Rozdział 24

Wyatt i Kevin wyszli z salki konferencyjnej. Pytania, jakie chcieli jeszcze zadać, musiały poczekać. Nicky położyła narzutę na stole, potem przyłożyła do niej głowę i już. Była tak wykończona, że natychmiast zasnęła.

Detektywi mieli teraz chwilę, żeby ochłonąć.

– Drodzy państwo – powiedział Wyatt, stając na korytarzu tuż za drzwiami – mam wrażenie, że nie jesteśmy już w Kansas.

– Przydałaby się aspiryna – zgodził się Kevin.

– I to nie jedna, czeka nas długa noc.

Nie mogli zostawić Nicky samej w środku komisariatu. Z drugiej strony nie ruszą do przodu, dopóki ona nie odpocznie. Jako ludzie praktyczni usiedli na korytarzu, tuż pod drzwiami, opierając plecy o ścianę.

– Zacznijmy od tego, co już wiemy – zaproponował Wyatt. – Po pierwsze, Nicole Frank to tak naprawdę Veronica Sellers, czego dowodzą odciski palców uzyskane z rozbitego samochodu.

– Twierdzi – podjął wątek Kevin – że trzydzieści lat temu została porwana przez elegancką damulkę i była przetrzymywana przez co najmniej sześć lat, aż się stamtąd wydostała.

– Co myślisz o jej opowieści? – zapytał Wyatt.

Kevin się nie wahał.

– Wrażenie obojętności? To, że unikała opowiadania w pierwszej osobie, że wszystko przedstawiała z punktu widzenia wszechwiedzącego narratora… Vero zrobiła to… Vero zrobiła tamto… Tak jak w ciężkim szoku. Szczerze mówiąc, nawet dobra aktorka nie umiałaby tego odegrać.

– Wplątała się w to – mruknął Wyatt. – Najpierw ciebie rekrutują, a potem ty rekrutujesz innych.

– Znamy to z zeznań ofiar, tak właśnie działają tego rodzaju organizacje. Kolejny dowód, że Nicky prawdopodobnie mówi prawdę, bo ktoś próbujący tylko udawać ofiarę nigdy by na to nie wpadł.

– No to mamy prawdopodobny trop działającej trzydzieści lat temu siatki pedofilskiej. Bardzo wyrafinowanego burdelu, sądząc po tym, co pamięta Nicky. I bardzo drogiego.

Kevin był bardziej zdystansowany.

– Trop od kobiety, która kilka razy uderzyła się w głowę. Posłuchaj, nie mówię, że jej nie wierzę. Mówię tylko, że to nie jest takie proste.

– Uraz powstrząśnieniowy działa w dwie strony – powiedział Wyatt. – Dobry prawnik może argumentować, że jej kilkukrotne wstrząśnienia mózgu podają w wątpliwość jej wspomnienia. Jednak z drugiej strony fakt, że doznała tylu urazów, uprawdopodabnia nagłe odzyskanie pamięci.

– Prawnicy nienawidzą odzyskanych wspomnień – odparł obojętnie Kevin. – Sędziowie ich nienawidzą i ławnicy też. Pamiętasz, jak w latach osiemdziesiątych te wszystkie dzieciaki nagle „odzyskiwały” pamięć o tym, że padły ofiarą satanistycznego kultu? Niewinni ludzie poszli siedzieć, aż w końcu ktoś się zorientował, że to banda pseudoekspertów namieszała im w głowach.

– W takim razie jesteśmy zgodni – stwierdził Wyatt. – Same wspomnienia Nicky nie wystarczą.

– Nie. Będziemy musieli potwierdzić każdy szczegół, zaczynając od domu dla lalek. Trzydzieści lat później… To nie będzie łatwe.

Wyatt pokiwał głową. Myślał o tym samym.

– Ile lat ma Nicky? Trzydzieści sześć, siedem?

– Biorąc pod uwagę datę urodzenia Veroniki Sellers, mniej więcej tyle. W każdym razie mieścimy się jeszcze w terminie przedawnienia dla przestępstw seksualnych.

Termin przedawnienia w przypadku przestępstw seksualnych mija dopiero dwadzieścia dwa lata po uzyskaniu przez ofiarę pełnoletniości, jeśli do takiego przestępstwa doszło, zanim ukończyła osiemnaście lat. W tym przypadku mieli czas na złożenie oskarżenia do czterdziestych urodzin Nicky czy też Vero. Ale to nie upływ terminu był decydujący. Wyatt czuł się zobowiązany badać każde podejrzenie przestępstwa, bez względu na to, jak dawno temu do niego doszło. Podczas gdy opinia publiczna skupiała się raczej na dramatyczniejszych przestępstwach – takich jak porwania czy handel ludźmi – to prawda jest taka, że jedno przestępstwo pociąga za sobą następne. Na przykład jest bardzo prawdopodobne, że organizacja zajmująca się handlem ludźmi i sutenerstwem jest także zaangażowana w handel narkotykami, fałszowanie dokumentów, zastraszanie świadków oraz nielegalne przewożenie ofiar pomiędzy stanami. A jeśli zaproszenia na takie prywatne „imprezy” wysyłane były pocztą, to jest to kolejna podstawa do oskarżeń.

Wyatt miał już do czynienia z takimi sprawami, w których nie mógł udowodnić głównego przestępstwa, ale przygważdżał kryminalistów tuzinem drobnych oskarżeń, co w sumie dawało podobny efekt.

– Okej – rzucił szybko. – Zidentyfikowaliśmy Veronicę Sellers, która zaginęła trzydzieści lat temu. Mamy podejrzenie porwania i przestępstw seksualnych. To wystarczający powód do powołania zespołu, a także skontaktowania się z Narodowym Centrum Dzieci Zaginionych i Wykorzystywanych. Jak tylko zaczniemy dzwonić w tej sprawie, zrobi się tu gorąco. Więc póki sprawa jest jeszcze tylko między nami, czego nie wiemy?

– Nie znamy przyczyny naszego wypadku – odpowiedział natychmiast Kevin. – I nie wiemy, dlaczego Nicky kontaktowała się z Northledge Investigations i kogo śledziła w środowy wieczór.

Wyatt mu się przyjrzał.

– Nie domyśliłeś się, kogo Nicky śledziła w drodze ze sklepu z alkoholami do domu? Naprawdę?

Teraz Kevin wyglądał na skonfundowanego.

– A ty tak?

– Oczywiście.

– To kogo?

– Marlene Bilek, naszą miłą sprzedawczynię ze sklepu z alkoholami. Która przypadkiem jest matką Veroniki Sellers.

– Co?

– Teczka, drogi Mózgu. Jej matka nazywała się Marlene Sellers. Jak zgaduję, wyszła ponownie za mąż i zmieniła nazwisko na Bilek. Po to, żeby ją znaleźć, Nicky skorzystała z usług Northledge. I tę informację uzyskała telefonicznie w środę. Detektywi z Northledge wreszcie zlokalizowali jej matkę. A Nicky wyruszyła, żeby się z nią zobaczyć. Zanim zabraknie jej odwagi, pamiętasz?

Kevin się skrzywił.

– W porządku, skoro taki z ciebie geniusz, to może wykoncypowałeś też, dlaczego Thomas Frank podpalił dom? Chodzi mi o to, że jeśli historia Nicky jest prawdziwa, to ona jest ofiarą. Nawet jeśli zaczyna sobie to wszystko przypominać, to chyba nie jest powód, żeby mąż chwycił za zapałki, a potem zwiał gdzie pieprz rośnie.

– To faktycznie zagadka – przyznał Wyatt.

– Czy Nicky nie wspomniała, że jej mąż ma zdjęcie Vero? – zapytał Kevin.

– Owszem.

– Jak to możliwe? Skoro zniknęła z Bostonu, gdy miała sześć lat, i spotkała go dopiero po wielu latach w Nowym Orleanie, to skąd mógł mieć takie zdjęcie?

Wyatt chwilę się zastanawiał.

– Może nie spotkali się w Nowym Orleanie przypadkiem. Może on poznał ją wcześniej. W… – zawahał się. – W domu dla lalek.

– Jeśli Thomas jest powiązany z handlem ludźmi – powiedział Kevin – to ma powody, żeby uciekać. Najwyraźniej w głowie Nicky padają kolejne bariery. To znaczy, że im ona więcej sobie przypomina…

– Tym bardziej on ma się czego bać – dokończył Wyatt. – Ta historia o tym, jak się poznali, od razu wydała mi się jakaś fałszywa. I może taka jest. Może prawdziwym zadaniem Thomasa jest mieć Nicky na oku. Dopóki nic nie mówiła albo niczego nie pamiętała, niczego nie musiał zgłaszać i mogli sobie spokojnie żyć. Ale nagle, pół roku temu, gdy upadła ze schodów w piwnicy…

– Zaczęła szukać Vero.

– I wynajęła prywatnych detektywów.

– I zaczęła wymykać się spod kontroli Thomasa.

Wyatt pokiwał głową.

– Nigdy nie mów, że nasza praca to nudy. Okej, musimy zawiadomić szefa, wykonać parę telefonów, zebrać zespół. – Wstał, otrzepał spodnie, ale potem się zawahał. – Kevin, jeszcze jedno pytanie.

– Tak?

– Teczka Veroniki Sellers. Dziewczynka zaginęła w maju, prawda?

– Owszem.

Wyatt spojrzał na niego.

– To dlaczego najsmutniejszym miesiącem roku jest listopad?

Wyatt poprosił jedną z policjantek, Ginę, żeby popilnowała Nicky Frank w salce konferencyjnej. On miał zadanie do wykonania. I nie chodziło tylko o pośpieszenie szeryfa, wypełnienie papierkowej roboty czy dręczenie lokalnych funkcjonariuszy, dlaczego wciąż nie znaleźli Thomasa Franka.

Była czwarta nad ranem. Był wykończony i zaniepokojony sprawą, która jakoś wcale nie chciała być gładka, miła i prosta.

Ale był przyzwoitym facetem i nie mógł tak po prostu zostawić Nicky Frank, która nie miała dokąd pójść. Nie wspominając o tym, że starał się być dobrym partnerem, a miał pewne niezałatwione sprawy ze swoją dziewczyną.

Więc zrobił to, co facet taki jak on powinien zrobić. Wziął telefon i wybrał numer.

Tessa odebrała już po drugim dzwonku. Lata telefonów odbieranych w środku nocy robią swoje.

– Halo? – Nawet nie było słychać znużenia w jej głosie. Był z niej dumny, nic nie mógł na to poradzić.

– Do mnie mówisz? – zapytał.

– Najwyraźniej. U ciebie okej?

– Tak. Myślałem o tych twoich granicach.

– O czwartej nad ranem?

– Taki świat. Kocham cię, wiesz o tym. I szanuję. Podziwiam twoją pracę. I doceniam zasady etyczne.

– Okej.

– A skoro to już sobie wyjaśniliśmy, to pierdolić granice.

– Słucham?

– Chodzi mi o to, że jak chcesz je mieć, to proszę bardzo. Nie ma sprawy. Masz rację. Pewne ograniczenia są czymś oczywistym w naszych zawodach. Ale ty chcesz mieć wszystko ostro wyrysowane. Ścisłe podziały, to pasuje tutaj, a to tam, rach-ciach. Ja tego nie kupuję. Świat jest zbyt skomplikowany. Nasza praca jest zbyt skomplikowana. My jesteśmy zbyt skomplikowani. Ja wolę przerywane linie. Granice z odrobiną elastyczności. I dlatego dzwonię do ciebie, chociaż nie musiałem.

– Masz cholerną rację, że nie musiałeś dzwonić do mnie o czwartej nad ranem…

– Twoja klientka cię potrzebuje.

– Co?

– Nie chcesz gadać, to chociaż posłuchaj. W środę wieczorem do Nicole Frank zadzwonił ktoś z Northledge Investigations. Więc prawdopodobnie jest waszą klientką. Wiedząc, jak działa twoja frymuśna firma, zakładam, że Nicole zapłaciła sporą zaliczkę…

– Nie będę komentować…

– Przerywane linie, pamiętasz? Dziś w nocy spłonął dom Nicole. A jej mąż zniknął. Jest zupełnie sama i nie ma dokąd pójść. Śpi właśnie z głową na stole w naszej salce konferencyjnej. Przypuszczam, że zaliczka jest wciąż aktualna. A skoro tak, to zakładam, że wasze interesy są zbieżne. Sądzę… Do diabła, Tesso, ta kobieta potrzebuje pomocy. Ja jestem tylko oficerem śledczym. A ona potrzebuje sojusznika.

Tessa nie odpowiedziała od razu, niemal słyszał, jak mocno się zastanawia.

– Dla ciebie byłoby dobrze, gdyby była od ciebie zależna – mruknęła w końcu. – Bardziej prawdopodobne, że wszystko by ci powiedziała. A nawet pomogła w odszukaniu jej męża.

– Owszem.

– Nic mi nie jesteś winien. To twoja robota. Twoja sprawa. Twoje granice. W końcu mogłaby wpaść na to, żeby zadzwonić do Northledge, ale miałbyś dużo czasu, żeby ją odizolować i naciskać na zeznania.

– Prawda.

– Nie musiałeś tego robić.

– Właśnie.

Kolejna przerwa. Tessa kalkuluje. To zawsze będzie ich różnić, Wyatt zdawał sobie z tego sprawę. On wierzył w swoją intuicję. Ale dla kogoś z taką przeszłością jak Tessa to nie było takie proste.

– Czego chcesz, Wyatt?

– Prawdy. Dlatego zostałem detektywem. Lubię odpowiedzi. A możesz mi wierzyć, że ta kobieta to góra pytań.

– A co jeśli udzieli mi tych odpowiedzi, ale nie pozwoli, żebym przekazała je tobie?

– Przerywane linie to nadal są linie. Wiem o tym.

– Wiesz, dlaczego jej mąż zniknął bez wieści?

– Nie. Ale znam jej prawdziwe nazwisko.

Cisza.

– Czy brzmi Veronica Sellers?

Teraz to Wyatt był zaskoczony.

– Wiedziałaś?

– Nie od początku. Nie po to nas wynajęła. Ale jak zaczęłam w tym grzebać, zaczęłam się domyślać. Tylko to miało jakiś sens. Ale moja praca nie polega na zgłaszaniu podejrzeń. Mogę zrobić jedynie to, do czego wynajął mnie klient. Myślisz, że mąż próbuje ją zabić? Te upadki i rozbity samochód w środę wieczór?

– Nie mam pojęcia. Ale myślę, że jeśli choćby połowa z tego, co Nicky opowiedziała nam o swoim porwaniu trzydzieści lat temu, jest prawdą, to jej życiu zdecydowanie zagraża niebezpieczeństwo.

– W porządku. Już jadę. I Wyatt…

– Tak?

– Dziękuję ci.