Rozdział 36

Święta przyszły i minęły.

Często jeździłam do Heatherhill. Goose była wszechobecna: układała mamie poduszki, czesała włosy, wyjmowała ubrania i nalegała, żeby mama je nosiła.

Z Teksasu przyleciała też Harry.

Przez trzy dni mieszkałyśmy w pensjonacie niedaleko Marion, tym samym, w którym rezydowała Goose. Pokoje odznaczały się wielkim łożem z baldachimem i szaloną ilością perkalu.

Harry kupiła mamie pluszową lalkę zombie, zaprojektowaną tak, by móc ją rozrywać na części i patroszyć w chwilach frustracji. Oraz brylantową broszkę z karatem za cztery tysiące. Ja przywiozłam jej kaszmirowe poncho.

Będąc w centrum uwagi, mama bardzo się ożywiła. Świergotała o dawnych świętach Bożego Narodzenia. Tych na plaży. Tych na Wielkim Kajmanie. Nie wspomniała tylko o Gwiazdce, którą spędzała sama w swoim pokoju, w swoim podziemnym świecie. Albo gdy jej wcale nie było.

Kiedy zostawałyśmy same, mama pytała o moje sprawy. Opowiedziałam jej całą historię. Pomerleau, farma małżeństwa Corneau, beczka z syropem klonowym, przerażające znalezisko w bagażniku Ajaxa. Domyślałam się, że zakończenie przypadnie jej do gustu, zaspokoi jej potrzebę sprawiedliwości.

Mama zapytała też o wkład Ryana w rozwiązanie tej sprawy. Domyślałam się, że w jej oczach jesteśmy jak Orfeusz i Eurydyka. A może Scully i Mulder.

Odpowiedziałam, że Ryan koncentrował się głównie na poszukiwaniu jedynej ocalałej ofiary Pomerleau. Spytała, gdzie to biedactwo może przebywać. Odparłam, że nie wiemy, bo jej nie znaleźliśmy. Mama była zaintrygowana i nie chciała zostawić tego tematu, dopóki nie pojawiła się Goose i nie zapędziła jej do łazienki.

Tablice w komendzie policji usunięto. Zdjęcia, mapy, protokoły przesłuchań i raporty spakowano z powrotem do odpowiednich pojemników. Salę konferencyjną przywrócono jej pierwotnemu przeznaczeniu.

Tinker zniknął. Rodas przestał się odzywać. Barrow zajął się innymi sprawami z zamrażarki.

Slidell nie utrzymywał ze mną kontaktu. Nie miałam zielonego pojęcia, co robi. Ale nie starałam się dowiedzieć.

Policja w Charlotte-Mecklenburgu zorganizowała konferencję prasową. Stacje telewizyjne prezentowały elokwentny smutek. Nagłówki gazet krzyczały. Pisano o aresztowaniu Ajaxa w Oklahomie, o „materiale dowodowym, łączącym go z zabójstwami Shelly Leal, Lizzie Nance i innych”, o jego śmierci na Sunrise Court. Slidell trzymał się od tego wszystkiego z daleka. Tinker niby to skromnie, lecz umiejętnie podkreślał rolę własną oraz SBŚ w rozwikłaniu sprawy. Musiałam się zgodzić ze Slidellem. Facet był fałszywym małym kutasem.

Ryan i ja często rozmawialiśmy. Prawie jak za dawnych czasów. Prawie. Wrócił do pracy, jak poprzednio wykonywał różne zadania, dzielił się swoją wiedzą z prowadzącymi śledztwa.

W piątek rano, w drugi dzień nowego roku, Larabee otrzymał raport z toksykologii. Wysycenie tlenkiem węgla we krwi Ajaxa osiągnęło poziom 68 procent. Śmierć więcej niż pewna.

W organizmie Ajaxa wykryto również wodzian chloralu, lecz tylko dzięki temu, że Larabee poprosił o drugie badanie, wykraczające poza opiaty, amfetaminę, barbiturany, alkohol i inne substancje w standardowym teście toksykologicznym. Był to lek znany i używany od dawna, dlatego nieco zaskakujący, lecz zdaniem Larabee’ego – o niczym nie świadczył. Jak powiedział wcześniej na miejscu zdarzenia, wielu ludzi potrzebuje dziś farmaceutyków, aby wypuścić z siebie powietrze.

W ambulatorium szpitala Mercy nie odnotowano pobrania wodzianu chloralu; również żadna apteka w Charlotte nie zrealizowała wypisanej na niego recepty. Nie miało to większego znaczenia, ponieważ Ajax jako lekarz miał łatwy dostęp do tego preparatu, stosowanego często jako środek uspokajający przed badaniem EEG.

Bardziej kłopotliwy okazał się fakt, że ani w domu przy Sunrise Court, ani przy Ajaxie nie znaleziono pustej ampułki. Technicy kryminalistyki odkryli w kuchni czysty kosz na śmieci, choć inne pojemniki na posesji były pełne. Masowe przeszukiwania kontenerów przy tej ulicy nie dały istotnych rezultatów, jeśli chodzi o kapsułki.

Jednak już w poniedziałek przeżyliśmy wstrząs.

Larabee złapał mnie w biowestybulu. W jednym ręku trzymał jakiś papier, wydawał się zmieszany.

– Poświąteczny wyciąg z karty kredytowej? – spytałam, zdejmując z szyi szalik.

Larabee podał mi kartkę. Przestawiłam aktówkę i wzięłam papier.

Szybko przebiegłam ją wzrokiem, aż dotarłam do najważniejszej linijki. Już rozumiałam, dlaczego Larabee nie roześmiał się z mojego dowcipu.

– To jakieś żarty.

– Chciałbym.

– DNA z odcisku ust nie pasuje do profilu Ajaxa.

Larabee uroczyście kiwnął głową.

– Jakaś szansa, że kurtka była zanieczyszczona?

– Twierdzą, że nie ma o tym mowy.

– A próbki, które im przesłałeś, były dobre?

Larabee tylko na mnie spojrzał.

– W szafce łazienkowej Ajaxa widziałam balsam do ust. Może…

– Technicy go zabrali. Laboratorium przeprowadziło próbę krzyżową. W razie gdyby jakiś adwokat znalazł eksperta twierdzącego, że ta substancja zanieczyściła sekwencję DNA czy inne takie pseudonaukowe bzdury.

– A co z samym balsamem?

– Jest innej marki.

– Chwila, zaczekaj. – Mój umysł z trudem rekonstruował obraz, który tak starannie sobie ułożyliśmy. – Więc możliwe, że Ajax nie jest sprawcą?

Larabee wzruszył ramionami, unosząc ręce dłońmi do góry. Kto wie?

– Ale miał pierścionek Leal.

– I but Nance. Klucz Gower.

– A krew w bagażniku Ajaxa? Skóra głowy?

– To jeszcze trochę potrwa.

– Rozmawiałeś ze Slidellem?

– Już tu jedzie.

Zanim obcasy Slidella zadudniły niczym karabinowe wystrzały przed moimi drzwiami, minęła godzina. Po chwili z gabinetu Larabee’ego dobiegły mnie męskie głosy, modulowane, wolne od gniewu czy emocji. Dziesięć minut później Chudy wpadł do mojego biura.

Zmiana była subtelna, ale jednak. Ta sama niechlujna brązowa marynarka. Ta sama fatalna fryzura. Co zatem?

Slidell zaczepił stopą o krzesło i przesunął je bliżej mojego biurka, po czym ciężko usiadł. Gdy wyciągnął nogi do przodu, mignęła mi jedna mandarynkowa skarpetka. Pewnie rzeczy nigdy się nie zmieniają.

– Słyszałeś?

– Słyszałem.

I wtedy to zauważyłam. Slidell wyszczuplał. Twarz miał wprawdzie nadal obwisłą, może nawet bardziej niż zwykle. Ale brzuch już nie wystawał tak daleko poza pasek. Musztardowożółta koszula była całkowicie wetknięta w spodnie.

Kolejne zdanie Slidella zdumiało mnie.

– Czasem różne gówna nie trzymają się kupy.

– O co ci chodzi?

Mięśnie żuchwy Chudego zaciskały się i rozluźniały energicznie.

– Miałaś wątpliwości co do Ajaxa?

– Gdy Leal została uprowadzona przy Morningside, on znajdował się na Pineville-Matthews Road.

– Tak.

Dziesięciosekundowa pauza.

– Informatyk ustalił nazwisko użytkownika na tym forum od miesiączek.

– HamLover.

– No. To Mona Spleen. Lat czterdzieści trzy, mieszka w Pocatello w stanie Idaho. Należy do Pocatello ARC. Akronim od Amateur Radio Club.

– Czyli Spleen jest radioamatorką****.

– I to zawołaną.

Kolejna długa pauza.

– Siedemnasty kwietnia dwa tysiące dziewiątego roku. Godzina czternasta dwadzieścia. Ajax zostaje zatrzymany za przekroczenie prędkości: jechał sześćdziesiąt osiem mil przy ograniczeniu do pięćdziesięciu pięciu.

– Tego popołudnia zniknęła Lizzie Nance. To nie znaczy, że…

– Zatrzymano go na drodze I-64, niedaleko Charleston w Wirginii Zachodniej.

– Dopiero teraz to ustaliłeś?

– Nie jestem magikiem. Ludzie byli zajęci wiązaniem sobie krawatów i upychaniem prezentów w skarpety.

– Ten mandat daje Ajaxowi idealne alibi. Dlaczego o nim nie wspomniał?

– Policjant z drogówki udzielił mu tylko upomnienia. Bez kary, bez skierowania do sądu. Ajax pewnie o tym zapomniał.

– Zapomniał o swojej podróży?

– Data jest zbieżna z początkiem jego pracy w szpitalu Mercy. Miał chyba wtedy dużo na głowie.

Milczałam.

Po kolejnej długiej pauzie Slidell powiedział:

– Przeprowadziłem dochodzenie w sprawie dalszych losów tej małej z Oklahomy.

– Opiekunki do dzieci, którą Ajax molestował?

– No. – Chudy obniżył węzeł krawata tak, że znalazł się w połowie jego klatki piersiowej. Krawat był czarny i nakrapiany czymś błyszczącym. – Panienka ma kartotekę z czasów, gdy była nieletnia.

Starałam się zachować beznamiętny wyraz twarzy.

– Trzy kolizje z prawem za wyłudzanie pieniędzy od dwa tysiące szóstego roku. Mój informator powiedział nieoficjalnie, że zaczęła ćpać w rok po zapuszkowaniu Ajaxa.

– To może coś znaczyć, ale nie musi.

– Ija.

– Więc jakie jest twoje zdanie?

– Może ten zbok nie był wcale naszym podejrzanym.

– Podzieliłeś się tymi informacjami z Salter?

Slidell powściągliwie pokręcił głową.

– Dlaczego?

– Wciąż to rozpracowuję.

– W jaki sposób?

– Przede wszystkim mam oko na tego pojeba Yodera.

– Sanitariusza ze szpitala Mercy?

Slidell kiwnął głową.

– Z jakiego powodu?

– Nie podoba mi się ten facet.

– I tylko tyle?

– Nie, nie tylko – rzucił oschle. – Kiedy ty śpiewałaś sobie kolędy i wieszałaś jemiołę, ja przepytywałem sąsiadów i personel szpitalny.

– A konkretnie?

– Prowadziłem bardzo serdeczne, szczere rozmowy.

– I?

– I nic. Facet żył jak mnich.

– Co teraz?

– Staram się dotrzeć do tych, których nie było wtedy na miejscu. Choćby trzeba przejść siedem gór i siedem rzek. Ho, ho. Wrzód na dupie.

– Nie jesteś Grinchem.

– Ale ćwiczę.

– Kiedy już skończysz te rozmowy, opowiesz o nich Salter?

– No.

– A jak z Tinkerem?

– Prędzej spotkam się z tym koniowałem w piekle, niż się do niego odezwę.

– Kto jest na twojej liście?

– Dwie pielęgniarki, jeden lekarz, jeden sanitariusz. Pewnie strata czasu. Ale może ktoś coś zauważył.

Spojrzałam na zegar. Na stos niegotowych raportów.

– Chodźmy. – Wyciągnęłam z szuflady torebkę.

Slidell wziął głęboki oddech i powstrzymał się od komentarza. Skinął głową i wstał.

Mieliśmy szczęście, jeśli chodzi o lekarza i jedną pielęgniarkę dyplomowaną. Pełnili akurat dzienny dyżur.

Oboje stwierdzili, że informacje medialne o Hamecie Ajaxie ogromnie ich zaskoczyły. Współpracowali z nim i odnosili wrażenie, że jest świetnym lekarzem. Wyrazili również żal z powodu jego śmierci. Żadne nie miało pojęcia o życiu osobistym Ajaxa.

Pozostała dwójka miała tego dnia wolne. Alice Hamilton, dyplomowana pielęgniarka, oraz Arnie Saranella, certyfikowany pielęgniarz.

Slidellowi szczególnie zależało na rozmowie z Hamilton. Pełniła dyżur, gdy zarówno Colleen Donovan, jak i Shelly Leal przyjechały na pogotowie. A Ellis Yoder zeznał, że Ajaxa i Hamilton coś łączyło.

Już wcześniej Slidell wielokrotnie wydzwaniał do Hamilton. Zostawiał jej wiadomości na poczcie głosowej, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Fakt ten nie nastawiał go szczególnie życzliwie do owej kobiety.

Hamilton mieszkała przy North Dotger, w niewielkiej odległości od szpitala Mercy. Ulica wiła się jak wąż, latem ocieniały ją drzewa tak duże, że tworzyły coś w rodzaju baldachimu blokującego promienie słoneczne.

Dom Hamilton nie należał do typowych zabudowań, które wyrastały tu jak grzyby po deszczu w rezultacie yuppifikacji dzielnicy Elizabeth w Charlotte. Jej mieszkanie znajdowało się w przeciętnym, pozbawionym polotu ceglanym bunkrze z okresu powojennego. Budynek był jednym z czterech podobnych, pomalowanych na beżowo w nieudanej próbie zatrzymania rozwoju porostów.

Przy bocznych uliczkach względem tych bunkrów usytuowane były tarasy, otoczone metalowym ogrodzeniem i chronione metalowymi markizami; wszystkie pordzewiałe i wypaczone. Każde patio było akurat na tyle przestronne, żeby pomieścić krzesło – może dwa, jeżeli ktoś nie miał przesadnych wymagań. Wchodziło się na nie przez podwójne szklane drzwi, zmatowiałe ze starości. Mieszczące się wyżej mieszkania miały niezadaszone balkony. Taki sam metraż. Takie same mleczne drzwi.

Ruszyliśmy ze Slidellem po ubłoconym chodniku, jak ceglane ściany zielonym od tętniącego na nim życia. Weszliśmy do małego holu z brudną czarno-białą podłogą. Na ścianie po lewej cztery skrzynki na listy tworzyły kwadrat.

Na kafelkach posadzki leżał stos ulotek i reklam, a także kilka czasopism. „Jak dbać o dom”. „O”. „Samochód i kierowca”.

Na skrzynce oznaczonej numerem 1C widniało nazwisko A. Hamilton. Napisane odręcznie na kartce wsuniętej za mały prostokąt z popękanego szkła.

Slidell wcisnął dzwonek. Czekaliśmy. Wcisnął ponownie.

Żadnego brzęczenia. Żadnego głosu z niewielkiego okrągłego głośnika.

– Jasny szlag. – Slidell wciskał dzwonek mocniej, dziobiąc weń kilkukrotnie kciukiem.

Czekając, zlustrowałam prasę leżącą pod nogami. Magazyn motoryzacyjny dla Rogera Colliera, miesięcznik Oprah dla Hamilton. Wskazówki dotyczące gospodarstwa domowego przeznaczone były dla Melody Keller.

Slidell zadzwonił czwarty raz; jego złość była tak namacalna, że czułam, jak uwiera mnie w żebra.

– Tylko nie dostań zawału – powiedziałam.

– Dlaczego nie otwiera?

– Może nie ma jej w domu.

Slidell zapatrzył się na skrzynki pocztowe; oczy miał wąskie, usta mocno zaciśnięte.

– Co mówił jej przełożony?

– Ma takie warunki pracy, że nie musi przychodzić regularnie.

– PRN. Pro re nata. Tylko jeśli potrzeba. To częsta metoda zatrudniania w szpitalach. Harmonogram pracy bardzo zmienny, godziny niepewne.

– Nieważne.

– Chodźmy stąd. Porozmawiajmy z tamtym pielęgniarzem.

– Wkurza mnie, że ta Alice cholerna Hamilton nie raczy nawet oddzwonić.

Slidell wykonywał właśnie swoją piątą rundę dźgania, kiedy zawibrował mi w kieszeni iPhone.

Larabee otrzymał wyniki badań DNA z materiałów znalezionych w bagażniku Ajaxa.