Minęło zaledwie dziesięć minut od chwili, gdy Lola zapytała, skręcając się ze śmiechu:
– Czy pamiętacie naszą grę w fanty? A może znów byśmy w nią zagrały?
Właśnie zaczynały.
Pierwsza była Marta – koleżanki jednogłośnie dały jej ten przywilej jako gospodyni wieczoru. Odczytała swoje pytanie neutralnym tonem, udając, że to pierwszy pomysł, jaki przyszedł jej do głowy, i zapisała go, żeby dodać zabawie pikanterii. Zbliżyła kartkę do płomienia świecy, żeby koleżanki mogły zobaczyć, co na niej napisała. Nadal nie było prądu i domyślały się, że ten stan utrzyma się dłużej. Ulewa też nie ustała.
Nina ożywiła się, słysząc pytanie.
– Kurczę! Nieźle się zaczyna! Brawo! – Popatrzyła po koleżankach. – Która odpowiada?
– O tym decyduje Marta, bo to jej pytanie – Lola przypomniała zasady.
– Zacznijmy od ciebie, Lolu.
Kobieta zrobiła głęboki wdech i wyprostowała zdrętwiałe plecy.
– Co oznacza: ukraść męża? – zapytała.
– Naprawdę w twoim wieku tego nie wiesz? – Nina się zaśmiała.
– Chodzi mi o to, czy kradzieżą będzie też związanie się z mężczyzną, którego żona już nie żyje?
– Nie, oczywiście, że nie – odparła Marta.
– Aha, w takim razie mnie to nie dotyczy – powiedziała Lola z widoczną ulgą. – Mówiłam wam, że Merche była moją przyjaciółką. Powiedziałabym, że najlepszą, jaką miałam. Nigdy nie mogłabym jej ukraść męża.
– Punkt dla ciebie! – rzuciła Marta.
– Kim jest Merche? – spytała Olga, zdezorientowana.
– Żona jej mężczyzny – wyjaśniła Nina.
– Och!
– Wcześniej dałaś nam jednak do zrozumienia, że gdybyś spróbowała go jej odebrać, to prawdopodobnie osiągnęłabyś swój cel – przypomniała Nina.
– Nigdy nie miałam zamiaru tego robić – odpowiedziała z przekonaniem Lola.
Nina miała ochotę wyłożyć im Uniwersalną Teorię o Nieszczęściu Par, której była dumną autorką. W pełni wierzyła w jej niezawodność i wykorzystywała do usprawiedliwiania swojego zachowania wobec siebie i reszty świata.
– Uważam, że jeśli ktoś ma szansę na powodzenie, to nie można mówić o kradzieży – oświadczyła.
Lola zmarszczyła brwi, patrząc na nią pytająco, więc Nina z chęcią tłumaczyła dalej:
– Mam na myśli to, że jeśli ktoś jest z kimś szczęśliwy, nie szuka innej osoby. Kiedy jesteś zakochana, nie możesz się znowu zakochać z tego prostego powodu, że cały świat traci dla ciebie znaczenie. Powiedziałaś, że on był tobą zainteresowany, stąd mój wniosek, że Andrés nie kochał swojej żony, a ty byłaś głupia, nie walcząc o niego.
– Myślę, że był zakochany w swojej żonie – powiedziała Lola.
Nina pokręciła głową.
– Był nią znudzony. A doskonale wiemy, co robią mężczyźni, kiedy się nudzą.
– Cóż, niektórzy rozwiązują krzyżówki – wtrąciła Olga.
– Tak, po powrocie do domu, przeleciawszy wcześniej swoją sekretarkę! – Nina roześmiała się niemal napastliwie.
Olga zmarszczyła brwi. Nie lubiła myśleć o skokach w bok doktora Parda, licznych nocach, jakie spędzał poza domem, braku namiętności panującym w jej życiu seksualnym, spokoju, jakim odznaczało się całe jej życie. Było jej z tym wygodnie, uznawała taką sytuację za korzyść, podobnie jak duży metraż swojego mieszkania lub brak bliskiej więzi z synowymi. Wyjątek stanowiły chwile, kiedy się nad tym porządnie zastanawiała, jak tego wieczora.
– Uważasz w takim razie, że wszyscy mężczyźni są niewierni z natury? – zapytała.
– Tak, kochanie. Podobnie jak wszystkie kobiety. – Nina się roześmiała. – To wierność jest nienaturalna.
– Niedorzeczność – stwierdziła Olga.
– Wieczna miłość trwa siedem lat.
– A potem?
– Przestajesz patrzeć na ukochanego przez deformujące szkło miłości i wtedy musisz zacząć szukać innej miłości życia. Albo zdolnego czarodzieja, który umili ci czekanie, chociaż w końcu odkryjesz, na czym polegają jego sztuczki.
– Twoim zdaniem cudzołóstwo wynika z nudy? – zapytała Marta. – Zawsze?
– Tak, zdecydowanie tak – odpowiedziała Nina.
Olga parsknęła.
– A co ty o tym sądzisz, Olgo? – chciała wiedzieć Marta.
Olga w dziedzinie teoretyzowania czuła się jak ryba w wodzie, bo mogła bez żadnego ryzyka wypowiadać się na każdy temat.
– Pożądanie żony bliźniego jest grzechem śmiertelnym – powiedziała. – Oczywiście to dotyczy też męża przyjaciółki – zachichotała.
– Jeśli jest to grzech śmiertelny, nawet Bóg cię przed nim nie uratuje! – Nina się zaśmiała.
– Masz rację – powiedziała Olga. – W Biblii jest pełno cudzołożników. Weźmy jako przykład króla Dawida, który porwał żonę Uriasza, spłodził z nią dziecko, a potem wysłał jej męża na wojnę na pewną śmierć, żeby pozbyć się rywala.
– I mąż zginął? – zapytała Lola.
– Oczywiście! Nie czytałaś Biblii? „Dlatego właśnie miecz nie oddali się od domu twojego na wieki, albowiem Mnie zlekceważyłeś, a żonę Uriasza Chetyty wziąłeś sobie za małżonkę”3. Zemsta rogacza na cudzołożniku.
– Niezła telenowela! Lepsza od Dallas!
– Cudzołóstwo jest bardzo specyficznym grzechem – kontynuowała Olga – bo może być popełniane w myślach. „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa”4 – wyrecytowała.
– Cholera, nie pomieścimy się w piekle – rzuciła Nina.
– Nie zaglądałam do Biblii, odkąd opuściłam szkołę – wyznała Lola.
– Z Abrahamem też był niezły kocioł, prawda? – zapytała Nina. – Jak to było?
– Abraham miał syna ze swoją służącą – tłumaczyła Olga, która była katechetką, kiedy jej dzieci przystępowały do Pierwszej Komunii Świętej, i doskonale się orientowała w temacie. – To był jednak inny przypadek, bo Bóg go do tego namówił, a służąca i żona wyraziły na to zgodę.
– Tak, ale potem Bóg sprawił, że Sara, żona Abrahama, stała się brzemienna – przypomniała Marta. – Dowcipniś!
– W tym przypadku było to uzasadnione. Sara miała dziewięćdziesiąt lat – kontynuowała Olga.
– Prawdziwa dziewica!
– Biedna kobieta!
– Widzicie? – zapytała Nina z miną znawczyni. – Nawet Bóg zauważył konieczność cudzołóstwa. Nadejdą czasy, kiedyś zaczną je przepisywać lekarze pierwszego kontaktu!
Olga była wyraźnie tym zmieszana.
– Podsumujmy – poprosiła Marta. – Czy ukradłabyś przyjaciółce męża?
– Nie – powiedziała Lola.
– Nigdy i nikomu – oświadczyła Olga.
– To zależy – przyznała Nina. – Pytanie jest zbyt skomplikowane, żeby udzielić na nie prostej odpowiedzi. Jak problem filozoficzny, w którym wszystkie rozwiązania są poprawne. Czasami może się okazać, że wyświadczasz przyjaciółce przysługę, uwalniając ją od męża. Ja na przykład kiedyś… – Nina zamilkła, spojrzała na Lolę i zdawała się chwilę wahać. – Muszę ci się do czegoś przyznać, Lolu. Pamiętasz Sebastiána? Sebasa, takiego nudziarza, który kręcił się zawsze w pobliżu nas?
– Oczywiście. Chcesz mi powiedzieć, że ukartowałaś to z nim? Spotkania nie były przypadkowe?
– Tak, to też. Poza tym przespałam się z nim.
Aparatka z tej Niny! Lola tego się nie spodziewała. Nie żeby ją to jakoś bardzo obchodziło. Przed laty też byłoby jej wszystko jedno.
– Nie wiedziałam, że ci się podobał.
– W ogóle mi się nie podobał.
– Kiedy to się stało?
– Następnego dnia po koncercie Beatlesów. Jak zwykle zadzwonił do mnie, żeby porozmawiać o tobie, umówiliśmy się, wyszliśmy, wypiliśmy kilka drinków i wylądowaliśmy w moim hotelu. Nie miałam jeszcze wtedy własnego mieszkania w Barcelonie i zatrzymałam się z całą ekipą techniczną w Avenida Palace. Artyści wrócili już do Londynu, zostawiwszy pokoje w odrażającym stanie. Oboje chcieliśmy je zobaczyć. Przespaliśmy się w łóżku, w którym spał wcześniej John Lennon.
– A potem?
– Nic więcej. Utwierdziłam się w przekonaniu, że się dla ciebie nie nadawał. Był jeszcze większym nudziarzem, niż myślałam. – Nina spojrzała na koleżanki z niewinną miną. – To się zalicza do kategorii kradzieży chłopaka przyjaciółki, prawda?
– Nie był moim chłopakiem – podkreśliła Lola.
– Ale flirtowaliście ze sobą.
– Tak, ale nie byłam nim poważnie zainteresowana.
– Nic dziwnego! Mówię ci, że chłopak był beznadziejny.
– Nie ma o czym mówić, Nino. To było dawno temu – oświadczyła Lola.
– Jeśli chcecie, mogę wam też opowiedzieć o doświadczeniu z mojego małżeństwa – ciągnęła Nina, rozbawiona. – W zasadzie o wielu doświadczeniach. Mój mąż był dupkiem. Zostawił mnie z dwojgiem małych dzieci i uciekł do jednej dziwki ze związków zawodowych. Wyglądała jak mumia Tutanchamona. Szkoda, że jej nie widziałyście. Pierwszą rzeczą, której się nauczyłam, było niezadawanie sobie absurdalnego pytania, które w takich sytuacjach zadają sobie wszystkie kobiety: co ten facet w niej widzi, czego ja nie mam? Drugi krok: przestałam się zastanawiać nad sytuacją. Od kiedy, dlaczego – wszystkie te pytania prowadzą donikąd. Po trzecie: przestałam postrzegać siebie jako ofiarę. Sprawa jest o wiele mniej skomplikowana, niż się wydaje. Życie jest niebezpieczne, podobnie jak powódź. Są ludzie, którzy spacerują spokojnie wzdłuż rzeki, patrząc na spustoszenia, które wyrządza w życiu innych. Jedni nie wychodzą z tego cało. Inni wpadają do wody i uderzają o błotniste dno, ale w końcu udaje im się czegoś chwycić. Lub kogoś. Unikają katastrofy i przez resztę życia mogą opowiadać o tym, jak odbili się od dna. Ja należę właśnie to tych ludzi.
– Czy ta kobieta, ta mumia Tutanchamona, była twoją przyjaciółką? – zapytała Marta.
– Sąsiadką, której podrzucałam dzieci, kiedy musiałam coś pilnie załatwić. Była ode mnie starsza, miałam do niej zaufanie i przypominała mi moją matkę. Bardzo jej wtedy potrzebowałam… A ona nadużyła mojego zaufania. Oboje go nadużyli. Nie miała dzieci. A dla niego wtedy to był największy problem. Dzieci. Ale wiecie co? Bardzo jestem mumii wdzięczna, bo uwolniła mnie od największego drania, jakiego kiedykolwiek znałam. Szkoda, że wcześniej tego nie rozumiałam. À propos, pokazywałam wam już zdjęcia moich dzieci?
Nina wyjęła spod stołu swoją torebkę i zaczęła w niej szperać. W końcu znalazła portfel i zbliżyła do świec klapkę z trzema zdjęciami. Na pierwszym, czarno-białym, wyglądała bardzo młodo – prawie jakby zostało wykonane w szkolnych latach. Pozowała z dwojgiem dzieci na rękach: dziewczynka był trochę starsza od swojego brata. Wszyscy troje odświętnie ubrani i uśmiechnięci patrzyli prosto w obiektyw aparatu fotograficznego. Pozostałe dwa zdjęcia zrobiono niedawno i w kolorze. Na jednym widniała dwudziestokilkuletnia śliczna dziewczyna z pofalowanymi włosami, z drugiego przenikliwym wzrokiem patrzył uśmiechnięty brunet.
– Udały mi się dzieci, prawda?
Koleżanki oglądały po kolei zdjęcia, chwaląc i doszukując się podobieństw. Zgodnie uznały, że dziewczyna to wykapana matka, a chłopak odziedziczył po Ninie spojrzenie.
Nina odłożyła portfel na stół i ciągnęła:
– Moja matka mówiła, że nawet w górze z gówna da się znaleźć coś pozytywnego. Poza tym zdrady i rozpadające się związki są czystą statystyką. Nie później niż po roku wszyscy znajdują sobie nowych partnerów. Tym bardziej teraz, dzięki tej błogosławionej ustawie o rozwodach. Hurra! Wreszcie staliśmy się krajem europejskim! Kiedy przyjdzie Julia, uściskam ją za to. W końcu będę mogła rozwieść się z tym dupkiem.
– Wyjdziesz znów za mąż? – zapytała Lola.
– Och, nie, nie sądzę. Chociaż, wiesz co? – Pochyliła się nad stołem, jakby chcąc wyznać wielką tajemnicę. – Dzisiaj po południu dostałam propozycję matrymonialną. Uuuuj! Mężczyźni nie wiedzą, co mówią, kiedy są napaleni. Ale nie mówcie mi, że to nie jest słodkie…
– I co odpowiedziałaś? – zapytała Marta, która oglądała występ Niny z dużym zainteresowaniem.
– Oczywiście to, co porządne dziewczyny odpowiadają w takich sytuacjach – zażartowała Nina. – Że muszę to przemyśleć. Chyba nie mam na to ochoty. Po co? Co na tym zyskam? Poza tym on najpierw sam musi się rozwieść, a nie sądzę, żeby poszło mu łatwo czy szybko. W sumie nie wiem, bo nigdy nie wspomina o swojej żonie. Tak jest lepiej! Ona mnie zupełnie nie interesuje. – Roześmiała się. – Wiecie co? Zastanowię się nad tym, ale chyba wolę sypiać z nim po kryjomu, jak do tej pory. Tak jest bardziej podniecająco. – Wszystkie wybuchły śmiechem. – Dziewczyny, dziewczyny! Wznoszę toast! No, kieliszki w górę! Za rozwód! Za największe osiągnięcie w historii! – I Nina uniosła swoją szklankę z whisky.
Koleżanki poszły w jej ślady z większym lub mniejszym przekonaniem.
Marta też.