Wyatt się nie śpieszył. Już za długo wszystko toczyło się zbyt szybko. On sam cały czas gonił. Jego ludzie działali automatycznie. Ale teraz, gdy miał mniej niż dwanaście godzin, żeby dowiedzieć się od tej kobiety tego, co musiał wiedzieć o dwóch zbrodniach, zwolnił. Postanowił wszystko uporządkować.
Na zbliżające się przesłuchanie zarezerwował salkę konferencyjną. Razem z Kevinem powiesili na ścianie mapę North Country. Powiększyli zdjęcia sklepu z alkoholami, stacji benzynowej, domu Marlene Bilek oraz miejsca wypadku i umieścili je w kluczowych miejscach. Miał wynotowaną liczbę przejechanych kilometrów. A na koniec wyłożył na stół niedawno kupiony składany szpadel oraz parę zakrwawionych lateksowych rękawiczek.
Rękawiczki zafascynowały Kevina. Spędził co najmniej godzinę, pieczołowicie je rozwijając, bardzo ostrożnie, żeby nie porwać zniszczonego materiału. Były grubsze niż tradycyjne rękawiczki lateksowe – oznajmił – ale cieńsze niż typowe gumowe rękawiczki do ogrodu. Zrobił test na delikatnie zdrapanej próbce wyschniętej brunatnej substancji, potwierdziło się, że to ludzka krew. Kropka nad i. Niech mi pani nie próbuje wmawiać, że założyła je pani, żeby pochować Pimpka albo zaopiekować się rannym jeleniem. Wiemy, że to ludzka krew, więc proszę zacząć mówić.
Szeryf miał rację. Koniec kręcenia. Wyatt chciał odpowiedzi, i to natychmiast.
Bo, owszem, zadzwonił do Narodowego Centrum Dzieci Zaginionych i Wykorzystywanych i byli tam bardzo podekscytowani informacją o pojawieniu się Veroniki Sellers. Podekscytowani zdecydowanie w stylu: polecieć do New Hampshire i przejąć sprawę.
O czwartej po południu, po trzydziestu sześciu godzinach bez snu, Wyatt uznał, że ma tylko jedną jedyną szansę, żeby to załatwić. I nie zamierzał jej zmarnować.
Wyjrzał przez okno. Zauważył parkującą na dole Tessę. Skinął na Kevina, żeby posprzątał. A potem obaj zajęli miejsca.
Gdy Nicky Frank, znana również jako Veronica Sellers, weszła do pokoju, Wyatt od razu pomyślał, że wygląda lepiej niż siedem godzin wcześniej. Oczywiście jej twarz wciąż była blada niczym płótno i pokryta patchworkiem czarnych szwów, fioletowych sińców i brązowych strupów, ale wysoko trzymała podbródek i miała jasne spojrzenie. Wydawała się silniejsza. Kobieta z misją. Wyglądało na to, że w czasie, gdy jej tu nie było, podjęła jakieś postanowienia.
Tuż za nią weszła Tessa, taka jak zwykle, skupiona i konkretna. Nawet nie rzuciła okiem na Wyatta, tylko pomogła Nicky usiąść na plastikowym krześle. Zamiast usiąść obok niej, zajęła miejsce kilka krzeseł dalej. Neutralny obserwator, starający się trzymać dystans wobec nadchodzącej potyczki.
Wyatt dopiero w tym momencie zauważył, że Tessa ma ze sobą jakiś szkicownik. Położyła go na stole. Podobnie jak Nicky, spojrzała na Wyatta i czekała.
Odchrząknął, bo poczuł nagle zdenerwowanie, a to mu się nie podobało.
– Dziękuję, że jesteście – zaczął. Siedział, bo postanowił, że przybierze zrelaksowaną postawę. – Tessa już pewnie wyjaśniła, że mamy do pani jeszcze kilka pytań.
– My też pracowałyśmy – odparła Nicky. – Tessa wymyśliła numer ze świeczką. Wybrała zapach, który zapamiętałam, a ja narysowałam dom dla lalek. Przypomniał mi się z tuzin pomieszczeń…
Wyatt uniósł rękę.
– Nie.
Nicky zawahała się, spojrzała na niego.
– Nie?
– Nie interesuje mnie dom dla lalek.
– Nie interesuje pana? Nie obchodzi pana, co stało się trzydzieści lat temu?
– Nie. Interesuje mnie środa wieczór. Jeśli ma pani ochotę wymyślać historie o tym, co się stało trzydzieści lat temu, proszę bardzo. Proszę opowiadać bajki o madame, porwanych dziewczynkach, złych koleżankach z pokoju i tak dalej. Ja nie rozwiążę sprawy sprzed trzydziestu lat, Nicky. Do diabła, mam wrażenie, że cała ta sprawa to tylko szukanie wiatru w polu, jak nasze poszukiwanie Vero w czwartek rano. Pani ma pewne problemy. My to wiemy, a mimo to daliśmy się złapać na przynętę. Ale koniec z tym. Porozmawiamy o środzie wieczorem. O każdej godzinie, każdej minucie, każdej sekundzie tego wieczoru, i zaczniemy od pary zakrwawionych rękawiczek wyjętych z kieszeni dżinsów, które miała pani na sobie w środowy wieczór. Co pani wtedy robiła, Nicky? I dlaczego potrzebowała pani do tego szpadla?
Z całą pewnością ją zaskoczył. Była wyraźnie zdumiona, otwierała usta, żeby zaraz potem je zamknąć. Niczym ryba walcząca o tlen. Kłamca, któremu skończyły się wymówki. Wyatt nie zamierzał przerywać niezręcznej ciszy. Ani Kevin.
Nawet Tessa siedziała cicho. Brała już udział w takich rozgrywkach i choć była wynajętym przez Nicky detektywem, to nie była jej prawnikiem i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
– Rękawiczki? – wyszeptała w końcu Nicky.
Wyatt wstał. Nie ruszył od razu po rękawiczki i szpadel. Wolał potrzymać ją w niepewności. Podszedł natomiast do wielkiej mapy New Hampshire, na której postarali się z Kevinem jak najlepiej odwzorować jej trasę w środową noc, na podstawie rozmowy z Marlene Bilek oraz kilometrów przejechanych przez auto Nicky.
– W środę wieczorem pojechała pani do sklepu z alkoholami. Ktoś zadzwonił do pani z Northledge Investigations. Tessa Leoni.
Zerknął na Tessę. Ta delikatnie kiwnęła głową.
– Poinformowała panią, gdzie jest zatrudniona Marlene Bilek, pani utracona dawno temu matka, którą Northledge miało na pani zlecenie odnaleźć.
– Nie miałam zamiaru jej nachodzić – odpowiedziała natychmiast Nicky. Wbiła wzrok w mapę. Już wydawała się zestresowana. – Ja chciałam tylko… Chciałam wiedzieć.
– Żółta narzuta. To od niej ją pani kupiła – rzucił Wyatt tonem stwierdzenia, nie pytania.
– Googlowałam jej nazwisko przez te wszystkie lata. Ale ona wyszła ponownie za mąż i teraz ma inne. Ale potem natrafiłam w sieci na jej zdjęcie ze ślubu, gdzie oba nazwiska były w podpisie. Więc zaczęłam szukać na nazwisko Bilek. I… znalazłam ją. W New Hampshire. Sprzedaje narzuty przez internet. Jedną kupiłam.
– Jako Nicky Frank?
– Tak.
– Nie powiedziała jej pani, kim jest? Nigdy nie zdradziła swojej tożsamości?
Nicky potrząsnęła głową.
– Nie rozmawiałam z nią wtedy. To była transakcja online. Użyłam PayPala. W ogóle nie rozmawiałyśmy.
– Ale wyśledziła ją pani?
– Na stronie internetowej podany był tylko numer skrzynki pocztowej. Nie było ulicy i numeru. Ani pod jej nazwiskiem. Ani pod jego. Myślę, że jej mąż… On jest gliną, prawda? Emerytowanym policjantem. Musi dobrze pilnować, jakie dane udostępnia w sieci.
– Więc wynajęła pani Northledge. Z błogosławieństwem Thomasa?
Nicky gwałtownie potrząsnęła głową.
– Nie, nie. Absolutnie nie. Zrobiłam to całkiem sama. Użyłam czeku bankierskiego i tak dalej. Nie chciałam, żeby wiedział. Nie po tym, jak…
– Po tym, jak co, Nicky?
Odwróciła wzrok, spuściła głowę.
– On chyba się domyślił z tą narzutą. Nie wspominałam mu, ale gdy pierwszy raz wzięłam ją do rąk, zaczęłam płakać i nie mogłam się uspokoić. Nie potrafiłam. Chyba odgadł dlaczego. Stał się opryskliwy, niecierpliwy. „Czy nie jesteśmy szczęśliwi? – powtarzał ciągle. – Mamy siebie nawzajem, czy to nie wystarcza?” Nie chciałam urazić jego uczuć. Nie chciałam sprawiać mu przykrości po tym wszystkim, co dla mnie zrobił… Ale nie… – Powoli podniosła wzrok. – To nie wystarcza. Wciąż jestem smutna, choć wiem, że nie powinnam.
– W środę wieczorem pojechała pani szukać Marlene Bilek – stwierdził stanowczo Wyatt.
– Tak.
– Pojechała pani do sklepu z alkoholami. – Postukał w mapę. – I weszła pani do środka, mając nadzieję, że ją zobaczy.
– Rozpoznałam ją. Nawet z tyłu. I wtedy spanikowałam. Widziałam ją, ale nie byłam gotowa na to, żeby ona mnie zobaczyła. A co, jeśli mnie nie pamięta? Gorzej – jeśli mnie nie chce? Co to za córka, która zjawia się po trzydziestu latach od śmierci?
– Kupiła pani butelkę glenlivet.
Nicky nie odwróciła wzroku. Wytrzymała jego spojrzenie, kiwając żałośnie głową.
– I potem pani za nią pojechała – Wyatt wrócił do mapy. – Rozmawiałem dziś po południu z Marlene Bilek…
– Powiedział jej pan o mnie?
– Rozmawiałem dziś po południu z panią Bilek – powtórzył szorstko – i omówiłem z nią jej zwykłą trasę powrotną do domu. To sześćdziesiąt osiem kilometrów, głównie bocznymi drogami, przejeżdża się tędy, tędy i tędy. – Przesunął palcem po czerwonej linii. – Aż w końcu dojeżdża się do jej domu.
Postukał w powiększoną fotografię ganku domu Bilek. Zrobioną w ciągu dnia, nie w nocy, gdy Nicky go widziała, ale był podobny.
Wbiła spojrzenie w mały żółty domek. Jakby chciała go pochłonąć wzrokiem.
– Powiedział jej pan o mnie? – szepnęła. – Że jestem Vero? Co… ona powiedziała?
– Chyba nie ja powinienem się na ten temat wypowiadać. – Wyatt rzucił jej twarde spojrzenie. Spuściła wzrok.
– Według słów pani Bilek – kontynuował Wyatt – tego wieczoru w domu była też jej córka. Szesnastoletnia Hannah Veigh. Kojarzy ją pani?
– Vero – szepnęła.
– Co pani zrobiła, Nicky? – To zadane srogim tonem pytanie zbiło ją z tropu.
– Słucham?
– Co pani zrobiła? Nie było pani cały wieczór. Piła pani. I kierowała autem. Teraz stoi pani przy ślicznym, małym domku, zagląda przez okno i widzi ją: dawno utraconą siebie. Vero. Co pani zrobiła?
Nicky usiadła gwałtownie, odpychając się rękami od stołu.
– Co zrobiłam? Nic nie zrobiłam. Nie sądzę. Jak mogłabym?
Szybko podszedł do stołu.
– Proszę opowiedzieć mi o składanym szpadlu, Nicky. I o rękawiczkach. Pokrytych krwią. Ludzką krwią. Wiemy to, już to sprawdziliśmy. Jest pani pijana, jest pani sama i właśnie odkryła pani, że pani dawno utracona matka wcale po pani nie rozpaczała. Wyszła ponownie za mąż i ma nowe dziecko, Vero wersja dwa zero. Pani matka poukładała sobie życie. I w ogóle za panią nie tęskniła.
– Pan tego nie wie. Skąd może pan to wiedzieć?
– Śledziła ją pani.
– Chciałam ją tylko zobaczyć. Sprawdzić, jak się ma…
– Nie mogła pani zadzwonić? Napisać? Hej, Mamo, uciekłam w końcu od tej okropnej madame. To było dwadzieścia dwa lata temu, ale, cóż, lepiej odezwać się późno niż wcale. Skoczymy razem na lunch?
– To nie tak – zaprotestowała słabo Nicky.
– A jak? Nie jest pani chorą, porąbaną kobietą, która jeździ po pijaku i śledzi własną matkę? Proszę opowiedzieć mi o szpadlu. Jeśli chciała pani tylko sprawdzić, jak ona się ma, to po co pani łopata? Proszę opowiedzieć mi o rękawiczkach. Skoro tylko pani za nią jechała, to dlaczego są całe we krwi? Co pani zrobiła w środę wieczorem? Dalej, Nicky. Jestem już zmęczony pani kłamstwami i historyjkami. Co pani zrobiła w środę wieczorem?!
– Zadzwoniłam do Thomasa. – Te słowa same padły z jej ust. Nicky zamrugała, jakby sama była nimi zaskoczona.
– Zadzwoniła pani do męża?
– Z płatnego telefonu. Płakałam, wpadłam w histerię. Właśnie widziałam Vero. A ona nie żyła, tylko że teraz żyła. Nie wiedziałam, co robić. I tak bardzo bolała mnie głowa. Wiem, że nie powinnam była pić. Wiem, że nie powinnam była prowadzić auta. I Thomas na pewno się na mnie wścieknie, bo prosił mnie, błagał, żebym sobie odpuściła. „Możemy być szczęśliwi – mówił. – Kiedyś byliśmy szczęśliwi. Wiem, że znowu możemy być”.
Ale ja już nie mogę być dłużej taka smutna. Muszę się zmienić. Ale żeby się zmienić, potrzebuję odpowiedzi. Dlaczego listopad jest taki smutny? Dlaczego spędzam popołudnia na rozmowach z duchem dziewczynki w mojej głowie? Thomas wie, jak żyć. Ja… nie wiem. Więc poprosiłam, żebyśmy się tu przeprowadzili…
– Pani poprosiła – przerwał jej ostro Wyatt.
– Tak.
– Thomas nie odmówił.
– Zaproponował Vermont. Ale ja się upierałam i w końcu się poddał. A gdy już tu byłam… Poczułam, że jestem bliżej. Skrzynka pocztowa Marlene wskazywała na New Hampshire. Teraz byłyśmy w tym samym stanie. Ale to za mało. Chciałam ją zobaczyć, tylko… popatrzeć. Więc wynajęłam Northledge. A potem w środę wieczorem… – Głos Nicky zaczął się łamać. – Patrzę przez okno, widzę Vero. Głowa dosłownie mi eksploduje. Tyle jasnego światła. Płomienie. Wszędzie widzę płomienie. Vero nauczyła się latać. Chcę wbiec do tego domu. Tak bardzo chcę ją przytulić. Powtarzać jej, jak bardzo mi przykro. Nie wolno jej mnie nienawidzić. Ja nie chciałam… Tylko że to nie była Vero, tak? To nie mogła być Vero. Za bardzo płakałam, żeby normalnie myśleć. Komórka nie miała zasięgu, więc poszłam do aparatu, żeby zadzwonić do Thomasa.
– A on przyjechał.
– Powiedział mi, gdzie się spotkamy. Zaraz za stacją benzynową. Na zakolu drogi. Tam mam się zatrzymać.
– Pojechała pani spotkać się z mężem. Nicky, czy miała pani na rękach rękawiczki?
Potrząsnęła głową.
– Nie, kierowałam autem, mocno się koncentrowałam. Moja głowa, alkohol. Musiałam się skupić, żeby trzymać się drogi.
– Gdy dotarła pani na miejsce spotkania, Thomas na panią czekał. Czy miał ze sobą szpadel?
Nicky zamknęła oczy, jakby mocno się zastanawiała.
– Nie.
– Rękawiczki?
– On… On mi je podał. Powiedział, żebym je założyła. „Ufasz mi? – zapytał. – Czy mi ufasz?”
Nicky otworzyła oczy. Spojrzała na Wyatta.
– A ja odpowiedziałam: „Tak”.
– A wtedy?
– Wtedy… on… zniknął. A ja poleciałam w powietrze. I znowu umarłam. Kobieta, która dwa razy powstała z martwych.
Wyatt nie ustępował. Kazał jej podejść do rękawiczek, przyjrzeć się szpadlowi. Obejrzeć po kolei wszystkie zdjęcia miejsc, w których zatrzymywała się tamtej nocy.
– Czy z nią… wszystko w porządku? – zapytała Nicky, patrząc na fotografię Hannah Veigh Bilek, która z długimi ciemnymi włosami i jasnoniebieskimi oczami rzeczywiście wyglądała jak jej młodsza siostra. – Nic im się nie stało, prawda? Bo na rękawiczkach jest krew. Ale ja tego nie zrobiłam. A Thomas… On nie mógł. Nie zrobiłby tego. Prawda?
– Brzmi to tak, jakby miała pani wątpliwości.
– To dobry człowiek – powiedziała, ale jej słowa były raczej automatyczne niż przekonujące.
– Gdzie on jest, Nicky?
– Nie wiem.
– Czy on panią kocha?
– Nigdy mnie nie zostawił.
– Nawet teraz? Spalił wasz dom i się ulotnił.
Zawahała się. Wyatt natychmiast się domyślił, czego nie może mu powiedzieć. Thomas nie uciekł. Przynajmniej Nicky tak nie uważała. Nawet teraz był gdzieś w pobliżu, na miejscu, i czekał na nią. Tak silny był ich związek.
Mąż, który najprawdopodobniej ukartował jej wypadek samochodowy i spalił ich dom. A mimo to w głębi serca Nicky wiedziała, że ją kocha.
Nie pierwsza tego rodzaju relacja – pomyślał Wyatt. Gliniarze często mieli z nimi do czynienia. A mimo to wciąż czuł niepokój.
Kazał jej w kółko opowiadać o tamtej nocy, ale nie potrafił jej rozgryźć. Miała na sobie rękawiczki. Może to była jej własna krew, z wypadku, wszędzie było przecież szkło, dlatego są takie podarte. Wydawało jej się, że pamięta, jak je zdejmowała i wsuwała do tylnej kieszeni. Niewygodnie jej w nich było, ale nie chciała śmiecić. Szpadel stanowił dla niej tajemnicę. Nie wiedziała, do czego był Thomasowi potrzebny.
Owszem, śledziła Marlene Bilek. Chciała z nią porozmawiać, jednak zabrakło jej odwagi. Pragnienie zmiany to nie to samo co zmiana. Staranie się o odzyskanie pamięci o własnej przeszłości to nie to samo co skonfrontowanie się z nią.
W końcu Kevin zabrał Nicky na pobranie odcisków palców. Choć mieli odciski palców Veroniki Sellers w aktach, to liczyły one już trzydzieści lat. Wyatt, nie wspominając o technikach policyjnych, woleli mieć świeższe i czyściejsze, żeby użyć ich do porównania z tymi pobranymi ze szpadla, rękawiczek i tak dalej.
Gdy Nicky i Kevin wyszli, Wyatt i Tessa mieli chwilę, żeby odetchnąć. Przysunął krzesło do niej i przeczesał dłonią lekko potargane włosy. Boże, ale by mu się przydał prysznic. Nie wspominając o drzemce.
– Przespałeś się choć trochę? – zapytała.
– Pewnie tak jak ty.
– To musisz być bardzo zmęczony.
Skrzywił się.
– Przepraszam, że odciągnąłem cię od Sophie w weekend.
– Nie pierwszy raz. Wspomniałam jej o szczeniaku. Myślę, że od razu cię polubiła.
– Będę mógł pomóc go wybrać?
– Mam taką nadzieję.
Uśmiechała się subtelnie, mówiła to, co trzeba. A mimo to znowu to poczuł. Że coś się skończyło. Cień w jej oczach, który nie pasował do linii jej ust. Może był po prostu przemęczony. A może na tym właśnie polega problem randkowania z takimi kobietami jak Tessa. Zawsze pozostanie dla niego tajemnicą.
– U Sophie okej? – zapytał.
– Z tego, co wiem, tak.
– Wydajesz się… – nie był pewien, jak to określić – zamyślona.
– D.D. Warren powiedziała mi podczas lunchu coś ciekawego – odparła w końcu, patrząc na szkicownik. – Jeszcze to przetrawiam.
– Ciekawego dobrego czy ciekawego złego?
– Jeszcze przetrawiam. Wyatt, wiesz, że nie jestem ideałem, tak?
– Nigdy tak nie twierdziłem.
– Trzy lata temu… coś poszło nie tak. Nie mogę powiedzieć, żebym żałowała.
– Poznawszy Sophie, ja również nie żałuję. – Zawahał się. – Tesso, czy ty masz kłopoty? Bo wiesz, że jestem przy tobie, tak? Czegokolwiek byś nie potrzebowała…
Uśmiechnęła się znowu, ale ten uśmiech nie przegonił cienia z jej oczu.
– Nie działajmy pochopnie. Na razie tylko usłyszałam ciekawe wieści…
Powstrzymał ją, wziął ją za rękę, bo przynajmniej tyle mógł zrobić. Zaskoczyło ją to, ale nie zabrała dłoni.
– Jestem przy tobie, Tesso. Na sto procent. Absolutnie. Wiem, że jesteś kobietą z przeszłością, ale szczerze mówiąc, interesuje mnie nasza przyszłość.
Może to jego wyobraźnia, ale zdało mu się przez chwilę, że w jej oczach zabłysły łzy.
– D.D. mówi, że jestem samotnym wilkiem – szepnęła.
– Myślę, że Sophie i pani Ennis mogą być innego zdania.
Skinęła głową, nie odezwała się od razu.
– Nicky chce być wolna – powiedziała nagle. – Wiem, że masz wątpliwości co do tej historii o domu dla lalek, ale spędziłam z nią popołudnie i myślę, że ona też jest kobietą z przeszłością, i to okropną przeszłością. Taką, w której nie tylko coś idzie nie tak, ale mam wrażenie… W takim środowisku zwykle nie można przetrwać bez obciążania własnego sumienia.
Teraz Wyatt pokiwał głową.
– Może się wydawać, że dwadzieścia dwa lata to bardzo długo. Mogła pojawić się wcześniej, skontaktować się z matką. Ale próbuje to zrobić teraz. Czy to nie jest najważniejsze?
– Mówiła, że wykonała parę szkiców po południu?
– To mój wkład w terapię pamięciową. Proszę. – Tessa podniosła okładkę szkicownika i wyjęła tuzin sporych kartek. – Widać, że to artystka, ma dobre oko do szczegółu.
W pierwszej chwili Wyatt nie był pewien, na co patrzy. Okrągły pokój z różą namalowaną na ścianie i łóżkiem całym w tiulu. Marmurowy kominek w eleganckim salonie. Ale trzeci rysunek przedstawiał całość: duży, kryty gontem wiktoriański dom, taki, jakie w dziewiętnastym wieku wznosiły zamożne rodziny jako letnie rezydencje, żeby odpocząć od gorąca i smrodu miasta. Miał wspaniałą zabudowaną werandę od frontu, dwupiętrową wieżyczkę i masywne prawe skrzydło z mansardowymi oknami. Imponujący budynek. I drogi. I rzeczywiście, patrząc na szprosowane okna i drewniane rzeźbienia, przypominał domek dla lalek.
Oderwał wzrok od szkicu i spojrzał uważnie na Tessę.
– Myślisz, że to prawdziwe?
– Myślę, że ona myśli, że tak.
– No to mi pomogłaś.
Przerzucił kartkę i zobaczył portret starszej kobiety, z włosami spiętymi w kok, surową twarzą i zimnym wzrokiem. Nie mógł się powstrzymać. Przeszedł go dreszcz.
– Madame Sade – podpowiedziała Tessa.
– Wygląda na taką, która byłaby zdolna do porwania dziecka – zgodził się.
– Poprosiłam D.D., żeby przejrzała dawne sprawy porwań dzieci – powiedziała Tessa. – Jestem ciekawa. Zważywszy na to, jakie mamy teraz bazy danych, może uda się ustalić, czy trzydzieści lat temu wystąpiło nagromadzenie zaginięć dziewczynek w rejonie Nowej Anglii. To uprawdopodobniłoby wersję Nicky.
– Owszem.
– I dopóki bierzemy pod uwagę możliwość istnienia tego domu, warto przyjrzeć się tłu. Widok z okna sypialni w wieży.
Musiał się cofnąć do tego szkicu. Nie zauważył tego na pierwszy rzut oka, ale rzeczywiście okrągły pokój miał kilka pięknych okien. Nicky dokładnie naszkicowała każdy fragment wypełnionych szprosem szyb. A tam… za nimi… góry. Widok tak znajomy, że był pewien, że za moment przypomni sobie, gdzie to jest.
– White Mountains. A więc to New Hampshire. – Spojrzał na Tessę.
– To ona poprosiła, żeby się tu przenieśli, nie Thomas.
– Bo jest tutaj Marlene Bilek.
– Być może. Ale słyszałeś ją. Ona szuka odpowiedzi. Myślę, że sprowadził ją tutaj instynkt. Żeby być bliżej prawdy.
– Szeryf zadał mi dziś rano dobre pytanie – powiedział nagle Wyatt. – Jeśli to Thomas odpowiada za wypadki swojej żony, to jaki jest motyw? Mężowie zabijają żony dla kilku powodów. Zemsta, pieniądze, władza. Po dwudziestu dwóch latach co się zmieniło w ich związku?
Znał odpowiedź, ale pozwolił Tessie jej udzielić.
– Nicky postanowiła, że pora pójść do przodu. Była zmęczona swoim smutkiem.
– Ruch w kierunku niezależności może być groźny dla każdego mężczyzny, ale szczególnie dla męża, który lubi się opiekować tak bardzo jak Thomas – zgodził się Wyatt.
– Nie kupuję tej historii o tym, jak się poznali w Nowym Orleanie – stwierdziła Tessa.
– Ja też nie. Zawsze wydawała mi się przećwiczona.
– Starałam się wyciągnąć z Nicky więcej o Thomasie, gdy szkicowała. Wygląda na to, że po części wciąż go kocha. Co więcej, uważa, że go potrzebuje. On się nią opiekuje. Zapewne ze swoich własnych powodów. Pomyśl, jaki mają schemat: zawsze w ruchu. Szczęśliwe pary raczej tak nie robią, prędzej te, które uciekają.
Wyatt wrócił do portretu damy.
– Jeśli Nicky rzeczywiście była przetrzymywana w tym domu dla lalek, a Thomas w jakiś sposób był z nim związany, to jest przynajmniej jedna osoba, która nigdy by nie chciała, żeby rozmawiali z policją. – Postukał palcem w kobietę o zimnym spojrzeniu. – Tesso, jeśli to wszystko prawda… W jaki sposób Nicky, Vero się uwolniła? To mnie najbardziej martwi. Tego rodzaju działalność i tego rodzaju kobieta… ona nie pozwoliłaby żadnej z dziewcząt odejść. Coś się wydarzyło. I nie chodzi mi o to, że Vero nauczyła się latać i inne bzdury.
Tessa się zawahała.
– Mam pewną teorię. Może patrzę na to inaczej, bo mam swoją… własną przeszłość. Ale myślę, że Vero została porwana trzydzieści lat temu. Myślę, że była przetrzymywana przez tę kobietę w tym domu. I myślę… Myślę, że stało się coś naprawdę okropnego, co umożliwiło jej ucieczkę. Nie. Ja podejrzewam, że to Vero zrobiła coś naprawdę okropnego, co umożliwiło jej ucieczkę. I że po tych wszystkich latach temu właśnie nie potrafi stawić czoła. Tylko że… – Tessa wzruszyła ramionami, na jej ustach znów pojawił się smutny uśmiech. – Przeszłość ma swoją własną wolę. Chce zostać wysłuchana. Wspomnienia celowo blokowane przez Nicky chcą się uwolnić.
– Listopad to najsmutniejszy miesiąc – mruknął Wyatt. – Kobieta, która dwa razy powstała z martwych.
– Myślę, że Nicky próbuje sobie przypomnieć. Myślę, że część jej chce nam wręcz powiedzieć, co się wydarzyło, zdjąć sobie ten ciężar z serca. Ale potrzebuje wsparcia.
– Kolejnej świecy zapachowej? – Wyatt uniósł brew.
– Nie. Myślę, że powinniśmy ją skonfrontować z matką. Pozwolić im w końcu porozmawiać.
Wyatt też o tym myślał.
– W porządku. Zadzwonię do Marlene, przekażę wieści. Ona i tak się już zainteresowała Nicky. Nie wyobrażam sobie, żeby nie chciała zobaczyć własnej córki po tylu latach. Ale musimy to utrzymać w tajemnicy. Nie wiadomo, kiedy zwali nam się na głowę prasa.
– To prawda.
– Ale zrobimy to dzisiaj. I nie tylko dlatego, że jutro rano federalni zaprowadzą tu swoje porządki. Thomas Frank uciekł ze swojego płonącego domu niemal dwadzieścia cztery godziny temu, a mimo to wytropiliśmy go sześćdziesiąt kilometrów stąd. Wiesz, co o tym myślę?
Wyatt poczekał chwilę.
– On wciąż uważa Nicky za zagrożenie. I jeszcze z nią nie skończył.