebrać myśli. – A jeśli miała się z kimś spotkać? I w tej sprawie był telefon? Miejscem spotkania ma być sklep monopolowy. Więc najpierw rozgląda się za tą osobą. A gdy jej nie ma…
– Kupuje sobie jej ulubiony rodzaj whisky?
– Albo coś symbolicznego dla nich obojga.
– I idzie na parking.
– Żeby tę osobę znaleźć, tak? – kontynuuje Wyatt. – Bo kupiła szkocką o dziesiątej, ale wypadek miała dopiero około piątej nad ranem. To znaczy, że mamy siedmiogodzinną lukę.
Kevin się rozejrzał. W stosunkowo spokojnym miejscu parking był niemal pusty.
– Według słów kasjerki Marlene mieli tego wieczoru ruch. To w sklepie. Ale sam parking… Założę się, że był dość wyludniony. Można posiedzieć w aucie i porozmawiać, z kim się chce, a nikt nie zwróciłby uwagi.
– Z kim się więc spotkała? – zapytał go Wyatt.
– Z kochankiem? Dawno niewidzianym przyjacielem? Skontaktowała się z byłym kochasiem przez internet, a potem umówiła się z nim, żeby pogadać w cztery oczy?
Wyatt wzruszył ramionami.
– Jaka kobieta zakłada stare tenisówki, gdy planuje bzykanko?
– Taka, którą chciałbym poznać – zapewnił go Kevin.
– Gdyby o to chodziło, to wybraliby hotel albo inne bardziej odpowiednie miejsce. To raczej wygląda jak scena z Magnum.
– Magnum?
– No wiesz, tego serialu. Spotkanie na parkingu spożywczaka z tajnym detektywem, żeby odebrać dowody niewierności męża. Coś w tym stylu.
Kevin przewrócił oczami, a później wskazał głową na ich mało przytomną podopieczną.
– Powinniśmy zabrać ją do domu – powtórzył.
Ale Wyatt po prostu nie mógł. Za dużo ryzykowali, biorąc pod uwagę sprawę Nicole i stan jej psychiki.
– Jeszcze nie teraz – usłyszał swój głos.