– Nie ma moich kluczyków – oznajmiła Tessa dziesięć minut później. Zapalili z Wyattem światła, obejrzeli pobieżnie pokój, a potem wybiegli na parking. Nigdzie nie było śladu Nicky, więc wrócili do pokoju i dosłownie przetrząsnęli każdy kąt. Co było bezcelowe, bo przecież szukali dorosłej kobiety, a czegoś takiego raczej nie da się schować pod poduszką.
– Ona nie ma auta – dodał Wyatt.
– Ale dokąd by pojechała? Nie ma przecież też domu.
Wyatt pokiwał głową. Wyprostował się, rzucił okiem na przewrócony do góry nogami pokój hotelowy i westchnął głośno z rezygnacją.
– No dobrze. Pora na przegrupowanie. My jedynie reagujemy. Od początku całej tej cholernej sprawy tylko reagujemy, a to do niczego nas nie doprowadzi. Zacznijmy od samego początku. Co wiemy?
– Nicky Frank zaginęła – stwierdziła kwaśnym tonem Tessa. Zdjęła prześcieradła z łóżek. Teraz na czworakach zajrzała najpierw pod jedno, a potem pod drugie, jakby szukanie zaginionego świadka było tym samym co szukanie zagubionego pantofla.
– Nicky Frank, która nie jest Veronicą Sellers – podkreślił Wyatt. – Dziewczynką, która zaginęła przed trzydziestoma laty.
– Co oznacza, że raczej nie udała się do domu Marlene Bilek – mruknęła Tessa, która wciąż czołgała się po podłodze. – Jej jedynym kontaktem w tej okolicy pozostaje mąż, Thomas.
– Który najprawdopodobniej ukartował jej wypadek samochodowy i postarał się, żeby została niesłusznie zidentyfikowana jako Vero.
Tessa przerwała poszukiwania i przysiadła na piętach.
– Czy to możliwe, że działają w zmowie? Razem spiskują, żeby Nicky uchodziła za zaginioną dziewczynkę? Może ustalili wcześniej miejsce spotkania, gdyby coś poszło nie po ich myśli, i tam właśnie zmierza teraz Nicky?
Wyatt się skrzywił.
– Ale czemu taki spisek miałby służyć? Co takiego miałaby Nicky zyskać, udając utraconą przed laty córkę Marlene, żeby to rekompensowało ryzyko poważnego wypadku, nie wspominając o pożarze domu?
Tessa musiała się zastanowić.
– Zemsta? Marlene zawiodła swoją córkę, może nawet uczestniczyła w porwaniu Vero? Nicky pragnie rewanżu, a co mogłoby być lepsze niż podanie się za zaginione dziecko?
– Myślę, że to sprawka Thomasa.
– Okej. – Tessa wróciła do poszukiwań i wsunęła dłoń pomiędzy materac a ramę łóżka stojącego bliżej drzwi.
Wyatt zaczął odliczać na palcach:
– Wstrząśnienia mózgu Nicky są prawdziwe. Problemy z pamięcią też wydają się prawdziwe. Potem mamy kolejne wypadki, pożar domu i tak dalej. We wszystkich tych sytuacjach Nicky jest ofiarą, a nie sprawcą. Biorąc pod uwagę to, że wszystko się zaczęło, gdy postanowiła przenieść się do New Hampshire, żeby poszukać odpowiedzi, to myślę, że jej dążenie do prawdy popsuło komuś szyki. A to znaczy, że Thomas jest tą osobą, która ma coś do ukrycia.
– Poczekaj – zawahała się Tessa. – Co my tu mamy? – Pogrzebała palcami między materacami, a potem powoli wyciągnęła dużą kartkę papieru z postrzępionym górnym brzegiem, jakby została wyrwana z notatnika. Wysunęła ją ostrożnie z miejsca, gdzie ją schowano, spomiędzy materacy na łóżku Nicky.
Wyatt natychmiast podszedł, by przyjrzeć się czarno-białemu szkicowi.
– To Thomas Frank.
– Trochę młodszy, nie uważasz?
– Musiała to narysować wcześniej, gdy ją o to poprosiłaś. Masz rację, to nie jest dzisiejszy Thomas Frank. To jest on mniej więcej dwadzieścia lat temu.
– W czasach domu dla lalek. Mój Boże, popatrz na jego twarz.
Wyatt zrozumiał. Thomas, z którym rozmawiał, był zestresowanym mężczyzną w średnim wieku. Wyraźnie zmęczony, chyba trochę wyczerpany opieką nad niedomagającą żoną, ale na pewno nie ktoś, na kogo zwróciłoby się szczególną uwagę.
Za to ten młodszy Thomas – nastoletni? – wyglądał na wymizerowanego, udręczonego i ciężko doświadczonego.
Wyglądał na dzieciaka, który ma wiele do ukrycia.
– Nicky ci tego nie pokazała? – zapytał Wyatt.
– Nie. – Tessa pokręciła głową. – Wyszłam, żeby odebrać telefon. Pewnie wtedy to schowała.
– Siedzi tutaj. Pali się świeczka, pachnie świeżo skoszoną trawą. Rysuje dom. Rysuje pokoje. Rysuje madame Sade, a potem… to. – Wyatt starał się odtworzyć tamtą sytuację. – Nie spodziewała się tego. Myślę, że dlatego to schowała. Ze wszystkich szczegółów, które zaczęły do niej powracać, wstrząsnęło nią to, że Thomas był w to wmieszany, że znała go już wcześniej czy raczej, że to on znał ją już wcześniej.
– Thomas był w to wmieszany – szepnęła Tessa. – A sądząc po wyrazie jego twarzy, nie było to nic przyjemnego. Myślisz, że jakoś się z nim skontaktowała, ustaliła godzinę spotkania? Ale jak? Ona nawet nie ma komórki.
Wyatt wzruszył ramionami.
– Jeśli ona naprawdę chce odpowiedzi, powinna zacząć od Thomasa.
– Tylko że… – Tessa przerwała. – Nie przypuszczam, by ten chłopiec… – Postukała w kartkę. – …miał jej do powiedzenia coś dobrego.
Wyatt pokiwał głową. Też go to martwiło. Nawet jeśli tylko połowa tego, co Nicky opowiadała o domu dla lalek, było prawdą, to i tak wiązało się z nim mnóstwo tajemnic, dla których ktoś mógł być gotów zabić.
– Musimy wyśledzić twoje auto. Natychmiast.
– Cholera! Ale z nas kretyni. To przecież mój samochód. I mam w nim system namierzający!
Tessa od razu zadzwoniła. Operator OnStar z przyjemnością pomoże, jeśli tylko poda hasło. I rzeczywiście, wskazał lokalizację jej lexusa w ciągu trzydziestu sekund. Miejsce: parking przy ich hotelu.
– Co do diabła?
Wyszli razem i zobaczyli czarnego SUV-a Tessy tuż pod energooszczędną lampą.
– Po co wzięła kluczyki, skoro nie zamierzała odjechać moim samochodem? – wyraziła swoją dezaprobatę Tessa. W jej głosie pobrzmiewała uraza.
– Żeby nas spowolnić? Zmylić trop? – rozumował Wyatt. – Ukryła wcześniej portret Thomasa. Najwyraźniej wolała pewne rzeczy zachować dla siebie.
Wyatt wyjął ręce z kieszeni i zaczął krążyć po parkingu. O pierwszej w nocy stały tam cztery auta, więc nietrudno było ogarnąć całość. Krzewy, trawa, zarośla, pustka.
– Nie odeszła stąd na piechotę – stwierdził. – Jesteśmy tu z dala od cywilizacji, nie ma nawet głównej drogi. Więc jeśli nie ma jej tutaj, a twoje auto stoi, to znaczy, że znalazła inny środek transportu.
– Może nie musiała nigdzie jechać, żeby spotkać się z Thomasem. On przyjechał tutaj.
– Zadzwoniła do niego z pokoju hotelowego? – zasugerował Wyatt.
– Niemożliwe. Poprosiłam menadżera, żeby zablokował wszystkie przychodzące i wychodzące połączenia. Kwestia ograniczenia możliwości. Miałam przecież komórkę. Niepotrzebny nam był stacjonarny.
Wyatt był pod wrażeniem.
– Nie ufałaś jej?
– Hej, to, że jest moją klientką, nie znaczy, że jestem głupia. Mnóstwo ludzi prosi o pomoc, a potem wykorzystują cię, a ty oczywiście wpadasz w kłopoty. Jeśli jest tylko jedna możliwość kontaktu, wtedy zawsze wiem, co się dzieje. Na przykład, że nie zadzwoniła do Thomasa.
– Może przyjechał tutaj za nami z komisariatu – zasugerował Wyatt. – Albo śledził mnie, gdy odbierałem Marlene Bilek. Można się było domyślić po wieczornych wiadomościach, że będzie chciała spotkać się z Nicky. – Wyatt urwał. Jeśli Thomas wiedział, że Nicky tu jest, to gdy tylko wyszła z hotelu na ciemny parking… Wcale jej nie uchronili – uświadomił sobie. Raczej wpędzili prosto w paszczę lwa.
Spojrzał na zegarek. Powinien zorganizować przez radio poszukiwania. Tylko czego dokładnie? Polowali na Thomasa Franka już od ponad dwudziestu czterech godzin. Ten człowiek był jak widmo.
– Kamery – mruknęła Tessa, jakby czytała mu w myślach. – Poszukiwania jak te w Bostonie. Zapisy z autostrad, kamer na skrzyżowaniach, kamer przemysłowych i bankomatowych na każdym rogu. Jedna migawka i Thomas jest nasz.
– Poczekaj. Może nie jesteśmy w wielkim mieście, ale ten hotel ma monitoring. Sprawdźmy to. – Wskazał na linię dachu hotelu, gdzie widać było przynajmniej jedną kamerę. Odwrócił się, by ruszyć do biura. – Może mamy już atut w rękawie.
Dyżurująca w nocy pracownica hotelu przedstawiła się jako Brittany Kline. Pyzata blondynka była bardzo podekscytowana, że może pomóc policji w oficjalnym śledztwie. Owszem, hotel ma doskonały system bezpieczeństwa. Zainstalowano go pół roku temu, świetne kamery, bardzo dobry obraz, długo przechowywane zapisy. Sama je czasem przegląda, jak nie ma w nocy ruchu. Bo, wiecie, robi internetowy kurs z kryminologii. Zaprowadziła ich do biura na tyłach, a tam sprawnie odzyskała obraz. Dzięki jej pomocy ustalili, z której kamery jest najlepszy widok na parking. A potem przejrzeli różne zapisy w cominutowych przerwach. Trafili za czwartym razem.
– Tam! – wykrzyknęła Tessa, wskazując na obraz, podczas gdy Brittany obsługiwała wyświetlane menu. – To Nicky, idzie w stronę samochodów.
– A osoba numer dwa odrywa się od drzewa – dodał Wyatt.
Patrzyli, jak się zbliża. Zdecydowanie mężczyzna, ale plecami do światła lamp, więc twarz miał w cieniu. Mimo to żadne z nich nie miało wątpliwości.
– Thomas – stwierdził Wyatt.
– Nie wygląda, jakby się go bała – zauważyła Tessa.
– Ale nie przytula się do niego.
– Może pani powiększyć? – zapytała Tessa Brittany. Pracownica hotelu zrobiła, co się dało, ale obraz był niewyraźny. Po kolejnych próbach uznali, że lepszy jest widok z daleka. Brittany wróciła do zwykłej rozdzielczości i wcisnęła odtwórz.
Wyatt obserwował ekran. Thomas natychmiast podszedł, gdy zobaczył żonę, ale później nagle się zawahał. Nicky też jakby instynktownie ruszyła w jego stronę, lecz też się zatrzymała. Miłość i strach – pomyślał. Bliźniacze emocje w każdym związku.
Nawet w tym jego i Tessy.
Thomas wyciągnął do żony rękę.
A Nicky stała. Wątpliwości? – zaczął się zastanawiać Wyatt. – Wrogość? Zmęczenie? Czy wciąż widziała w nim człowieka, z którym spędziła dwadzieścia dwa lata, mężczyznę, który przysięgał się nią opiekować? Czy może ujrzała młodzieńca o ponurym wzroku z domu dla lalek, chłopca wyraźnie zdolnego do tego, by zrobić to, co trzeba, bez względu na koszty?
Minęła kolejna chwila. A potem następna. I następna.
Thomas podszedł bliżej. Nicky podniosła wzrok. Oświetlenie było kiepskie. Wyatt nie widział wyrazu jej twarzy, ale to, co zrobiła potem, nie całkiem go zdziwiło.
Podała rękę mężowi. Powierzyła się jego pieczy.
Brittany westchnęła głośno, jakby oglądała romantyczny film.
Za to Tessa wykrzyknęła:
– O mój Boże! Oni działają razem!
– Możliwe – mruknął Wyatt. Ale nie miał na myśli działalności przestępczej. Myślał raczej o tym, że tak wygląda miłość.
Thomas zaprowadził Nicky do ostatniego samochodu w rzędzie. Pięciodrzwiowego o podłużnej sylwetce. Ciemnozielone subaru. Po kilku sekundach wyjeżdżał nim z miejsca postojowego. I ruszył w stronę wyjazdu.
Wyatt i Tessa, stojący za siedzącą przed monitorem Brittany, pochylili się, licząc na to, że lampy na parkingu oświetlą tablicę rejestracyjną z tyłu, dając im to, czego potrzebują.
– No dalej – szepnął Wyatt, wyciągając z kieszeni notes i długopis. – Dalej…
Jedna cyfra. Dwie, trzy…
Zapisywał je szybko, gdy nagle Tessa chwyciła go za ramię.
– Stop! – nakazała Brittany. – Zatrzymaj. Spójrzcie. Po prawej. Drugi samochód wyjeżdża. Wyatt, ktoś ich śledzi.