Rozdział 22

Wyatt kazał Nicky zostać w policyjnym SUV-ie. Miał takie prawo? Nie. Czy miał jakikolwiek powód, żeby ją aresztować? Nie bardzo. Nie mógł jej podejrzewać o podpalenie domu, bo przez cały czas była z nim i z Kevinem. Nawet zatrzymanie za środowy wypadek byłoby naciągane, biorąc pod uwagę fakt, że jej poziom alkoholu we krwi nie przekraczał dozwolonych ośmiu dziesiątych promila.

Właściwie Nicky Frank mogła sobie pójść, zostawić jego i Kevina i nawet nie obejrzeć się na płonące szczątki domu. Miała do tego pełne prawo.

– Cholera – pomyślał Wyatt po raz trzeci w ciągu ostatnich minut. Nicky przecież była jego jedynym łącznikiem z czymś większym, groźniejszym i o wiele bardziej przestępczym niż wypadek samochodowy.

Zostawił Kevina, żeby jej pilnował, a sam poszedł poszukać komendanta straży pożarnej.

– Co może mi pan powiedzieć? – zapytał starszego mężczyznę, Jerry’ego Wrighta, który przyjechał z dość daleka. Co by nie było, na miejsce zjechały aż trzy jednostki ochotniczej straży pożarnej. To był spory pożar i wymagał odpowiedniej reakcji.

– Zaczęło się w zewnętrznym budynku – odpowiedział Wright rzeczowo. Musieli stanąć w sporej odległości, nie tylko ze względu na strażaków wciąż gaszących ogień przy pomocy węży, ale również dlatego, że od płomieni bił ogromny żar.

– Z pewnością jakaś łatwopalna substancja. Blaszane budynki nie palą się w taki sposób. Ale ten. Cholera.

Wyatt zerknął na tył posesji, gdzie z szarego warsztatu został tylko zwęglony, powykręcany szkielet. Z warsztatu, w którym Thomas miał wszystko do pracy. Ciekawe.

– Kto was zawiadomił? – zapytał Wyatt.

– Sąsiad w końcu zauważył. Ale biorąc pod uwagę tutejsze odległości między domami, paliło się już jakiś czas. Zgłoszenie nadeszło tuż po ósmej. Ale warsztat był stracony od samego początku, dom też niemal cały był już zajęty ogniem. Ktokolwiek chciał to zrobić, zrobił to dobrze.

– Kogoś tu widziano?

– Nie. W domu jest za gorąco, żeby wejść, więc nie mam pojęcia, co znajdziemy w środku. Ale odkąd tu jesteśmy, żadnych oznak życia.

Wyatt pokiwał głową. Nie sądził, by Thomas przebywał na terenie posiadłości. Nieobecność srebrnego chevroleta suburbana, cztery godziny wcześniej widocznego jak na dłoni na podjeździe, rzucała się w oczy. Wyatt domyślał się, że Thomas poczekał, aż policja zabierze jego żonę, a potem podpalił dom i zwiał.

Ale dlaczego?

Nicky twierdziła, że się jej bał, jednak Wyatt był przekonany, że nie mówiła tego w dosłownym sensie. Thomas bał się raczej jej nieokiełznanych wspomnień. Trzy wstrząśnienia mózgu pod rząd najwyraźniej otworzyły w pamięci Nicky jakieś drzwi. A nie wszystko w środku okazało się ładne.

Czyli co takiego Thomas albo Nicky zrobili, że przynajmniej on za wszelką cenę stara się to ukryć? Co istotniejsze, jak to się miało do prawdziwej albo nieprawdziwej, żywej albo martwej tajemniczej dziewczynki o imieniu Vero?

– Za duży żar – powiedział komendant do Wyatta. – Jeśli chcecie więcej informacji, musicie poczekać do rana.

– W porządku. Jakby coś, dajcie znać.

Wyatt pożegnał się i odszedł kilka kroków, żeby przyjrzeć się jeszcze pożarowi. Ogień zajął już cały dach domu. Widok trawionego ogniem budynku był imponujący. Pękały szyby. Jęczał metal. Niesamowity rodzaj destrukcji, który jednocześnie przeraża i zachwyca.

Zaczął się zastanawiać, co widzi Nicky, gdy na to patrzy. Czy jest przestraszona tym, co zrobił jej mąż? Tam musiały być zdjęcia, pamiątki rodzinne, ulubione przedmioty, które teraz na jej oczach zamieniają się w popiół.

Ale gdy wrócił do samochodu, siedziała spokojnie z tyłu, wpatrując się w ogień z twarzą pozbawioną wyrazu.

– Szukamy wozu Thomasa – poinformował Kevina. – Tyle na razie możemy zrobić.

Kevin skinął głową.

– Mówiła coś? – zapytał Wyatt, wskazując na tylne siedzenie.

– Ani słowa.

– Sprawdzała komórkę?

– Ona nie ma komórki. Zgubiła w aucie, pamiętasz?

– To znaczy, że Thomas nie ma się jak z nią skontaktować – mruknął Wyatt.

– Chyba że uzgodnili wcześniej miejsce spotkania.

– Właśnie. Zabieramy ją na komisariat. Dopóki Thomas Frank się nie zjawi, będzie naszą przynętą.

Nicky nie protestowała, gdy zjechali z pobocza i ruszyli w drogę. Nie pytała, dokąd zmierzają, ani nie narzekała, że jest głodna czy spragniona. Siedziała tylko ze wzrokiem skierowanym w okno, z narzutą na kolanach.

Od czasu do czasu Wyatt przyglądał się jej we wstecznym lusterku, próbując rozgryźć, o czym myśli. Wyglądała na zmęczoną. Nic dziwnego. I na chorą. Za chuda, za blada, jakby byle podmuch wiatru mógł ją przewrócić. Ale jej twarz była zamknięta, zupełnie obojętna.

Czy ktoś nie wspomniał już o wstrząsie pourazowym? Po wypadku kierowca, który przejeżdżał i zatrzymał się, żeby pomóc. Weteran wojenny, który użył tego określenia, jakby chciał dosłownie odnieść się do szoku artyleryjskiego. Patrząc na nią teraz, Wyatt doskonale go rozumiał. Nicky Frank schowała się gdzieś w głębi swojego umysłu. Pytanie, kiedy stamtąd wyjdzie?

Komisariat policji North Country mieścił się w piętrowym budynku z cegły niedaleko więzienia, a jeszcze bliżej miejscowego sądu. Miał w swojej ofercie parking, pobieranie odcisków palców i mnóstwo bzyczących jarzeniówek. Za to żadnego jedzenia. I dlatego Wyatt i Kevin nadłożyli drogi, żeby zahaczyć o McDonalda, jedyne miejsce w okolicy czynne po północy. Nie żałowali sobie: podwójne hamburgery, duże frytki, duże kawy – kalorie, sól i kofeina niezbędne detektywom do przetrwania całej nocy.

Nicky poprosiła o kolejną butelkę wody, głosem, który był zupełnie obojętny. Wyatt pomyślał, że wyglądałaby jak zamieniona w kamień, gdyby nie to, że jej palce delikatnie gładziły koc. Raz za razem. Jakby przesuwała paciorki różańca – pomyślał. Kobieta zatopiona w modlitwie. Albo odprawiająca pokutę.

Zabrali jedzenie na komisariat. O tej porze nocy trochę się tam działo. Centrum zgłoszeniowe funkcjonowało w tym samym budynku, więc z dołu dochodziły hałasy, zarówno rozmowy telefoniczne, jak i pogaduszki między operatorami w przerwach. Oczywiście zgłoszenia przychodziły o różnych godzinach, o drugiej w nocy były to głównie aresztowania pijanych.

Wyatt i Kevin ostrożnie przeprowadzili Nicky przez główny hol, a potem dalej wąskim korytarzem, omijając to jednego nerwowego ćpuna, to drugiego. Oświetlenie na komisariacie zawsze wydawało się Wyattowi przesadne, jakby miało coś kompensować. Aż mrużył oczy. Bał się pomyśleć, jak to działa na Nicky.

Wreszcie zainstalowali ją w salce konferencyjnej. Nie w pokoju przesłuchań, bo to mogłoby się wydać zbyt agresywnym posunięciem, poza tym Wyatt nie miał przecież żadnych podstaw, żeby ją zatrzymać. Ale nie chciał też prowadzić jej do biura, bo powinna poczuć presję. Jej życie było w rozsypce. Pora zacząć mówić, dla dobra wszystkich.

Nie spojrzała na nich, gdy Kevin podsuwał jej krzesło. Usiadła, cały czas patrząc przed siebie. Koc na kolanach. Butelka z wodą na stole. I czekała.

Już to robiła – pomyślał Wyatt. Komisariaty, przesłuchania, to nie była dla niej nowość. Tak jak on miał swoją strategię, tak ona miała swoją.

Nie śpieszył się. Postawił papierową torbę z McDonalda, a salkę wypełnił jedyny w swoim rodzaju zapach frytek. Kevin zrobił to samo. Potem Wyatt zdjął przykrywkę swojego kubka z kawą, sprawiając, że rozszedł się jej aromat. Owszem, rano będzie tego żałował. Mężczyzna w jego wieku nie powinien tak się odżywiać, ale na razie czuł w ustach eksplozję, soli, tłuszczów i węglowodanów. O drugiej nad ranem trudno o smaczniejszy posiłek.

Kevin się nie krępował, wycisnął keczup na papierek po hamburgerze i zaczął maczać w nim frytki.

Nicky wciąż się nie odzywała, mimo że siedzieli tak blisko siebie, że Wyattowi wydawało się, że w każdej chwili usłyszą, jak burczy jej w brzuchu.

– Na pewno nic pani nie chce? – zapytał w końcu swobodnym tonem.

Pokręciła głową.

– Mamy tu automaty. Może chipsy albo jakiś baton? Gumy do żucia?

Potrząsnęła głową.

– Nie za jasne światło?

Wreszcie na niego spojrzała. Ma zmęczony wzrok – pomyślał. Więcej, jej oczy wydawały się przepełnione rezygnacją. Niczego nie chciała. Niczego nie potrzebowała. Była po prostu kobietą, która czeka na swoje przeznaczenie.

Wyatta przeszedł dreszcz, na tyle niepokojący, że wstał, zgniótł opakowanie i wyrzucił resztki posiłku. Kawę zostawił. Przy okazji mruknął do Kevina:

– Sprawdź, czy go znaleźli. Cokolwiek, może będziemy mogli to wykorzystać.

Kevin skinął głową, wyrzucił swoje śmieci i wyszedł z salki. Wyatt został sam z Nicky. Ich głównym podejrzanym. Świadkiem. Ofiarą? Może to właśnie go tak męczyło. Minęło już czterdzieści osiem godzin, a on wciąż nie ma pojęcia i to go wkurza.

Gdy usiadł z powrotem, celowo oparł łokcie na stole i pochylił się do przodu.

– Co się wydarzyło dzisiaj u was w domu? – zapytał.

Jej twarz wreszcie ożyła.

– Skąd mam wiedzieć? Byłam z wami.

– Nie ma pani już domu. Według komendanta straży zniszczenia są całkowite. Spłonęło wszystko, zdjęcia, pani obrazy, ulubiona poduszka… Pyk!

Nic nie odpowiedziała.

– Tak samo warsztat – kontynuował Wyatt. – To cios dla waszej firmy. Wszystkie narzędzia, projekty, materiały. Poszły z dymem. Nie będzie można wykonać zamówień. Klienci będą niezadowoleni. Drukarka 3D niczego już nie stworzy.

Nawet nie drgnęła. Firma to i tak nie była jej działka – pomyślał Wyatt. Tylko Thomasa.

– To pierwszy pożar? – zapytał.

Zmarszczyła brwi, jakby zaczęła wynurzać się z mgły.

– Co ma pan na myśli?

– Te wszystkie miasta, stany i domy, w których mieszkaliście przez lata. Niech pani da spokój, nigdzie nie zagrzaliście miejsca.

Znowu zmarszczyła brwi i potarła skronie. A potem wyciągnęła rękę, jakby sięgała po coś. Po kogoś.

Wyatt czekał. Nic nie mówiła. Tylko ta jej zawieszona w powietrzu dłoń. Po chwili chyba uświadomiła sobie, co robi. Opuściła rękę. Po jej policzku spłynęła łza.

– Szkoda tego domu – drążył Wyatt. – Włożyliście w niego tyle pracy. Odmalowaliście drzwi, zadbaliście o ogród. Nie myślała pani o tym, że to może być miejsce, w którym w końcu zostaniecie?

– Brakowało mi śniegu – mruknęła ze wzrokiem wbitym w stół.

– Gdzie jest teraz Thomas?

– Nie wiem.

– Powinna pani. Jest pani jego żoną i partnerką w interesach. Jeśli pani nie wie, to kto?

– Ted, Todd, Tom, Tim, ta-dam! – szepnęła.

– Słucham?

– On nie ma rodziny. Nie ma przyjaciół. Nie ma dokąd pójść. – W końcu podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. – Ja też nie mam.

– To bardzo egoistyczne z jego strony, nie sądzi pani?

– Powinien pan zabrać mnie do hotelu.

– Najpierw chcę, żeby mi pani opowiedziała o Nowym Orleanie. Jak się poznaliście?

– W pracy. Na planie filmowym. Pracowałam w cateringu. A on przy scenografii. Powiedział, że czekał trzy tygodnie, żebym odpowiedziała mu cześć. – Wypowiadała te słowa automatycznie. Wyatt miał wrażenie, że słyszał już tę historie, i rzeczywiście tak było. Niemal słowo w słowo to samo powiedział mu Thomas pierwszego dnia w szpitalu.

– Czy Thomas jest z Nowego Orleanu? – zapytał.

– Nie.

– A co go tam sprowadziło?

– Nie wiem.

– Nie wie pani? Przez dwadzieścia dwa lata małżeństwa nigdy go pani nie zapytała, co robił wtedy w Orleanie?

Popatrzyła na niego obojętnym wzrokiem.

– A to miało znaczenie?

– A pani jest z Nowego Orleanu?

– Nie.

– I wy dwoje… tam się tak po prostu spotkaliście?

– Tak.

– Długo wam nie zajęło. Cztery tygodnie, prawda? I wyruszyliście dalej razem, nie oglądając się za siebie. Mieszkacie razem, pracujecie razem, podróżujecie razem, wszystko robicie razem.

– Nic w tym złego.

– Ale dom spalił sam.

– A ja sama rozbiłam samochód. I sama piłam. Może jednak lepiej, żebyśmy trzymali się razem.

– Spotkała pani kiedykolwiek kogoś z jego rodziny? Pośród tych wszystkich przeprowadzek czy zabrał panią kiedyś do rodzinnego domu?

– Nie.

– Dlaczego? Wstydził się pani? Bał się czegoś? Kto nie przedstawia żony swojej rodzinie? Mamie. Tacie. Siostrze. – Wyatt nic nie wiedział o żadnej siostrze. Prowokował tylko, żeby sprawdzić, czy zareaguje, zacznie zadawać swoje pytania.

Ale ona tylko pokręciła głową, nic nie mówiąc.

– Kim pani jest, Nicky? Co tak naprawdę sprowadziło panią i Thomasa do New Hampshire?

– Pragnęliśmy zmiany.

– Pani szuka. Chce czegoś i stara się to znaleźć tak bardzo, że nawet skontaktowała się pani z prywatną firmą detektywistyczną, mimo że mąż prosił, żeby pani tego nie robiła.

Nie odpowiedziała.

– A potem wyjechała pani z domu podczas burzy w środę wieczorem, gdy mąż był zajęty czymś innym, żeby dalej szukać. Śledziła pani kobietę wracającą z pracy ze sklepu z alkoholami aż do jej domu. Stała pani na deszczu. Obserwowała jej dom. Dlaczego? Czego szuka pani tak bardzo, że gotowa jest pani robić to za plecami męża? I co pani zrobiła, że tak się zdenerwował, że spalił cały wasz majątek?

– Nie cały. – Poklepała koc, który wciąż równo złożony leżał na jej kolanach.

Wyatt umilkł, obserwował ją.

– Ma pani rację. Koc. Nosi go pani ze sobą całą noc. To on go pani dał, prawda, Nicky? Powiedział, żeby go pani wzięła.

Zaskoczyło go, że jej oczy wypełniły się łzami.

– Nie wiedziałam, co zamierza. Nie wiedziałam. Ale teraz myślę, że to planował. I dlatego kazał mi zabrać ze sobą narzutę.

– Dlaczego? Co jest takiego szczególnego w tej narzucie?

Wzruszyła ramionami.

– Potrzebuję jej. W te smutne dni. Wtedy mogę poczuć jej zapach. Trzymam ją blisko i mogę ją poczuć, a to przynosi mi pociechę.

– Poczuć kogo?

– Nie wiem.

– Vero?

– Nie sądzę.

– A więc kogo? Do diabła, Nicky! – Wyatt uderzył w stół. – Dość tych połowicznych odpowiedzi. Kogo szukasz? I co, do cholery, znalazłaś, że twój mąż wystraszył się na tyle, żeby wzniecić pożar? Pora na odpowiedzi. Zacznij mówić.

– Ale ja nie wiem!

– Owszem, wiesz! Gdzieś w tej swojej pomieszanej głowie wiesz wszystko. Pomyśl. Przypomnij sobie. Twój mąż zniknął, a z domu została kupa popiołu. Jesteś tylko ty, Nicky. Całkiem sama. Nie masz dokąd pójść. Chcesz nadal być tu ofiarą? Przestań zwlekać i pomyśl!

Drzwi do salki konferencyjnej otworzyły się. Nicky aż podskoczyła. Wyatt odwrócił się, poirytowany, że ktoś przeszkadza. Ale spostrzegł napięcie na twarzy Kevina. Natychmiast wstał, gdy młodszy detektyw podszedł i wręczył mu spięty zszywaczem plik kartek.

– Przyszło dzisiaj – powiedział ostrożnie Kevin. – Ale nas już nie było, więc Gina zostawiła na moim biurku.

Wyatt zerknął na raport ze laboratorium stanowego dotyczący śladów krwi w samochodzie Nicky Frank. Pierwsza strona wydawała się na pierwszy rzut oka bez sensu. Dopiero gdy przetrawił drugą, a potem trzecią i czwartą…

Spojrzał na Kevina, jakby oczekiwał, że ten zaprzeczy.

Zamiast tego detektyw powoli skinął głową.

– Owszem. Też tak zareagowałem. Ale tak właśnie jest. Wszystko się zgadza.

Razem odwrócili się i popatrzyli na Nicky, która obserwowała ich z zainteresowaniem.

– To prawda – szepnął Kevin. – Na Boga, to prawda.

Wyatt się nie odezwał. Wrócił do stołu. Odsunął krzesło i usiadł. A potem położył raport przed sobą i przesunął go w jej stronę.

– Nicole Frank – powiedział spokojnie. – Poznaj Vero.