Amy

W Chew Valley słońce już zaszło. Niektóre domy są zaciemnione, nie licząc kilku lamp ogrodowych i rzadkiej poświaty telewizora. Za jedną z ciemnych szyb mieści się pokój Amy. Pięciolatki.

Amy leży na plecach ze swoim misiem, Guzikiem, w objęciach. Oczy ma otwarte, przygląda się cieniom na suficie. Mama już dawno utuliła ją do snu, ale Amy nie może zasnąć. Tyle ma zmartwień: lekcje matematyki i to, że pani Redhill ją dzisiaj skrzyczała za to, że Amy biegała po gwizdku, a potem tatuś gadał i gadał, jak to zawsze trzeba słuchać nauczycieli.

Martwi się też tym, co za oknem. Jak zeszła wcześniej na dół, bo nie mogła zasnąć, to mama i tata oglądali program w telewizorze. A gdy ją zobaczyli w drzwiach, to od razu zmienili kanał, tak jak zawsze, jak oglądają coś tylko dla dorosłych. Są rzeczy nie dla dzieci, a jak się idzie do pierwszej klasy i można iść w szkole na kompa, to trzeba mieć taką blokadę, żeby brzydkie rzeczy z Internetu nie zrobiły dziecku krzywdy.

Tyle tylko, że Amy stała już przez chwilę w drzwiach, zanim mama i tata ją zauważyli, i usłyszała dużo z tego, co mówił pan z telewizora. Mówili o rodzinie, że jej się coś okropnego stało. Jacyś wstrętni ludzie weszli im do domu i zrobili im krzywdę. Pan powiedział: zamordowali, a to takie okropne słowo, jak ktoś ma nóż i wbija drugiej osobie w brzuszek. Amy przechodzą ciarki, gdy myśli, że coś takiego się stało. Tuli Guzika naprawdę mocno i próbuje się nie rozpłakać. Nie rozumie, jak ktoś może być taki zły, żeby wkładać komuś innemu nóż. Cały nóż.

Pan Bóg nie wpuści do nieba tego złego pana, który to zrobił. Wystawi swoje długie widły i powie: nie, zły panie, idź sobie. Ale to nie będzie wszystko, bo zły pan pójdzie też do więzienia, zanim jeszcze dojdzie do nieba. Policja mu założy łańcuch i wsadzi go do specjalnego samochodu i zabierze do tego jakiegoś strasznego miejsca, jak to w Londynie, gdzie są te wielkie czarne ptaki i panowie w czerwonych kurtkach2.

Odrzuca kołdrę i wyślizguje się z łóżka. Nie wypuszczając z objęć Guzika, podchodzi do okna i odsuwa zasłonę. Wszędzie pusto i cicho, nikt nie spaceruje. W ogrodzie też cisza. Czasem w środku nocy przychodzi lis. Albo króliki i tata wtedy krzyczy, bo jedzą kwiatki.

Ale teraz nic tu nie ma. Tylko księżyc, trawa i poidło dla ptaków ze stojącą wodą. Amy myśli sobie, jaki to okropny musi być człowiek, że robi drugiemu takie złe rzeczy. Ma nadzieję, że go tu nie ma, że nie próbuje się zakraść do ogrodu jak króliczki.

Znad drzew po drugiej stronie doliny unosi się smuga dymu. Taka jak wtedy, kiedy tata robi ognisko. Idzie prosto w górę, bo wskazuje niebo, gdzie jest Pan Bóg. Amy już się uśmiecha, bo uważa, że ognisko jest tego pana z brodą, tego, który zabrał szczeniaka. Bo pachniał dymem.

Święty Mikołaj na odwrót jest dobry. Wczoraj po południu przyszedł pod ogród Amy, jak mama i tata w ogóle nie wiedzieli, i długo, długo rozmawiał z Amy. Powiedział, że ludzie, którzy robią takie wstrętne rzeczy, jak to w wiadomościach, to najnieszczęśliwsi ludzie na całym świecie, bo źle się czują w środku. Mówił, że ich boli, tak jak wtedy, kiedy człowiek się przewraca, tylko że ich boli w środku. Amy pomyślała, że może chodziło mu o to, jak ona się czuje, kiedy tatuś krzyczy albo pani Redhill mówi coś nieprzyjemnego o matematyce.

Święty Mikołaj na odwrót mówił, że szczeniak to wcale nie szczeniak, tylko normalny duży pies i że znalazł właściciela. Ten właściciel to policjant, ponoć nazywa się Jack, i Amy już się całkiem, całkiem uspokoiła, bo wszyscy przecież wiedzą, że policjant jest najnajsilniejszy i najdobrzejszy na całym świecie.

I nagle, gdy tak patrzy na smugę dymu, wpada na pewien pomysł. Chyba już wie, co powie w szkole, gdy chłopcy zaczną opowiadać, że jak dorosną, to będą jeździć traktorami albo pójdą do wojska i będą strzelać do ludzi. Powie: „A ja właśnie że nie. Ja będę panią policjantką, jak ta, która przyszła do szkoły opowiadać o samochodach i o przechodzeniu przez ulicę. Będę panią policjantką i będę wyganiać wszystkich złych panów do więzienia”.

I jak tylko Amy to wymyśla, czuje coś cudownego. Robi jej się miło i ciepło, i przytulnie, jak wtedy, kiedy się wchodzi do kogoś do domu na urodziny i pachnie czekoladą.

Przytula mocniej Guzika, całuje go w łebek i wraca do łóżka. Przykrywa się i zamyka oczy. Wie, że zaraz zaśnie – już się w ogóle nie boi. Wszystko będzie dobrze, myśli. Zupełnie dobrze.