Posłowie i podziękowania

Do napisania powieści potrzeba całej wioski. Albo, tak jak w tym przypadku, całej armii specjalistów od medycyny. Zaczęłam Dom dla lalek od postaci kobiety, która doznała jakiegoś rodzaju urazu głowy, co sprawiło, że stała się obca dla samej siebie. A że uwielbiam szczęśliwe zakończenia, chciałam, żeby to był uraz poważny, wpływający na jej życie, ale mimo wszystko dający szansę na wyzdrowienie. Na scenę wkroczyły moja ulubiona farmaceutka, Margaret Charpentier, i jedna z jej studentek, Christine D’Amore, które natychmiast zasypały mnie informacjami o pourazowych uszkodzeniach mózgu, ich leczeniu oraz długoterminowych skutkach.

Zdecydowałam się też na sięgnięcie po radę przyjaciela i również autora thrillerów, doktora C.J. Lyonsa, który pomógł mi ukierunkować moje poszukiwania na syndrom powstrząśnieniowy, jednostkę chorobową, która ma tak szerokie spektrum objawów, że obejmuje niemal wszystko, na co chciałam skazać moją bohaterkę, przy jednoczesnym zachowaniu możliwości pozytywnego zakończenia. W prawdziwym życiu Nicky prawdopodobnie potrzebowałaby wielu lat, żeby odzyskać zdrowie po kilku wstrząśnieniach mózgu. Mimo to, jako wielka fanka szczęśliwych zakończeń, wolę od razu wyobrazić ją sobie wolną od bólów głowy.

Gdy już wybrałam uraz dla mojej bohaterki, to trzeba było jej tę krzywdę jakoś zrobić. Tu pojawia się Eric Holloman, specjalista od rekonstruowania wypadków. Mam nadzieję, że ucieszyło go doświadczenie tworzenia nieszczęścia od podstaw, zamiast jak zwykle analizować coś, co już się komuś przydarzyło. Nie każdy specjalista od fizyki ma okazję wznieść się na ten poziom wolności artystycznej.

Oczywiście wszelkie błędy czy nieścisłości są moje i tylko moje. Przyznaję, że nie znam się na diagnozach medycznych ani na rekonstrukcji wypadków samochodowych, bo nauka nie jest moją mocną stroną.

Natomiast praca policji to mój konik. Współpraca z porucznikiem Michaelem Santucciem z komendy Carroll County jak zawsze była przyjemnością. Powiedzmy, że jeśli Wyatt robi coś naprawdę sprytnego i mądrego, to jest to właśnie cały Michael.

Notabene jeden z moich byłych konsultantów, emerytowany ekspert sądowy, Napoleon Brito, zadzwonił do mnie pewnego dnia z pomysłem na wykorzystanie drukarki 3D do zrobienia fałszywych odcisków palców. Biorąc pod uwagę, że słyszałam już o kontrowersjach związanych z tworzeniem plastikowych odlewów broni, pokusa zanurzenia się w świecie trójwymiarowego druku była nieodparta. I z tej okazji podziękowania należą się także Jeffowi Nicollowi z Ambix Manufacturing w Albany, New Hampshire, który pozwolił mi osobiście zwiedzić jego wytwórnię plastikowych form i przyjrzeć się działaniu prawdziwej drukarki 3D.

Oczywiście mój własny mąż i fan technologii również pomagał przy tym projekcie. Anthony lubi narzekać, że jego diaboliczna małżonka wzbudza w nim lęk. Po spędzeniu popołudnia na słuchaniu jego i Jeffa z pasją dyskutujących o wykorzystaniu trójwymiarowego druku do wszelkich możliwych nikczemnych celów muszę przyznać: Doskonale cię rozumiem, skarbie! Naszej córce także należy się pochwała za służenie mi godnymi profesjonalnej stylistki poradami przed każdym z moich spotkań z mediami, nie wspominając o bezcennym wsparciu podczas rozgryzania uciążliwych komplikacji fabuły. Myśli, że wożę ją na jazdę konną z obowiązku. Tak naprawdę wrabiam ją w burzę mózgów nad moimi powieściami.

Gratuluję zwycięzcom corocznego konkursu Kill a Friend, Maim a Buddy na stronie LisaGardner.com, którego laureaci mogą uwiecznić czyjeś nazwisko na stronach moich powieści. Sally Schnettler wydała wyrok śmierci na Marlene Bilek, a Michelle Brown sprawiła, że Brittany Kline okazała się niezwykle intrygującą recepcjonistką. Natomiast zwyciężczyni międzynarodowej edycji konkursu, Berrin Vural Celik ze Stambułu, nazwała lekarkę Nicky na cześć swojej młodszej córki Sare Celik. Bardzo doceniam też Jean Huntoon, która wygrała możliwość zostania postacią w tej powieści za sprawą swojej hojnej darowizny dla stowarzyszenia Rozzie May Animal Alliance. Bardzo dziękuję za wsparcie tej wspaniałej organizacji, nie mówiąc już o kotach i psach z naszej okolicy.

Na koniec chciałabym upamiętnić Sierrę, naszego ukochanego owczarka szetlandzkiego i największego przytulaka w rodzinie. Straciliśmy ją w sierpniu. Wciąż za nią tęsknimy.