Duchy na dachu. Groteski
- Authors
- Stanisław Lem & Julian Tuwim & Antoni Marianowicz & Jan Brzechwa & Ryszard Marek Groński & Janusz Odrowąż-Pieniążek & Sławomir Mrożek & Jarosław Iwaszkiewicz & Stanisław Dygat & Jerzy Górzański & Jeremi Przybora & Konstanty Ildefons Gałczyński & Roman Bratny & Stefania Grodzieńska & Bruno Schulz & Andrzej Bursa & Michał Choromański & Jerzy Szaniawski & Zbigniew Uniłowski & Jerzy Afanasjew & Stanisław Zieliński & Janusz Osęka & Maciej Zembaty & Anatol Stern & Feliks Derecki & Świętopełk Karpiński & Artur Maria Swinarski
- Publisher
- Wydawnictwo Iskry
- Tags
- literatura współczesna
- Date
- 1974-06-30T22:00:00+00:00
- Size
- 0.22 MB
- Lang
- pl
Wszystko było od początku bardzo dziwne.
O północy na biurku Jednego z Nas zadzwonił telefon.
- Co w tym dziwnego - zapytacie.
Właściwie nic, tyle tylko, że Jeden z Nas nie posiada biurka, ani tym bardziej telefonu i że telefon rozdzwonił się właśnie na jego biurku.
Niezrażony, Jeden z Nas podniósł słuchawkę i usłyszał melodyjny głos Przedstawicielki Wydawnictwa:
- Dobry wieczór. Pragniemy wydać tom zdumiewających wybryków autorskiej fantazji. Chodzi o to, ażeby czytelnik tych opowiadań czuł się ubawiony, a zarazem przeniesiony w inny wymiar, w świat, gdzie nie obowiązuje buchalteryjna rzeczowość, ani rutyniarska logika. Ten cel można osiągnąć. Mamy tylu znakomitych mniej lub bardziej współczesnych autorów...
- To prawda - odpowiedział Jeden z Nas. W pełni solidaryzujemy się z ideą wydania takiego wyboru. Życzymy Wydawnictwu dobrego snu.
To rzekłszy, Jeden z Nas odłożył słuchawkę, ale telefon zadzwonił po raz drugi.
- To jeszcze raz ja - powiedziała Redaktorka. - Pragnęlibyśmy, ażeby panowie zajęli się opracowaniem wyboru.
- Dlaczego właśnie my? - zapytał Jeden z Nas, nieco już poirytowany. - Przecież nigdy w życiu nie napisaliśmy humorystyczno- fantastycznego opowiadania. Zajmujemy się czymś zupełnie innym i...
- Właśnie dlatego do Panów się zwracamy - ciągnęła niespeszona Redaktorka. Nie będziecie przynajmniej zainteresowani w nasycaniu
książki własną twórczością. Potraktujecie zamówienie z daleko posuniętym obiektywizmem.
- Nic podobnego - odparł Jeden z Nas. - Jeśli się tego podejmiemy, to w imię skrajnego subiektywizmu. Możemy się pomylić, ale będzie to nasz błąd. A jeśli ktoś poczuje się okropnie urażony, że go w książce nie ma, a kto inny jest, albo że jest, a kogo innego nie ma, albo że jest i kto inny jest - to trudno. Przepraszamy z góry. Co złego, to my... Nazajutrz udaliśmy się obaj do Wydawnictwa. Strażnik wskazał nam halabardą drogę do Redaktorki. Ale pokój był pusty.
- Trzeba będzie jej wyjaśnić - rzekł Jeden z Nas - że zadanie jest praktycznie niewykonalne. Jak bowiem dokonać wyboru tekstów z innego wymiaru? Wszystkie niemal opowiadania, to żenująco realistyczne powiastki z życia. Cóż bowiem ma zaszokować Czytelnika? To, że gdzieś tam założono Salon Iluzji? Że główny księgowy nie chciał zatwierdzić rachunku za wyżywienie smoka? Albo że w meblach tkwią najrozmaitsze tajemnice?
- A kuku! - rzekła Redaktorka, wychodząc nagle z szafy. (Jak się okazało, był to normalny tryb pracy Redaktorów Wydawnictwa, które przeprowadza rozmowy z autorami w warunkach, adekwatnych do treści zamawianych książek. Z publicystami rozprawia się tam przy stołach konferencyjnych, z twórcami science-fiction w niewielkich modelach sputników, z autorami wierszy miłosnych dyskutują na tapczanach Redaktorki w kostiumach topless, zaś sprawy groteskowych opowiadań załatwia się przy użyciu efektów nagłego pojawiania się Personelu w miejscach najbardziej nieoczekiwanych).
- Zdarzają się przecież opowiadania, w sposób groteskowy deformujące rzeczywistość - dowodziła Redaktorka, parując argumenty Jednego z Nas. - O, weźmy na przykład nowelkę, której bohater oderwał się od ziemi i poszybował w niebo...
- Zimny realizm! - odparł pogardliwie Jeden z Nas. - Zimny, mały, obrzydliwy realizm!
Z szelestem maszynopisów wylecieliśmy przez okno. Z góry ujrzeliśmy jeszcze wydłużającą się w nieskończoność czarną linię.
Był to cykl produkcyjny niniejszej książki.
R.M.G.
Okładka Andrzej Dudziński.
Książka ma 324 strony.