„Times”, „Express” i „Mirror” zamieściły parę zdań na drugiej stronie. Jakieś pięć sekund zajęła wzmianka w wiadomościach lokalnej telewizji.
Ruda znaczyła tyle co nic. Zabójstwo Johnny’ego Stompanata5 to było coś. W kwietniu córka Lany Turner wbiła Johnny’emu nóż w plecy. Ich historia wciąż stanowiła gorący temat.
W „Mirrorze” ukazało się zdjęcie uśmiechniętej rudej. W „Timesie” ukazało się zdjęcie dzieciaka tuż po tym, jak policjanci przekazali mu wiadomość. Jean Ellroy była dwunastą ofiarą morderstwa w hrabstwie w 1958 roku.
W poniedziałek wczesnym rankiem Armand Ellroy pojechał do biura koronera.
Zidentyfikował zwłoki i podpisał dokumenty umożliwiające przeniesienie ciała do kostnicy zakładu pogrzebowego Utter-McKinley. Doktor Gerald K. Ridge przeprowadził sekcję zwłok: sygnatura akt koronera 35339-6/23/58.
Jako przyczynę zgonu podał „uduszenie przez zadzierzgnięcie”. W podsumowaniu wspomniał o „podwójnej pętli zaciśniętej z maksymalną siłą na szyi ofiary”. Zauważył, że ofiara była w trakcie miesiączki. Badanie wymazu z pochwy wykazało obecność plemników. W tylnym sklepieniu pochwy tkwił tampon.
Wspomniał też o „chirurgicznie usuniętym” prawym sutku ofiary. Na rysunkowym schemacie zaznaczył otarcia na biodrach i kolanach oraz sińce po wewnętrznej stronie ud. Opisał ciało jako należące do „dobrze rozwiniętej, dobrze odżywionej, niezabalsamowanej białej kobiety”. Zapiski z oględzin zewnętrznych dotyczyły głównie dwóch pętli:
Na szyi znajduje się podwójna, mocno zaciśnięta pętla, która spowodowała powstanie głębokiej bruzdy w tkance miękkiej. Jedną jej część stanowi kawałek sznurka, prawdopodobnie do wieszania bielizny, który najwyraźniej został umieszczony na szyi ofiary jako pierwszy i ciasno zawiązany z tyłu, po lewej stronie. Jeden koniec sznurka jest bardzo krótki, prawdopodobnie zerwał się przy zawiązywaniu, podczas gdy drugi, średniej długości, zwisa. Na pierwszą pętlę nałożono nylonową pończochę i, podobnie jak sznurek, ciasno zawiązano po lewej stronie karku. Pończocha przykrywa w tym miejscu dłuższą końcówkę sznurka. Wydaje się, że najpierw została umocowana za pomocą prostego węzła, a następnie, podczas formowania drugiego węzła, jeden koniec został przewleczony przez częściowo ruchome wiązanie, które mocno zaciśnięto.
Doktor Ridge usunął pętle i odnotował obecność „głębokiej, bladej bruzdy” wokół szyi. Ogolił głowę ofiary i opisał pokrywającą ją tkankę jako „mocno cyjanotyczną, o ciemnej sinoniebieskiej barwie”. Rozciął skórę głowy aż do kości i rozsunął płaty. Na rysunku zaznaczył jedenaście urazów i podpisał je jako „intensywnie czerwone, głębokie wybroczyny”.
Doktor odpiłował fragment czaszki i zbadał mózgowie. Zważył je i nie stwierdził „żadnych obrażeń ani wrodzonych nieprawidłowości”. Rozciął żołądek ofiary i znalazł w nim niestrawioną fasolę, skrawki mięsa, pomarańczowożółtą treść wyglądającą na marchew oraz gęstą żółtą masę wyglądającą na ser.
Dokonał oględzin reszty ciała i nie znalazł żadnych innych obrażeń. Pobrał próbkę krwi do analizy chemicznej i wyciął po fragmencie z narządów wewnętrznych, żeby ewentualnie zbadać je pod mikroskopem.
Pobrał także próbki zawartości żołądka, by przeprowadzić ich analizę. Zamroził wymaz z pochwy w celu zbadania plemników i określenia grupy krwi.
Toksykolog na podstawie próbki krwi określił zawartość alkoholu w organizmie. Nie była wysoka: 0,8‰.
Ciało obejrzał chemik. Znalazł małe, białe włókienka, podobne do takich z dywanu, pod paznokciem prawego środkowego palca ofiary, i zabezpieczył je w foliowej torebce jako dowód rzeczowy. Zabrał obie pętle, suknię ofiary, prawą pończochę i stanik do laboratorium kryminalistycznego Biura Szeryfa. Odnotował, że postrzępiony sznurek miał czterdzieści trzy centymetry długości, a fragment zaciśnięty na szyi ofiary – zaledwie siedem i pół centymetra.
Doktor Ridge zadzwonił do Warda Hallinena i przedstawił mu wyniki swoich badań. Potwierdził, że przyczyną zgonu było uduszenie, a ofiara została co najmniej sześć razy uderzona w głowę. Możliwe, że kiedy ją duszono, pozostawała nieprzytomna. Trochę wcześniej odbyła stosunek płciowy. Godzinę albo dwie przed śmiercią najwyraźniej spożyła syty posiłek. Prawdopodobnie danie meksykańskie – w żołądku znajdowały się częściowo strawione fasola, mięso i ser.
Hallinen zapisał informacje i zadzwonił do sekcji metropolitalnej Biura Szeryfa. Przedstawił wszystko, czego dowiedział się w sprawie, szefującemu wydziałowi zabójstw porucznikowi i poprosił, aby dwóch ludzi sprawdziło bary na terenie El Monte / Rosemead / Temple City. Porucznik powiedział, że wyśle Billa Vickersa i Franka Godfreya. Hallinen podkreślił, że powinni zwrócić uwagę na trzy rzeczy:
W sobotni wieczór albo w niedzielę nad ranem ofiara zjadła meksykański posiłek. Mogła przebywać w towarzystwie Meksykanina albo białego mężczyzny o latynoskim typie urody, prawdopodobnie o imieniu Tommy. Ofiara miała rude włosy – taka para musiała rzucać się w oczy.
Porucznik obiecał potraktować sprawę priorytetowo. Hallinen oznajmił, że sam też pojedzie popytać.
Lawton i Hallinen spotkali się na posterunku w El Monte. Rozdzielili się i zaczęli rozpytywać, każdy gdzie indziej.
Jim Bruton dołączył do kapitana Ala Etzela. Pojechali na Bryant 700 i przesłuchali George’a i Annę May Kryckich. Pani Krycki trzymała się swojej wersji: Jean nie piła / Jean nie prowadzała się z facetami. Powiedziała, że Jean odpowiedziała na ogłoszenie w gazecie i wynajęła od niej domek pod wpływem impulsu. Spodobało się jej ogrodzone podwórze i gęste krzewy. Stwierdziła, że miejsce wydaje się bezpieczne. Państwo Krycki odnieśli wrażenie, że Jean chciała się w El Monte ukryć.
Jean nie miała telefonu. W przypadku rozmów miejscowych korzystała z telefonu Kryckich, zaś pozostałe połączenia wykonywała z pracy. Państwo Krycki odebrali kilka telefonów do niej. Chodziło wyłącznie o sprawy służbowe.
Bruton zapytał panią Krycki, czy ma jeszcze jakieś zdjęcia Jean. Dała mu sześć kolorowych fotek. Etzel poprosił, żeby poszła z nim do domku. Musieli zinwentaryzować rzeczy Jean i ustalić, jakie buty i torebkę wzięła w sobotni wieczór.
Pani Krycki wprowadziła Brutona i Etzela do domku i przejrzała dobytek ofiary. Z torebką im się nie poszczęściło, ale pani Krycki stwierdziła, że brakuje butów z przeźroczystego plastiku na wysokich obcasach.
Bruton i Etzel pojechali na posterunek w El Monte i zostawili zdjęcia, żeby wykonano ich odbitki.
Hallinen spotkał się z Lawtonem.
Ich rozpytywanie nie przyniosło efektów. Byli w wielu barach i nocnych klubach, ale nikt nie pamiętał rudowłosej kobiety i śniadego mężczyzny w sobotnią noc.
Pojechali do fabryki Airtek Dynamics. Znajdowała się na południe od śródmieścia L.A. – wielka, sześciokondygnacyjna budowla. Kierowniczka działu personalnego nazywała się Ruth Schienle.
Słyszała już o zabójstwie. Powiedziała, że w związku z nim w całym Airteku aż huczy. Powiedziała, że kolegowała się z Jean. Jean była bardzo lubianą pracownicą Airteku.
Airtek był oddziałem Packmeyr Gun Company. Wytwarzał okna do samolotów wojskowych. Jean była zakładową pielęgniarką. Zatrudniła się we wrześniu 1956.
Pani Schienle powiedziała, że wie bardzo mało na temat prywatnego życia Jean. Hallinen i Lawton naciskali.
Powiedziała, że Jean miała niewielu bliskich przyjaciół. Nie była duszą towarzystwa, a piła tylko okazjonalnie. Przyjaźniła się głównie z niemłodymi parami, które znała jeszcze w czasach swego małżeństwa.
Hallinen i Lawton opisali blondynkę i śniadego mężczyznę. Pani Schienle stwierdziła, że nie przypominają nikogo z pracowników Airteku – ani nikogo ze znajomych, o których opowiadała jej Jean. Imię „Tommy” też nic jej nie mówiło.
Hallinen i Lawton zostawili wizytówkę i powiedzieli, że będą w kontakcie. Kazali jej dzwonić, gdyby natrafiła na coś podejrzanego.
Pani Schienle zapewniła ich o swojej gotowości do współpracy. Hallinen i Lawton ruszyli z powrotem do El Monte.
Sekcja metropolitalna była jednostką „na wynajem”. Miała jedną funkcję: pomagać wydziałowi śledczemu w prowadzeniu większych spraw. Przydzieleni do niej zastępcy szeryfa chodzili po cywilnemu i wprawnie pozyskiwali informacje.
Frank Godfrey dołączył do sprawy Jean Ellroy w poniedziałkowe popołudnie. Bill Vickers miał zacząć wkrótce.
Godfrey chodził po lokalach ze zdjęciem ofiary. Przepytywał kelnerki, obsługę knajp dla zmotoryzowanych, barmanów, szefów restauracji i koktajlbarów. Dokładnie wypytywał o rudowłosą kobietę, blondynkę i śniadego mężczyznę, który mógł mieć na imię Tommy. Mówił, że ruda prawdopodobnie zamówiła meksykańskie danie albo hamburgera z chili i serem.
Wpadł do Staat’s Cafe na rogu Meeker i Valley. Kelnerka stwierdziła, że ruda wygląda znajomo. Powiedziała, że czwórka ludzi przyszła w sobotni wieczór i zamówiła burgery z chili. Obsługiwała ich Pearl Pendleton.
Pearl miała tego dnia wolne. Godfrey zdobył jej numer u szefa i zadzwonił. Pearl wysłuchała jego pytań i odpowiedziała, że nikt z obsługiwanych przez nią w sobotnią noc gości nie przypominał ludzi z jego opisu.
Godfrey wpadł do Drive-In U Dicka u zbiegu Rosemead i Las Tunas. Nikt z obecnych nie pracował w sobotę na nocnej zmianie. Szefa nie było akurat w lokalu.
Kelnerka obsługująca samochody podała mu parę imion: Marlene, Kathy, Kitty Johnson, Sue z bufetu. Wszystkie miały nockę z soboty na niedzielę i teraz ich zmiana przypadała w środę.
Godfrey przeszedł na drugą stronę ulicy i sprawdził Pod Zegarem. Szef powiedział, że nikt z obecnej zmiany nie pracował późnym wieczorem w sobotę ani w niedzielę nad ranem. Sprawdził w grafiku datę 21 czerwca i rzucił kilka imion i numerów telefonu: dwóch kelnerek obsługujących stoliki, kierowniczki sali, dziewczyny z bufetu i czterech kelnerek obsługujących samochody.
Godfrey pojechał do Five Points i zajrzał do Drive-In U Stana. Kierownik powiedział, że wszystkie dziewczyny pracujące z soboty na niedzielę mają akurat wolne. Godfrey zanotował ich nazwiska i numery telefonów:
Eve McKinley – ED3-6733, Ellen „Nicky” Nichols – ED3-6442, Lavonne „Pinky” Chambers – ED7-6686.
Była 16.00. Godfrey skręcił na południe w Garvey i zatrzymał się przy Melodii.
Właściciel przedstawił się jako Clyde. Wysłuchał pytań Godfreya i poradził mu skontaktować się z Berniem Snyderem, nocnym barmanem. Bernie zamykał lokal w niedzielę o 2.00 nad ranem. Niech pan zadzwoni do Berniego i z nim pogada.
Wtrącił się jeden z gości. Powiedział, że był tutaj z soboty na niedzielę i widział uczesaną w kucyk blondynkę z ciemnowłosym facetem. Facet miał jakieś trzydzieści, trzydzieści pięć lat. I on, i blondyna zachowywali się bardzo nerwowo.
Clyde stwierdził, że blondynka z kucykiem może być stałą klientką, na którą mówią Jo. Pracowała w Dun & Bradstreet w L.A. Określił ją jako „naciągaczkę”. Śniady mężczyzna nie wydał mu się znajomy.
Godfrey zapisał nazwisko i numer telefonu gościa. Clyde przypomniał mu, żeby zadzwonił do Berniego Snydera – Bernie znał wszystkie twarze.
Godfrey zadzwonił z baru. Odebrała żona Berniego. Powiedziała, że Bernie będzie w domu po 17.30 – proszę wtedy spróbować.
Była 16.30. Większość nocnych lokali w okolicy otwierano nie wcześniej niż o 18.00, 19.00. Godfrey zaczął wydzwaniać do osób z długiej listy.
Pustynna Karczma była zwykłą speluną. Wcześniej nosiła nazwy Dżungla i Rendezvous U Cheta. Myrtle Mawby kupiła ją dla swojego młodszego brata Ellisa Outlawa. Ellis zmienił nazwę na Kryjówka Outlawa.
Ellis ciągle pakował się w kłopoty z gliniarzami i pieprzoną skarbówką. Federalni zamknęli mu raz knajpę za przywłaszczenie zaliczek na podatek z pensji pracowników – a potem pozwolili mu ją z powrotem otworzyć, żeby mógł spłacić dług. Jeszcze w 1955 Ellis butelką rozwalił łeb Alowi Manganiellowi i ledwo uniknął odsiadki. Najzwyczajniej nie umiał uczynić z Kryjówki źródła stałego dochodu.
Odsprzedał ją Chetowi Williamsonowi. Chet przemianował lokal na Pustynną Karczmę i pozwolił Ellisowi prowadzić go dalej. Prowadzenie barów było u Ellisa rodzinną tradycją. Jego siostra Myrtle strzeliła kiedyś mężowi w ucho i w wyniku rozwodu, który potem nastąpił, przypadły jej dwa koktajlbary.
Ellis był właścicielem parterowych domków przy parkingu Pustynnej Karczmy. Jego kumpel Al Manganiello wynajmował tam od niego metę. Na tyłach baru Ellis prowadził małe biuro bukmacherskie. Przyjmował zakłady o wyniki wszystkich gonitw na torach Hollywood Park i Santa Anita.
W maju 1957 Ellis został przymknięty za jazdę po pijanemu. Dwóch gliniarzy z El Monte mówiło, że próbował dać im w łapę – obiecywał wielką forsę za skasowanie raportu z zatrzymania. Paru kumpli wspomogło go jeszcze własnymi łapówkami.
Dla gliniarzy to były psie pieniądze. Wybuchła niezła małomiasteczkowa afera.
Ellisa skazano za jazdę po pijaku. Przez rok migał się od kratek dzięki apelacjom. I on, i jego kumple uniknęli kary za próbę przekupstwa.
Ostatnia rozprawa odbyła się 19 czerwca. Sędzia ostatecznie oddalił apelację. 27 czerwca Ellis miał rozpocząć odbywanie kary.
Pustynna Karczma była speluną dla szanujących się meneli – i to niezłej klasy jak na standardy El Monte.
Spade Cooley6 grywał tam w drodze powrotnej z lokalnej telewizji. Popłuczyny po Ink Spots7 dawały koncerty po sukcesach w Vegas.
Czarnuchy były przepędzane. Meksyków przyjmowano z pewną ostrożnością – o ile nie przychodzili w grupie.
Pustynna Karczma sprawdzała się jako miejsce, gdzie można wypić i załapać bzykanko. Pustynna Karczma była bezpieczna i cywilizowana – jak na standardy El Monte 1958.
Jim Bruton spotkał się z Hallinenem i Lawtonem w barze. Była 18.30.
Uderzyli do Ala Manganiella po księgę meldunkową domków za Pustynną Karczmą. Al pokazał im rejestr pełen nazwisk i adresów. Przejrzeli go i znaleźli dwóch mężczyzn o imieniu Tom.
Tom Downey: Azusa Canyon Road 4817, Baldwin Park. Tom Baker: North Larry Street 5013, Baldwin Park.
Al powiedział, że nie zna Toma Bakera. Tom Downey nawet wyglądał na gościa, którego szukali – szczupły, ciemnowłosy, jak ten, który podobno tańczył z rudą.
Hallinen, Lawton i Bruton pojechali do Downeya. Otworzyła im kobieta i przedstawiła się jako pani Downey.
Powiedziała, że Tom jest jeszcze w pracy – handlował fordami w El Monte Motors. Powinien być w domu za kilka minut.
Powiedzieli jej, że wrócą później, i rozpoczęli obserwację domu z samochodu Brutona. „Kilka minut” przeciągnęło się do dziewięciu i pół godziny.
O 5.00 nad ranem dali sobie spokój. Bruton połączył się przez radio z posterunkiem i kazał przysłać patrol, żeby ich zmienił.
Radiowóz przyjechał pięć minut później. Bruton zawiózł Hallinena i Lawtona z powrotem do Pustynnej Karczmy, gdzie zostawili swoje samochody. Wszyscy rozjechali się do domów.
Chłopcy z patrolu obserwowali dom Downeyów. Tom Downey zjawił się w ciągu dwudziestu minut od rozpoczęcia ich zmiany.
Chłopcy zwinęli go. Przez radio kazali dyżurnemu z El Monte obudzić kapitana Brutona.
Tom Downey był wkurzony i zdziwiony. Chłopcy z patrolu przywieźli go na posterunek w El Monte i wprowadzili do pokoju przesłuchań.
Wszedł Jim Bruton. Jego pierwsze wrażenie na temat Toma Downeya: facet jest zbyt krępy jak na naszego podejrzanego.
Bruton zaczął zadawać pytania. Downey oznajmił, że próbował wyrwać jakąś dupę – o rany, ależ on jest zmęczony. Bruton kazał mu opowiedzieć, co robił w sobotnią noc.
Downey powiedział, że dwa razy zaglądał do Pustynnej Karczmy. Za pierwszym razem między 20.00 a 21.00. Dosiadł się do stolika Bena Grissmana i jeszcze jednego kolesia, jak jedli kolację.
Ben i tamten drugi wyszli. On został jeszcze ze dwadzieścia minut. Potem wpadł do paru innych knajp, a następnie wrócił do Pustynnej Karczmy i wypił dwa drinki. Wymienił u barmana na gotówkę czek na dwadzieścia dolarów i wyszedł tuż przed północą. Poszedł do innego baru i spotkał kumpla. Pojechali do restauracji ze stekami w Covinie i zjedli kolację. Wrócił do domu naprawdę późno.
Bruton opisał ofiarę, blondynkę i śniadego faceta i powiedział, że byli w Pustynnej Karczmie mniej więcej wtedy co Downey. Downey odparł, że nie widział nikogo, kto pasowałby do opisu.
Bruton zapisał „Ben Grissman” i zapytał Downeya o nazwisko drugiego z kumpli. Uprzedził Downeya, że mogą chcieć z nim pogadać ludzie Szeryfa.
Downey obiecał, że będzie współpracował. Bruton kazał odwieźć go radiowozem do domu.
We wtorek rano na posterunek w El Monte przyszedł list. Był nabazgrany na odwrocie bankowego dowodu wpłaty i karty ewidencji czasu pracy.
Do Komendanta Policji El Monte
23.06.58
Szanowny Panie,
w związku z prowadzoną przez Was ostatnio sprawą gwałtu i zabójstwa (o której czytałem w gazecie) sugeruję, żeby Pan przesłuchał E. Ponce’a, mieszkającego w Monterey Park fachowca od naprawy telewizorów z zakładu Dorna. To niedaleko od El Monte, a moja żona oskarża go o gwałt w kwietniu bieżącego roku, do którego doszło u mnie w domu. Nasza sprawa jest w tej chwili w sądzie. W tamtym czasie Ponce groził też mnie i reszcie rodziny. Jest to wysoki, szczupły Meksykanin, mówiący z bardzo wyraźnym akcentem. Niech powie, co robił, kiedy doszło do tamtego zdarzenia czy innych podobnych, skoro ma takie skłonności.
Zapytajcie Ponce’a, czy znał tamtą zgwałconą i zamordowaną pielęgniarkę. Dowiedzcie się, czy kupowała telewizor albo załatwiała coś innego u Dorna i czy Ponce nie naprawiał jej odbiornika albo innych urządzeń. Przyjrzyjcie się jego godzinom pracy u Dorna. Niech wyspowiada się, co robił w noc przestępstwa. I niech poprze to dowodami. Poproście mnie, żebym go zidentyfikował, tak jakbym był osobą, która widziała go z zamordowaną. Pozwólcie mi dobrze się przyjrzeć.
List podpisano: „Lester A. Eby, Cires Avenue 17152, Fontana, Kalifornia”. Sekretarka komendanta zadzwoniła do wydziału informacji i uzyskała numer telefonu nadawcy: VA2-7814. Zapisała go u dołu perforowanej karty ewidencji czasu pracy, po czym zadzwoniła do informacji raz jeszcze.
Poprosiła o listę wszystkich „E. Ponce” z Monterey Park. Operator z centrali podał jej tylko jeden wynik: Emil Ponce, East Fernfield Drive 320, PA1-3047. Zapisała tę informację pod nazwiskiem informatora i włożyła kartkę do przegródki kapitana Brutona.
We wtorek rano Ruth Schienle zadzwoniła do wydziału zabójstw Biura Szeryfa. Zostawiła bardzo szczegółową wiadomość dla Warda Hallinena i Jacka Lawtona. Dyżurny zapisał ją na odwrocie paska z dalekopisu.
P. Schienle informuje, że Henry Kurtz, zam. Irving Pl 4144, Culver City, tel. NE8-5888, nie stawił się wczoraj wieczorem do pracy i zadzwonił, że nie będzie go też dziś wieczorem (24.06.58). Henry F. Kurtz / biały / lat 39–42 / wzrost 173 / waga 110 / włosy brązowe.
Dyżurny włożył pasek do przegródki Jacka Lawtona.
We wtorek rano Jim Bruton zadzwonił do Franka Godfreya. Powiedział mu, żeby pognał do Brea i porozmawiał z młodą Meksykanką, niejaką Carmen Contreras. Dostali cynk, że zna stałego bywalca Pustynnej Karczmy o imieniu Tommy. Dziewczyna mieszkała przy South Poplar 248.
Godfrey pojechał do hrabstwa Orange i znalazł podany adres. Matka dziewczyny odesłała go do Beckman Instrument Company – miejsca zatrudnienia Carmen.
Godfrey porozmawiał z Carmen. Carmen powiedziała, że zna mężczyznę o imieniu Tommy – ale nie wie, jak on się nazywa. Był biały, miał między trzydzieści a czterdzieści lat i metr siedemdziesiąt parę wzrostu. Był śniady, miał brązowe oczy i ciemne, kręcone włosy.
Carmen zdawało się, że mieszka w Baldwin Park. Był żonaty – ale próbował uzyskać rozwód. Jeździł mercurym coupé, rocznik 1957, białym na dole, różowym u góry. Mówił jej, że kiedyś miał oldsa, rocznik 1952. Pracował w firmie montującej podłogi w Temple City. Przesiadywał w Ivanhoe w Temple City i w Pustynnej Karczmie w El Monte. Przeważnie zajmował miejsce przy barze albo wędrował od stolika do stolika. Kilka razy zabrał ją do włoskiej knajpki przy Valley. Dłuższy czas już Tommy’ego nie widziała.
Godfrey dał jej wizytówkę. Poprosił, żeby zadzwoniła, gdyby przypomniała sobie nazwisko Tommy’ego. Carmen powiedziała, że tak zrobi.
Godfrey zadzwonił do Jima Brutona i zrelacjonował mu rozmowę. Bruton powiedział, że sprawdzi w Ivanhoe.
We wtorek rano anonimowy informator zadzwonił na posterunek w Temple City. Powiedział, że taki jeden „Johnny” może być tym, który udusił pielęgniarkę.
Powiedział, że Johnny bywał w Pustynnej Karczmie. Jeździł różowo-białym oldsem holiday i uważał się za casanovę. Był biały, średniej budowy, miał między trzydzieści a trzydzieści pięć lat i jakiś metr siedemdziesiąt wzrostu. Miał czarne włosy i śniadą cerę. Kiedyś chodził z dziewczyną o nazwisku Patricia Fields.
Dyżurny sierżant przekazał wiadomość Billowi Vickersowi. Vickers zdobył w informacji numer telefonu i zadzwonił do Patricii Fields.
Panna Fields powiedziała mu, że Johnny od grudnia pracuje za granicą. Piszą do siebie od tamtej pory. Vickers zapytał ją, czy jest w stanie jakoś to potwierdzić. Panna Fields kazała mu zadzwonić do Peggy Narucore. Jej numer telefonu to GI3-2638.
Vickers zadzwonił. Peggy Narucore potwierdziła słowa panny Fields.
Było popołudnie.
Frank Godfrey i Bill Vickers sprawdzali bary i restauracje. Ward Hallinen i Jack Lawton ponownie przesłuchiwali byłego męża ofiary i jej syna.
W ich małym mieszkaniu było gorąco. Siedzieli wokół niewielkiego kuchennego stołu.
Armand Ellroy wspomniał o pogrzebie w przyszłym tygodniu. Załatwił duchownego i pochówek na cmentarzu w Inglewood. Siostra Jean i jej mąż mieli przylecieć z Madison w Wisconsin. W następny poniedziałek Armand zamierzał pojechać z synem do El Monte po jego rzeczy.
Hallinen i Lawton zadali chłopcu kilka pytań.
Czy twoja mama znała blondynkę z kucykiem? Czy widziałeś ją kiedyś z Meksykaninem albo śniadym mężczyzną o europejskim wyglądzie? Z kim kolegowała się w pracy? Czy zawarła jakieś przyjaźnie od czasu przenosin do El Monte? Dlaczego przeniosła się do El Monte?
Chłopiec powiedział, że jego matka kłamała w sprawie przenosin do El Monte. Mówiła, że chce, aby on mieszkał w domu, a nie w mieszkaniu. Wiedział, że kłamała.
Podobało mu się w Santa Monica. El Monte go przerażało. Nie rozumiał, dlaczego przenieśli się tak daleko.
Nie znał żadnej blondynki. Nie znał żadnego białego mężczyzny o śniadej karnacji ani Meksykanina. Nie znał znajomych mamy z pracy. Mówił im już o Hanku Harcie i Peterze Tubiolu. Pani Krycki przyjaźniła się z matką – tyle wiedział.
Lawton zapytał, czy jego matka piła alkohol.
Chłopiec odpowiedział, że piła dużo bourbona Early Times.
We wtorek wieczorem Jim Bruton otrzymał wiadomość przez telefon. Ludzie Szeryfa z Temple dali cynk: Tommy zjawił się właśnie w Ivanhoe.
Bruton poprosił, żeby patrol szeryfa zawiózł go na posterunek w El Monte. Przygotował pokój przesłuchań z fenickim lustrem i zadzwonił po Myrtle Mawby. Ta zgodziła się przyjechać i zobaczyć podejrzanego.
Dwaj zastępcy szeryfa wprowadzili Tommy’ego. Był to Tom Baker z księgi meldunkowej w Pustynnej Karczmie. Bruton kazał mu opowiedzieć, co robił w sobotnią noc.
Baker odpowiedział, że wybrał się na wyścigi w Hollywood Park. Doczekał do siódmej gonitwy, a potem pojechał do restauracji na rogu Florence i Rosemead. Zjadł burgera i udał się do mieszkania, które wynajmował w Baldwin Park. Resztę wieczoru spędził, oglądając telewizję z właścicielem mieszkania i jego synem. W sobotnią noc w ogóle nie zaglądał do Pustynnej Karczmy.
Myrtle Mawby przyjrzała się Tomowi Bakerowi. Powiedziała Brutonowi, że to nie on jest mężczyzną, którego widziała z rudą.
Tom Baker został zwolniony. Radiowóz odwiózł go do Ivanhoe.
Była 20.00.
Vickers i Godfrey siedzieli w Temple – wydzwaniali do domów barmanów i kelnerek obsługujących samochody. Hallinen i Lawton wydzwaniali z posterunku w El Monte.
Próbowali namierzyć Margie Trawick i Mike’a Whittakera. Musieli dziś wieczór uzyskać od nich formalne zeznania.
Margie znaleźli w domu jej rodziców. Mike’a znaleźli w Melodii i powiedzieli mu, że wysyłają po niego samochód. Ściągnęli na posterunek stenografkę z Biura Szeryfa.
Przeszkodził im dyżurny sierżant. Powiedział, że dostali właśnie cynk – kelnerka obsługująca samochody U Stana mogła widzieć coś w sobotnią noc.
Lavonne Chambers miała na sobie czerwono-złoty uniform. Hallinen i Lawton przesłuchali ją w kantorku menedżera.
U Stana miało kształt koła i nowoczesny, wręcz kosmiczny wygląd. Na dachu sterczała neonowa iglica. Parking za budynkiem był duży – kierowcy mogli stawać samochodami w trzech rzędach i mrugać światłami, by wezwać obsługę.
Lavonne powiedziała, że słyszała ogłoszenie w radiu. Wahała się przez jakiś dzień czy dwa, aż w końcu powiedziała kierownikowi zmiany o tym, co wiedziała. To on zadzwonił w jej imieniu na posterunek.
Hallinen i Lawton trochę ją zachęcili. Lavonne się odprężyła i opowiedziała, co wie.
Rozpoznała kobietę z opisu w radiu. Pamiętała rudą – od sukienki aż po pierścionek z perłą. Była pewna, że obsługiwała rudą i jej towarzysza dwukrotnie – w sobotni wieczór i w niedzielę nad ranem.
Przyjechali krótko po 22.00. Kobieta zamówiła kanapkę z grillowanym serem, a mężczyzna kawę. To mężczyzna siedział za kierownicą. Przyjechali oldsem sedanem rocznik 1955 albo 1956 w dwóch odcieniach zieleni – chyba jaśniejszym u góry. Mężczyzna był bardzo chudy, miał około trzydziestu pięciu, czterdziestu lat i czarne włosy zaczesane do tyłu. Z pochodzenia mógł być Włochem albo Grekiem.
Kobieta zachowywała się bardzo beztrosko. Mogła być pod wpływem alkoholu. Mężczyzna wydawał się znudzony i wycofany.
Zjedli i odjechali. Wrócili między 2.00 a 2.45 nad ranem. Zaparkowali znowu na jednym z obsługiwanych przez nią miejsc.
Ruda zamówiła chili z fasolą. Mężczyzna zamówił kawę. Ona wciąż była beztroska. On wciąż był znudzony i wycofany. Zjedli, zapłacili i odjechali.
Hallinen i Lawton pokazali płaszcz ofiary z przyczepionymi teraz etykietami techników. Lavonne Chambers od razu rozpoznała podszewkę. Równie szybko rozpoznała ofiarę na zdjęciu. Zgodziła się złożyć nazajutrz formalne zeznanie – ale tylko u siebie w domu. Nie mogła zostawić dzieci.
Hallinen i Lawton umówili się na spotkanie o 15.30. Lavonne nie przestawała mówić o rudej – była taka ładna i wydawała się taka miła.
Formalne zeznanie Mike’a Whittakera to był jeden wielki bełkot.
Cały czas twierdził, że był pijany. Pomylił rudą po czterdziestce z dwudziestoparoletnią brunetką. Za blondynkę z kucykiem wziął jakąś młodą Meksykankę.
Jego relacja była pogmatwana i pełna luk. Co rusz zaprzeczał własnemu zeznaniu złożonemu w niedzielny wieczór. Jedyny sensownie opowiedziany fragment dotyczył chwili, kiedy spadł z krzesła.
Przesłuchanie zakończyło się o 21.35.
Mike Whittaker wyszedł. Weszła Margie Trawick.
ZEZNANIE MARGIE TRAWICK ZŁOŻONE W WYDZIALE POLICJI EL MONTE PRZY EAST VALLEY BOULEVARD 505, EL MONTE, W OBECNOŚCI SIERŻ. W.E. HALLINENA, SIERŻ. J.G. LAWTONA. GODZ. 21.41, 24.06.1958. ZAŁĄCZNIK DO AKT NR z-483-362. SPISANE PRZEZ: DORA A. BRITTON, STENOGRAF.
SIERŻ. HALLINEN:
Pyt.: Jak się pani nazywa?
Odp.: Margie Trawick.
Pyt.: Czy posiada pani drugie imię?
Odp.: Tak, na drugie mam Lucille.
Pyt.: Czy jest pani znana pod jeszcze jakimś nazwiskiem?
Odp.: Moje panieńskie nazwisko to Phillips.
Pyt.: Pani adres zamieszkania?
Odp.: Court Adair Street 413, El Monte.
Pyt.: Czy ma pani telefon?
Odp.: Tak. Gilbert-8-1136.
Pyt.: Czy mogę spytać o wiek?
Odp.: W sobotę, 14 czerwca, skończyłam trzydzieści sześć lat.
Pyt.: Z kim mieszka pani pod powyższym adresem?
Odp.: Z rodzicami, państwem F.W. Phillips.
Pyt.: Czy pani pracuje?
Odp.: W tej chwili nie. Jestem zatrudniona, ale obecnie przebywam na zwolnieniu lekarskim.
Pyt.: Gdzie jest pani zatrudniona?
Odp.: W Tubesales przy Tubeway Avenue 2211, Los Angeles 22.
Pyt.: Czy wcześniej pracowała pani gdzieś jako kelnerka?
Odp.: Tak, jako kelnerka, a właściwie hostessa w Pustynnej Karczmie przy East Valley Boulevard 11721 w El Monte. Zgadza się.
Pyt.: Jak długo była pani tam zatrudniona?
Odp.: Około dziewięciu lat. Z tym że nie było to stałe zatrudnienie, dzwonili po mnie, jeśli byłam potrzebna. Kiedy był naprawdę duży ruch.
Pyt.: Kiedy ostatni raz była pani w pracy?
Odp.: Niech pomyślę. Do szpitala poszłam 6 maja, a w pracy byłam w sobotę poprzedzającą tamten wtorek.
Pyt.: Jeśli chodzi o sobotę, 21 czerwca, czy przypomina pani sobie ten dzień?
Odp.: Tak.
Pyt.: Czy mogłaby nam pani opowiedzieć, co robiła, zaczynając, powiedzmy, od godz. 22.00?
Odp.: Wyszłam z domu pięć, może dziesięć minut po 22.00 i pojechałam prosto do Pustynnej Karczmy.
Pyt.: Przepraszam, jakiego rodzaju lokalem jest Pustynna Karczma?
Odp.: To typowy klub nocny. Miejsce, gdzie można zjeść kolację i potańczyć.
Pyt.: O której godzinie dotarła pani do Pustynnej Karczmy?
Odp.: Chyba około 22.15, 22.20. Dojazd zajął mi pewnie tyle czasu, ile zajęłoby dojechanie stąd.
Pyt.: Gdzie pani usiadła?
Odp.: Przy stoliku przed barem, obok wydawki.
Pyt.: Obok wydawki, czyli obok miejsca, skąd kelnerki odbierają drinki, które zanoszą potem gościom?
Odp.: Zgadza się.
Pyt.: Czy siedząc przy tym stoliku, obserwowała pani salę i gości?
Odp.: Tak, taki mam zwyczaj.
Pyt.: Czy może nam pani powiedzieć coś o ruchu klientów i czy ktoś szczególnie rzucił się pani w oczy?
Odp.: Sześć osób siedziało przy dwóch zsuniętych stolikach w pierwszym rzędzie tuż obok parkietu do tańca.
Pyt.: Czy rozpoznała pani kogoś z tamtych ludzi?
Odp.: Tak, stałych bywalców Pustynnej Karczmy.
Pyt.: Czy zna pani ich nazwiska?
Odp.: Nie znam.
Pyt.: Czy zauważyła pani kogoś przy barze?
Odp.: Tak, na stołku obok wydawki siedział ten kolorowy piosenkarz. I było jeszcze dwóch innych mężczyzn.
Pyt.: Zna pani ich imiona i nazwiska?
Odp.: Tylko Cliffa. To mężczyzna, który wyszedł ze mną o wpół do dwunastej.
Pyt.: Ma pani na myśli wyjście z Pustynnej Karczmy o 23.30?
Odp.: Zgadza się.
Pyt.: Czy przy którymkolwiek stoliku zauważyła pani jeszcze kogoś, kto był pani znany z widzenia albo z imienia i nazwiska?
Odp.: Była jedna tancerka, która kiedyś pracowała w Pionierze, striptizerka, znaczy się, i jej mąż czy agent, tego nie wiem, w każdym razie zawsze z nią przychodzi. Siedzieli tuż obok mnie. Był jeszcze jeden stały klient przy środkowym stoliku pod lustrem na ścianie. Ci rzeczywiście są bywalcami. Było też czworo ludzi przy trzecim stoliku obok parkietu. Nie znam ich, ale widziałam ich parę razy. Zaraz za nimi siedziała młoda para. Chłopaka widywałam wcześniej. Dziewczyny nie.
Pyt.: O której godzinie mogła pani widzieć tych wszystkich ludzi przy stolikach?
Odp.: To było zaraz po moim przyjściu.
Pyt.: Czy przy którymś stoliku usiadł albo choćby wszedł do lokalu ktoś jeszcze, kto szczególnie rzucił się pani w oczy?
Odp.: Dwie dziewczyny. Jedna ruda, a druga, bym powiedziała, ciemna blondynka. Weszły i usiadły przy środkowym stoliku w środkowym rzędzie.
Pyt.: Jak opisałaby pani te dwie kobiety?
Odp.: Ruda była bardzo atrakcyjna. Nazwałabym kolor jej włosów tycjanowskim. Nie wiem, jak pan by go nazwał. Nie był to ani ciemny, ani jasny rudy. Była bardzo ładnie ubrana w sukienkę i rozkloszowany płaszcz. Sukienka była wzorzysta, a płaszcz miał podszewkę uszytą z tej samej tkaniny co sukienka. Wierzch płaszcza był granatowy. W czasie, gdy siadały, kelnerka, która jest moją bliską przyjaciółką, rozmawiała z gościem przy barze.
Pyt.: Jak nazywa się ta kelnerka?
Odp.: Myrtle Mawby.
Pyt.: Wracając do rudowłosej kobiety, czy potrafi pani określić, choćby w przybliżeniu, jej wiek, wzrost i wagę?
Odp.: Powiedziałabym, że miała około czterdziestu lat. Co do wzrostu, dałabym jej może metr sześćdziesiąt pięć. Wagi chyba nie umiem dobrze określić, myślę, że coś pomiędzy sześćdziesiąt dwa a sześćdziesiąt pięć kilo.
Pyt.: Czy zauważyła pani u niej jakąś biżuterię?
Odp.: Nie.
Pyt.: Czy zauważyła pani jakiś inny charakterystyczny szczegół?
Odp.: Kobieta najbardziej rzuciła mi się w oczy wtedy, gdy zdjęła płaszcz, by zatańczyć z mężczyzną, który podszedł do stolika.
Pyt.: Czy może pani opisać drugą z kobiet siedzących przy stoliku?
Odp.: To była ciemna blondynka, miała narzucony na ramiona krótki beżowy albo jasnobrązowy płaszczyk. Miała buty na płaskim obcasie i dopóki nie zaczęła tańczyć, nic więcej nie mogłam zobaczyć. Podczas tańca oceniłabym ją jako cięższą od rudej o jakieś trzy do pięciu kilogramów. Była dość szeroka w biodrach.
Pyt.: Wiek?
Odp.: Mniej więcej taki jak tej drugiej, około czterdziestu lat.
Pyt.: Wzrost?
Odp.: Mniej więcej taki jak rudej. Miała płaskie buty. Ruda była na obcasach.
SIERŻ. LAWTON:
Pyt.: Przyjrzała się pani butom rudej?
Odp.: Nie.
Pyt.: Czy ruda wydawała się pod wpływem alkoholu?
Odp.: Nie. Żadna z nich nie sprawiała takiego wrażenia.
SIERŻ. HALLINEN:
Pyt.: Po tym, jak dwie kobiety, które pani opisała, usiadły przy stoliku, co się stało?
Odp.: Zawołałam panią Mawby, żeby zwrócić jej uwagę na dwie nowe klientki, a ona zakończyła rozmowę z mężczyzną przy barze. W międzyczasie do krzesła rudej podszedł od tyłu wysoki, chudy Meksykanin. Nie słyszałam, żeby prosił ją do tańca. Od razu podniosła się z krzesła.
Pyt.: Zanim przejdzie pani dalej, czy mogłaby pani nieco dokładniej opisać tego człowieka?
Odp.: Wydaje mi się, że miał około 180 cm wzrostu, był bardzo szczupły i miał chudą twarz. I ciemne włosy zaczesane do tyłu. Dosyć mocno przylizane.
Pyt.: Czy włosy układały mu się w fale?
Odp.: Nie.
Pyt.: Czy miał przedziałek?
Odp.: Nie. Miał spore zakola z dwóch stron.
Pyt.: W co był ubrany, jeśli pani pamięta?
Odp.: W ciemny garnitur. I w ciemną sportową koszulę rozpiętą przy szyi, z kołnierzykiem wyłożonym na klapy marynarki.
Pyt.: Czy zauważyła pani coś białego albo jasnego u tego mężczyzny?
Odp.: Nie.
Pyt.: Wiek?
Odp.: Powiedziałabym, że był w podobnym wieku jak tamte kobiety.
Pyt. Miał około czterdziestu lat?
Odp.: Tak jest. Od czterdziestu do czterdziestu pięciu.
Pyt.: Czy słyszała pani coś z ich rozmowy, gdy podszedł do stolika?
Odp.: Nie słyszałam.
Pyt.: Czy odniosła pani wrażenie, że ten mężczyzna zna którąś z kobiet?
Odp.: Wydawało mi się, że znają się wszyscy troje. Tak to wyglądało.
Pyt.: Co sprawiło, że tak to pani odebrała?
Odp.: To, jak podszedł do rudej. Podniosła się z krzesła, zdjęła płaszcz, on pomógł jej go złożyć podszewką na wierzch, powiesił na oparciu krzesła i oboje przeszli na parkiet.
Pyt.: W tym czasie druga kobieta, ta z kucykiem, siedziała przy stoliku sama?
Odp.: Pani Mawby ruszyła wtedy, żeby przyjąć ich zamówienie, ale wróciła i zatrzymała się przy moim stoliku, bo musiała zaczekać i przekonać się, czy wszyscy goście są wystarczająco dorośli, by podać na stół jakieś drinki. Następnie przyjęła ich zamówienie: jedno piwo i dwa koktajle. Usłyszałam, jak woła „drink”, stąd wiedziałam, że ktoś z nich będzie pił koktajl.
Pyt.: W tym czasie było ich przy stoliku troje?
Odp.: Tak.
Pyt.: Co pani zapamiętała z dalszych wydarzeń?
Odp.: Następne, co pamiętam, to jak Mike zszedł z parkietu z blondynką.
Pyt.: Przecież nie zna pani jego imienia?
Odp.: Nie, wtedy nie znałam.
Pyt.: Ale w międzyczasie dowiedziała się pani, że ma na imię Mike?
Odp.: Tak.
Pyt.: Chciałbym cofnąć się nieco w tym zeznaniu i zapytać, czy pamięta pani mniej więcej, o której godzinie te dwie kobiety zjawiły się i usiadły przy stoliku, o którym pani wspomniała?
Odp.: Powiedziałabym, że siedziałam tam przynajmniej od półgodziny, czyli musiało być około 22.45.
Pyt.: Czy może pani opisać mężczyznę, którego zna pani jako Mike’a?
Odp.: Cóż, ma jasnobrązowe włosy. Określiłabym go jako blondyna ze względu na rysy twarzy. Jakoś tak wygląda mi na blondyna. Młody chłopak, dwadzieścia trzy, może dwadzieścia cztery lata. Ubrany był w ciemną koszulę, granatową albo czarną. Najbardziej rzuciło mi się w oczy to, że była niechlujna. I rozpięta z góry na dół. Do tego ciemne spodnie i buty z materiału, coś w rodzaju tenisówek.
Pyt.: Jest to ten sam opis, który podała nam pani wcześniej, zanim dowiedziała się pani, że mężczyzna ten ma na imię Mike?
Odp.: Zgadza się.
Pyt.: Co zrobił Mike?
Odp.: Zanim poprosił mnie do tańca, stanął w drzwiach, ruszył do baru i zamówił piwo, po czym podszedł do mojego stolika i zapytał, czy z nim zatańczę, a ja odpowiedziałam, że grają za szybki utwór. Wtedy zapytał, czy zatańczę coś wolniejszego, a ja odpowiedziałam: „Nie, dziękuję”. Wściekł się i zapytał, czy w ogóle umiem tańczyć. Wrócił do baru, wziął swoje piwo i podszedł do narożnego stolika, który oddziela bar od sali jadalnej. Kelnerka – zwróciłam jej uwagę, że jest agresywny i wydaje się dosyć młody – poszła do niego i wróciła, zaniosła mu czystą popielniczkę i czystą serwetkę, po czym zbliżyła się do mojego stolika i powiedziała: „Nie, nie jest za młody”. Chwilę później zauważyłam, jak tańczy z blondynką w kucyku, która siedziała przy środkowym stoliku w środkowym rzędzie.
Pyt.: Czy zauważyła pani, by Mike podchodził do tego stolika, zanim zatańczył z kobietą w kucyku?
Odp.: Nie, kiedy zobaczyłam go, jak siedzi przy stoliku, to było ich już czworo: Meksykanin, młody i tamte dwie kobiety.
Pyt.: Czy przypomina pani sobie, jaka była pozycja całej czwórki w odniesieniu do rozkładu lokalu?
Odp.: Kobiety siedziały do mnie plecami.
Pyt.: Czyli plecami do której ze ścian?
Odp.: Plecami do ściany północnej. Siedziały twarzą do parkietu. Krzesło Mike’a było przysunięte blisko do stolika, trochę pod kątem, tak że widział parkiet, bliżej blondynki.
Pyt.: Czyli siedział po stronie zachodniej?
Odp.: Tak. Po zachodniej. Meksykanin cały czas siedział przodem do mnie, czyli twarzą na północ.
Pyt.: I twarzą do baru i kobiet?
Odp.: Tak jest.
Pyt.: I na wschód od Mike’a?
Odp.: Tak.
Pyt.: Czy widziała pani, by na stół podawane były jeszcze jakieś drinki?
Odp.: Widziałam tylko, jak kelnerka przynosi jeszcze dwie kolejki.
Pyt.: Czy pamięta pani, kto je zamawiał?
Odp.: Nie, nie pamiętam.
Pyt.: Czy zauważyła pani, jaki był stopień upojenia czworga ludzi siedzących przy tym stoliku?
Odp.: Młody mężczyzna znany teraz jako Mike był dosyć pijany. Pozostała trójka – nie.
Pyt.: Czy obaj mężczyźni tańczyli z obiema kobietami?
Odp.: Później już nie patrzyłam, bo o 23.30 wyszłam.
Pyt.: Czy wszyscy czworo siedzieli przy stoliku, kiedy pani wychodziła?
Odp.: Tak jest.
Pyt.: Wyszła pani z Pustynnej Karczmy w towarzystwie?
Odp.: Owszem.
Pyt.: I było koło 23.30?
Odp.: Zgadza się.
Pyt.: Czy wróciła tam pani jeszcze tego wieczoru?
Odp.: Za dziesięć pierwsza. Przyprowadziłam z powrotem tego samego mężczyznę, bo chciał odebrać pieniądze, które ktoś był mu dłużny.
Pyt.: O której pani wróciła?
Odp.: Za dziesięć pierwsza.
Pyt.: Czy zauważyła pani, kto siedział przy stoliku i barze w Pustynnej Karczmie?
Odp.: Przy barze było w zasadzie pusto.
Pyt.: Czy zwróciła pani uwagę na opisany wcześniej przez siebie stolik, przy którym siedziały cztery osoby?
Odp.: Było przy nim pusto.
Pyt.: Czy zauważyła pani w lokalu którąś z opisanych wcześniej osób?
Odp.: Nie, nie zauważyłam.
Pyt.: Ile czasu pani tam spędziła?
Odp.: Kilka, dosłownie kilka minut.
Pyt.: I wyszła pani?
Odp.: Pojechałam do domu, tak.
SIERŻ. LAWTON:
Pyt.: Ten wysoki, szczupły Meksykanin, którego pani opisała, gdyby go pani znowu zobaczyła, czy byłaby pani w stanie go rozpoznać?
Odp.: Myślę, że tak. Tutaj był taki chudy, że można było pomyśleć, iż nie ma zębów, dopóki się nie uśmiechnął.
Pyt.: Wskazuje pani na okolicę szczęki?
Odp.: Tak.
Pyt.: Czy to on poprosił rudowłosą kobietę do tańca?
Odp.: Tak. Chociaż nie słyszałam, jak ją prosi.
Pyt.: Ale zatańczyli?
Odp.: Tak.
Pyt.: I odniosła pani wrażenie, że tych dwoje się zna?
Odp.: Zgadza się.
Pyt.: Dziękuję bardzo.
PRZESŁUCHANIE ZAKOŃCZONO O GODZ. 22.10.
W środę rano na posterunek w El Monte przyszły dwa listy. Oba zaadresowane do Komendanta Policji.
Pierwszy napisany był na maszynie i wysłany z Fullerton w Kalifornii.
Jechaliśmy za niejakim C.S.I. z Santa Ana i widzieliśmy, jak tamtego wieczoru wyrzuca te zwłoki rudowłosej dziewczyny ze swojego albo nie swojego plymoutha rocznik 1954 w dwóch kolorach, łososioworóżowym i czekoladowobrązowym. Widzi pan, on jest notowany przez różne jednostki Wydziału Policji Południowej Kalifornii i próbował zabić wiele razy. Uważamy go za ŚMIECIA i na pewno to jego szukacie. Więcej dowiecie się pod numerem KI2-8114.
List podpisano: „Naoczny świadek, Peggy Jane, pan i pani Virgilowie Galbraithowie, Fullerton”.
Drugi list wysłano z Los Angeles. Napisany był odręcznie. Na przodzie koperty nadrukowane było „Obacz jej drogi”8.
A wtem ubóstwo twoje przyjdzie jako podróżny, a niedostatek twój, jako mąż zbrojny9.
Olga wychowywała się w domu o złej reputacji, od innych prostytutek dowiedziała się wszystkiego o włamaniach, rabunkach i kradzieżach, a złodziej jest jak zabójca. Jej trop wiedzie przez banki – kasjerka u zbiegu Dziewiątej i Spring parę miesięcy temu i „numer” w banku w San Francisco, gdzie jest znana jako „Babcia”. Działa w przebraniach – kręciła się wcześniej po studiach filmowych i pracowała jako windziarka w Ambassadorze i jako pokojówka, przez co opanowała technikę kradzieży i morderstwa, pracowała też w Hollywood, pojechała zabić kobietę w hotelu, panią Greenwald, pannę Epperson i jakąś kobietę w hotelu w L.A. Wiele innych zabójstw – Stepanovich w Parku MacArthura przed paroma miesiącami, a do tego dużo innych, o których nikt nie słyszał. Kręci się po dworcu autobusowym w Santa Fe, po muzeach i parku Forest Lawn, a także w różnych innych miejscach i okolicach, gdzie może znaleźć mężczyznę, któremu oskubie kieszenie, kobietę do zboczonego seksu, pijaka, którego ograbi, wędrowca, któremu gwizdnie bagaż albo coś z kieszeni, na Olivera Street sprzedaje swoje ciało i okrada kieszenie wędrowcom, i ma młodych mężczyzn – przeważnie dwóch – co śpią z nią i ją ciupciają.
Musi spać, więc znajduje sobie hotel za mostem na Siódmej Zachodniej w L.A. Po drodze jest sklep prowadzony przez Anthony’ego Juniora i Seniora Thomasa. Anthony uwiódł ją i A często jej płaci, teraz A mieszka w El Monte, żeby zapobiec nowym przestępstwom w El Monte, wykurzcie Anthony’ego (potraktujcie go ogniem) z El Monte, bo inaczej ona pozabija was, wasze dzieci i waszych bliskich, bo chce pieniędzy od Anthony’ego. Dlatego przepędźcie go z waszego miasta. Jak nie chcecie… tak… jeśli nic innego… choroba weneryczna. Jeśli wasze miasto jest otwarte dla prostytutek takich jak Olga, my nadal będziemy to zło piętnować. Władza jest postrachem dla tych, którzy źle postępują. Teraz piszący to szuka dwóch eunuchów, którzy wyrzucą Olgę przez okno. Dlatego musicie wysłać ją tam, gdzie są eunuchy i gdzie kobiety rzucają się z okien. Wyślijcie ją do państwowego szpitala pod pretekstem leczenia stopy. Ona nie nosi majtek – łamie prawo o obnażaniu się w miejscach publicznych – i zwija skarpetki, przez co robią jej się żylaki. Może dostać skurczu i wpaść na jezdnię, a w zamieszaniu w szeryfa sędziego sądu okręgowego i w dyr. szpitala państwowego może walnąć auto i go zabić. I co wtedy? Ma jasne włosy, około czterdziestu, czterdziestu pięciu lat, to wasza podejrzana.
Jeśli kradzieże i zabójstwa się skończą, to znaczy, że winna jest Olga. Im dłużej pozostanie w instytucji, tym więcej będzie miała czasu, żeby rozplenić tam zbrodnię. Dowiecie się o tym i przekonacie, że chociaż na jej terytorium nadal są nierozwiązane sprawy przestępstw przypisywanych mężczyznom to wy ludzie szeryfa szukaliście niewłaściwego podejrzanego w księdze nauki zwanej kryminologią z którą z racji tego za co wam płacą musicie jeść, spać, rozmawiać i podróżować. Nauka – złodziej to zabójca, a ten, kto mało zarabia, ulega pokusie, Olga dostaje niewiele odpowiedzi na swoje ogłoszenia, a stopy każą jej spać. Więcej jest kobiet niż mężczyzn, a uszkodzenia okolic intymnych przez przedmioty i udawane czynności to część występu, jakie prostytutki fundują gachom, którzy lubią popatrzeć. Dlatego ten albo ta, kto gwałt zada ciału ludzkiemu, ucieknie aż do grobu. Niech nikt go nie zatrzymuje, a jeśli ta samicza bestia nie zginie w komorze gazowej, to was tam poślemy.
List nie miał podpisu. Dołączona była do niego kartka wydarta z włoskojęzycznego czasopisma. Na jednej stronie znajdował się tekst naukowy. Na drugiej widniało wielkie zdjęcie trzmiela.
Sekretarka komendanta włożyła oba listy do przegródki kapitana Brutona.
W środę rano rozesłano list gończy:
LIST GOŃCZY DO WSZYSTKICH JEDNOSTEK
UWAGA ZWŁASZCZA SŁUŻBY POLICYJNE DOLINY SAN GABRIEL, WSZYSTKIE FORMACJE I PATROLE POLICJI AUTOSTRADOWEJ
DNIA 22 CZERWCA 1958 R. NA TERENIE EL MONTE ZNALEZIONO ZWŁOKI UDUSZONEJ KOBIETY. ZOSTAŁA ZIDENTYFIKOWANA JAKO JEAN ELLROY ALIAS JEAN HILLIKER ALIAS GENEVA O. ELLROY. PODEJRZANY PRAWDOPODOBNIE NADAL JEST W POSIADANIU BĄDŹ WYRZUCIŁ ELEMENTY UBRANIA OFIARY I JEJ RZECZY OSOBISTE, TAKIE JAK: TOREBKA, WYGLĄD NIEZNANY, KLUCZYKI DO BUICKA 1957 OFIARY, PARA DAMSKICH BUTÓW NA WYSOKICH OBCASACH, PRAWDOPODOBNIE Z PRZEŹROCZYSTEGO PLASTIKU, PARA DAMSKICH MAJTEK, PAS DO POŃCZOCH I HALKA.
WSZELKIE INFORMACJE W TEJ SPRAWIE KIEROWAĆ DO J.G. LAWTONA I W.E. HALLINENA Z JEDNOSTKI DO SPRAW ZABÓJSTW BIURA SZERYFA (POWOŁYWAĆ SIĘ NA SYGNATURĘ SPRAWY WYDZIAŁ ŚLEDCZY/LAWTON/BIURO ZABÓJSTW/Z-483-362).
SZERYF E.W. BISCAILUZ
Było środowe popołudnie. Bill Vickers znowu krążył po lokalach El Monte.
Sprawdził w Suzanne’s Cafe – wynik negatywny. Sprawdził w Dublin Inn – wynik negatywny.
Dostał coś w 49. Barman powiedział, że ofiara mogła tam być tydzień wcześniej, w sobotni wieczór 14 czerwca.
Była z facetem. Miał jakieś 173 centymetry wzrostu, lekko falowane blond włosy i był krępej budowy. Oboje byli pijani. Posiedzieli chwilę, a potem wdali się w kłótnię – poszło o to, że ruda odmówiła drinka. Barman powiedział, że widział blondyna już wcześniej, ale facet nie był stałym klientem i nie znał jego imienia.
Vickers sprawdził w restauracji Mama Mia. Właściciel kazał mu zadzwonić do kelnerki Catherine Cathey – pracowała w sobotę na wieczornej zmianie.
Vickers zadzwonił. Catherine Cathey powiedziała, że jakaś rudowłosa kobieta weszła do lokalu około 20.00, sama. Vickers odrzekł, że jeszcze się do niej odezwie, żeby pokazać zdjęcie ofiary.
Vickers sprawdził w Synkopie. Nikt nie rozpoznał ofiary na zdjęciu. Żona właściciela opowiedziała historię, która jej zdaniem mogła mieć związek ze sprawą.
Zeszłego wieczoru była w Synkopie stała klientka, niejaka Ann Mae Schidt. Mówiła, że w piątkowy wieczór piła z mężem i jeszcze jedną parą w barze Manger i pokłóciła się z całym towarzystwem. Wyszła z baru – sama – i na zewnątrz została zaczepiona przez jakiegoś Meksykanina.
Meksykanin wciągnął ją do samochodu i usiłował zgwałcić. Nie udało mu się. Ann Mae uciekła.
Nie zgłosiła napaści na policję. Bała się, że ją zatrzymają, bo była kompletnie pijana.
Ann Mae była po czterdziestce i miała rude włosy. Żona właściciela dała Vickersowi jej numer telefonu: GI0-0696.
Vickers zostawił jej wizytówkę i ruszył do baru Manger. Po drodze zaliczył Kay’s Cafe i postój taksówek w El Monte – wynik negatywny.
Niejaki Jack Groves uwijał się za barem w Manger. Rozpoznał na zdjęciu ofiarę i powiedział, że była w lokalu w sobotni wieczór pomiędzy 20.00 a 21.00. Zdawało mu się, że była sama.
Groves nie znał z nazwiska Ann Mae Schidt. Powiedział, że właściciele – Carl Manger i jego żona – mogą ją znać. Pracowali w sobotni wieczór. Możliwe, że udzieliliby jeszcze jakichś informacji na temat rudej.
Lavonne Chambers była rozwódką. Mieszkała w niewielkim domu z trójką małych dzieci. To tam Hallinen i Lawton spisali jej formalne zeznanie.
ZEZNANIE LAVONNE CHAMBERS ZŁOŻONE PRZY FOXDALE AVENUE 823, WEST COVINA, W OBECNOŚCI SIERŻ. W.E. HALLINENA I SIERŻ. J.G. LAWTONA 25 CZERWCA 1958 R. GODZ. 15.55. ZAŁĄCZNIK DO AKT NR Z-483-362. SPISANE PRZEZ: DELLA ANDREW, STENOGRAF.
SIERŻ. LAWTON:
Pyt.: Jak się pani nazywa?
Odp.: Lavonne Chambers.
Pyt.: Czy ma pani drugie imię?
Odp.: Marie.
Pyt.: Ile ma pani lat, pani Chambers?
Odp.: Dwadzieścia dziewięć.
Pyt.: Pani adres?
Odp.: Foxdale 823, West Covina.
Pyt.: A numer telefonu?
Odp.: Edgewood 7-6686.
Pyt.: Jaki jest pani zawód i gdzie pani pracuje?
Odp.: Pracuję jako kelnerka obsługująca samochody w restauracji dla zmotoryzowanych U Stana.
Pyt.: Czy chodzi o restaurację Drive-In U Stana przy Five Points w El Monte?
Odp.: Tak.
Pyt.: Czy w sobotnią noc z 21 na 22 czerwca i 22 czerwca nad ranem była pani w pracy w charakterze kelnerki obsługującej samochody U Stana?
Odp.: Tak.
Pyt.: Czy rzeczonej nocy, kiedy obsługiwała pani różne pojazdy, zjawił się jakiś szczególny samochód – i siedzący w nim ludzie – który zwrócił pani uwagę?
Odp.: Cóż, to było wtedy, gdy wróciłam z przerwy na posiłek. Zazwyczaj idę jeść o 21.00. A wracam zwykle o 22.00. Wtedy zobaczyłam tę kobietę – to ona bardziej przykuła moją uwagę niż mężczyzna.
Pyt.: Kobieta przykuła pani uwagę bardziej niż mężczyzna. I było po 22.00?
Odp.: Było po 22.00.
Pyt.: Czy mogło być bliżej 23.00?
Odp.: Mogło, ale wydaje mi się, że jednak bliżej 22.00, bo nie minęło dużo czasu od mojego powrotu z przerwy.
Pyt.: W jakim samochodzie siedzieli ta kobieta i ten mężczyzna?
Odp.: To był ciemnozielony oldsmobile rocznik 1955 albo 1956, raczej 1955, sądząc po lakierze. Był naprawdę matowy, jakby go nigdy nie woskowano.
Pyt.: Rodzaj nadwozia?
Odp.: Sedan.
Pyt.: Czy zna pani różnice pomiędzy różnymi wersjami oldsmobile’ów, pomiędzy wersją standard a holiday?
Odp.: No tak. Wiem, że holiday jest dłuższy.
Pyt.: Jakie odniosła pani wrażenie: czy był to holiday, czy nie był?
Odp.: Nie był.
Pyt.: Nie był?
Odp.: Aha.
Pyt.: Pamięta pani, że rozmawialiśmy wczoraj wieczorem U Stana i chyba powiedziała pani coś… że możliwe, iż wóz był w dwóch odcieniach?
Odp.: To możliwe. Jeśli był w dwóch odcieniach, to i tak cały był zielony – jaśniejszy odcień zielonego i ciemniejszy zielony.
Pyt.: Co w tej chwili najlepiej pani pamięta? Zapewne zastanawiała się pani nad tym po naszej rozmowie na ten temat wczoraj wieczorem. Był czy nie był w dwóch odcieniach?
Odp.: Nadal uważam, że był w dwóch odcieniach.
Pyt.: Ciemniejszy na dole?
Odp.: Aha.
Pyt.: Powiedziała pani, że to kobieta przykuła pani uwagę. Dlaczego?
Odp.: Cóż, zazwyczaj podchodzi się do samochodu i pyta, czy chcą kartę, a oni mówią, że tak albo nie. Ale ona nie wiedziała, czego chce. Powiedziała tylko: „Poproszę kanapkę, najmniejszą, jaką macie”. To zaczęłam: „Hot doga?”, a ona na to: „Najcieńszą kanapkę, jaką macie”. Powiedziałam: „To będzie z zapiekanym serem”. A ona: „W porządku”. On się nie odzywał, czekałam, aż coś zamówi, i w końcu powiedział: „Tylko kawa”. Przyjęłam zamówienie, a kiedy szłam po tacę, zauważyłam pierścionek – akurat tak siedziała. Przez cały czas uśmiechała się i głośno śmiała, naprawdę wesoło.
Pyt.: Chwileczkę. Powiedziała pani, że zauważyła pierścionek, bo akurat tak siedziała?
Odp.: Kiedy stanęłam przy jego oknie, pierścionek był na tym palcu (gest wskazujący), więc go zobaczyłam.
Pyt.: Wskazała pani swój palec serdeczny?
Odp.: Aha.
Pyt.: Lewej dłoni?
Odp.: Aha.
Pyt.: Czy może pani opisać ten pierścionek?
Odp.: To była ogromna perła, taka wielka.
Pyt.: Czy było w nim jeszcze coś szczególnego?
Odp.: Wydawała się taka wielka z powodu ułożenia jej ręki. Wyglądała, jakby otaczała cały palec, bo widziałam ją prawie całą.
Pyt.: Czy poza perłą było coś jeszcze?
Odp.: Nie, tylko ta perła, no i sukienka, w którą była ubrana kobieta. Niebieska sukienka… rzuciła mi się w oczy.
Pyt.: Raz jeszcze, jeśli pani pamięta, pokazaliśmy pani płaszcz uszyty z dwóch rodzajów tkaniny; na wierzchu był to len w kolorze ciemnoniebieskim, a na podszewkę użyto jedwabiu w kilku odcieniach błękitu.
Odp.: Tak właśnie wyglądała ta sukienka: była niebieska i wzorzysta.
Pyt.: Czy tkanina, którą pani pokazaliśmy wczoraj wieczorem, ta, którą podszyty był płaszcz, to ten sam materiał?
Odp.: Ten sam co w sukience.
Pyt.: Czy odniosła pani wrażenie, że kobieta wcześniej piła?
Odp.: Tak, była… cóż, powiedziałabym, że była dosyć pijana.
Pyt.: Twierdzi pani, że była dosyć pijana?
Odp.: Aha.
Pyt.: A mężczyzna?
Odp.: Nie, on nie był pijany, przynajmniej nie było tego widać. Wydawał się zupełnie trzeźwy.
Pyt.: Czy może pani opisać nam tę kobietę?
Odp.: Była szczupła, miała krótkie ciemnorude włosy i bardzo przyjemne… naprawdę ujmujące usposobienie, tak się przynajmniej wydawało. Typ osoby, na którą przyjemnie się patrzy.
Pyt.: Ile według pani mogła mieć lat?
Odp.: Nie wiem. Nie jestem dobra w szacowaniu wieku.
Pyt.: Cóż, jeśli dobrze pamiętam, pani ma dwadzieścia dziewięć lat.
Odp.: Powiedziałabym, że była ode mnie starsza.
Pyt.: O ile starsza?
Odp.: Jejku, nie wiem.
Pyt.: Hm, czy pani zdaniem mogła mieć czterdzieści lat?
Odp.: Mogła.
Pyt.: Nie chcę nic sugerować, chciałbym jedynie, żeby jak najlepiej pani sobie wszystko przypomniała, i próbuję pani w tym pomóc. A co do tego mężczyzny: jak wyglądał?
Odp.: Śniady, bardzo chudy. Pociągła twarz, ciemne włosy zaczesane do tyłu.
Pyt.: Mówi pani, ciemne włosy. Ciemnobrązowe czy czarne?
Odp.: Albo czarne, albo bardzo ciemnobrązowe.
Pyt.: Czy wyglądały, jakby użył jakiegoś preparatu, żeby przylegały do głowy?
Odp.: Żeby przylegały, być może. Nie widziałam dokładnie. Miał raczej rzadkie włosy, nie żadną gęstą czuprynę. I początki zakoli nad czołem – na razie niewielkie. Na czubku głowy nadal miał trochę włosów.
Pyt.: Leżały płasko na czubku?
Odp.: Aha.
Pyt.: Ile według pani mógł mieć lat?
Odp.: Był po trzydziestce… trzydzieści pięć, może trochę więcej.
Pyt.: Pomiędzy trzydzieści pięć a czterdzieści?
Odp.: Aha.
Pyt.: Jakiej pani zdaniem mógł być narodowości?
Odp.: Ona, rzecz jasna, wyglądała mi po prostu na Amerykankę, ale on… wzięłabym go za Greka albo Włocha.
Pyt.: Grek albo Włoch. A czy mógł być Meksykaninem, Hiszpanem, Latynosem…?
Odp.: Mógł. (Pauza). Jego skóra… wydawało się, że jest nie dość ciemna jak na Meksykanina. Oczywiście wiem, że wielu z nich nie jest tak bardzo śniadych, ale…
Pyt.: Czy w tamtej chwili było coś niezwykłego w tym, w jakim stanie znajdowało się ubranie kobiety?
Odp.: Nie, niczego takiego nie zauważyłam. Sukienkę zauważyłam, kiedy ich pierwszy raz obsługiwałam. Wiem, że miała głęboki dekolt, bo świeciło światło.
Pyt.: A co do samochodu. Czy od naszej rozmowy wczoraj wieczorem przyszło pani do głowy coś – cokolwiek – co w jakiś sposób by go wyróżniało i co mogłoby nam pomóc?
Odp.: Nie, myślałam o tym samochodzie wczoraj wieczorem. Przyszło mi jedynie do głowy, że musiał być na kalifornijskich numerach. Gdyby miał tablice z innego stanu, zauważyłabym. Zarabiamy na napiwkach, a z 99% klientów spoza stanu nie daje się niczego wyciągnąć, więc się ich zauważa. A nie zapamiętałam, by wóz nie miał kalifornijskich numerów, więc prawdopodobnie je miał.
Pyt.: A jakieś wgięte błotniki, połamana maskownica, coś w tym rodzaju? Czy przypomina sobie pani…?
Odp.: (Przerywając pytającemu). Zauważyłam tylko, że lakier, że jego zewnętrzna powłoka jest taka matowa.
Pyt.: Czy słyszała pani – po tym, jak już zjedli i zapłacili – czy słyszała pani lub widziała, jak odjeżdżają?
Odp.: Nie.
Pyt.: Czy w którymkolwiek momencie słyszała pani uruchomiony silnik?
Odp.: Nie. Silnik nie był uruchomiony, gdy przyszłam po tacę.
Pyt.: I nie słyszała pani, jak odjeżdżają?
Odp.: Nie.
Pyt.: Innymi słowy, nie wie pani, czy na przykład miał głośny wydech albo coś w tym rodzaju?
Odp.: Nie.
Pyt.: Wobec tego, jak rozumiem, ponownie zobaczyła pani ten samochód dopiero za drugim razem. Kiedy to było?
Odp.: W niedzielę nad ranem, już po zamknięciu baru. Musiało być około 2.15, może nieco później, bo przed 2.15 zazwyczaj nie mamy wielkiego ruchu, za to po 2.15 parking jest pełen, a oni stanęli w tyle, niemal na samym końcu, tam gdzie świeci lampa – świeciła prosto na nią. Podeszłam do samochodu i oczywiście spytałam, czy życzą sobie kartę. Ona powiedziała, że chce miskę chili i filiżankę kawy. Stałam tam i czekałam na jego zamówienie, inaczej pewnie nie zwróciłabym nawet na niego uwagi… czekałam, aż zamówi, i w końcu powiedział: „Tylko kawa”.
Pyt.: Twierdzi pani, że kobieta zamówiła miskę chili?
Odp.: Aha.
Pyt.: Tylko chili czy chili i fasolę?
Odp.: Tylko chili i kawę.
Pyt.: Czy jednak w chili mogła znaleźć się fasola?
Odp.: Tak, jak zwykle. Zawsze podajemy chili z fasolą. Nie ma u nas zwykłego chili.
Pyt.: W jakim stanie była wtedy kobieta?
Odp.: Była nieco bardziej pijana niż za pierwszym razem, ale nadal miła. Nie była odrażająca. Naprawdę przyjemnie się ją obsługiwało, taką wesołą i roześmianą, a gdy odbierałam tacę, powiedziała coś… próbowałam przypomnieć sobie, co powiedziała do mnie czy do niego, lecz nie pamiętam, co powiedziała ani do kogo mówiła, ale powiedziała coś i roześmiała się, a ja uśmiechnęłam się do niej i nie mogłam sobie przypomnieć, co powiedziała.
Pyt.: W jakim stanie było wtedy jej ubranie?
Odp.: W normalnym, może poza przodem sukienki. Pewnie to przez ten krój, ale z jednej strony widziałam prawie całą pierś.
Pyt.: Nie była okryta biustonoszem?
Odp.: Nie, biustonosza nie widziałam. Zauważyłam coś białego, co wzięłam za halkę wykończoną delikatną białą koronką.
Pyt.: Czy mógł to być zsunięty w dół biustonosz?
Odp.: Mógł, ale one raczej nie mają koronkowych wykończeń.
Pyt.: Czy widziała pani jej stopy?
Odp.: Nie, nie widziałam stóp. Może bym zobaczyła, gdybym spojrzała, ale tego nie zrobiłam. Żeby podać tacę albo ją odebrać, muszę sięgnąć dość daleko w głąb samochodu.
Pyt.: Jakie wrażenie odniosła pani wtedy, gdy chodzi o jej wygląd, co mogła robić przed powtórnym przyjazdem do restauracji?
Odp.: Och, nie wiem. Jej wygląd nie różnił się bardzo od tego, co zobaczyłam za pierwszym razem. Lepiej się jej przyjrzałam, bo stałam po jej stronie samochodu.
Pyt.: Sądząc po wyglądzie, który nam pani właśnie opisała, czy jest możliwe, że wcześniej była obiektem pieszczot?
Odp.: Tak. Jest to możliwe.
Pyt.: Nic w tym czasie nie wskazywało na to, by była zdenerwowana, zła czy coś w tym rodzaju?
Odp.: Nie, była bardzo sympatyczna, bardzo wesoła. Śmiała się. Tak dobrze zapamiętałam jej uśmiech, bo przez cały czas się śmiała.
Pyt.: A on w ogóle się nie uśmiechał?
Odp.: Nie, wydawał się bardzo znudzony. A i tak musiałam zaczekać chwilę, żeby mi zapłacił. Obsługiwałam go poprzednim razem, obsługiwałam teraz, więc podeszłam i powiedziałam, ile wynosi rachunek. Musiałam czekać, dopiero po paru minutach w jego ręku znalazły się pieniądze i dał mi dolarowy banknot. Wydałam resztę, przeszłam na drugą stronę samochodu. Napiwek, który mi zostawił, był na tacy.
Pyt.: W jaki sposób płacił za każdym razem? Czy zawsze był to dolarowy banknot?
Odp.: Nie pamiętam pierwszego razu, pamiętam tylko drugi.
Pyt.: A przypomina pani sobie, czy wyjął banknot z kieszeni, czy z portfela?
Odp.: Trzymał go w dłoni, ale już kilka minut wcześniej powiedziałam, jaka jest wysokość rachunku.
Pyt.: Czy widziała pani te osoby już wcześniej, którąkolwiek z nich?
Odp.: Nie przypominam sobie. Nie przypominam sobie, bym widziała ich wcześniej.
Pyt.: Czy od chwili, gdy rozmawialiśmy po raz pierwszy i pokazaliśmy pani elementy ubioru i zdjęcia tamtej kobiety, powstała w pani umyśle jakakolwiek wątpliwość, czy należą one do tej samej osoby, którą obsługiwała pani tamtej nocy?
Odp.: Nie mam żadnych wątpliwości.
Pyt.: Gdyby zobaczyła pani ponownie tego mężczyznę, czy byłaby pani w stanie go zidentyfikować?
Odp.: Jestem raczej pewna, że tak. Mam jego obraz w pamięci. Nie ma w nim nic tak szczególnego, żeby dało się to opisać, żadna konkretna cecha nie wyróżniłaby go z tłumu. Ale mam w głowie to, jak wygląda.
Pyt.: Zatem powiedziała pani, że miał pociągłą twarz. Czy była to jakaś wyjątkowo chuda twarz?
Odp.: Przywodziła na myśl Włocha albo Greka – przez ten nos. I była chuda – naprawdę chuda.
Pyt.: Czy odniosła pani wrażenie, że mógł mieć na przykład sztuczne zęby?
Odp.: Nie.
Pyt.: Wie pani, czasem u ludzi, którzy noszą sztuczne zęby – nieważne, czy mają je włożone w danej chwili, czy nie – twarz tak jakby obwisa w okolicy żuchwy, o tutaj. Czy zauważyła pani coś takiego?
Odp.: Nie, nie zauważyłam.
Pyt.: Niczego poza tą chudością?
Odp.: Zgadza się.
SIERŻ. HALLINEN:
Pyt.: Z pewnością sporo pani o tym myślała od naszej wczorajszej rozmowy. Czy potrafi pani opisać ubiór tego mężczyzny?
Odp.: Ubrany był na jasno. To wszystko, co pamiętam. Miał marynarkę albo coś innego z długimi rękawami i było to jasne.
Pyt.: I jest pani raczej pewna, że kolor był jasny?
Odp.: Aha.
Pyt.: To okrycie było bardziej sportowe czy raczej przypominało tradycyjny garnitur?
Odp.: Nie, to nie był garnitur. Tylko rodzaj marynarki. Powiedziałabym, że sportowej.
Pyt.: Czy wie pani, jakiego koloru były jego spodnie?
Odp.: Nie.
Pyt.: A przypomina pani sobie, czy miał koszulę i czy była ona jasna, czy ciemna?
Odp.: Miał koszulę, ale nie przypominam sobie… nie pamiętam, czy była jasna, czy ciemna.
Pyt.: Czy byłaby pani w stanie wskazać samochód podobny do tamtego?
Odp.: No tak.
Pyt.: Innymi słowy, widząc samochód, potrafiłaby pani powiedzieć, czy jest podobny do tamtego, czy nie?
Odp.: Potrafiłabym, tak. Może nie wskazałabym dokładnie tego egzemplarza, ale gdybym zobaczyła taki samochód, to bym wiedziała.
Pyt.: Myśli pani, że w momencie, w którym by go pani zobaczyła, wiedziałaby pani, że to tamten samochód, i przypomniałaby pani sobie, czy był w jednym czy w dwóch odcieniach?
Odp.: Tak.
Pyt.: Czy zauważyła pani, by któreś z nich paliło, gdy byli U Stana?
Odp.: Nie zauważyłam.
Pyt.: Wracając do wyglądu mężczyzny, czy według pani jego skóra była śniada, czy zwyczajna, gładka?
Odp.: Była gładka i ciemna.
Pyt.: Czy opisałaby go pani jednak jako jasnoskórego mężczyznę?
Odp.: Nie, jego skóra miała ciemny odcień.
Pyt.: Ale był jasnoskóry?
Odp.: Nie, jego skóra nie była jasna, ale nie była też ciemna. Nie tak ciemna jak u prawdziwego Meksykanina, o to mi chodzi. Była ciemna jak u Włocha.
Pyt.: Wspomniała pani, że włosy miał czarne i zaczesane do tyłu?
Odp.: Aha.
Pyt.: I zaczęły mu się robić zakola nad czołem?
Odp.: Niewielkie. Naprawdę malutkie.
Pyt.: Poza tym miał dużo włosów?
Odp.: Tak, na czubku głowy były dosyć gęste.
Pyt.: Czy było coś szczególnego w jego uszach?
Odp.: Nie pamiętam.
Pyt.: Były odstające czy…
Odp.: (Przeczący ruch głową od lewej do prawej).
Sierż. Lawton: Jeszcze jedno. Zauważyła pani może, czy nosił jakąś biżuterię, na przykład sygnety?
Odp.: Nie, nie zauważyłam.
Sierż. Lawton: Dziękujemy bardzo.
PRZESŁUCHANIE ZAKOŃCZONO O GODZ. 16.15.
W środowy wieczór po regionie rozesłano teleks. W skrócie przedstawiał on, jak wygląda prowadzona od siedemdziesięciu dwóch godzin sprawa Jean Ellroy.
Wspominał o brakującej torebce i elementach bielizny ofiary, o podejrzanym mężczyźnie, o blondynce i o oldsie rocznik 1955 lub 1956. Wszystkie służby posiadające jakiekolwiek informacje miały kontaktować się z wydziałem zabójstw Biura Szeryfa albo z Wydziałem Policji El Monte.
Funkcjonariusz policji autostradowej zgłosił się o 22.10. Dyżurny Wydziału Policji El Monte zapisał informację.
Funkcjonariusz znał „ciemnego niby-Latynosa” posiadającego oldsa w dwóch odcieniach. Gość kręcił się w okolicy Five Points. Jego wóz miał tablice rejestracyjne fotografa prasowego i antenę radiową. Latynos był opryskliwy i lubił podsłuchiwać policję przez radio. Funkcjonariusz powiedział, że zdobędzie jego numer rejestracyjny i jeszcze się odezwie.
Dalekopis szybko się nagrzewał. Zwłoki białych kobiet zawsze wywoływały poruszenie.
Czwartek rano.
Vickers i Godfrey zakończyli przeczesywanie knajp i skontaktowali się z ostatnią z listy osób do obdzwonienia. Miejsca pobytu ofiary w sobotnią noc były już mniej więcej znane.
Hallinen i Lawton wysłali pilne zapytanie do kalifornijskiego Wydziału Komunikacji. Poprosili o dane wszystkich samochodów marki Oldsmobile z lat 1955 i 1956 zarejestrowanych w dolinie San Gabriel. Pilne zgłoszenie poszło też do Archiwum Biura Szeryfa.
Śledczy poprosili o zdjęcia i dane z kartotek sprawców przestępstw seksualnych przypominających tamtego ciemnego mężczyznę. Ich podejrzany był prawdopodobnie biały, ale mógł też być Latynosem. Dodali opis pojazdu podejrzanego i samego przestępstwa: pobicie, uduszenie, prawdopodobnie gwałt. Ofiarą była biała czterdziestotrzylatka znana z częstych wizyt w koktajlbarach.
Lavonne Chambers i Margie Trawick zostały zawiezione do Gmachu Sprawiedliwości. Jeden z zastępców szeryfa pomógł im stworzyć portrety pamięciowe podejrzanego.
Tworzenie portretów pamięciowych było nową techniką. Świadkowie wybierali poszczególne elementy twarzy wydrukowane na kartonowych paskach i sięgając do pamięci, układali za ich pomocą twarze. Do wyboru były dziesiątki bród, nosów, ust i włosów. Wprawni technicy pomagali świadkom poskładać je w całość.
Zastępca szeryfa pracował z każdą z kobiet z osobna. Owocem ich poczynań były dwie podobne, lecz wyraźnie się różniące twarze.
Mężczyzna Lavonne wyglądał jak przeciętny facet o pociągłej twarzy. Mężczyzna Margie wyglądał podle.
Sprowadzono plastyka. Usiadł z obiema kobietami i na podstawie ich informacji sporządził dwa portrety. W trzecim podejściu połączył cechy z dwóch poprzednich wersji. Lavonne i Margie orzekły zgodnie: to człowiek, którego widziałyśmy.
Plastyk powielił portret i dał odbitki Hallinenowi i Lawtonowi. Ci przekazali je do Biura Informacji, aby zostały zamieszczone w prasie wraz z artykułem na temat zabójstwa Jean Ellroy.
Ktoś z ludzi szeryfa odwiózł Lavonne i Margie do domu. Hallinen i Lawton umówili się na rozmowy ze współpracownikami ofiary i przygotowali się do ponownego przeszukania jej domu.
Sprawa była prowadzona od czterech dni.
Czwartek po południu.
Jim Bruton zadzwonił do swojego człowieka w Kuratorium Oświaty El Monte. Ten podał mu domowy numer telefonu Petera Tubiola.
Bruton zadzwonił do Tubiola i poprosił go, żeby przyszedł na posterunek w celu udzielenia odpowiedzi na kilka pytań. Tematem ich rozmowy miało być morderstwo Jean Ellroy.
Tubiolo zgodził się przyjść tego samego popołudnia. Podkreślił, że prawie nie znał tej kobiety. Bruton powiedział mu, że to rutynowe działanie, i zapewnił, że treść rozmowy pozostanie poufna.
Ustalono godzinę. Bruton zadzwonił do Hallinena i Lawtona i kazał im ruszać w drogę. Powiedzieli, że przywiozą Margie Trawick, żeby przyjrzała się mężczyźnie.
Peter Tubiolo był punktualny. Bruton, Hallinen i Lawton rozmawiali z nim w pokoju przesłuchań z lustrem fenickim. Tubiolo był krępy i miał okrągłą twarz. W ogóle nie przypominał tamtego śniadego mężczyzny, ani sylwetką, ani zachowaniem, ani żadną cechą wyglądu. Był wicedyrektorem Szkoły Podstawowej im. Anne LeGore. Syn ofiary właśnie ukończył tam piątą klasę. Był dzieckiem wystraszonym i dość nieprzewidywalnym.
Tubiolo oświadczył, że widział się z Jean Ellroy tylko przy jednej okazji. Przyszła do szkoły, żeby porozmawiać o problemach z nauką jej syna i jego braku umiejętności nawiązywania poprawnych kontaktów z innymi dziećmi. Nie „spotykał się” ani nie był w „towarzyskich relacjach” z panią Ellroy. Takie postępowanie stało w sprzeczności z zasadami kuratorium oświaty.
Policjanci oznajmili mu, że dzieciak mówił co innego. Tubiolo trzymał się swojej wersji. O prywatnym życiu Ellroyów wiedział tylko tyle, że rodzice są rozwiedzeni, a chłopcu nie wolno spotykać się z ojcem poza weekendami. Pani Ellroy była atrakcyjną kobietą, ale nie łączyło ich nic osobistego.
Margie Trawick obserwowała Tubiola. Przez lustro fenickie dobrze mu się przyjrzała.
Powiedziała policjantom, że to nie ten facet. Wypuścili Tubiola z przeprosinami.
W czwartek późnym wieczorem Ward Hallinen dostał cynk. Wydział Policji West Coviny miał podejrzanego – miejscowego frajera o nazwisku Steve Anthony Carbone.
Hallinen kazał się nim zająć Frankowi Godfreyowi. Godfrey sprawdził kartotekę Carbonego i wrócił podekscytowany.
Carbone był białym Amerykaninem o włoskich korzeniach. Urodził się 19.02.1915. Miał sto siedemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu i ważył siedemdziesiąt kilo, miał brązowe oczy, proste, czarne włosy i wysokie czoło. Był właścicielem dwudrzwiowego oldsa sedana, rocznik 1955, w kolorach białym i zielonym, o numerze rejestracyjnym MMT 879. Pochodził z Detroit w Michigan. Trzykrotnie zatrzymany za obnażanie się w miejscu publicznym: w październiku 1941, w listopadzie 1941 i w sierpniu 1953. Przeniósł się do West Coviny w 1957. Dorobił się od tej pory niezłej kartoteki: trzy zatrzymania za jazdę po pijanemu i dwa oskarżenia o napad z bronią w ręku. Jego ostatnia akcja z bronią była wybitna: wyciągnął karabinek kaliber 30.30 na policjanta.
Carbone był agresywny i miał paskudne usposobienie. Carbonego znano jako człowieka nienawidzącego policji i przestępcę na tle seksualnym.
Hallinen i Lawton przypuścili na niego atak.
Polecili policji z West Coviny go zatrzymać. Jego oldsmobile został przejęty – obfotografowano go i postawiono na parkingu Wydziału Policji. Technik Szeryfa zdjął z niego odciski palców i sprawdził go na obecność śladów krwi, a potem za pomocą odkurzacza zebrał włókna, by poszukać podobnych do tamtych białych, które znaleziono u ofiary.
Technik niczego nie znalazł.
Hallinen i Lawton przycisnęli Carbonego. Zdał im mętną relację ze swoich poczynań w sobotnią noc. Jim Bruton sprowadził Margie Trawick i Lavonne Chambers na okazanie.
Obie stwierdziły, że to nie jest mężczyzna, którego widziały z rudą.
Hallinen i Lawton pracowali przez cały weekend.
Rozmawiali z kolegami z pracy ofiary, lecz nie udało im się natrafić na żaden trop. Jeszcze raz przeszukali dom ofiary. Spędzili wiele godzin w Pustynnej Karczmie i rozmawiali z dziesiątkami klientów. Nikt nie kojarzył blondynki ani ciemnego faceta.
Sekcja metropolitalna dostała cynk na temat niejakiego Roberta Johna Mellona – byłego pacjenta szpitala dla psychicznie chorych w Dakocie Północnej. Jeden z zastępców szeryfa sprawdził Mellona i uznał cynk za bezwartościowy.
Facet o nazwisku Archie G. Rogers zadzwonił z informacją na policję w El Monte.
Powiedział, że niejaki Bill Owen ma dziewczynę o imieniu Dorothy. Obydwoje mniej więcej pasowali do opisu ludzi z gazety – tych widzianych z zabitą pielęgniarką.
Owen był malarzem i mechanikiem. Mieszkał kiedyś z siostrą pana Rogersa. Dorothy bywała w barach Manger i Wee Nipee. W sobotnią noc 21 czerwca spała w samochodzie pana Rogersa.
Numer telefonu Dorothy to ED4-6881. Dorothy mówiła, że ma nową znajomą o imieniu Jean. Dorothy planowała w tamtą sobotnią noc przyprowadzić Jean do domu siostry pana Rogersa.
Cała rzecz wydała się panu Rogersowi wielce podejrzana.
Wydział Policji El Monte przekazał cynk do sekcji metropolitalnej Biura Szeryfa. Zajął się nim zastępca Howie Haussner – szwagier Jacka Lawtona.
Haussner zdobył adres siostry Rogersa i zidentyfikował właściciela numeru telefonu Dorothy jako Harolda T. Hotchkissa zamieszkałego w Azusie. Dołączył oba adresy do nazwisk „William Owen” i „Dorothy Hotchkiss” i przesłał je teleksem do Rejestru Karnego w Sacramento.
To, co dostał w odpowiedzi, nie przyniosło rozstrzygnięcia.
Kartoteka Dorothy Hotchkiss była czysta: brak karalności, brak toczących się postępowań, brak nakazów, brak zameldowania pod adresem w Azusie. „William Owen” przyszedł w sześciu wydaniach – sześciu różnych Owenów szczyciło się kryminalną przeszłością sięgającą 1939 roku. Żaden nie mieszkał w dolinie San Gabriel.
Papiery dotyczące Owena i Hotchkiss zostały umieszczone w teczce z przegródkami. Teczkę oznaczono jako Z-483-362.
Jean Ellroy pochowano we wtorek 1 lipca 1958.
Duchowny do wynajęcia odprawił protestanckie nabożeństwo. Ciało złożono w ziemi na cmentarzu Inglewood – daleko w południowo-zachodnim L.A.
Obecna była siostra Jean i szwagier. Zjawili się ludzie z Airteku. W pogrzebie uczestniczyli Armand Ellroy i kilkoro starych znajomych Jean.
Byli też Jack Lawton i Ward Hallinen.
Syn Jean wykręcił się jakoś i nie przyszedł. Spędził ten dzień, oglądając telewizję ze znajomymi swego taty.
Na nagrobku napisano: „Geneva Hilliker Ellroy. 1915–1958”.
Kwatera znajdowała się przy zachodniej granicy cmentarza. Dosłownie centymetry dzieliły ją od ruchliwej ulicy i płotu z drucianej siatki.