Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Hugh cierpi – jego ojciec zmarł, czego właściwie można się było spodziewać, a jego mama nie żyła już od ośmiu lat, więc teraz oficjalnie został sierotą.
Na razie nikt z mojej rodziny nie zmarł, ale dzięki doktorowi Philowi1 wiem, że każdy człowiek inaczej przechodzi żałobę, i jedyne, co mogę zrobić dla Hugh, to po prostu być przy nim. Mimo że przekonywałam go, by się wypłakał, on nie uronił ani jednej łzy. I choć udzieliłam milczącego pozwolenia na nadmierne picie przez jakiś czas, on trwał przy swoich kilku butelkach piwa rzemieślniczego. Zaproponowałam nawet, że wybiorę się z nim na snowboard, chociaż nieco obawiałam się widoku samej siebie w kombinezonie narciarskim.
Starałam się, by jego życie było jak najbardziej pozbawione stresu – co przeważnie polegało na rozładowywaniu napięć między nim a Neeve – i często pytałam: „Chciałbyś porozmawiać?”.
Rozmowa była jednak ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę.
Bzykania też nie za dużo, jeśli już o tym mowa. Może akurat tego nie poruszamy, ale trzeba to powiedzieć. Po śmierci ojca Hugh niewiele czasu spędzał w łóżku. Przesiadywał do późna, urządzał sobie maratony filmów kryminalnych i zawsze wstawał przede mną.
Aż pewnego czwartku w marcu, jakieś cztery czy pięć miesięcy po pogrzebie, obudziłam się nagle koło szóstej rano. Hugh nie było w łóżku, a jego miejsce wydawało się zimne. Mimo że samochód mojego męża nadal stał przed domem, jego samego nigdzie nie było. Niezwykle zaniepokojona zadzwoniłam do niego i kiedy nie odebrał, moja wyobraźnia powędrowała w najmroczniejsze miejsca. Tak wiele się słyszy o samobójstwach popełnianych przez mężczyzn i dzieje się to – pozornie – bez ostrzeżenia.
Cierpienie nie było w stylu Hugh. Z zasady był bardzo opanowany i paradoksalnie to właśnie ta jego stateczność przekonała mnie, że znalazł się w niebezpieczeństwie – przejawiał zbytni stoicyzm, tłumił w sobie emocje.
Ogarnięta paniką narzuciłam na siebie jakieś ubrania i zrobiłam rundkę po Dundrum, szukając męża o świcie.
Marley Park wydawał się oczywistym wyborem – wszystkie te drzewa – ale nikogo tam nie było, więc jeździłam po ulicach w naszej okolicy przez jakąś godzinę, bardzo długą godzinę, aż zadzwonił mój telefon. To był on. Tak bardzo się nakręciłam, że ledwo byłam w stanie uwierzyć, że to jego głos.
– Gdzie jesteś? – spytał.
– A gdzie ty jesteś?
– W domu.
– Zostań tam.
Twierdził, że poszedł się przejść. Uwierzyłam mu, lecz było to wysoce niepokojące. Bieganie – nawet takie w środku nocy – jest całkiem normalne, prawda? Spacer natomiast wydawał się nieco dziwny.
– Martwiłam się o ciebie. Pomyślałam, że mogłeś…
– Nie. Nigdy bym tego nie zrobił.
– Ale ja nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje.
– Tak – westchnął. – Ja też nie wiem, co się ze mną dzieje.
– Kochanie, chyba pora, żebyś zasięgnął porady na temat antydepresantów.
– W porządku – odpowiedział po dłuższej chwili.
I wtedy serio ogarnęła mnie panika. Hugh zrobiłby wszystko, żeby uniknąć pójścia do lekarza – jeśliby odpadła mu noga, stwierdziłby pewnie, że to zbędny kawałek ciała, nawet gdyby przyszło mu skakać na drugiej, żeby się nie przewrócić.
A jednak wybrał się na wizytę i przepisano mu seroxat. (Wiedziałam, że to antydepresant dla początkujących – w moim życiu, czyli kobiety pochodzącej z klasy średniej, przewijało się wiele osób biorących takie leki lub znających kogoś, kto je zażywa).
Mimo że zaczął brać te tabletki, nadal regularnie znikał w środku nocy, a kiedy powiedziałam o tym mojej siostrze Derry, ona odparła: „Chyba nie odwiedza w tym czasie jakiejś kobiety?”.
To jasne, że ta myśl przyszła mi do głowy, instynkt podpowiadał mi jednak, że cokolwiek kotłowało się w Hugh, nie chodziło w tym o ponadprogramowe bzykanko.
Przekonałam go więc do kolejnej rozmowy i zasugerowałam, że powinien udać się do terapeuty, który specjalizuje się w pomaganiu osobom przechodzącym żałobę.
– A co to miałoby dać? – spytał z martwym wzrokiem.
Nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Nie miałam zielonego pojęcia o szczegółach sesji terapeutycznych. Ale…
– Wielu ludziom pogrążonym w żałobie takie sesje pomagają.
– Ile to kosztuje?
– Mogę się dowiedzieć.
– Ile razy musiałbym tam pójść?
– Pewnie są różne opcje.
– Myślisz, że to mi pomoże?
– Cóż, ludziom pomaga. Dlaczego w twoim przypadku miałoby być inaczej?
– W porządku. – Westchnął ciężko. – Może powinienem to zrobić. – Po czym dodał: – Nie mogę tak dalej funkcjonować.
To mnie przeraziło.
– Co masz na myśli, kochanie?
– Po prostu… nie mogę tak dalej żyć.
– To znaczy jak?
– Wszystko wydaje się bezsensowne.
– Powiedz mi, proszę.
Pokręcił głową.
– Tu nie ma nic do mówienia. Po prostu wszystko wydaje się pozbawione sensu.
Wiedziałam, że nie ma co przekonywać go, że nie wszystko jest bez sensu. Ale przyglądanie się jego cierpieniu i niemożność dotarcia do niego były okrutnie frustrujące. My, którzy byliśmy przecież tak blisko ze sobą związani, teraz oddaliliśmy się od siebie o całe lata świetlne.
Alastair był moim źródłem wszelkich porad związanych z rozwojem emocjonalnym. Dał mi nazwisko terapeutki, która specjalizowała się w pomocy osobom przechodzącym żałobę. „Jest droga” – ostrzegł mnie. Ale to mnie nie obchodziło. Każde pieniądze były tego warte, jeśli miało to wyrwać Hugh z jego bolesnej apatii.
– Jak było? – spytałam po pierwszej sesji.
– Nie wiem – odpowiedział z twarzą pozbawioną wyrazu.
– Pójdziesz tam znowu?
– Tak. W przyszłym tygodniu. Terapeutka mówi, że mam przeznaczyć na to dziesięć tygodni.
– W porządku. Dobrze. Wspaniale, Hugh. Świetna robota.
Gapił się na mnie, jakby nie wiedział, kim jestem.
Tak więc przez kilka czwartków z rzędu Hugh chodził do terapeutki. Starałam się nie wypytywać go o to, ale zawsze rzucałam lekko:
– Jak było?
Zwykle wzruszał ramionami i wydawał jakieś wymijające dźwięki, ale pod koniec terapii powiedział płaskim głosem:
– To chyba nie działa.
To mnie przybiło, lecz zmusiłam się do pogodnego tonu.
– Daj temu trochę czasu – powiedziałam.
Pozytywnie nastrajała mnie nadzieja, że kiedy przeżyjemy już pierwszą rocznicę śmierci ojca Hugh, może będzie mu lepiej.
Wtedy wydarzyła się najbardziej przerażająca rzecz: zmarł przyjaciel Hugh, człowiek, którego mój mąż znał, odkąd skończył pięć lat. Okoliczności śmierci były wyjątkowo okropne: Gavina użądliła osa i doznał szoku anafilaktycznego. Nikt nie miał pojęcia, że był uczulony na jad os – cała ta sytuacja spadła na nas niczym grom z jasnego nieba.
Było mi żal żony Gavina, jego dzieci, rodziców oraz rodzeństwa, ale – za co było mi wstyd – bardziej martwiłam się o Hugh. Wiedziałam, że to mocno go dotknie. Wszelka poprawa, jaką być może osiągnął przez te wszystkie miesiące od śmierci ojca, teraz z pewnością ulegnie zniweczeniu.
Nie myliłam się. Hugh od razu porzucił sesje terapeutyczne i wychodził z pokoju, kiedy tylko poruszałam ten temat. Zaczął ulatniać się z pracy i godzinami oglądał filmy na Netflixie. Przestał spotykać się z przyjaciółmi, wycofał się z wszelkich imprez rodzinnych i prawie w ogóle się nie odzywał.
W lipcu pojechaliśmy wraz z dziewczynkami na wakacje na Sardynię – żywiłam rozpaczliwą nadzieję, że promienie słoneczne wpłyną na męża uzdrawiająco. Ale on siedział tylko w milczeniu i wpatrywał się w morze, podczas gdy reszta z nas z obawą stąpała wokół niego na paluszkach.
Kiedy wróciliśmy do domu, ku mojej niemałej rozpaczy dotarło do mnie, że jedyne, co mogę zrobić, to przeczekać wszystko, a zapowiadało się, że to może potrwać.
Jednakże jakieś trzy tygodnie temu zaproszono nas na drinka – to były czyjeś urodziny – i Hugh niespodziewanie zgodził się pójść. Serce podskoczyło mi z nadzieją, a ciągły ucisk, który czułam w brzuchu, nieco zelżał.
Ale jak tylko tam dotarliśmy, dopadła nas moja największa (nie)przyjaciółka, Genevieve Payne.
– Hugh! Kogo my tu widzimy… – Zaczęła głaskać jego ramię. – Jakież ten facet ma oczy! – zachwycała się. – Takie niebieskie! Takie seksowne! Wiesz, Amy, gdyby Hugh był moim mężem, nie wypuszczałabym go w ogóle z łóżka.
Zawsze tak dokazywała w jego towarzystwie. Z moich ust wyszło: „Ha, ha, ha”, ale moje oczy mówiły „Mogę rąbnąć cię siekierą w głowę?”.
Dawniej Hugh przyjmował jej zainteresowanie z milczącym spokojem – nie zbywał jej, ale też jej nie zwodził. Był po prostu uprzejmy. Wiedział, jak bardzo zastraszała mnie jej zmysłowa pewność siebie.
Tym razem jednak obrócił się i uśmiechnął do niej – nie widziałam, by się uśmiechał w ciągu tego ostatniego roku. Genevieve zarumieniła się, właściwie to wyglądała na zawstydzoną, a mnie w środku przepełniły chłód i lęk.
Kiedy jechaliśmy do domu, powiedziałam:
– Możesz mieć romans z kimkolwiek chcesz na całym świecie, poza Genevieve Payne.
Zawsze gdy to mówiłam – a robiłam tak za każdym razem, kiedy ją widziałam – Hugh odpowiadał: „Kochanie, nigdy nie będę miał z nikim romansu”. Ale tym razem rzucił jedynie:
– W porządku. – Żadnego „kochanie”. I tylko „w porządku”.
Otwarłam usta, lecz potem pomyślałam: Nie, odpuść sobie.
Przeskakujemy do poprzedniej soboty wieczorem, kiedy byliśmy sami w domu. Hugh siedział w kuchni i od kilku godzin stukał zawzięcie na swoim iPadzie. Rzuciłam okiem ponad jego ramieniem i zobaczyłam, że coś tam podlicza. Nie uznałam tego za nic szczególnego, lecz gdy znów po jakimś czasie pojawiłam się w kuchni, on nadal się tym zajmował.
– Co robisz?
Zawahał się i sposób, w jaki to zrobił, sprawił, że zakłuło mnie z niepokoju w trzewiach.
– Sprawdzam nasze finanse – odpowiedział.
Przyglądałam mu się w ciszy przez dłuższą chwilę. To było bez sensu. Dopiero co przed dwoma miesiącami nasze kiepskie finanse doznały znaczącej poprawy, kiedy w końcu udało się sprzedać dom jego ojca. Dochód z tej transakcji został podzielony między Hugh oraz jego trzech braci. Po tym jak odliczyliśmy kwoty potrzebne na czesne za szkoły Sofie i Kiary, aparat na zęby dla Kiary, naprawiliśmy felerny system alarmowy w domu, ogarnęliśmy przeciekający sufit w pokoju Neeve, polecieliśmy na wakacje na Sardynię i spłaciliśmy karty kredytowe, pozostała kwota może starczyłaby nam na zakup połowy samochodu. (Takiego średniej klasy, nie mam na myśli niczego bajeranckiego).
Jako że nigdy wcześniej nie zaznaliśmy równowagi finansowej, ta niespotykana sytuacja, gdy nie musimy się martwić, czy naszej karty nie odrzuci przy każdej transakcji, napawała radością. Posiadanie prawdziwej gotówki, którą można dysponować, sprawiło, że niemal zwariowałam ze szczęścia. Zaczęłam używać słowa „oszczędności”, mimo że dotąd było to dla mnie niezwykle irytujące hasło.
Miałam wielkie plany związane z tymi oszczędnościami i przygotowałam długą listę życzeń: wymiana naszego nieprzewidywalnego bojlera, zakup tak bardzo już potrzebnej nowej kanapy, spłacenie choć niewielkiej części kredytu czy nawet – to było ukryte, desperackie pragnienie – wysłanie Hugh i mnie na jakieś skromne wakacje, tylko we dwójkę, w nadziei na to, że jakoś ponownie zbliżymy się do siebie.
Nic nie wyjaśniało długich obliczeń, które Hugh robił przez cały wieczór, i mogłabym zażądać wyjaśnień, ale coś – strach? – podpowiedziało mi, żebym odpuściła.
Następnego wieczoru, gdy dziewczynki poszły już spać, oznajmił:
– Musimy porozmawiać.
Tego zdania nikt z nas nigdy nie chce usłyszeć. Zważywszy jednak na to, że w ciągu całego minionego roku Hugh skierował do mnie zaledwie kilka słów, byłam zaintrygowana.
Podał mi kieliszek z winem.
– Możemy usiąść przy stole kuchennym?
Rozmowa, przed którą muszę być zmiękczona alkoholem? Rozmowa, podczas której mamy siedzieć twarzą w twarz?
Zrobiłam solidny łyk wina, poszłam do kuchni, usiadłam przy stole i znów golnęłam sobie wina.
– Dajesz.
Hugh tkwił naprzeciw mnie ze spuszczonym wzrokiem, jakby tajemnice tego świata były zapisane na drewnianym blacie.
– Kocham cię. – Rzucił mi spojrzenie, a jego oczy przepełniała szczerość. Po czym wrócił do studiowania powierzchni naszego stołu. – Chcę pozostać twoim mężem.
Dobre słowa, tak, ładne, właściwe słowa. Lecz nawet największy idiota zauważy, że wielkie „ale” wisi nad nami niczym betonowy blok.
– Ale? – podpowiedziałam.
Jego dłoń zacisnęła się na butelce piwa i minęła dłuższa chwila, zanim się odezwał.
– Potrzebuję przerwy.
Niedobrze. Bardzo, bardzo niedobrze.
– Możesz na mnie spojrzeć? – Jeśli będę widzieć jego twarz, może uda mi się to zatrzymać.
– Przykro mi. – Usiadł prosto i widok jego twarzy, tak bardzo teraz wyraźny, był dla mnie w pewnym sensie zaskoczeniem, bo gdy jesteś z kimś od dłuższego czasu, rzadko kiedy zaprzątasz sobie głowę przyglądaniem się mu dokładnie. Wydaje się wyczerpany, pomyślałam. – Nie wyrażam się jasno. – Jego głos brzmiał żałośnie. – Spisałem to w liście. Mogę ci go pokazać? – Przesunął iPada po stole.
Mój Aniele,
kocham Cię. Zawsze będę Cię kochał. Chcę, żebyśmy byli razem.
Ale pragnę czegoś innego. Potrzebuję czegoś więcej.
Sądzę, że to z powodu taty, a potem Gavina. Jestem w stanie myśleć tylko o daremności życia; dostajemy jedną szansę, nie trwa ona zbyt długo, a potem umieramy. Mam wrażenie, że nie zrobiłem ze swoim życiem tego, co powinienem. Że nie zrobiłem wystarczająco dużo dla siebie. Kocham Neeve, Sofie i Kiarę całym swoim sercem, ale czuję, że poświęciłem zbyt wiele, stawiając nasze córki ponad sobą. Potrzebuję czasu, kiedy to siebie postawię na pierwszym miejscu.
Gdy to piszę, brzmi to bardzo egoistycznie, i mam świadomość, że są tacy, którzy wiodą straszne życie, od którego nie mogą uciec. Ty też z pewnością czujesz, że Twój czas ciągle zajmują inni ludzie, a sama jesteś ostatnia na liście osób, którym możesz poświęcić uwagę. Lecz ja mam wrażenie, jakby grzebano mnie żywcem, i prędzej czy później wybuchnę, jeśli czegoś nie zmienię. To mnie niszczy i nie mogę już funkcjonować tak dalej.
Wiem, że to Cię zaboli, i nienawidzę się za to, ale nie mogę powstrzymać swoich myśli. Chcę zostać ze względu na Ciebie, lecz muszę wyjechać dla siebie samego. Jestem rozdarty, utknąłem w pułapce.
Owszem, przeżywam kryzys wieku średniego, ale nie potrzeba mi sportowego samochodu. Chcę tylko odrobiny wolności. Naprawdę uważam, że na dłuższą metę będzie to dla nas najlepsze rozwiązanie.
Chcę, żebyśmy zestarzeli się razem. Chcę być z Tobą aż do końca.
Tu nie chodzi tylko o seks. Wiem, że będziesz się zamartwiać, ale to nie seks jest przyczyną.
I to nie jest tchórzowski sposób na powiedzenie, że pragnę naszego rozstania. Kocham Cię, kocham nasze wspólne życie, zawsze będę Cię kochał i obiecuję, że wrócę za pół roku.
Hugh
Jezu Chryste. Jezu Chryste.
Dobrze, że siedzę, bo zakręciło mi się w głowie. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja patrzyłam na niego, jakby był kimś obcym.
– Amy?
– Ja… Boże, nie wiem, co mam zrobić…
– To poważna sprawa, wiem – odpowiedział. – Przykro mi, Amy. Ogromnie mi przykro. Nie mogę ścierpieć, że ci to robię. Nie chcę się tak czuć. Próbowałem to zatrzymać, ale to ciągle do mnie wraca.
Przyjrzałam się tym słowom ponownie i okazały się jeszcze bardziej druzgocące za drugim razem: rozdarty… w pułapce… jakby grzebano mnie żywcem… pół roku… wolność…
Obnażenie się ze swoim wewnętrznym konfliktem musiało być dla Hugh przerażające – był w okropnym stanie. To, że chciał sześciu miesięcy wolności, nie było kaprysem, lecz wnioskiem, do którego doszedł po bolesnym namyśle.
Nie może wyjechać – to nie ulegało wątpliwości – ale potrzebowałam informacji, żebym mogła sobie z tym poradzić.
– Gdzie zamierzasz to zrealizować? – zapytałam zdławionym głosem.
– Azja Południowo-Wschodnia. Tajlandia, Wietnam, tamte rejony. Chcę podróżować z plecakiem. Chcę nauczyć się nurkować z aparatem tlenowym.
Stopień szczegółowości tych informacji wywołał u mnie ponowne zawroty głowy. Przez cały ten czas, kiedy snuł się tu jak milczący duch i kiedy ja troskliwie pytałam, czy chce porozmawiać, on knuł plan swojej ucieczki.
Podróżowanie z plecakiem? Ma czterdzieści sześć lat, a nie dziewiętnaście.
Mimo wszystko. Wielu ludzi w średnim wieku rezygnowało ze swojego uporządkowanego życia, by ponownie przeżyć okres nastoletniości. Głowa siwieje, dupa szaleje, czy coś w tym stylu. Nie żeby Hugh w ogóle siwiał: jego broda i bujna czupryna były ciemnobrązowe, zero siwych włosów. Był wysoki i wysportowany i kiedy nie targały nim żadne udręki, wyglądał bardzo młodo. Mógłby cieszyć się ogromnym powodzeniem na imprezach na plaży w blasku księżyca.
– A co z twoją pracą?
– Rozmawiałem już na ten temat z Carlem. – Carl to jego brat. Są współwłaścicielami studia nagrań, gdzie Hugh pracuje jako dźwiękowiec. – Mówi, że moje obowiązki mogą przejąć freelancerzy.
– Powiedziałeś o tym Carlowi? – Zanim oznajmił to mnie. Wzięłam kolejny haust wina. – Więc nie będziesz zarabiać żadnych pieniędzy przez pół roku?
A co z kredytem, ubezpieczeniami, codziennymi wydatkami dziewczynek i wszelkimi niewielkimi opłatami, które w sumie wynoszą całkiem sporo?
Teraz wyglądał na naprawdę zawstydzonego.
– Przykro mi, kochanie, ale pieniądze, które zostały ze sprzedaży domu taty, pokryją te koszty.
Bardziej już chyba nie mógł mnie zszokować. Czyli koniec z oszczędnościami.
– Kiedy zamierzasz wyjechać? – Zostało mi kilka tygodni albo miesięcy, żeby nakłonić go do zmiany zdania?
– Za jakiś tydzień lub dziesięć dni.
Jezu Chryste.
– Chyba nie powiesz, że… kupiłeś już bilet?
– Sprawdzałem loty.
– Boże, Hugh…
– Przepraszam. – Ku mojemu zaskoczeniu jego twarz wykrzywił grymas i Hugh zaczął płakać. Były to pierwsze łzy, które widziałam u niego od śmierci jego ojca.
– Najdroższy… – Przysunęłam się i wzięłam go w ramiona.
– Kiedy zobaczyłem tatę leżącego w tej drewnianej skrzynce… – mówił, drżąc w moich objęciach – …wszystkie te rzeczy, które pragnął zrobić i nie będzie mu to już dane, uderzyło mnie…
Musiałam zaczekać, aż wypłacze swój ból, zanim zadam następne pytanie. W końcu otarł oczy rękawem bluzy.
– Przepraszam – wymamrotał.
– Hugh? – Z niepokoju aż zabrakło mi tchu. – Kiedy napisałeś, że nie chodzi tylko o seks… Miałeś na myśli to, że w pewien sposób chodzi jednak o seks, prawda?
Nadal miałam nadzieję, że źle to zrozumiałam, chociaż czułam w kościach, że tak nie było.
Wymieniliśmy spojrzenia i odniosłam wrażenie, że cały nasz związek mignął między nami: obietnice, zaufanie, splątane emocje, niepodważalna jedność – a teraz miał nastąpić jakiś okropny rozpad, na skutek którego mój mąż miałby ruszyć własną drogą.
Pokręcił głową.
– To nie o to chodzi.
– Ale też tego nie wykluczasz?
Przyglądał się swoim dłoniom przez dłuższą chwilę.
– Amy, kocham cię. Wrócę do ciebie. Ale jeśli to się wydarzy… wtedy tak.
Kuuurwa…
Chwycił swoje piwo tak mocno, że aż zbielały mu kłykcie.
– Przez te sześć miesięcy to będzie tak, jak… – przerwał, a po chwili wypalił – …jakbyśmy nie byli małżeństwem.
Ogarnęło mnie przerażenie. Ponieważ już kiedyś coś takiego mnie spotkało – zostawił mnie mąż – i była to najgorsza rzecz, jaką przeżyłam… Było to tak straszne, że chcąc uchronić się przed powtórką, przez pół dekady unikałam poważniejszych relacji z jakimkolwiek mężczyzną. I kiedy po pięciu latach od momentu, gdy Richie zwiał, coś cudnego zaiskrzyło między mną i Hugh, byłam śmiertelnie przestraszona.
Minęło kilka miesięcy, zanim zdołałam przekonać samą siebie, żeby dać mu szansę, i to tylko dlatego, że spędziłam ten okres surowego wyparcia na obserwowaniu Hugh i sprawdzaniu w taki sposób, w jaki kupujący konia sprawdza potencjalny nabytek, podnosząc kopyta wierzchowca i zaglądając mu w zęby.
Rzeczą, której szukałam, była wizja trwałości. Nie potrzebowałam uwodziciela. Nie pragnęłam mężczyzny, który zmienia zdanie. I nie chciałam takiego, który mógłby mnie zostawić. Bo to nie mogło się znów wydarzyć.
A mimo to tak właśnie się dzieje – powtórka z rozrywki.
Chyba czytał w moich myślach.
– To tylko sześć miesięcy, Amy – powiedział. – To nie jest na zawsze.
– Tak, ale…
– Wrócę. Na pewno wrócę.
Nie może być tego pewny. Nie da się wcisnąć pasty do zębów z powrotem do tubki.
Ale mógł zrobić to w sposób, w jaki zwykle załatwiają to mężczyźni: podstępnie, nieuczciwie, kombinując z dwoma telefonami komórkowymi. Mógł pocisnąć kłamstwo, że wyjeżdża na jakąś nużącą konferencję, podczas gdy tak naprawdę leciałby do San Sebastián na weekendową balangę z bzykankiem.
Przynajmniej był szczery. Czy to poprawiało sytuację? Nie jestem tego pewna.
Sięgnęłam po kieliszek i dopiłam wino.
– Nalejesz mi wódki? – zapytałam.
– Jasne. – Podskoczył ze swojego miejsca, wina i ulga dodały mu wigoru.
To boli za bardzo. Muszę się upić.
Ocknęłam się o ponurej porze jeszcze przed świtem. Byłam w łóżku i nie pamiętałam, jak się tam dostałam. Wydarzyło się coś katastroficznego – uczucia dotarły do mnie, zanim dopadły mnie fakty. Wtedy sobie przypomniałam: Hugh chciał wyjechać na sześć miesięcy świadomego spuszczenia ze smyczy.
Pół roku. To bardzo długo. Ludzie mogą się zmienić przez sześć miesięcy – zwłaszcza jeśli spotykają sporo nowych osób. Nagła wizja Hugh pieprzącego jakąś dziewczynę o prężnym ciele z ładnymi tatuażami i falistymi włosami sprawiła, że miałam wrażenie, jakbym obudziła się w koszmarze.
Czy w tym chodziło po prostu o seks? Twierdził, że nie, ale nagle ogarnęło mnie przekonanie, że to była moja wina – powinnam bardziej się w tej kwestii starać. Ogólnie rzecz biorąc, jak już uprawiam seks, to nawet mi się to podoba, ale wstydliwa prawda jest taka, że przez ostatnich kilka lat nie miałabym nic przeciwko, gdybym już nigdy więcej nie musiała tego robić.
Bałam się, że stanę się banalna, choć już od dawna taka byłam. Co jakieś cztery tygodnie dawałam z siebie wszystko i usiłowałam oszukać samą siebie, że Hugh nie zauważa mojego braku entuzjazmu.
Jednakże ostatnim razem, gdy do tego doszło – a było to całe wieki temu – Hugh powiedział: „Odbębniłaś swój obowiązek na kolejny miesiąc”. Zaśmiał się z wymuszeniem, sekundę za późno. (Nie zdołałam znaleźć na to odpowiednich słów, kiedy on zwiał w pasywno-agresywny sposób).
Może gdybyśmy wtedy odbyli porządną i szczerą rozmowę, udałoby nam się zapobiec bieżącej sytuacji, ale najwyraźniej oboje wiedzieliśmy, że stawka jest zbyt wysoka.
Spanikowana szturchnęłam jego śpiące ciało.
– Obudź się, Hugh, proszę. Moglibyśmy częściej uprawiać seks. – W głowie robiłam szybki przegląd pomysłów na to, w jaki sposób przekonać go, by został: mogłabym przebierać się w niegrzeczne fatałaszki, może filmować nasze bzykanko… Nagle osłupiałam, kiedy dotarło do mnie, że nie robiłam sobie nagich fotek – podejrzewam, że spodobałyby mu się, bo kiedykolwiek wynikała jakaś afera z roznegliżowanymi zdjęciami celebrytów, atmosfera między nami się rozgrzewała.
Nie można rzecz jasna powiedzieć, że nie ostrzegano mnie przez ryzykiem stagnacji w wieloletnim związku – eksperci piszą o tym od zawsze. Niedawno przeczytałam tekst autorstwa jakiegoś amerykańskiego terapeuty dla par, który twierdzi, że dla podtrzymania iskry w związku – cytuję – „osoby te mają być nawzajem swoimi dziwkami”. Napisał całą książkę na ten temat i nawet przez krótką chwilę rozważałam jej zakup, ale potem pomyślałam: Nie. Nie będę niczyją dziwką.
Teraz żałuję, że nie kupiłam tego cholernego poradnika.
Jednakże, wraz z tymi myślami, donośny głos gdzieś we mnie upierał się, że żadna kobieta nie powinna robić czegoś, na co nie ma ochoty, tylko po to, by zatrzymać przy sobie mężczyznę. Lecz może gdybym spróbowała tych rzeczy, spodobałyby mi się…
– Obudź się! – Potrząsnęłam nim, a potem poszukałam pstryczka i światło zalało pokój.
Och, dlaczego nie byłam bardziej śmiała? Na miłość boską, przecież strzelenie fotki swojej cipce nie było chyba takie trudne.
Nieśmiałość powstrzymała mnie przed zrobieniem tego. I zalęgło się teraz we mnie coś jeszcze: niewygodne podejrzenie, że nasze potrzeby seksualne różniły się od siebie. W niezliczonych kwestiach Hugh i ja byliśmy zbieżni – czasami odnosiłam wrażenie, jakbyśmy mieli ten sam mózg, a poczucie posiadania prawie bliźniaka było ogromną pociechą. Poza kwestią seksu. Gdzieś głęboko we mnie tkwiło podejrzenie, że Hugh pragnął innych rzeczy niż ja. To nigdy nie zostało zwerbalizowane – bałam się, że jeśli do tego dojdzie, on stanie się dla mnie kimś obcym.
Lecz zamiast tego nastąpiło to… i było o wiele gorsze.
– Nie śpisz? – zapytałam.
– Nieee… – Zamrugał i spróbował usiąść.
– Czy to prawda? Czy to dzieje się naprawdę?
– Przepraszam. – Próbował mnie dotknąć.
Odepchnęłam go.
– Moglibyśmy częściej uprawiać seks. – Mój głos zabrzmiał piskliwie i desperacko.
– Kochanie – powiedział delikatnie. – Tu nie chodzi o seks.
Poczułam przypływ nadziei i zmusiłam się, by spytać:
– Ale nie wykluczasz seksu z innymi?
Skinął głową.
Ogarnęła mnie rozpacz, a po niej szybko obrzydzenie do samej siebie: byłam za stara, zbyt krągła i kiepska w łóżku.
– To przez to, że jestem grubasem? – zapytałam.
Roześmiał się – prawdziwy śmiech, którego już dawno u niego nie słyszałam.
– Nie. I wcale taka nie jesteś.
– Jestem – odparłam. – Troszkę. To przez to, że rzuciłam palenie.
– Tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. Sam nie mogę uwierzyć, że to mówię.
– Jeśli nie chodzi o seks, to czego tak właściwie pragniesz? Może jednak będę w stanie ci to dać.
Zamknął oczy i po chwili otworzył je ponownie.
– Chyba nadziei. W każdym razie czegoś w tym stylu. Może ekscytacji. Możliwości.
Dobra. Przełknęłam ślinę. Nadzieja. Ekscytacja. Możliwości. Wszystko to znałam.
– Nowości? – podsunęłam. – Świeżości? Szansy na bycie kimś innym, na bycie lepszą wersją samego siebie?
Wyglądał na nieco zaskoczonego.
– Tak. Właśnie tego.
Cóż, nowości i świeżości raczej mu nie zapewnię.
– A co z dziewczynkami? – rzuciłam.
– Mogę powiedzieć im o tym jutro.
Już było jutro.
– Nie. – Poinformowanie o tym dziewczynek sprawiłoby, że to stanie się faktem. Tak długo, jak wiemy o tym tylko on i ja (no i Carl), istniała jeszcze szansa na to, że Hugh zmieni zdanie. – Kiara ma dopiero szesnaście lat. Kto się nią zajmie, kiedy mnie nie ma? Nocuję w Londynie co wtorek.
– Sama może się sobą zająć – odparł Hugh. – Jest bardziej stabilna emocjonalnie niż ty czy ja. Albo Neeve może przejąć tu dowodzenie.
Spróbowałam ponownie.
– Szesnaście lat to trudny okres i ojciec dziewczyny nie powinien znikać w tym czasie na pół roku.
– Kiara ma starą duszę i jest najbardziej zrównoważonym dzieciakiem, jakiego można spotkać.
– Rzecz w tym, że… – Zamierzałam wyjaśnić, że zniknięcie Hugh może to wszystko zmienić, ale wtedy zrozumiałam, że to bez różnicy: Hugh zrobi, co postanowił, niezależnie od tego, co powiem. Zalała mnie fala cierpienia. – Nie rób tego, proszę. – Chwyciłam jego dłoń.
– Przykro mi, Amy. Muszę.
– A co, jeśli ci zabronię?
Odwrócił wzrok ode mnie, a jego milczenie powiedziało mi wszystko: i tak wyjedzie.