2

Dolina San Gabriel była zadupiem hrabstwa Los Angeles – rozciągającym się na długości czterdziestu pięciu kilometrów obszarem zrośniętych ze sobą, zapyziałych miasteczek na wschód od właściwego L.A.

Północną granicę stanowiły góry San Gabriel. Na południu dolinę zamykały wzgórza Puente-Montebello. Przez środek płynęły muliste rzeki i biegły tory kolejowe.

Wschodni kraniec nie był jednoznacznie określony. Gdy okolica piękniała, znaczyło to, że dolina już się skończyła.

Dolina San Gabriel była płaska i miała kształt pudełka. Zbocza gór tkwiły w pułapce smogu. Poszczególne miasteczka – Alhambra, Industry, Bassett, La Puente, Covina, West Covina, Baldwin Park, El Monte, Temple City, Rosemead, San Gabriel, South San Gabriel, Irwindale, Duarte – zlewały się ze sobą i tylko tablice z nazwami pozwalały je odróżnić.

W dolinie San Gabriel panowały upał i wilgoć. Paskudny wiatr zwiewał kurz ze stoków wzgórz na północy. Nieutwardzone chodniki i odpady ze żwirowni – wszystko to sprawiało, że piekły oczy.

Ziemia w dolinie była tania. Płaski teren idealnie nadawał się pod niską zabudowę jednorodzinną i autostradę. Im dalej od L.A., tym więcej ziemi dało się kupić za te same pieniądze. Można było polować na szopy parę przecznic od głównej ulicy i nikt się nie czepiał. Można było ogrodzić podwórze i hodować na nim kurczaki i kozy na mięso. Można było puszczać dzieciaki na ulicę w zasranych pieluchach.

Dolina San Gabriel to był Raj Białej Hołoty.

Hiszpańscy odkrywcy natknęli się na dolinę w 1769 roku. Pozbyli się miejscowych Indian i założyli misję w pobliżu miejsca, gdzie autostrada Pomona łączy się z Rosemead Boulevard. La Misión del Santo Arcángel San Gabriel de los Temblores o dziesięć lat wyprzedziła pierwsze osiedla Los Angeles.

W 1822 roku doliną zawładnęli meksykańscy rabusie. Wygnali Hiszpanów i przywłaszczyli sobie ziemie należące do misji. W 1846 roku pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem wybuchła krótka wojna. Meksykanie przegrali i musieli oddać Amerykanom Kalifornię, Nevadę, Arizonę, Utah i Nowy Meksyk.

Biały Człowiek rozkręcił interes. W dolinie San Gabriel rozpoczął się rolniczy boom. Po wojnie secesyjnej zwolennicy konfederacji przenieśli się na zachód i wykupili sporo tutejszej ziemi.

W 1872 roku dolinę przecięła linia kolejowa, czego następstwem był gwałtowny rozwój osiedli. Liczba mieszkańców doliny wzrosła o 1000%. Los Angeles stawało się sporym miastem. Dolina finansowo na tym korzystała.

Spekulanci na rynku nieruchomości podzielili dolinę na małe miasta. Budowlany boom, który wtedy nastąpił, trwał do końca lat dwudziestych XX wieku. Populacja miast rosła w szalonym tempie.

W całej dolinie wprowadzono restrykcje związane z gospodarką mieszkaniową. Meksykanie zostali zepchnięci do slumsów i dzielnic nędzy pełnych mizernych bud o blaszanych dachach. Murzynów obowiązywał zakaz wychodzenia po zmroku na ulice.

Zbiory orzechów włoskich były obfite. Zbiory cytrusów też. Farmy mleczne okazały się istnymi kopalniami pieniędzy.

Wielki kryzys zahamował rozwój doliny San Gabriel. Druga wojna światowa pomogła jej się podźwignąć. Powracającym żołnierzom spodobał się kierunek na zachód. Przedsiębiorcom budowlanym spodobało się ich upodobanie.

Pojawiły się drogi i domy. Orzechowe i cytrusowe gaje zostały wycięte, by zrobić miejsce kolejnym osiedlom. Granice miast przesuwały się coraz dalej.

W latach pięćdziesiątych liczba mieszkańców wciąż szybko rosła. Rolnictwo zaczęło podupadać. Rozkwitał przemysł lekki i wytwórczy. Ze śródmieścia L.A. do El Monte pobiegła autostrada San Bernardino. Koniecznością stało się posiadanie samochodu.

Pojawił się smog. Powstało jeszcze więcej osiedli. Rozwój gospodarczy zmienił wygląd doliny – w żadnej mierze jednak nie pozbawił jej charakteru Dzikiego Zachodu.

Mogłeś tu spotkać uchodźców z Wielkich Równin, którzy uciekli przed niespotykanymi burzami piaskowymi1, i ich nastoletnie dzieci. Mogłeś spotkać pachuco2 o włosach zaczesanych w kaczy kuper, w koszulach z krótkimi rękawami i w zwężanych spodniach. Przybysze z Wielkich Równin nienawidzili meksyków tak samo, jak dawni kowboje nienawidzili Indian.

Napłynęła masa ludzi o psychice zrytej przez drugą wojnę światową i wojnę w Korei. Zatłoczone przedmieścia sąsiadowały z obszarami rolniczymi. Mogłeś pójść wzdłuż potoku Rio Hondo i nałapać ryb gołymi rękami. Mogłeś wskoczyć do zagrody z bydłem w Rosemead i ustrzelić krowę. Mogłeś na miejscu wyciąć sobie piękny, świeży stek.

Mogłeś pójść się napić. Czekały na ciebie Asy, Pochodnia, Ship’s Inn, Wee Nipee, Sala Zabaw, U Suzanne, Kit Kat, Kapelusz, Bonie Rae czy Dzbanuszek. Mogłeś sprawdzić, co się dzieje w Podkowie, Coconino, Pasacie, w Pustynnej Karczmie, w Krótkiej Przerwie, w Jet, Lucky X czy Alibi. Fajnie było we wschodnim Hollywood. Ubaw, Synkopa, Manger, Błękitny Pokój i Francuski Bask były spoko. Tak jak Kobra, U Lalo, Tęsknota, Melodia, Grota, Sportsman, Pionier, 49, Palma i Twister.

Mogłeś wychylić kilka głębszych. Mogłeś kogoś poznać. W latach pięćdziesiątych liczba rozwodów sięgała zenitu. Mogłeś łowić w wielkim stawie pełnym chętnych kobiet.

El Monte w 1958 roku stanowiło rozrywkowe centrum doliny. Pierwsi osadnicy nazywali je „końcem świata”. Na tym kompletnym zadupiu można było jednak nieźle się zabawić. Nowsi osadnicy nazywali je „Miastem Rozwódek”. Panował w nim zgiełk i wyraźnie wyczuwalna westernowa atmosfera.

Liczba mieszkańców oscylowała wokół dziesięciu tysięcy, z czego 90% stanowili biali, a 10% Meksykanie. Powierzchnia miasta wynosiła trzynaście kilometrów kwadratowych. Otaczały je ziemie hrabstwa.

W sobotnie noce liczba ludności się zwiększała. Mieszkańcy innych okolic przyjeżdżali, żeby pochodzić po koktajlbarach przy Valley i Garvey. Miejscowy stadion gościł Cliffiego Stone’a i Hometown Jamboree3, co transmitowano na żywo w KTLA-TV.

Publiczność ubrana była po kowbojsku: mężczyźni w stetsony i obcisłe spodnie, kobiety w spódnice szyte z koła na krochmalonych halkach. W te soboty, gdy Cliffie Stone nie występował, stadion trząsł się od tańców do muzyki doo-wop4, a na parkingu pachuco i biała hołota regularnie załatwiali między sobą porachunki.

El Monte przecięła autostrada San Berdoo. Zmotoryzowani zjeżdżali z niej i kierowali się na wschód wzdłuż Valley Boulevard. Przystawali, by zjeść coś w Drive-In U Stana albo w Hula-Hut. Przystawali, by napić się w Pustynnej Karczmie, Sali Zabaw albo Podkowie. W sobotnie noce Valley było obowiązkową arterią komunikacyjną. Kierowcy zmierzający na wschód kończyli tutaj, snując się po knajpach, czy to sobie wcześniej zaplanowali, czy nie.

Pas rozrywki kończył się przy Five Points – w miejscu, gdzie łączyły się Valley i Garvey. Drive-In U Stana i Sala Zabaw znajdowały się na najważniejszym, północno-wschodnim rogu skrzyżowania. Po drugiej stronie jezdni stał Crawford’s Giant Country Market. W pobliżu tłoczyło się chyba jeszcze ze dwanaście restauracji i barów.

Część mieszkalna El Monte rozciągała się od tego miejsca na północ, południe i zachód. Domy wzniesiono w dwóch stylach: stały tu pseudorancza albo otynkowane kostki. Meksykanie skupili się w pasie o nazwie Medina Court i w dzielnicy nędzy zwanej Ćwokowem.

Medina zajmowała trzy przecznice. Tamtejsze domy wznoszono z pustaków i odzyskanego drewna. Ćwokowo znajdowało się po drugiej stronie torów Pacific-Electric. Tamtejsze domy nie miały podłóg, tylko klepiska, i były zbudowane z desek oderwanych ze starych wagonów towarowych.

W 1954 roku w Ćwokowie nakręcono film pod tytułem Czarna Carmen. Meksykański slums zagrał w nim murzyński slums. Scenografowie nie musieli niczego zmieniać.

Medina Court i Ćwokowo wypełniali pijacy i ćpuny. Popularnym sposobem na dokonanie morderstwa w Ćwokowie było upicie ofiary i położenie jej na torach, żeby nadjeżdżający pociąg towarowy odciął jej głowę.

Wydział Policji El Monte patrolował ulice i zajmował się wszystkimi przestępstwami oprócz morderstw. Na liście płac było dwudziestu sześciu funkcjonariuszy, strażniczka aresztu dla kobiet i człowiek kontrolujący opłaty za parkowanie. Wydział cieszył się niezłą reputacją. Miejscowi sklepikarze przypochlebiali się chłopcom, dając im jedzenie i trunki. Gliniarze z El Monte zawsze robili zakupy w mundurach.

Chłopcy jeździli na patrole w pojedynkę. Atmosfera w pracy była bardzo przyjacielska – kapitanowie i porucznicy pili ze zwykłymi krawężnikami. Praca w Wydziale Policji nie miała sobie równych – mogłeś pomagać ludziom albo lać meksykańskich roboli, albo chronić panienki, zależy, na co miałeś ochotę.

Chłopcy nosili mundury w kolorze khaki i jeździli fordami interceptorami rocznik 1956. Odzyskiwali samochody dla miejscowych dilerów i razem z ludźmi Szeryfa psioczyli na różne duperele. Połowa chłopaków trafiała tu z polecenia starszych funkcjonariuszy. Połowa przechodziła ze służby cywilnej.

Wydział Policji przekazywał sprawy morderstw do wydziału zabójstw Biura Szeryfa. Jak na tak niespokojne miasto, trupów mieli niewiele.

Dwie wyglądające na lesby kobiety 30 marca 1953 roku zabiły w El Monte malarza pokojowego. Mężczyzna nazywał się Lincoln F. Eddy.

Eddy i Dorothea Johnson przez cały tamten dzień chlali w kilku barach El Monte. Późnym popołudniem poszli do Eddy’ego. Eddy zmusił pannę Johnson do seksu oralnego. Panna Johnson wróciła do domu i omówiła sprawę ze swoją współlokatorką, panną Violą Gale. Kobiety dorwały skądś karabin i poszły z powrotem do Eddy’ego.

Zastrzeliły Lincolna Eddy’ego. Dwaj chłopcy grający w piłkę na dworze widzieli je, jak wchodziły i wychodziły. Zostały aresztowane nazajutrz rano. Zostały osądzone i skazane na długi pobyt w więzieniu.

W dniu 17 marca 1956 roku pan Walter H. Depew wjechał samochodem we frontową ścianę Karczmy U Raya przy Valley Boulevard.

Dwaj mężczyźni zginęli na miejscu. Skutkiem szarży pana Depew była ponadpięciometrowa wyrwa w murze od frontu i prawie siedmiometrowa na tyłach lokalu. Kilku innych klientów baru zostało poważnie rannych.

Wcześniej tego samego dnia pan Depew pił U Raya. Jego żona była tam barmanką. Pan Depew wdał się w awanturę z właścicielem. Właściciel wyrzucił pana Depew kilka godzin przed zdarzeniem.

Pana Depew natychmiast aresztowano. Osądzono go i skazano na krótki pobyt w więzieniu.

Oba śledztwa prowadził wydział zabójstw Biura Szeryfa. Ostatnie trzy morderstwa w El Monte zostały wyjaśnione w zajebiście rekordowym tempie.

Sprawa Jean Ellroy już ciągnęła się dłużej.