– Dzień dobry – mamrocze Tim. Ledwo odrywa wzrok od ekranu komputera.
– Dobry. – Nie wiem, co jest gorsze: ludzie chcący poznać wszystkie straszne szczegóły planów Hugh czy ludzie – tacy jak Tim – zachowujący się, jakby nic się nie działo.
I oto nadchodzi Alastair, ubrany zbyt swobodnie w wyblakłe dżinsy i jasnobłękitną koszulę bez kołnierzyka, co prawdopodobnie oznacza, że poznał jakąś dziewczynę podczas tego swojego głupiego kursu weekendowego i nie był jeszcze w domu.
– Dobry. – Błysk jego zębów odbija się w całym pokoju. – Fajny mieliście weekend?
Wpatruję się uparcie w swój pusty ekran. Najwyraźniej mój komputer odbył jeden z tych swoich częstych, ale krótkotrwałych detoksów cyfrowych.
– Timothy? – Alastair jest w oszałamiająco dobrej formie, kiedy zaczyna zwracać się do ludzi ich pełnymi imionami. Thamy pewnie usłyszała swoje pełne imię „Thamyres”, a do mnie bez wątpienia powie „Amelia”. – Spędziłeś miło tych kilka dni? Niech zgadnę, skosiłeś trawę? A może naprawiłeś cieknący kran? Nie, już sobie przypominam… impreza, prawda? Szóste urodziny?
Tim ma piątkę dzieci – piątkę! Najmłodsze ma dwadzieścia miesięcy, a najstarsze – szesnaście lat. Jego żona jest chirurgiem – moje uznanie – i nie zmienia nawet pieluszek; Tim aktywnie udziela się na tym polu. Robi to wszystko.
– Upiekłeś ciasteczka z dmuchanego ryżu? – pyta Alastair.
– Owszem – potwierdza Tim.
– Jakieś wizyty na pogotowiu? Któryś dzieciak wypadł z domku na drzewie? Albo połknął baterię?
– Pies się rozchorował i musiałem jechać do weterynarza z dziewiątką sześciolatków.
– Czyli tradycyjny chaos. Cóż, ja spędziłem bardzo produktywny weekend. Mój kurs był świetny.
– Jesteś już wyleczony? – pyta Tim.
– Wyleczony. Szczęśliwy. To właśnie ja. – Nie da się powiedzieć, czy naprawdę tak myśli, ale nawet jeśli tak jest, ten stan się nie utrzyma. Nigdy się nie utrzymuje. – A co u ciebie, Amelio? Fajnie spędziłaś weekend?
Następuje okropna chwila milczenia.
– Co? – pyta Alastair. Przerzuca wzrok ze mnie na Tima i z powrotem. – No co?
– Hmm… Hugh robi sobie sześciomiesięczną przerwę. – Słucham swojego głosu, kiedy wypowiadam te słowa. – Będzie podróżować z plecakiem. Wyjeżdża jutro.
– Hugh? – wykrztusił w końcu Alastair. – Twój mąż Hugh?
Niemal gorsze niż szok Alastaira jest milczenie Tima – on całkowicie rozumie sytuację.
– „Przerwa”, powiadasz?
– Tak – potwierdzam. – Przerwa. Urlop. Można powiedzieć, że bierze sobie wolne, albo jak tam chcesz to nazwać.
– To znaczy, rozważa inne kobiety? Jezu Chryste. – Alastair wygląda na zbulwersowanego. – Zawsze mi się wydawało, że waszego związku nic nie ruszy.
Owszem, cóż… Ja tu umieram.
– A co z tobą? – pyta. – Ty też bierzesz sobie wolne?
– Przestań! – To pierwszy komentarz Tima.
– Ja nie… nie to miałem na myśli. – Alastair chyba naprawdę jest urażony. – Tylko pytam. Amy jest dla mnie jak siostra. Naprawdę, Amy. Jak siostra. Martwię się o ciebie. To była nagła decyzja czy coś, na co zanosiło się już wcześniej?
– W pewnym sensie i to, i to. Z pewnością był to dla mnie szok, i to całkiem spory. Ale to ciągnęło się już od jakiegoś czasu.
– Odkąd zmarł jego tata?
– Mhm. – Albo i dłużej. Powiedziałabym, że od szesnastu miesięcy.
– Przestań ją przesłuchiwać. – Tim zwraca uwagę Alastairowi. Po czym do mnie mówi: – Chcesz sobie zrobić mały urlop? Kilka dni wolnego dla higieny psychicznej?
Ludzie mówią, że Tim nie jest zbyt rozrywkowy, ale potrafi być naprawdę miły. Kręcę głową.
– Muszę się czymś zająć.
– Skoro Hugh wyjeżdża jutro, chcesz, żeby Alastair przejął twoje spotkania w Londynie? Możesz zostać w Dublinie i pożegnać się na spokojnie – proponuje Tim.
Nie. Nie wybieram się na lotnisko, żeby pomachać Hugh na do widzenia, jakby robił sobie przerwę, którą ja akceptuję. Nie zamierzam też ryzykować tego, że publicznie się rozsypię. Nie, powiemy sobie „do widzenia” tak samo, jak robimy to w każdy wtorek o wpół do szóstej rano. On nadal będzie w łóżku, nie do końca rozbudzony, dam mu szybkiego całusa i ruszę pędem na lotnisko. Przez jakiś czas pozwolę sobie poudawać, że kiedy wrócę w środę wieczorem do domu, on tam będzie, tak jak zawsze, a nie gdzieś po drugiej stronie kuli ziemskiej.
– Chcesz, żeby cię ktoś przytulił? – wtrąca Alastair.
– Ty? – pytam z powątpiewaniem. – Nawet mi to do głowy nie przyszło. – Potem dodaję: – Ale i tak dzięki.
– Gdybyś zmieniła zdanie…
Nie zmienię.
– Słuchajcie, nie chcę, żeby robiono wokół tego szum – mówię. – Przepełniają mnie strach i poczucie wstydu i chcę tylko, żeby życie toczyło się normalnie. No już, zabierajmy się do pracy.
– Daj nam chwilę. – Alastair idzie do „swojej” szafki, Tim i ja otwieramy szerzej oczy i porozumiewawczo kiwamy głowami, kiedy Alastair wyciąga mały tomik poezji Rumiego, który trzyma tam z około dwudziestoma innymi tomikami.
Alastair z całą pewnością kogoś poznał na ostatnim kursie, jakąś nową przyjaciółkę – zawsze wiemy, że w jego życiu pojawiła się nowa dziewczyna, gdy wkłada jedną ze swoich książek do koperty bąbelkowej wraz z garścią suszonych płatków krokusa i potem usiłuje podrzucić to do poczty wychodzącej z biura. Te biedne, łatwowierne dziewczyny uznają, że Rumi oznacza, że Alastair jest głęboko uduchowiony. Ale, jak to mówi Tim, on jest tak skupiony na sprawach sercowych, że nawet nie zapłaci za znaczek. (Choć ostatnio Alastair z wielkim namaszczeniem kładzie piątaka na biurku Thamy i głośno oznajmia, że to „na pokrycie kosztów wysyłki rzeczy osobistych” – a potem rzuca Timowi złowrogie spojrzenie).
Alastair przekartkowuje jednak książkę, znajduje fragment, o który mu chodziło, i kładzie ją przede mną. Nie! Poezja Rumiego jest dla mnie!
– Przeczytaj to.
Na twarzy Tima maluje się przerażenie i współczucie.
Czytam wiersz.
Ten rodzaj człowieka jest jak pensjonat.
Inny przybysz w każdy poranek.
Radość, depresja, podłość,
trochę chwilowej świadomości –
nadchodzi jak nieoczekiwany gość.
Witaj i zabawiaj ich wszystkich!
Nawet jeśli są tłumem bólu,
który gwałtownie zamiata twój pusty,
nieumeblowany dom, i wciąż
rzetelnie traktuj każdego gościa.
Być może oczyszcza cię on
dla przeżycia nowej rozkoszy2.
Nie chcę żadnej „nowej rozkoszy” – przez „nową rozkosz” Alastair bez wątpienia rozumie to, że powinnam przespać się z jakimś nowym mężczyzną. Nie miał na myśli siebie. Ale jakiegoś faceta. Jak Boga kocham, wszyscy mają fioła na punkcie seksu – wczoraj wieczorem we foyer w kinie trzy różne koleżanki wołały: „Dajesz, dziewczyno!”. Jakby to było coś dobrego, że Hugh wyjeżdża, podczas gdy ja nie odczuwam niczego innego poza ogromną stratą.