Rozdział 30

– Kim jesteś? – Marlene Bilek chwyciła Nicky za rękę, mocno zaciskając dłoń na jej nadgarstku. Stojąca naprzeciwko starszej kobiety Nicole skrzywiła się, wyraźnie czuła się nieswojo. – Pani wie różne rzeczy. Skąd pani je wie? Co pani zrobiła z moją córką?

– Bardzo panią proszę. – Wyatt szybko wkroczył między obie kobiety. Musiał siłą oderwać palce Marlene od nadgarstka Nicky.

Kobieta zwróciła się do niego.

– Co to za chora gra? Powiedział mi pan, że znalazł moją córkę. Powiedział pan, że ma na to dowód!

– Mamy odciski palców, pani Bilek. Odciski, które pasują do odcisków pani córki…

– Ale ona nie jest Vero! Nie ma blizny. Vero ma bliznę…

– Okej, okej. Proszę wziąć głęboki oddech. Uspokójmy się.

Wyatt zabrał Marlene na jedną stronę pokoju, a Nicky na drugą. W oczach Marlene widać było żal, gniew i poczucie bycia oszukaną. Nicky wyglądała na zaskoczoną. I już pocierała skronie, co znaczyło, że zaczyna się migrena. Wyatt czuł, że jego też zaraz zacznie mocno boleć głowa, choć nie doświadczył trzech wstrząśnień mózgu.

Tessa zajęła się Nicky. Pomogła jej usiąść na jednym z krzeseł, podczas gdy Wyatt posadził Marlene na krześle po drugiej stronie pokoju. Tessa wyjęła z minilodówki butelki z wodą. Pierwszą podała Nicky, a drugą Marlene.

Obie zaczęły pić.

Wyatt wykorzystał tę chwilę, żeby jakoś to sobie poukładać. Czuł się niezręcznie, ale obserwując te dwie kobiety w jednym pokoju hotelowym, bez problemu uwierzył, że są matką i córką, nie ze względu na podobieństwo, ale to, jak się poruszały, jak się razem trzymały.

Tyle że według Marlene Bilek to było niemożliwe.

– Zacznijmy od początku – powiedział po chwili. Zwrócił się do Marlene: – Mówi pani, że Veronica ma bliznę.

– Na wewnętrznej stronie lewego przedramienia. Tuż pod łokciem. Pięć, siedem centymetrów. Przez stolik do kawy.

– Ronnie ją na niego rzucił – wyrecytowała Nicky. – Podniósł ją. Vero była małą dziewczynką, więc cisnął ją na drewniany stolik jak jakiś śmieć. Stolik się połamał. Jego noga wbiła jej się w rękę.

– Skąd to wiesz? – zapytała Marlene.

– Vero chciała latać – szepnęła Nicky. – Ona tylko chciała latać. Jak mogłaś nadal z nim być? Jak mogłaś kazać jej tak cierpieć?

Marlene pobladła. Nic nie odpowiedziała.

– Jest pani pewna tej blizny? – zapytał ponownie Wyatt. Nie mógł się powstrzymać. Vero nie mogła mieć blizny. Bo jeśli Vero miała bliznę, to nic tutaj nie miało sensu.

– Sprawdźcie w zgłoszeniu zaginięcia – poradziła mu rzeczowo Marlene. – Jest wymieniona w cechach szczególnych.

Tessa się tym zajęła. Wyciągnęła kopię zgłoszenia ze swojej torby na laptopa i szybko ją przejrzała. Gdy podniosła wzrok, Wyatt zobaczył odpowiedź w jej oczach. Skinęła głową na znak, że owszem, znaleźli się w krainie szaleństwa.

Wyatt zwrócił się do Nicky.

– Kim pani jest?

– Zgubiłam się. Nikt mnie nie chciał, nawet przed domem dla lalek. Nikt mnie nie kochał, nawet przed domem dla lalek.

– Pani jest Chelsea. – Wyatt dopasował kawałki układanki. – Jest pani tą współlokatorką. – Uznał, że już rozumie. – Tą, która zabiła Vero, żeby móc uciec.

– Tylko że od dwudziestu dwóch lat staram się ją uratować.

Wyatt zerknął na Tessę. Próbowała ostrzec go, że musi być jakiś powód, dla którego Nicky głęboko ukryła swoją przeszłość. Ten wydał mu się wystarczająco dobry.

– Chelsea…

– Nicky.

– Nicky. Czy Vero umarła tamtej nocy?

– Z domu dla lalek można się wydostać tylko w jeden sposób.

– Jest pani pewna? – zapytał ostrożnie, świadomy, że Marlene Bilek gwałtownie wstrzymała oddech.

Nicky nie odpowiedziała. Wyraz udręki na jej twarzy był wystarczającym dowodem.

– W takim razie w jaki sposób jej odciski palców znalazły się w pani samochodzie?

– Ona nie umarła! – Marlene natychmiast podchwyciła tę szansę, mocno pochylając się do przodu. – Ona z tobą była! Widziałaś moją córkę. I wiesz, gdzie ona jest.

Wyatt zwrócił się do Nicky. Marszczyła brwi i znowu pocierała czoło.

– Cii… – szeptała. – Tylko cii…

– Wszystko w porządku? – zapytał łagodnie.

– Ona się ze mnie śmieje. Nienawidzę, gdy ma taki nastrój. Wolałabym, żeby założyła ubranie. Albo przynajmniej skórę.

Wyatt i Tessa znów wymienili spojrzenia.

– Nicky – odezwał się Wyatt zdecydowanym tonem. – Środa wieczór. Jest pani w swoim samochodzie. Jedzie pani do sklepu z alkoholami. Chce pani zobaczyć Marlene Bilek, dawno temu utraconą matkę Vero. Kto z panią jest?

Nicky otworzyła oczy. Wyglądała na nieszczęśliwą, ale szczerą.

– Vero ze mną jest. Ona zawsze ze mną jest. Ale nie tak, jak myślicie.

– Pani jej szuka.

– Zawsze.

– Pani chce, żeby była bezpieczna. Raz ją pani zawiodła, więc teraz cały czas stara się pani zrobić to dobrze.

– Tak!

– Nicky… – Wyatt ujął jej rękę i przytrzymał między swoimi dłońmi. Palce kobiety były lodowate, co mocno kontrastowało z kropelkami potu na jej czole. Nie zostało im wiele czasu – uświadomił sobie. Bez względu na jego zainteresowanie innymi aspektami tej sprawy jej wstrząśnienia mózgu były prawdziwe, a cała ta stresująca sytuacja z pewnością się na niej odbijała. W każdej chwili może ją powalić potężna migrena i to będzie koniec.

– Niech pani wreszcie powie, czy Veronica Sellers, pani przyjaciółka, współlokatorka, wydostała się z domu dla lalek?

– Vero nauczyła się latać.

– Przedawkowała narkotyki.

Nicky patrzyła na niego. Patrzyła, patrzyła i patrzyła. I po raz pierwszy Wyatt zrozumiał. To nie tak, że nie mogła się przyznać przed policją. Ona nie mogła się przyznać sama przed sobą. Chelsea, której przed domem dla lalek nikt nie kochał. Ale w nim właśnie znalazła siostrę.

– Tak – szepnęła. A potem zamknęła oczy, co odpowiadało im obojgu, bo nie był pewien, czy zniesie dłużej ból, który w nich widział.

– Nicky, muszę pani zadać jeszcze jedno pytanie.

Z trudem przełknęła ślinę.

– Jej odciski palców, te które znaleźliśmy w aucie… Skąd się tam wzięły?

– Musiała z tobą być – odezwała się nagle Marlene. – Moja córka. Kłamiesz o jej śmierci. Była z tobą tamtej nocy w samochodzie.

Nicky potrząsnęła głową.

– Nie, to nie tak.

– To prawda – zgodził się Wyatt. – Użyliśmy psa tropiącego. I Annie stwierdziła, że w aucie była tylko jedna osoba, kierowca, który wspiął się na górę do szosy.

– W takim razie jak wyjaśnić te odciski palców? – zapytała Tessa. Miała zmarszczone brwi. Poczuł się lepiej, wiedząc, że to wszystko ją także wprawia w zakłopotanie. – Nie da się podrobić odcisków palców. Nie ma dwóch identycznych. Nawet w przypadku bliźniąt jednojajowych.

– Zgadza się. – Wyatt spojrzał na dłonie Nicky. Pobrali odciski palców z jej samochodu, ale aż do dzisiejszego popołudnia nie pobrali ich od niej. Przesłuchiwali ją, byli u niej w domu, zabrali ją na przejażdżkę, ale odciski palców… Nie, nie zrobili tego wcześniej.

Czyli, podsumowując, odkryli odciski palców Veroniki Sellers w samochodzie Nicky. Ale to nie znaczy, że to były odciski palców Nicky Frank.

Co za głupi, idiotyczny błąd. Jak żółtodzioby. Musi natychmiast zadzwonić do Kevina i poprosić go o porównanie odcisków palców Nicky pobranych dziś po południu z odciskami Veroniki Sellers sprzed trzydziestu lat.

– Nicky – powiedział. – Te odciski były we krwi. Sam to widziałem. To nie były stare ślady. Powstały tamtej nocy. Zostały we krwi, twojej krwi, na siedzeniach i na desce rozdzielczej twojego auta.

– Vero chce latać – szepnęła. – A samochód poleciał, jak piórko. Wciąż widzę jej uśmiech. Słyszę jej śmiech.

– Co się stało?

– Nic nie może być wiecznie lekkie.

– Co się stało?

– To nie latanie. To lądowanie jest najtrudniejsze.

– Nicky! – powiedział stanowczo. – Niech pani na mnie spojrzy. Proszę popatrzeć na to zdjęcie. To nie jest zdjęcie Vero. Rozumie mnie pani? To jest pani zdjęcie! Pani. Bez względu na to, jak Thomas je zdobył… Tu nie chodzi o Vero. Tu zawsze chodziło o panią.

– Myli się pan. – Nicky gwałtownie podniosła wzrok i popatrzyła Marlene prosto w oczy. – Tu chodzi o Vero. Ona nigdy nie powinna była trafić do domu dla lalek. Nigdy nie powinna była tam umrzeć. Dwadzieścia dwa lata później ona wciąż pragnie zemsty. I wszyscy w końcu zapłacimy.

Wyatt odprowadził Marlene Bilek z powrotem do drugiego pokoju. Po wygłoszeniu swojej przemowy Nicky opadła na najbliższe łóżko. Natomiast Marlene chyba przeszedł najgorszy gniew, teraz zachowywała się, jakby była w szoku.

Wyatt poprosił ją, żeby jeszcze raz szczegółowo opisała mu Vero, ale nie miała nic nowego do dodania. Jej Vero miała szare oczy. A Nicky Frank ma niebieskie. Jej Vero miała bliznę na lewym przedramieniu. Owszem, wypadek ze stolikiem do kawy wyglądał dokładnie tak, jak opisała to Nicky, i absolutnie nie jest z tego dumna, ale to, że Nicky znała szczegóły, nie zmienia jej zdania. Nicky Frank może znać wszystkie historie z życia Veroniki Sellers, ale nie jest jej dawno zaginioną córką.

Jeśli chodzi o odciski palców z auta tej kobiety… To nie ma sensu. Jeśli Vero żyje, to dlaczego nie skontaktowała się z rodziną? A w ogóle to dlaczego Nicky zadała sobie trud, żeby wyśledzić Marlene przez Northledge Investigations? Przecież Marlene nie dostała żadnego spadku po zniknięciu córki. Ona i jej rodzina to zwykli, skromnie żyjący ludzie, nikt nic nie zyska na udawaniu, że jest jej zaginionym dzieckiem.

– Ona jest chora – stwierdziła w końcu Marlene, jakby wreszcie udało jej się przełamać i okazać trochę empatii. – I nie chodzi mi tylko o to nieustanne pocieranie skroni. Nicky… Ona jest trochę szalona, prawda?

Wyatt zawahał się, nie wiedząc, jak odpowiedzieć na to pytanie.

– Myślę, że ona jest naprawdę zagubiona.

– Myślała, że jest Vero – powiedziała Marlene. – I dlatego kupiła narzutę, dlatego mnie śledziła. Ona chyba naprawdę myślała, że jest moją córką.

– Wydaje się bardzo związana z Vero – stwierdził Wyatt i to było wszystko, co potrafił wydedukować.

– Dlaczego?

Znowu się zawahał.

– Pani Bilek… Bez względu na to, co produkuje szwankujący umysł Nicky… Nie sądzę, żeby miała urojenia. Szczerze mówiąc, podejrzewam, że większość jej wspomnień to prawda. A w takim wypadku…

Marlene przez chwilę milczała, po czym zwróciła się do niego:

– Myśli pan, że ona mówi prawdę o tym domu dla lalek? Te historie, które mi opowiedziała na początku. One naprawdę się przydarzyły. Vero. I jej.

– Myślę, że powinniśmy się tego dowiedzieć. Jesteśmy to winni Nicky i Vero.

Spojrzała na niego.

– Moja córka tam umarła. Ta dziewczyna, Chelsea, miała dość siły, żeby odstawić narkotyki. Ale moja Vero… – Głos jej się załamał, z trudem przełknęła ślinę. – I dlatego Chelsea nie może o niej zapomnieć. Wykorzystała śmierć mojej córki, żeby uciec, i od tamtej pory czuje się winna.

– Myślę, że nie powinniśmy pochopnie wyciągać wniosków.

Wyatt wyjął szkice, które wcześniej pokazała mu Tessa.

– Rozpoznaje pani ten budynek? – Pokazał Marlene Bilek rysunek domu. Twarz kobiety zamarła. Patrzyła na rysunek kamiennym wzrokiem.

– To jest to miejsce? – zerknęła na niego. – Duże. I… piękne. Wydawałoby się, że ludzie, którzy mają to szczęście, żeby tak ładnie mieszkać, powinni być dobrzy. W takim miejscu dzieci, małe dziewczynki, powinny być szczęśliwe.

Wyatt czekał. Ale po chwili pokręciła głową.

Pokazał jej portret madame Sade. Podobnie jak on za pierwszym razem, Marlene się wzdrygnęła. A potem zrobiła coś niespodziewanego. Sięgnęła ręką i stuknęła palcem w rysunek.

– Czy to ta kobieta, która zabiła moje dziecko?

Wyatt nic nie odpowiedział.

– Cokolwiek się wydarzyło, ona była temu winna. Słyszał pan, co mówiła Nicky, to znaczy Chelsea. To ta kobieta porwała Vero z parku. To ta kobieta ją uwięziła. To ta kobieta zabiła moje dziecko.

– Pamięta ją pani z parku?

– Nie.

– Czy kiedykolwiek ją pani widziała? W swoim bloku albo w sąsiedztwie? – Wyatt nie wierzył, by kobieta taka jak madame Sade przypadkowo wybierała swoje ofiary. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fizyczne podobieństwo między Vero i Chelsea, wyraźnie widać było, że szuka określonego typu urody. Być może spełniała nawet życzenie jakiegoś klienta, a to wymagało najpierw poszukiwań.

Ale Marlene potrząsnęła głową.

– Nie.

– Jest pani pewna?

Rzuciła mu surowe spojrzenie.

– Myśli pan, że mogłabym zapomnieć kogoś tak zimnego? Gdy patrzę na jej portret, przewraca mi się w żołądku.

Wyatt wpadł na inny pomysł.

– A widziała pani tego dnia w parku jakichś chłopców? – Postarał się jak najlepiej opisać młodszą wersję Thomasa Franka, który jakoś musiał pasować do tej układanki. Ale Marlene ponownie pokręciła głową.

– To było dawno temu, sierżancie. A Nicky nie kłamała. Byłam pijana tamtego dnia. Nie powinnam była zabierać dziecka do parku. Nie powinnam była siadać na tamtej ławce. To moja wina. I zapłaciłam za to najwyższą cenę, jaką może zapłacić matka.

Spróbował innej taktyki.

– Kto wiedział o bliźnie Vero?

– Każdy, kto przeczytał zgłoszenie o zaginionym dziecku, oczywiście.

– Ma pani na myśli oficjalny raport policji? Bo nie ma tej informacji na ulotkach. Na nich jest tylko jej zdjęcie i podstawowe dane, jak wzrost, waga i wiek.

– To prawda.

– Rodzina i przyjaciele? – zapytał.

Skrzywiła się ze wstydem.

– Raczej ich nie mieliśmy. Byłam tylko ja, Vero i Ronnie.

– Czyli Ronnie wiedział. Czy policja przesłuchiwała go w sprawie zaginięcia Vero?

– Oczywiście. Ale to było tak dawno temu. I miał alibi, był w pracy, gdy ona zniknęła.

– Okej. – Lecz Wyatt nadal intensywnie myślał. Biorąc pod uwagę wiek i ogólny opis, Nicky była idealną kandydatką na zaginioną Veronicę Sellers. Gdyby nie ta blizna, jak mówiła Marlene.

To go bardzo zaintrygowało. Bo niewiele osób wiedziało o tym szczególe. Z całą pewnością raporty policyjne nie były publicznie dostępne. To znaczy, że jeśli ktoś bardzo chciał, żeby Nicky Frank była Veronicą Sellers… I tak bardzo mu na tym zależało, że umieścił odciski palców zaginionej dziewczynki w aucie Nicky…

Tylko jak? I dlaczego?

Thomas spotkał się z Nicky tamtej nocy. Ze swoją na wpół pijaną, zrozpaczoną żoną po trzech wstrząśnieniach mózgu. Wręczył jej rękawiczki. Wsadził ją do samochodu na jałowym biegu i zepchnął auto ze wzgórza w kierunku jaru. Czy w jakiś sposób umieścił w nim odciski palców Vero? Bo chciał, żeby Nicky za nią uchodziła? Albo umarła jako dawno zaginione dziecko? Ale po co?

Składany szpadel, para zakrwawionych rękawiczek. Co ten człowiek wyprawiał tamtej nocy? I kiedy cokolwiek w tej sprawie zacznie nabierać sensu?

Wyatt podziękował Marlene za poświęcony czas. Uzyskał jej zapewnienie, że nie będzie rozmawiać z dziennikarzami, i poprosił jednego z funkcjonariuszy, żeby odwiózł ją do domu.

Gdy tylko wyszła, w drzwiach łączących pokoje pojawiła się Tessa. Pokój Marlene był identyczny jak pokój Nicky. Usiadła na łóżku naprzeciwko niego.

– Cóż – powiedziała. – Nie poszło zgodnie z planem.

– Pozwól, że cię o coś zapytam. Czy umiałabyś podrobić odcisk palca?

– Bardzo bym chciała – stwierdziła gorzko. Zerknął na nią uważnie, ale tylko się uśmiechnęła. – W teorii to chyba możliwe. Zdjąć z jakiejś powierzchni, może za pomocą taśmy, a potem przenieść na inną. Ale… odcisk palca to tylko mikroskopijna warstewka linii papilarnych i naturalnego tłuszczu. Przeniesienie tego na inną powierzchnię z zachowaniem całości odcisku… To raczej coś, co jest możliwe w telewizji, a nie w rzeczywistości.

– Wiesz, co mnie uderzyło, jeśli chodzi o to auto? – zapytał.

Tessa potrząsnęła głową.

– Jakie mieliśmy szczęście, że odciski były tak wyraźne. Pomyśl. Z większości samochodów nawet nie da się ich pobrać. Nieregularny kształt powierzchni, wielokrotnie dotykanych, jeden wielki, lepki bałagan. Ale nie w samochodzie Nicole Frank. Sam gołym okiem dostrzegłem odcisk kciuka we krwi. Co za fart.

Tessa wbiła w niego wzrok.

– Uważasz, że został tam celowo umieszczony.

– Annie, pies tropiący, wyraźnie pokazała, że na miejscu wypadku była tylko jedna osoba, a ja nie zwykłem sprzeczać się w takich sprawach z psimi nosami.

– Ale po co?

– Nie mam pojęcia.

– Jak można uzyskać taki odcisk? – kontynuowała Tessa. – Trzydzieści lat później, nawet jeśli miało się dostęp do jej akt?

– Nie potrzeba akt, żeby zdobyć jej odciski palców – stwierdził Wyatt. – Narodowe Centrum Dzieci Zaginionych i Wykorzystywanych już wiele lat temu utworzyło krajową bazę z cyfrowymi zapisami odcisków. Żeby łatwiej było porównywać.

– Więc nie wiemy jak i po co, ale w kolumnie kto podejrzewasz kogoś, kto ma dostęp do tej bazy.

Wyatt popatrzył na nią. Poczuł z tyłu głowy, że coś wreszcie wskoczyło na miejsce.

– Cyfrowe zapisy – oznajmił. – Cyfrowe pliki.

– No?

– A wiesz, co można zrobić z cyfrowym obrazem?

– Hm… Wysłać go mejlem, SMS-em, podzielić się na Facebooku…

– Zaimportować do programu AutoCAD i stworzyć cyfrowy model.

– Cyfrowy model odcisków palców?

– Tak. Który można potem wrzucić na trójwymiarową drukarkę, która wykona trójwymiarowy model linii papilarnych, a ten można wykorzystać, powiedzmy, do stworzenia lateksowej rękawiczki z idealnymi odciskami.

Tessa szeroko otworzyła oczy.

– Sama rękawiczka nie zostawi odcisków. Trzeba pokryć ją jakąś oleistą substancją, np. tłuszczem…

– Albo krwią.

Tessa wzdrygnęła się lekko, lecz przytaknęła.

– Zakrwawione rękawiczki, te, które znalazłeś w aucie Thomasa Franka.

– To właśnie on dał je Nicky w tamtą noc. Parę rękawiczek z odciskami palców… Które sam zrobił na drukarce 3D. Żeby pokryła całe auto odciskami palców Veroniki Sellers. Żeby wzięto ją za Veronicę Sellers.

Tessa zadała narzucające się zgodnie z logiką pytanie:

– Ale po co?

Wyatt potrząsnął głową.

– Nie wiem. On musi w tym tkwić, prawda? Nicky twierdzi, że znalazła zdjęcie… jej samej… w jego rzeczach. Zrobione wtedy, gdy była w domu dla lalek.

– Jak uciekła? – zapytała nagle Tessa. – Chodzi mi o tę zamianę z martwym ciałem współlokatorki, która przedawkowała. Pozwoliła zakopać się żywcem, a potem bohatersko wygrzebała się z powrotem do świata żywych w deszczową noc… I potem co? Poszła na piechotę do Nowego Orleanu?

Wyatt zrozumiał.

– Musiała mieć pomocnika. I tu pojawia się Thomas Frank?

– W tym scenariuszu by ją uratował. I zaopiekował się nią, a potem spędzili razem jeszcze dwadzieścia dwa lata. Samo uratowanie jej w ciemną, deszczową noc nie wymagało przecież poświęcenia całego życia. A jeśli jest w zmowie z madame Sade, to może był… strażnikiem Nicky przez te wszystkie lata? To z kolei nie wymagałoby zawierania małżeństwa. Ja odnoszę wrażenie… że on chyba naprawdę się o nią troszczy, przynajmniej w jakimś sensie.

Wyatt nadal był sceptyczny.

– Rozbił samochód żony, z nią w środku. Spalił ich dom, ze wszystkim, co było wewnątrz. Jeśli to ma być miłość, to przepraszam, ale najwyraźniej marnowałem czas, kupując kwiaty.

Tessa przewróciła oczami i podsumowała sprawę:

– Trzydzieści lat temu sześcioletnia Veronica Sellers została porwana z parku i zamknięta w wyrafinowanym burdelu. Mniej więcej dwadzieścia lat temu umarła w tym samym domu, ale jej współlokatorka Chelsea zdołała uciec i przez wszystkie te lata pamiętała o Vero.

– Cały czas w domu dla lalek chłonęła opowieści Vero. I teraz ma skłonność, by traktować je jak własną historię? A może tylko pragnie, żeby to była jej historia? – Wyatt uznał, że to kwestia do dyskusji. – W każdym razie Vero zawsze jej towarzyszy. Nie potrafi o niej zapomnieć.

– Co prowadzi nas do okresu sprzed pół roku, gdy Chelsea, która starała się prowadzić szczęśliwe życie z mężem, Thomasem Frankiem, vel „zawszę będę się tobą opiekował”, uznała, że nie da rady dłużej uciekać. Chce odpowiedzi, które wyjaśnią jej niepokojące wspomnienia, traumę, depresję i tak dalej. Domaga się, żeby przenieśli się do New Hampshire.

– I niemal natychmiast ma pierwszy wypadek. Spada ze schodów w piwnicy nowego domu. A potem przewraca się na ganku.

– Po czym – kontynuowała Tessa – następuje środowy wieczór. Kiedy spotyka Marlene Bilek, na której punkcie ma obsesję, bo to żywy łącznik z Vero. Nicky odkrywa niestety, że ukochana mama Vero ma nową rodzinę i nie rozpacza po stracie Vero tak bardzo jak Nicky, czyli Chelsea.

– Nicky dzwoni do Thomasa. A on realizuje swój własny plan? Zamienia swoją pogubioną żonę w Veronicę Sellers? – Wyatt popatrzył na Tessę. – I widzisz, tu właśnie nic nie pasuje.

Tessa przytaknęła. Uważnie mu się przyjrzała. Otworzyła usta, zawahała się, a potem pokręciła głową.

– Nie. Zgadzam się. To nie ma sensu.

– Zadzwonię do Kevina. Niech zacznie porównywać odciski i analizować te rękawiczki. A potem my przejrzymy wszystko od początku. Coś nam umyka. – Wyatt zerknął na zegarek i zobaczył, że jest już prawie północ. – I mamy dziewięć godzin, żeby to znaleźć.

Tessa pokiwała głową.

– Jak myślisz, gdzie jest teraz Thomas? – zapytała.

Wyatt nie miał wątpliwości.

– Gdzieś blisko.