Pracowaliśmy dalej. Sondowaliśmy najgłębsze zakamarki pamięci śledczych. Notowaliśmy informacje. Dokopywaliśmy się do nazwisk.
Wykopywaliśmy imiona i nazwiska, i ksywki, i pełne dane, i pasujące i niepasujące opisy. Wydobywaliśmy nazwiska z akt. Wydobywaliśmy nazwiska od dawnych gliniarzy. Wydobywaliśmy nazwiska od podstarzałych knajpiarzy i sędziwych mieszkańców El Monte. Pracowaliśmy przez osiem miesięcy. Sialiśmy nazwiska i nazwiska zbieraliśmy. Nie udało nam się ułożyć ich w koncentryczne kręgi. Zmagaliśmy się z dużym obszarem i ogromem straconego czasu.
Nie ustawaliśmy.
Znaleźliśmy dawnego zastępcę szeryfa Billa Vickersa. Pamiętał tamte dwa śledztwa. Ówcześni śledczy uważali, że mają do czynienia z dwukrotnym zabójcą. Doszli do wniosku, że ten sam człowiek udusił pielęgniarkę i wielbicielkę wyścigów konnych. Zapytaliśmy go o nazwiska. Żadnych nie pamiętał.
Znaleźliśmy Ala Manganiella. Podał nam te same nazwiska co Roy Dunn i Jana Outlaw. Powiedział o dawnej kelnerce obsługującej samochody w Pico Rivera. Znaleźliśmy ją. Cierpiała na starcze otępienie. Nie pamiętała końca lat pięćdziesiątych.
Znaleźliśmy synów Jacka Lawtona. Powiedzieli, że poszukają notatników. Poszukali. Niczego nie znaleźli. Stwierdzili, że tata je wyrzucił.
Znaleźliśmy Vica Cavallera, emerytowanego kapitana Biura Szeryfa Los Angeles. Pamiętał miejsce znalezienia zwłok Jean Ellroy. Nie pamiętał śledztwa ani zabójstwa Bobbie Long. Powiedział, że pod koniec lat pięćdziesiątych przymknął jednego gliniarza. Gość był z WPLA. Gnał po Garvey, dwukrotnie przekraczając prędkość. Wiózł ze sobą kobietę. Pracowała U Stana jako kelnerka. Powiedziała, że gliniarz ją pobił. Odmówiła wniesienia skargi. Gliniarz był tłustym blondynem. Cavallero stwierdził, że był z niego pierwszorzędny kutas. Nie pamiętał nazwiska.
Znaleźliśmy Dave’a Wire’a, emerytowanego policjanta z El Monte. Zapytaliśmy go o nazwiska. Powiedział, że miał podejrzanego. Nazywał się Bert Beria. Facet już nie żył. Bert był policjantem z El Monte w rezerwie. Bert był pijakiem. Bert był świrem. Bert pobił swoją żonę i urządził rajd radiowozem po autostradzie San Berdoo. Bert wyglądał jak gość z portretów pamięciowych. Bert popijał w Pustynnej Karczmie. Bert zgwałciłby nawet akwariowego żółwia. Wire powiedział, że powinniśmy Berta sprawdzić. Wire powiedział, że powinniśmy porozmawiać z byłą żoną Keitha Tedrowa, Sherry. Sherry znała barowe życie El Monte.
Znaleźliśmy Sherry Tedrow. Podała nam trzy nazwiska. Sprawdziliśmy dwie barmanki z Pustynnej Karczmy i pewną grubą rybę o nazwisku Joe Candy. Joe wspierał finansowo Douga Schoenbergera. Joe pożyczył mu pieniądze na zakup Pustynnej Karczmy.
Dokonaliśmy kilku sprawdzeń komputerowych. Okazało się, że Joe Candy i Barmanka nr 1 nie żyją. Znaleźliśmy Barmankę nr 2. Pracowała w The Place – nie w Pustynnej Karczmie. Guzik wiedziała o El Monte z końca lat pięćdziesiątych.
Rozmawialiśmy z komendantem policji El Monte, Wayne’em Claytonem. Pokazał nam zdjęcie Berta Berii z 1960 roku. Nie przypominał Śniadego Mężczyzny. Był za stary i za łysy. Clayton powiedział, że polecił dwóm śledczym sprawdzić starego Berta. Przedstawił nas sierżantowi Tomowi Armstrongowi i agentowi Johnowi Ecklerowi. Opowiedzieliśmy o naszej sprawie i daliśmy im kserokopię Błękitnej Księgi. Sprawdzili akta na swoim posterunku. Myśleli, że może zdołają odszukać odrębną kartotekę Jean Ellroy założoną przez Wydział Policji El Monte.
Znaleźli numer akt. Okazało się, że zostały zniszczone dwadzieścia lat temu.
Armstrong i Eckler przesłuchali wdowę po Bercie Berii i jego brata. Nazwali Berta mizantropem i nędznym gnojkiem pod każdym względem. Nie sądzili, by zabił Jean Ellroy.
Znaleźliśmy córkę Margie Trawick. Pamiętała sprawę. Miała wtedy czternaście lat. Zapytaliśmy ją o nazwiska. Żadnych nie znała.
Znaleźliśmy zastępcę szeryfa, który był specem od komputerów. Na domowym sprzęcie miał spis ludności pięćdziesięciu stanów. Wrzuciliśmy Ruth Schienle. Otrzymaliśmy długą listę. Bill i ja zadzwoniliśmy do dziewiętnastu Ruth Schienle. Żadna nie okazała się naszą Ruth Schienle. Żadna nie znała naszej Ruth Schienle. Kobiety trudno było znaleźć. Wychodziły za mąż i się rozwodziły. Znikały za zasłoną zmienianych nazwisk.
Powróciliśmy do Błękitnej Księgi Jean Ellroy. Wydobyliśmy cztery nazwiska. Zapisaliśmy: „Tom Baker”, „Tom Downey” i „Salvador Quiroz Serena”. Wszyscy zostali uwolnieni od podejrzeń. Serena pracował w Airteku. Powiedział, że „mógł mieć” moją matkę.
Znaleźliśmy nazwisko „Grant Surface”. Poddał się badaniu wykrywaczem kłamstw 25 czerwca i 1 lipca 1959. Wyniki były „niejednoznaczne”. Coś się popieprzyło przez „trudności natury psychologicznej”. Wrzuciliśmy Bakera, Downeya, Serenę i Surface’a do spisu ludności pięćdziesięciu stanów oraz do komputerów Wydziału Komunikacji i Departamentu Sprawiedliwości. Dla nazwisk „Surface” i „Serena” nie pojawiło się nic. Dla nazwisk „Baker” i „Downey” pojawiły się długachne listy. Obdzwoniliśmy wszystkich Bakerów i Downeyów. Nie znaleźliśmy naszego Bakera ani Downeya.
Bill zadzwonił do Ricka Jacksona z wydziału zabójstw WPLA. Jackson przeszukał archiwum pod kątem gwałtów, uduszeń i śmiertelnych pobić kobiet, do których doszło mniej więcej w tym czasie, gdy zamordowano Jean Ellroy i Bobbie Long. Znalazł dwie sprawy prowadzone przez WPLA. Zostały rozwiązane, a sprawców osądzono i skazano.
Ofiara nr 1 nazywała się Edith Lucille O’Brien. Zginęła 18.02.1959. Miała czterdzieści trzy lata. Została śmiertelnie pobita i porzucona na wzgórzu w Tujundze. Jej spodnie leżały wywrócone na lewą stronę. Stanik był podciągnięty. Wyglądało to na robotę jakiegoś powalonego zboczeńca.
Edith O’Brien włóczyła się po barach w Burbank i w Glendale. Podrywała mężczyzn dla seksu. Ostatni raz była widziana w Bambusowej Chacie przy San Fernando Road. Wyszła z mężczyzną. Mężczyzna miał oldsa rocznik 1953. Mężczyzna wrócił do Bambusowej Chaty sam. Mężczyzna rozmawiał z innym mężczyzną. Powiedział, że Edith jest w jego samochodzie. Wywaliła spaghetti na przedni fotel. Mężczyźni zbliżyli głowy i zaczęli szeptać. Właściciel samochodu został w barze. Drugi mężczyzna wyszedł.
Koroner stwierdził, że zabójca mocno związał ręce ofiary w nadgarstkach. Prawdopodobnie rzucił się na nią z kluczem do kół. Policja z L.A. aresztowała niejakiego Waltera Edwarda Brileya. Został osądzony i skazany. Miał dwadzieścia jeden lat. Był wysoki i krępy. Dostał wyrok dożywocia. Został zwolniony warunkowo w 1978.
Niejaki Donald Kinman zgwałcił i udusił dwie kobiety. Ofiary nazywały się Ferne Wessel i Mary Louise Tardy. Zginęły 6.04.1958 i 22.11.1959. Ofiarę nr 1 Kinman poznał w barze. Wynajął pokój w hotelu i tam ją zabił. Ofiarę nr 2 poznał w barze. Zabił ją w przyczepie na osiedlu przyczep swego ojca. W obu miejscach zbrodni zostawił odciski palców. Sam zgłosił się na policję i przyznał do winy. Kinman był przysadzisty i miał kręcone włosy. Kinman miał na koncie dwa morderstwa. Kinman poszedł do więzienia na dwadzieścia jeden lat.
Kinman wzbudził moje zainteresowanie. Wydawał się rzeczywiście tylko dwukrotnym zabójcą. Był bardziej impulsywny niż Śniady Mężczyzna. Był chodzącą autodestrukcją. Bodziec do działania stanowił dla niego pewnie alkohol. Odpowiednia ilość wódy i odpowiednia kobieta spotkały się w jego życiu dwukrotnie. Powiedział: „Nie wiem, co mnie naszło, ale czułem, że po prostu muszę to zrobić”.
Dyskutowałem z Billem na temat Śniadego Mężczyzny w roli seryjnego zabójcy. Bill był za. Ja byłem przeciw. Odbijaliśmy tę piłeczkę w tę i z powrotem chyba z tysiąc razy. Bill stwierdził, że powinniśmy skontaktować się z psychologiem policyjnym.
Carlos Avila pracował dla Stanowego Departamentu Sprawiedliwości. Nauczał, w jaki sposób tworzyć profile psychologiczne. Wygłaszał prelekcje. Przez dziewięć lat pracował w wydziale zabójstw Szeryfa i dobrze znał teren, po którym się poruszaliśmy. Powinniśmy zamówić profil przestępcy dla spraw Ellroy i Long.
Bill zadzwonił do Carlosa Avili. Pożyczyliśmy mu nasze akta. Przestudiował je i wydał opinię.
SPRAWCA NIEZNANY;
GENEVA „JEAN” HILLIKER ELLROY ZNANA JAKO JEAN ELLROY; OFIARA;
DATA ZGONU: 22 CZERWCA 1958;
ELSPETH „BOBBIE” LONG; OFIARA;
DATA ZGONU: 23 STYCZNIA 1959;
BIURO SZERYFA HRABSTWA LOS ANGELES;
LOS ANGELES, KALIFORNIA;
WYDZIAŁ ZABÓJSTW (DZIAŁ ANALIZ KRYMINALNO-ŚLEDCZYCH).
Poniższa analiza kryminalno-śledcza została sporządzona przez psychologa kryminalno-śledczego Carlosa Avilę, prywatnego konsultanta, we współpracy z agentem specjalnym Sharon Pagaling z Biura Śledczego Kalifornijskiego Departamentu Sprawiedliwości. Analiza niniejsza powstała w wyniku dokładnego zapoznania się z materiałem dowodowym dostarczonym przez emerytowanego sierżanta Biura Szeryfa Los Angeles Williama Stonera i Jamesa Ellroya, syna ofiary Jean Ellroy. Wnioski wyciągnięte zostały na podstawie wiedzy i doświadczenia nabytych w trakcie prowadzonych wcześniej śledztw, wykształcenia i badania przeprowadzonego przez wspomnianych wcześniej analityków.
Opracowanie to nie powinno być traktowane jako substytut rzetelnie przeprowadzonego, właściwie zaplanowanego śledztwa i nie powinno być uznane za wiążące. Dostarczone informacje oparte są na badaniu, analizie i ocenie spraw podobnych do tych, których akta dostarczył emerytowany sierżant Stoner z Biura Szeryfa Hrabstwa Los Angeles.
Na potrzeby niniejszego opracowania zbadano dwa odrębne przestępstwa. Wnioski z analizy dostarczonych danych i dyskusji na temat przedstawionych spraw złożyły się na zapisaną w niniejszym opracowaniu charakterystykę typu osobowości, która mogła być odpowiedzialna za śmierć ofiar Ellroy i Long.
WIKTYMOLOGIA
Ważnym czynnikiem w procesie analizy jest zbadanie przeszłości i środowisk, z jakich wywodziły się ofiary. Ich predyspozycja do stania się ofiarą przestępstwa z użyciem przemocy została zbadana w odniesieniu do ich stylu życia, zachowania, przeszłości oraz nawyków towarzyskich/seksualnych. W szczególności oceniono stopień ryzyka, że staną się ofiarami przestępstwa z użyciem przemocy.
Ofiara Jean Ellroy była czterdziestotrzyletnią białą kobietą o rudych włosach mierzącą 168 cm i ważącą około sześćdziesięciu pięciu kilogramów. Była rozwiedziona i w 1958 sprowadziła się wraz z nieletnim synem do wynajętego zadbanego domu w El Monte w stanie Kalifornia. Od 1956 roku pracowała jako pielęgniarka zakładowa w Los Angeles. Jean Ellroy była z wyglądu atrakcyjna i lubiła odwiedzać pobliskie nocne kluby w weekendy, kiedy jej syn przebywał z ojcem. Właściciele domu wynajmowanego przez Ellroy opisali ją jako spokojną lokatorkę, która jak się zdawało, chętnie spędza czas z synem. Została przedstawiona jako osoba niewiele mówiąca o swym życiu osobistym i posiadająca niewielu przyjaciół. Po jej śmierci właściciele nieruchomości zeznali, że znaleźli butelki po alkoholu wśród krzewów w pobliżu domu ofiary i w pojemniku na śmieci.
Właściciele domu zajmowanego przez Ellroy zeznali, że widzieli ją, jak odjeżdża z miejsca zamieszkania około godz. 20.00 w sobotę 21 czerwca 1958. Świadkowie zeznali, że widzieli później Ellroy w towarzystwie mężczyzny o nieustalonej tożsamości w restauracji dla zmotoryzowanych około godz. 22.00, tańczącą w nocnym klubie około godz. 22.45, a na koniec ponownie w restauracji dla zmotoryzowanych około godz. 2.15 nad ranem. Jej ciało zostało znalezione przy pobliskim liceum dnia 22 czerwca 1958, około godz. 10.00. Okolica, w której widziano ofiarę po raz ostatni, opisana została jako charakteryzująca się „niskim wskaźnikiem przestępczości” i nie wiadomo, by doszło w niej wcześniej do uprowadzenia, napaści seksualnej czy innego tego rodzaju przestępstwa.
W przypadku Ellroy ryzyko stania się ofiarą przestępstwa z użyciem przemocy było podwyższone w związku z jej zwyczajem bywania w nocnych klubach, spotykania się z osobami, których dobrze nie znała, i spożywania napojów alkoholowych. W dniu jej śmierci ryzyko to wzrosło jeszcze bardziej przez okoliczności, w jakich się znalazła: kobieta w pojeździe sam na sam z mężczyzną.
Ofiara Bobbie Elspeth Long była pięćdziesięciodwuletnią białą kobietą o jasnych blond włosach mierzącą 160 cm i ważącą około sześćdziesięciu sześciu kilogramów. Była rozwiedziona i mieszkała sama w zadbanym dwupokojowym mieszkaniu w Los Angeles, które wynajmowała od czterech lat. Long była zatrudniona jako kelnerka w pobliskiej restauracji, gdzie pracowała na wieczornej zmianie. Różne osoby związane z Long twierdziły, że lubiła grać na wyścigach konnych i była zadłużona u bukmachera. Została opisana jako dyskretna w odniesieniu do swego życia osobistego i przeszłości. Long zazwyczaj podawała nieprawdziwy wiek, a po śmierci ustalono, że jest o osiem lat starsza, niż często twierdziła. Long rzekomo lubiła przebywać w towarzystwie różnych mężczyzn, lecz według zeznań świadków nie angażowała się raczej seksualnie, chyba że uważała, iż takie zaangażowanie opłaci się jej finansowo. Podczas przeszukania mieszkania Long po jej śmierci znaleziono ukryte butelki po alkoholu. Long została opisana jako osoba towarzyska i asertywna.
Ciało Long znaleziono około 2.30 w piątek 23.01.1959 w pobliżu bocznej drogi w mieście La Puente. Poprzedniego dnia Long pojechała na Tor Wyścigów Konnych Santa Anita, gdzie według zeznań świadków obstawiła wiele zakładów podczas różnych gonitw. Osoby znające Long uznały za wielce prawdopodobne to, że przystała na propozycję podwiezienia do domu złożoną przez obcego mężczyznę, którego spotkała na wyścigach, o ile tylko stwierdziła, że jest do przyjęcia.
Okolica, gdzie widziano Bobbie Long po raz ostatni, została opisana jako charakteryzująca się „niskim wskaźnikiem przestępczości” i nie wiadomo, by wcześniej doszło w niej do uprowadzenia, napaści seksualnej czy innego tego rodzaju przestępstwa.
W przypadku Long ryzyko stania się przez nią ofiarą przestępstwa z użyciem przemocy było podwyższone w związku z jej asertywnością, zamiłowaniem do hazardu i skłonnością do przyjmowania propozycji podwiezienia ze strony obcych mężczyzn.
Podsumowując, z uwagi na wspomniane powyżej okoliczności dotyczące obu przypadków jesteśmy zdania, że sprawca znał się w jakimś stopniu z ofiarami na gruncie towarzyskim i że przez pewien nieokreślony bliżej czas ofiary chętnie przebywały w jego towarzystwie.
RAPORT LEKARZA MEDYCYNY SĄDOWEJ
Raport Lekarza Medycyny Sądowej dostarczył opis odniesionych przez ofiary obrażeń, zaś przytaczanie tego opisu w niniejszym opracowaniu byłoby bezcelowe. Autorzy opracowania odniosą się jednak do kilku punktów, które należało wziąć pod uwagę podczas dokonywania ogólnej analizy obu przestępstw.
Za przyczynę zgonu Jean Ellroy patolog uznał uduszenie przez zadzierzgnięcie. Ofiara posiadała także głębokie rany szarpane głowy, niewielkie otarcie na górnej powiece prawego oka, zaś wymaz z pochwy wykazał obecność plemników. Odnotowano, że ofiara była w końcowej fazie menstruacji. Przeprowadzone testy toksykologiczne wykazały we krwi ofiary obecność alkoholu w stężeniu 0,8 promila.
Przyczyną śmierci Bobbie Long również było uduszenie przez zadzierzgnięcie. Jednakże u ofiary Long odnotowano też pęknięcie czaszki i stłuczenie mózgu oraz wyraźne rany szarpane powstałe na skutek uderzenia tępym narzędziem. Rany te miały nieco łukowaty kształt i lekko wklęsłe brzegi. Stwierdzono także złamanie odcinka szyjnego kręgosłupa na poziomie szóstej przestrzeni międzykręgowej.
Obie ofiary zostały uduszone nylonową pończochą. Oprócz tego ofiara Ellroy miała ciasno zawiązany wokół szyi sznurek „jak do bielizny”. Wymaz z pochwy ofiary Long także zawierał plemniki. Stężenie alkoholu w jej krwi wynosiło 0,0 promila.
ANALIZA MIEJSCA PRZESTĘPSTWA
Choć przy tworzeniu niniejszego opracowania nie podjęto prób dokładnego zrekonstruowania przebiegu wydarzeń, to zawarte w nim zostały pewne obserwacje dotyczące miejsc przestępstw i ich znaczenia w odniesieniu do sprawcy. Badane odrębnie, miejsca te nie dostarczają zbyt wiele materiału do analizy. Gdy jednak sprawdzi się to dokładniej, zachowanie sprawcy w miejscach obu przestępstw nabiera większego znaczenia.
Ofiara Ellroy ostatni raz była widziana żywa około 2.15–2.30 nad ranem 22.06.1958 w towarzystwie mężczyzny, z którym spędziła wcześniejszą część wieczoru.
Została znaleziona o godz. 10.00 tego samego dnia w porośniętej bluszczem uliczce prowadzącej do jednego z liceów miasta El Monte. Ofiara była ubrana, jednak brakowało majtek, a biustonosz był rozpięty i podciągnięty na szyję. Pończocha na lewej nodze była ściągnięta i zwinięta wokół kostki, druga zaś zaciśnięta na szyi wraz z kawałkiem sznurka. Płaszcz ofiary został ułożony na dolnej partii ciała.
Wydaje się, że ofiara dobrowolnie odbyła stosunek seksualny pomimo menstruacji. Podczas sekcji zwłok w pochwie ofiary znaleziono tampon.
Krótko po odbyciu stosunku sprawca uderzył ofiarę tępym narzędziem, do którego miał łatwy dostęp, po czym użył sznurka, a na koniec pończochy. W związku z zupełnym brakiem obrażeń sugerujących próby obrony, wydaje się mało prawdopodobne, by doszło wcześniej do jakiejkolwiek walki. Z zeznań świadków wynika, że ofiara najwyraźniej czuła się swobodnie w towarzystwie sprawcy i najprawdopodobniej ani przez chwilę nie postrzegała go jako zagrożenia dla swego życia.
Po opuszczeniu Drive-In U Stana sprawca przypuszczalnie udał się wprost na miejsce, gdzie znaleziono ofiarę. Znał to miejsce i wybrał je ze względu na jego odosobnienie, a także dlatego, że było znane jako „zaułek kochanków”, w związku z czym jego samochód nie powinien budzić podejrzeń.
Do stosunku doszło w samochodzie sprawcy, dlatego też majtki ofiary zostały w pojeździe, jako że ofiara nie miała już okazji założyć ich z powrotem. Okoliczności, które wywołały rozdrażnienie sprawcy, wystąpiły po tym, jak ofiara włożyła z powrotem tampon.
Po uduszeniu ofiary sprawca wyciągnął jej ciało z samochodu i porzucił w bluszczu. W trakcie tego działania zerwał się naszyjnik ofiary i perły rozsypały się po ulicy.
W odniesieniu do śmierci Bobbie Long, wobec braku świadków niemożliwe jest dokładne i szczegółowe odtworzenie zdarzeń, które doprowadziły do śmierci ofiary, w związku z czym nie została podjęta próba rekonstrukcji przebiegu przestępstwa. Istnieją jednak czynniki związane z miejscem przestępstwa, które sugerują pewne działania.
W torebce ofiary znaleziono bilet autobusowy w dwie strony, co potwierdza zeznania świadków, że 22.01.1959 ofiara wybierała się na Tor Wyścigów Konnych Santa Anita.
Zakładając, że ofiara udała się na wyścigi, należy przyjąć, że wtedy poznała sprawcę lub też znała go już wcześniej i przyjęła propozycję podwiezienia. Ponieważ ofiara często przyjmowała propozycje podwiezienia składane przez nieznajomych mężczyzn w przeszłości, najwyraźniej nie troszczyła się zbytnio o własne bezpieczeństwo.
Ofiara była skryta, gdy chodzi o życie osobiste, lecz z tego, co wiadomo, można wnioskować, że gotowa była przyjąć od mężczyzny wszystko, co ten miał do zaoferowania.
Wcześniej tego samego wieczoru ofiara najwyraźniej spożyła meksykańską kolację, co zostało odnotowane w protokole sekcji zwłok. Prawdopodobnie ofiara dobrowolnie odbyła stosunek seksualny ze sprawcą. Była kompletnie ubrana, nie licząc pończoch, a jej rzeczy pozostały w stanie nienaruszonym.
Ofiarę znaleziono leżącą na trawiastym poboczu drogi dojazdowej, sto sześćdziesiąt metrów od jednej z głównych arterii komunikacyjnych miasta La Puente. Leżała na plecach, a dolna partia ciała była okryta jej własnym płaszczem (podobnie jak w przypadku Ellroy). Wydaje się, że ona także została porzucona na ziemi już po tym, jak nastąpił zgon.
Do śmierci Long doszło w bardzo podobny sposób jak w przypadku Ellroy. Po dobrowolnym odbyciu stosunku seksualnego, do którego również mogło dojść w samochodzie sprawcy, ofiara została niespodziewanie uderzona tępym narzędziem, do którego sprawca miał łatwy dostęp. Po zadaniu ciosów sprawca użył pończochy, prawdopodobnie jednej z tych, które miała na sobie ofiara, owinął ją wokół szyi ofiary i ją udusił.
Sprawca wyciągnął następnie ciało z samochodu i porzucił je na trawiastym poboczu razem z torebką ofiary. Ponownie ostatnią czynnością sprawcy było ułożenie płaszcza na dolnej partii ciała, bardzo podobnie jak w przypadku Ellroy.
Odległość od miejsca znalezienia ofiary Ellroy do miejsca, gdzie znaleziono ofiarę Long, wynosi około siedmiu kilometrów. Ciało Ellroy zostało znalezione około dwóch i pół kilometra od miejsca, gdzie na krótko przed śmiercią jadła i tańczyła. Miejsce to znajdowało się niecałe półtora kilometra od miejsca, gdzie znaleziono ciało Long.
W obu przypadkach nie wydaje się prawdopodobne, by motywem działania sprawcy była kradzież. Uważamy, że w przypadku Ellroy sprawca zwyczajnie zapomniał zostawić torebkę ofiary przed odjazdem. Akt seksualny, ciosy zadane tępym narzędziem poprzedzające uduszenie własną pończochą ofiary oraz okrycie dolnej partii ciała wydają się składać na podpis sprawcy czy też jego wizytówkę.
CHARAKTERYSTYKA I CECHY OSOBOWOŚCI SPRAWCY
Według statystyk przestępstwa z użyciem przemocy dokonywane są w obrębie jednej rasy, tj. biali dopuszczają się przestępstw na białych, czarni na czarnych. W związku z tym, nie mając żadnych dowodów rzeczowych, które by temu przeczyły, możemy przyjąć, że sprawcą był biały mężczyzna.
W odniesieniu do wieku sprawcy wzięto pod uwagę kilka czynników mających związek z popełnionym przez niego przestępstwem. Wiek ofiary, opanowanie bądź brak opanowania, jakim wykazał się sprawca, ilość zadanego cierpienia, ślady, które po sobie pozostawił i których nie pozostawił, stosunek seksualny, jeśli do takowego doszło, wszystko to są istotne dane. Bazując na nich, możemy przypuszczać, że sprawca tych przestępstw dobiegał czterdziestu lat. Wiek, jednakże, jest jedną z cech najtrudniejszych do ustalenia, jako że wiek urodzeniowy często nie idzie w parze z wiekiem emocjonalnym. Ponieważ wiek sprawcy szacujemy na podstawie jego zachowania, które uwarunkowane jest bezpośrednio stopniem dojrzałości emocjonalnej i psychicznej, żaden podejrzany nie powinien być wykluczony wyłącznie ze względu na wiek.
Sprawca najprawdopodobniej jest w stanie tworzyć związki z kobietami. Przypuszczalnie jest kawalerem, gdyby jednak miał żonę, ich związek byłby burzliwy i być może naznaczony wybuchami, niewykluczone, że z użyciem przemocy. Sprawca mógł żyć w konkubinacie, przez cały czas jednak uprawiając seks z innymi kobietami.
Przypuszcza się, że jest to człowiek o przeciętnej bądź ponadprzeciętnej inteligencji, ukończył szkołę średnią i byłby w stanie ukończyć studia. Najprawdopodobniej pracuje, a historia jego zatrudnienia jest adekwatna do wykształcenia.
Z wielkim prawdopodobieństwem można stwierdzić, że sprawca dość dobrze zna miejsca, gdzie zostały znalezione ciała ofiar, i wie, iż można tam „względnie bezpiecznie” pozbyć się zwłok. Doświadczenie zdobyte w wyniku analizy podobnych przypadków mówi nam, że sprawcy tacy jak ten pozbywają się ciał w miejscach, z którymi są jakoś związani lub posiadają o nich pewną wiedzę. Dlatego też sprawca mieszkał, pracował bądź często odwiedzał okolice, gdzie znaleziono obie ofiary. Spotkany przypadkiem, byłby w stanie logicznie wytłumaczyć swoją tam obecność.
Sprawca dba o wygląd i ubranie i jest w dobrej kondycji fizycznej. Jako że miejsca popełnienia przestępstwa stanowią zazwyczaj odbicie osobowości i stylu życia sprawcy, przypuszczać należy, iż sprawca jest osobą schludną i zorganizowaną w kwestii wyglądu. Ma niewielu bliskich przyjaciół, za to licznych znajomych. Często ulega impulsom i domaga się natychmiastowego zaspokojenia. Jest raczej „samotnym wilkiem” niż samotnikiem.
Wśród znajomych sprawca uchodzi za pewnego siebie, ale nie „macho”. W relacjach z kobietami chce dominować i być panem sytuacji. Sprawca może próbować przedstawiać siebie jako osobę bierną. Stara się nie zdradzać ze swoim wybuchowym temperamentem czy wrodzoną agresją. Wybuchowość przeplata się w jego zachowaniu z obojętnością wobec innych. Jego relacje z ludźmi nacechowane są agresywnością.
Sprawca pije alkohol i być może zażywa narkotyki, jednak nie w ilości, po której nie byłby świadom tego, co robi. Nic nie wskazuje na to, że był pod wpływem nadmiernej ilości alkoholu lub narkotyków w chwili popełniania przestępstw, choć jest możliwe, że skorzystał z którejś z substancji, by pozbyć się zahamowań.
Sprawca posiada prawdopodobnie dobrze utrzymany pojazd adekwatny do statusu materialnego mężczyzn, z którymi umawiały się wcześniej ofiary. Sprawca lubi jazdę samochodem i w poszukiwaniu rozrywki chętnie wybiera się poza najbliższą okolicę, w której mieszka.
Nie wydaje się, by sprawca posiadał szczególnie bogatą przeszłość kryminalną. Mógł jednak być aresztowany za awantury domowe bądź napaść.
Wydaje się, że preferowanym przez sprawcę rodzajem broni jest to, co ma pod ręką: pozostawiające półokrągłe rany narzędzie trzymane zapewne w samochodzie, kawałek sznurka, pończochy ofiar. Owo domniemanie w połączeniu z faktem, że sprawca wielokrotnie uderzył ofiary w głowę, by zyskać panowanie nad sytuacją, świadczy o tym, że morderstwa prawdopodobnie nie były planowane na długo przed tym, jak zostały popełnione.
ZACHOWANIE PO DOKONANIU PRZESTĘPSTWA
Ze względu na czas, jaki upłynął od popełnienia obu przestępstw, zachowanie sprawcy po ich dokonaniu, które często bywa kluczowe dla sprawy, w tym przypadku będzie miało mniejsze znaczenie. Głównym celem tej części opracowania będzie odtworzenie prawdopodobnego zachowania mordercy po popełnieniu obu przestępstw.
Po dokonaniu przestępstw sprawca mógł udać się bezpośrednio do domu albo w inne bezpieczne miejsce. Prawdopodobnie zabrudził ubranie i samochód krwią z ran zadanych tępym narzędziem obu ofiarom i menstruacyjną krwią ofiary Ellroy.
Popełniwszy, jak sam sądził, morderstwo bez świadków, nie przejmował się nim ani nie stresował zbyt długo. Mógł udać złe samopoczucie, żeby odizolować się od innych, i mógł wziąć nazajutrz urlop na żądanie z powodu złego samopoczucia, jeśli miał tego dnia stawić się w pracy. Nie licząc tego chwilowego wycofania, rozkład zajęć sprawcy nie uległ znaczącej zmianie.
Prawdopodobnie unikał miejsc, w których był widziany z jedną bądź drugą ofiarą krótko przed ich śmiercią. Miejsca te to m.in. Pustynna Karczma, Drive-In U Stana i meksykańska restauracja, do której mógł pójść z ofiarą Long w wieczór poprzedzający jej zabójstwo.
Mógł przejawiać zainteresowanie medialnymi doniesieniami o morderstwach, jednak nie wtrącał się do śledztw policji. Jest mało prawdopodobne, by samodzielnie tworzył teorie odnośnie do tego, co się stało. Twierdził raczej, że wie o tych przestępstwach tylko tyle, ile dowiedział się od znajomych albo z mediów.
Gdy tylko śledztwa zaczęły tracić impet, sprawca zyskał pewność, że nie był widziany z żadną z kobiet i że nie jest podejrzany. Nie czuł się winny i nie odczuwał skruchy w związku z tym, co zrobił. Uznał obie kobiety za „odpady” i usprawiedliwił się przed sobą, że w jakimś sensie ofiary same były winne, że go do tego przywiodły. Troszczył się jedynie o siebie i to, jak przestępstwa te mogą wpłynąć na jego życie. W chwili obecnej prawdopodobnie nie pamięta większości szczegółów owych zdarzeń.
O ile sprawca nie został aresztowany i na dłużej pozbawiony wolności, należy się spodziewać, że zabijał dalej, jeśli nie w Kalifornii, to w innych stanach.
Carlos Avila
Psycholog kryminalno-śledczy/konsultant
Avila uważał, że mamy do czynienia z seryjnym zabójcą. Uważał, że moja matka dobrowolnie pieprzyła się ze Śniadym Mężczyzną. Troszeczkę kluczył:
„Wydaje się, że ofiara dobrowolnie odbyła stosunek seksualny”.
„Okoliczności, które wywołały rozdrażnienie sprawcy, wystąpiły po tym, jak ofiara włożyła z powrotem tampon”.
Rozmawiałem z Billem na temat profilu w ogóle i na temat aspektu „dobrowolny seks kontra gwałt” w szczególności. Zgadzaliśmy się z podejściem Avili do psychiki mordercy. Bill zgadzał się z jego tezą o seryjnym zabójcy. Ja się jej przeciwstawiałem. Uznałem jej słuszność tylko w jednym punkcie. Moja matka mogła być pierwszą ofiarą z serii. Carlos Avila był uznanym ekspertem z dziedziny kryminologii. Ja nie. Nie ufałem jego wnioskom, ponieważ bazowały na wiedzy zgromadzonej podczas pracy przy wielu podobnych przypadkach i na wspólnych dla nich patologicznych fundamentach. Nie ufałem logicznym ograniczeniom i zamkniętej w kapsułce wiedzy, które przywiodły go do takich wniosków. Podważały one moją teorię mordu: przestępcza pasja zrodzona z długo tłumionych lęków przebija się na moment do świadomości za sprawą unikalnej alchemii, jaka zaistniała pomiędzy zabójcą a ofiarą. Dwa nieświadome byty łączą się ze sobą i krzeszą iskrę objawienia. Zabójca już wie. Zabójca przystępuje do działania: „Czułem, że po prostu muszę to zrobić”. Ofiara sama karmi zabójcę tą wiedzą. Ofiara daje sygnały, jakby była sekssemaforem. Popatrz na ten odrapany lakier na paznokciach. Popatrz, jak ohydny jest seks dwie sekundy po tym, jak dojdziesz. Sekssemafor wysyła tylko mizoginistyczne treści. Wszyscy mężczyźni nienawidzą wszystkich kobiet z odwiecznie tych samych powodów, o których opowiadają dowcipy i z których śmieją się co dzień. Już wiesz. Wiesz, że pół świata zaakceptuje to, co zaraz zrobisz. Popatrz na te worki pod oczami rudej. Popatrz na jej rozstępy. Znowu wkłada sobie tampon. Rozmazuje krew po tapicerce na siedzeniach…
To ją zabił tamtej nocy. Nie mógł zabić żadnej innej kobiety. On nie szukał tamtego wieczoru kobiety, żeby ją zabić. Ona nie wykrzesałaby tej iskry objawienia u żadnego innego mężczyzny. Ich alchemia była wiążąca i przeznaczona dla nich dwojga na wyłączność.
Bill uważał, że to był gwałt. Ja uważałem, że to był gwałt. Bill powiedział, że musimy mieć otwarte głowy. Na chwilę uwierzyłem w teorię o seryjnym zabójcy. Spytałem Billa, czy moglibyśmy sprawdzić archiwa w całym stanie albo i w całym kraju w poszukiwaniu spraw zabójstw przez uduszenie w czasach, które nas interesują. Bill odrzekł, że większość danych nie została skomputeryzowana. Wiele sporządzonych ręcznie akt już zniszczono. Nie istniały systemowe narzędzia, które pozwoliłyby nam dotrzeć do tych informacji. Wielki komputer FBI nie gromadził aż tak starych danych. Naszą największą szansą był rozgłos. Artykuł w „L.A. Weekly” miał wyjść w połowie lutego. Day One szło na antenę w kwietniu. Możliwe, że jacyś starzy gliniarze przeczytają artykuł albo obejrzą program. Może do nas zadzwonią i powiedzą: „Prowadziłem kiedyś taką sprawę…”.
Odłożyliśmy profil na bok. Dorwaliśmy jeszcze kilka nazwisk.
Znaleźliśmy starego lekarza. Miał gabinet w pobliżu Pustynnej Karczmy. Podał nam nazwisko Harry’ego Bullarda. Harry był właścicielem Coconino. Doktor wspomniał też o braciach Pitkin. Byli właścicielami kilku stacji benzynowych w pobliżu Five Points.
Znaleźliśmy braci Pitkin. Nie podali nam żadnych nazwisk. Powiedzieli, że Harry Bullard nie żyje.
Chcieliśmy wywołać lawinę nazwisk. Byliśmy bez nazwisk i trwaliśmy w uporze, by zdobywać kolejne. Śledztwo trwało od trzech i pół miesiąca.
Na Gwiazdkę przyleciała do mnie Helen. Wigilię spędziliśmy z Billem i Ann Stonerami. Bill i ja rozprawialiśmy o sprawie przy choince. Miałem gdzieś świąteczne pogawędki. Helen znała sprawę na wylot. Przez ponad trzy miesiące rozmawialiśmy o niej co wieczór. To ona wysłała mnie w pościg za duchem rudej. Nie traktowała jej jak rywalki czy zagrożenia. Monitorowała to, jak ruda ewoluuje w moich myślach, i przedstawiała swoją teorię morderstwa równie rzeczowo jak ja i Bill. Helen dekonstruowała Genevę. Przestrzegała mnie, bym jej nie osądzał ani nie gloryfikował. Helen szydziła z żądz Genevy. Helen swatała Genevę z plugawymi politykami i wywoływała szczery śmiech. Bill Clinton porzucił dla Genevy Hillary i przegrał wybory w 1996. Hillary przeprowadziła się do El Monte i zaczęła się bzykać z Jimem Bossem Bennettem. Śniady Mężczyzna był grubą rybą ruchu Prawo do Życia. Blondynka urodziła dziecko będące owocem miłości jej i Newta Gingricha52.
Bill spędził tydzień ze swoją rodziną. Ja spędziłem tydzień z Helen. Na krótki czas zawiesiliśmy sprawę. Poczułem się jak na morderczym detoksie. Pogadałem z szefem wydziału zabójstw Szeryfa, a ten pozwolił mi podczepić się pod kilka wezwań.
Nosiłem przy sobie pager. Dostałem wiadomość i pojechałem w dwa miejsca zdarzeń. Trafiłem na dwa zabójstwa będące skutkiem wojny gangów. Widziałem krwawe plamy, dziury po kulach i zrozpaczone rodziny. Chciałem napisać o tym felieton. Chciałem zderzyć ten nowy mechanistyczny koszmar z moim dawnym koszmarem seksualnym. Nic mi się nie kleiło. Trafiłem na dwie ofiary płci męskiej. Patrzyłem na rozbryzganą tkankę mózgową i widziałem moją matkę na King’s Row. Patrzyłem na brata nieżyjącego gangstera i widziałem mego ojca, opanowanego i zadowolonego, na posterunku w El Monte. Dawny wydział zabójstw Szeryfa był tak naprawdę sekcją liczącą czternaście osób. Obecnie był to pełnoprawny wydział. W roku 1958 w hrabstwie Los Angeles odnotowano czterdzieści trzy morderstwa. W tym roku – pięćset. Wydział zabójstw Biura Szeryfa był elitarną jednostką. Jego funkcjonariusze nazywali siebie Buldogami. Ich pokój odpraw był jak pieprzony Buldog-kojec. Królowały w nim buldoże regalia. Pomieszczenie tonęło w biurowych gadżetach z logo Buldoga. Na ścianie naprzeciw wejścia wisiała wielka tablica. Byli na niej wypisani wszyscy śledczy, którzy kiedykolwiek tutaj pracowali.
Nowy Buldog-kojec był wielorasowy i obupłciowy. Tutejsi śledczy musieli mierzyć się z morderstwami z użyciem nowoczesnych technologii, z odpowiedzialnością przed opinią publiczną, z polaryzacją rasową i przeludnieniem, i coraz bardziej niebezpiecznym obszarem jurysdykcji. W starym Buldog-kojcu przebywali biali mężczyźni trzymający butelki w biurkach. Przewaga była po ich stronie. Mierzyli się z morderstwami z użyciem starodawnych metod w wielowarstwowej i posegregowanej społeczności. Wszyscy ich szanowali albo się ich bali. Bezkarnie mogli stosować środki przymusu. Mogli funkcjonować w dwóch światach bez obaw, że owe dwa światy się spotkają. Pracowali nad morderstwami w Czarnuchowie albo pełnym tacożerców El Monte, po czym wracali do domów w bezpiecznym świecie, gdzie ukrywali rodziny. Byli ludźmi bystrymi, upartymi i uległymi wobec cielesnych pokus czyhających na nich na służbie. Byli ludźmi bystrymi. Nie byli jasnowidzącymi myślicielami ani dystopijnymi futurystami. Nie potrafili przewidzieć, że któregoś dnia świat służby pożre ich bezpieczny świat prywatny. W 1958 roku Buldogów było czternastu. Dziś było ich stu czterdziestu. Ta dziesięciokrotnie większa liczba mówiła, że nic się nie ukryje. Ta dziesięciokrotnie większa liczba sprawiła, że spojrzałem na mój stary koszmar z nowej perspektywy. Dotarło do mnie, że mój stary koszmar wciąż ma moc. Mój stary koszmar żyje we wspomnieniach sprzed ery nowoczesnych technologii. Blondynka opowiedziała ludziom. Barowe opowieści nadal krążyły. Wspomnienia oznaczały nazwiska.
Święta minęły. Helen wróciła do domu. Bill i ja wróciliśmy do pracy.
Komendant Clayton podał nam kilka nazwisk. Dyrektor Muzeum Miasta El Monte podał nam kilka nazwisk. Sprawdziliśmy je. Zaprowadziły nas donikąd. Poszliśmy do dwóch barów w El Monte, które działały ciągle od 1958 roku. Wtedy były to speluny białych wieśniaków. Teraz – speluny Latynosów. Z dziesięć razy zmieniały właścicieli. Próbowaliśmy namierzyć wszystkich od 1958 roku. Napotkaliśmy luki. Napotkaliśmy brak nazwisk.
Uganialiśmy się za nazwiskami po całej dolinie San Gabriel. Ludzie sprowadzali się tutaj i rzadko się wyprowadzali. Czasem przenosili się do zadupiastych miasteczek, takich jak Colton czy Fontana. Bill zawsze kazał mi prowadzić. Ciągła jazda autostradą zmusiła go do emerytury. Ja zmusiłem go do porzucenia emerytury. To oznaczało, że musiałem robić za szofera. To oznaczało, że musiałem znosić żarty z powodu moich kiepskich umiejętności za kółkiem.
Jeździliśmy. Rozmawialiśmy. Rozwijaliśmy się: wychodząc od naszej sprawy, objęliśmy zainteresowaniem cały świat zbrodni. Jeździliśmy po autostradach i zwykłych drogach. Bill pokazywał miejsca, gdzie znajdowano ciała, i opowiadał o swoich dawnych śledztwach. Ja opowiadałem o moich żałosnych przestępczych dokonaniach. Bill ze swadą opowiadał o latach spędzonych na patrolowaniu ulic. Obaj otaczaliśmy kultem obfitość testosteronu. Obaj pławiliśmy się w opowieściach o przejawach męskości. Obaj wiedzieliśmy, co za tym stoi. Obaj wiedzieliśmy, że to zabiło moją matkę. Bill widział śmierć mojej matki w najszerszym możliwym kontekście. Uwielbiałem go za to.
Przez cały styczeń lało jak skurwysyn. Przeczekiwaliśmy godziny komunikacyjnego szczytu i zalania autostrad. Wpadaliśmy do Pacific Dining Car i jedliśmy obiady w postaci wielkich steków. Rozmawialiśmy. Zacząłem zauważać, jak bardzo obaj nie znosimy gnuśności i nieładu. Żyłem w tym przez bite dwadzieścia lat. Bill żył w tym, zanim został gliniarzem. Gnuśność i nieład mogły być zmysłowe i pociągające. Obaj o tym wiedzieliśmy. Obaj rozumieliśmy ten haj. Sprowadzał się znów do testosteronu. Musiałeś sprawować kontrolę. Musiałeś trwać przy swoim. Coś się pieprzyło i zmuszało cię do kapitulacji, do poddania. Tania przyjemność stanowiła cholerną pokusę. Wóda, prochy i przypadkowy seks ofiarowały tańszą wersję władzy, której miałeś się zrzec. Niszczyły twoją wolę porządnego życia. Krzesały iskrę zbrodni. Zrywały społeczne kontrakty. Nauczyła mnie tego dynamika straconego czasu / czasu odnalezionego. Eksperci winą za zbrodnię obarczali biedę i rasizm. Mieli rację. Postrzegałem zbrodnię jako towarzyszącą nam moralną zarazę wyrastającą z czystej empatii. Zbrodnia była źle skierowaną męskością. Zbrodnia była potężną tęsknotą za kapitulacją w ekstazie. Zbrodnia była romantycznym pragnieniem, które zeszło na złą drogę. Zbrodnia była gnuśnością i nieładem, niedbalstwem jednostki, które przybrało rozmiar epidemii. Wolna wola istniała. Ludzie byli lepsi od szczurów laboratoryjnych reagujących na bodźce. Świat był popieprzonym miejscem. Wszyscy za to odpowiadaliśmy, choćby nie wiem co.
Wiedziałem o tym ja. Wiedział Bill. Łagodził nieco tę swoją wiedzę wyrozumiałością większą niż moja. Osądzałem siebie surowo i przenosiłem ową surowość sądów na innych. Bill bardziej ode mnie wierzył w łagodność. Chciał, żebym z większą łagodnością potraktował własną matkę.
Uważał, że traktuję ją zbyt ostro. Lubił moją szczerość cechującą relacje między partnerami, ale nie lubił mojego braku synowskiej sentymentalności. Powiedziałem, że staram się ograniczać jej obecność. Prowadziłem z nią dialog. Głównie wewnętrzny. Na zewnątrz byłem wobec niej krytyczny i niby-obiektywny. W głębi mojej duszy robiła, co chciała. Drażniła mnie i uwodziła. Publicznie zakładałem biały kitel i mówiłem o niej jak klinicysta. Wygłaszałem śmiałe uwagi, by sprowokować śmiałe reakcje. Trwaliśmy w dwuznacznym związku. Byliśmy jak potajemni kochankowie żyjący w dwóch różnych światach.
Wiedziałem, że Bill się w niej zakochuje. Nie było to wielkie uczucie jak to, które żywił do Phyllis „Bunny” Krauch. Nie było fantazją o zmartwychwstaniu. Nie przypominało jego pragnienia, by ujrzeć Tracy Stewart i Karen Reilly przywrócone życiu, jakby do morderstwa w ogóle nie doszło. Zaczął tonąć w informacyjnych lukach rudej. Chciał rozwikłać zagadkę jej charakteru tak samo mocno, jak pragnął znaleźć jej zabójcę.
Jeździliśmy. Rozmawialiśmy. Uganialiśmy się za nazwiskami. Zapuszczaliśmy się na antropologiczne manowce. Zajrzeliśmy do komisu samochodowego po drugiej stronie ulicy od miejsca, gdzie stała Pustynna Karczma. Zapisaliśmy kilka nazwisk i prześledziliśmy historię własności od 1958 roku. Syn dawnego właściciela prowadził teraz salon Toyoty. Podał nam cztery nazwiska. Dwa zaprowadziły nas na cmentarz, a dwa do komisów samochodowych w Azusie i Covinie. Bill miał przeczucie, że Śniady Mężczyzna był sprzedawcą samochodów. Pracowaliśmy na bazie tego przeczucia przez bitych dziesięć dni. Rozmawialiśmy z całą zgrają dilerów. Wszyscy byli miejscowymi reliktami przeszłości.
Żaden nie pamiętał naszej sprawy. Żaden nie pamiętał rozhulanej Pustynnej Karczmy. Żaden nie spróbował nawet niczego U Stana. Nie wyglądali na uczciwie żyjących ludzi. Większość wyglądała na z gruntu zepsutych. Wszyscy zaprzeczyli, jakoby znali nieskrępowany moralnością pejzaż barowy El Monte.
Jeździliśmy. Rozmawialiśmy. Uganialiśmy się za nazwiskami. Rzadko zdarzało nam się zabłąkać poza dolinę San Gabriel. Poznałem wszystkie trasy autostradowe od Duarte po Rosemead, Covinę i Glendorę. Poznałem wszystkie drogi prowadzące do i z El Monte. Zawsze przejeżdżaliśmy przez El Monte. Prowadziła tamtędy najkrótsza droga do autostrady numer 10 na wschód i numer 605 na południe. El Monte znałem jak własną kieszeń. Pustynna Karczma stała się Valenzuelą. Żarcie było paskudne. Obsługa nijaka. Była to zwykła mordownia z muzyką mariachi. Częste wizyty zabiły dla mnie to miejsce. Straciło cały swój szokujący potencjał i urok. Nie istniało już po to, by służyć za przyzwoitkę podczas mentalnych randek z matką. Zostało jeszcze tylko jedno miejsce w El Monte, które przyciągało jak magnes. Było to King’s Row nocą.
Czasem nie miałem tam wstępu. Podjeżdżałem około północy i zastawałem zamkniętą bramę. King’s Row było drogą dojazdową do liceum. Nie istniało po to, by wciąż na nowo zaszczepiać we mnie koszmar.
Czasem brama była otwarta. Wjeżdżałem wtedy i parkowałem, gasząc światła. Siedziałem. Ogarniał mnie strach. Wyobrażałem sobie najgorsze koszmary roku 1995 i siedziałem bez ruchu, czekając na nie. Chciałem narazić się na fizyczne niebezpieczeństwo w jej imieniu. Chciałem poczuć, jak jej strach łączy się z moim i się przeobraża. Chciałem, by przerażenie, które mnie ogarnie, było tak wielkie, żebym mógł na nim wznieść się na wyższy stopień świadomości i zacząć postrzegać wszystko od nowa, bardziej wyraziście.
Mój strach zawsze wzrastał do pewnego poziomu, a potem malał. Nigdy nie zdołałem wprowadzić się w stan takiego przerażenia, które przeniosłoby mnie w przeszłość do tamtej nocy.
Wyszło „L.A. Weekly”. Artykuł o śledztwie Ellroya–Stonera został pięknie dopracowany. Opisywał sprawy Ellroy i Long z uwzględnieniem wszystkich ważnych szczegółów. Podkreślał rolę Blondynki. Pomijał fakt, że na szyi mojej matki zaciśnięte były dwie pętle. Według artykułu została uduszona samą pończochą. Owo pominięcie było bardzo ważne. Miało pomóc nam wyeliminować fałszywe wyznania i potwierdzić prawdziwe. Cała prawda została już opublikowana w „GQ” i w starych gazetach. Pominięcie w „L.A. Weekly” było naszym prowizorycznym probierzem.
Tłustą czcionką wydrukowano numer infolinii.
Zaczęły się telefony. Moja automatyczna sekretarka była podłączona przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Systematycznie odsłuchiwałem wiadomości, zapisując godzinę, o której nastąpiło połączenie. Bill powiedział, że na rachunkach za infolinię będą podane wszystkie numery, z których dzwoniono. Zapisując godziny, moglibyśmy dotrzeć do dzwoniących dzięki comiesięcznym rachunkom.
Pierwszego dnia zadzwoniły czterdzieści dwie osoby i od razu się rozłączyły. Zadzwoniło dwoje jasnowidzów, polecając swoje usługi. Zadzwonił jakiś facet i powiedział, że za symboliczną opłatę może urządzić seans i wywołać ducha mojej matki. Zadzwonił oszołom ze świata filmu i powiedział, że widzi w moim życiu materiał na wysokobudżetową fabułę. Zadzwoniła kobieta i powiedziała, że jej ojciec zabił moją matkę. Czworo ludzi zadzwoniło i powiedziało, że O.J. Simpson jest winny. Zadzwonił dawny znajomy i poprosił mnie o pożyczkę.
Następnego dnia zadzwoniło dwadzieścia dziewięć osób i od razu się rozłączyło. Zadzwoniło czworo jasnowidzów. Zadzwoniło dwoje ludzi i doniosło na O.J. Dziewięcioro zadzwoniło, żeby życzyć mi powodzenia. Zadzwoniła kobieta i powiedziała, że moje książki są sexy i powinniśmy się umówić. Zadzwonił mężczyzna i powiedział, że moje książki ociekają rasizmem i homofobią. Zadzwoniły trzy kobiety i powiedziały, że ich ojcowie mogli zabić moją matkę. Dwie z nich dodały, że ojcowie je molestowali.
Infolinia nie odpoczywała.
Kolejni ludzie dzwonili i się rozłączali, kolejni donosili na O.J. Kolejni jasnowidze polecali swe usługi i kolejne osoby życzyły mi powodzenia. Zadzwoniły dwie kobiety z syndromem wyparcia. Powiedziały, że ich ojcowie je krzywdzili. Powiedziały, że ich ojcowie mogli zabić moją matkę. Trzy razy zadzwoniła jedna kobieta. Powiedziała, że jej ojciec zabił moją matkę i Czarną Dalię.
Nie zadzwonił nikt, by powiedzieć, że znał Blondynkę. Nie zadzwonił nikt, by powiedzieć, że znał moją matkę. Nie zadzwonił żaden stary gliniarz, by powiedzieć: „Przyskrzyniłem kiedyś tego śniadego skurwysyna”.
Z każdym dniem telefonów było coraz mniej. Zredukowałem naszą listę numerów do oddzwonienia. Wykreśliłem wszystkich świrów, jasnowidzów i kobietę od Czarnej Dalii. Bill zadzwonił do pozostałych pań, które donosiły na ojców, i zadał im kilka rozwiewających wątpliwości pytań.
Odpowiedzi wykluczyły ich ojców. Ich ojcowie byli za młodzi. W 1958 ich ojcowie byli w więzieniu. Ich ojcowie nie wyglądali jak Śniady Mężczyzna.
Kobiety chciały się wygadać. Bill ich wysłuchał. Sześć opowiedziało tę samą historię. Ich ojcowie bili ich matki. Ich ojcowie je molestowali. Ich ojcowie przepuszczali pieniądze na czynsz. Ich ojcowie napastowali nieletnie dziewczyny. Ich ojcowie nie żyli albo byli zupełnie wyniszczeni przez alkohol.
Wszyscy ci ojcowie byli tacy sami. Wszystkie te kobiety też. Były w średnim wieku i przechodziły terapię. Opowiadały o sobie językiem terapii. Terapią żyły, o terapii mówiły i używały terapeutycznego żargonu, by wyrazić szczerą wiarę w to, że ich ojcowie naprawdę mogli zabić moją matkę. Bill te rozmowy nagrywał. Słuchałem ich. Wierzyłem w każde jedno oskarżenie o molestowanie. Te kobiety były zdradzane i wykorzystywane. Wiedziały, że ich ojcowie są z natury gwałcicielami i zabójcami. Uważały, że terapia obdarzyła je nadnaturalną przenikliwością. Były ofiarami. Postrzegały świat w kategoriach ofiara–drapieżnik. Postrzegały mnie jako ofiarę. Z ofiar i drapieżników chciały złożyć rodziny. Chciały zrobić ze mnie swego brata, a z mojej matki i ich ojców naszych wspólnych dysfunkcyjnych rodziców. Uważały, że traumatyczna siła, która ukształtowała ich przenikliwość, zastępuje zwykłą logikę. Nieistotne, że ich ojcowie nie wyglądali jak Śniady Mężczyzna. Śniady Mężczyzna mógł zostawić moją matkę przed Pustynną Karczmą. Ich ojcowie mogli porwać ją z parkingu. Ich żal był all-inclusive. Chciały mu nadać rozgłos. Pisały historię skrzywdzonych dzieci naszych czasów. Chciały, bym dołączył do niej swoją opowieść. Były żarliwymi głosicielkami swojej prawdy.
Poruszały mnie i przerażały. Odtwarzałem nagrania i starałem się odkryć źródło mego strachu. Te kobiety wydawały się triumfować. Z zadowoleniem i bardzo głęboko tkwiły w roli ofiar.
Telefony ustały. Zadzwonił do mnie producent Day One. Powiedział, że nie mogą podać numeru infolinii. Naruszyłoby to postanowienia Kodeksu Standardów i Dobrych Praktyk. Gospodarz programu powie kilka słów po reportażu. Poprosi, by osoby, które cokolwiek wiedzą, dzwoniły do wydziału zabójstw Szeryfa – bez podawania numeru.
Byłem wściekły. Bill był wściekły. Przez zapisy w kodeksie szlag trafił naszą szansę na dostęp do informacji z całego kraju. Wydział zabójstw to nie to samo co darmowa infolinia. Ludzie, którzy mają coś za uszami, mogliby zadzwonić pod 1-800. Ludzie, którzy mają coś za uszami, nie zadzwonią do glin. Ludzie biedni i skąpi mogliby zadzwonić pod 1-800. Ludzie biedni i skąpi nie wydadzą pieniędzy na rozmowę zamiejscową.
Bill spodziewał się pięciuset telefonów na infolinię. Spodziewał się, że do wydziału zabójstw zadzwoni najwyżej dziesięć osób.
Spędziłem tydzień sam na sam z aktami Jean Ellroy. Ze sto pięćdziesiąt razy przeczytałem wszystkie raporty i notatki z każdego skrawka papieru. Uderzył mnie jeden szczegół.
Airtek Dynamics należało do Pachmyer Group. Pachmyer i Packard-Bell brzmiało podobnie. Wydawało mi się, że w czerwcu 1958 moja matka pracowała w Packard-Bell. Błękitna Księga powiedziała mi, że nie. Mógł mi się przyśnić ten Packard-Bell czterdzieści lat temu. Mógł to być dysleksyjny psikus pamięci.
Porozmawiałem o tym z Billem. Powiedział, że powinniśmy skontaktować się z moimi krewnymi w Wisconsin. Może wuj Ed i ciotka Leoda jeszcze żyją. Mogliby sprostować ewentualną pomyłkę z Packard-Bell. Mogliby podać nazwiska. Mogli mieć księgę pamiątkową z pogrzebu mojej matki. Tam też mogły być nazwiska. Powiedziałem, że rozmawiałem z Wagnerami w 1978. Zadzwoniłem do Leody i przeprosiłem za to, jak ją kantowałem. Pokłóciliśmy się. Powiedziała, że moje kuzynki Jeannie i Janet wyszły za mąż, a ja czemu się nie ożeniłem? Traktowała mnie z góry. Stwierdziła, że praca caddy’ego nie wydaje się szczególnie ambitna.
Olałem wtedy Wagnerów. Olałem ich na zawsze. Powiedziałem Billowi, że nie chcę teraz się z nimi kontaktować. Powiedział: boisz się. Nie chcesz przywrócić do życia Lee Ellroya nawet na dwie sekundy. Powiedziałem: masz rację.
Uganialiśmy się za nazwiskami. Znaleźliśmy dziewięćdziesięcioletnią kobietę. Była dziarska i miała sprawny umysł. Znała El Monte. Podała nam kilka nazwisk. Zaprowadziły nas na cmentarz.
Spędziłem dwa tygodnie sam na sam z aktami Ellroy i Long. Zrobiłem spis wszystkich notatek, nie pomijając żadnego karteluszka. Spis liczył sześćdziesiąt jeden stron. Skserowałem go i dałem Billowi.
Znalazłem jeszcze jeden pomięty świstek, który obaj przeoczyliśmy. Była to notatka z działań w terenie. Rozpoznałem pismo Billa Vickersa. Vickers rozmawiał z kelnerką w restauracji Mama Mia. Widziała moją matkę w lokalu w sobotę wieczorem „około 20.00”. Była sama. Stała w drzwiach i rozglądała się, „jakby kogoś szukała”.
Przejrzałem mój spis. Znalazłem notatkę towarzyszącą. Wynikało z niej, że Vickers odwiedził kelnerkę z Mama Mia. Wspomniała o rudowłosej kobiecie. Vickers powiedział, że przyniesie zdjęcie ofiary. Notatka, którą teraz znalazłem, była uzupełnieniem tamtej. Kelnerka spojrzała na zdjęcie. Potwierdziła, że rudowłosa kobieta, którą widziała, to moja matka.
Był to ważny rekonstrukcyjny trop.
Moja matka „kogoś szukała”. Wraz z Billem skupiliśmy się na tym „kogoś”. Szukała Blondynki i/albo Śniadego Mężczyzny. Przynajmniej jedno z nich znała, zanim nastała tamta noc.
Ukazał się reportaż w Day One. Był dynamiczny i w stu procentach na temat. Twórca wcisnął naszą historię w dziesięć minut czasu antenowego. Znalazła się w nim Blondynka. Znalazły się portrety pamięciowe Śniadego Mężczyzny. Diane Sawyer poprosiła, by osoby, które są w posiadaniu jakichkolwiek informacji, dzwoniły do wydziału zabójstw Szeryfa.
Zadzwoniła kobieta od Czarnej Dalii. Zadzwoniły jeszcze cztery kobiety i powiedziały, że to ich ojcowie mogli zabić moją matkę. Jakiś mężczyzna zadzwonił i doniósł na swego ojca. Jakiś mężczyzna zadzwonił i doniósł na teścia. Oddzwoniliśmy do dzwoniących. Wszystkie informacje okazały się wierutną bzdurą.
Spędziłem kolejny tydzień z aktami Ellroy i Long. Nie udało mi się odszukać żadnych nowych powiązań. Bill porządkował swoje biurko w pracy. Wpadła mu w ręce koperta oznaczona jako „Z-483-362”.
Znajdowały się w niej:
Wizytówka z imieniem, nazwiskiem i adresem Johna Howella z Van Nuys w stanie Kalifornia.
Książeczka spłaty rat za samochód Jean Ellroy. Ostatniej wpłaty dokonała 5.06.1958. Jej rata miesięczna wynosiła 85,58 $.
Anulowany czek na 15 $. Czek nosił datę 15.04.1958. Jean Ellroy datowała go w swoje czterdzieste trzecie urodziny. Na odwrocie widniał podpis niejakiego Charlesa Bellavii.
Kartka z notatnika z klejącym jednym brzegiem i zapiskiem po jednej stronie. Zapisek brzmiał następująco: „Nikola Zaha. Chłopak Vic? Whittier”.
Przepuściliśmy nowe nazwiska przez komputery Wydziału Komunikacji i Departamentu Sprawiedliwości. Zaha nie istniał w żadnej z baz danych. Johna Howella i Charlesa Bellavię znaleźliśmy w Wydziale Komunikacji. Byli już starzy. Bellavia mieszkał w zachodnim L.A. Howell mieszkał w Van Nuys. Bellavia było dość rzadkim nazwiskiem. Doszliśmy do wniosku, że to ten człowiek. Wiedzieliśmy, że mamy też właściwego Johna Howella. Jego obecny adres różnił się paroma cyframi od tego z wizytówki.
Sprawdziliśmy nazwisko Zaha w spisie ludności. Znaleźliśmy dwie osoby w Whittier. Zaha było rzadkim nazwiskiem. Whittier sąsiadowało z doliną San Gabriel. Dwoje znalezionych Zahów to prawdopodobnie krewni naszego Zahy.
Przypomniałem sobie dawnego faceta mojej matki, Hanka Harta. Zdybałem ich kiedyś w łóżku. Hank Hart nie miał jednego kciuka. Przyłapałem matkę w łóżku z jeszcze jednym facetem. Nie wiedziałem, jak się nazywa. Nazwisko Nikola Zaha nic mi nie mówiło.
Nikola Zaha mógł być kluczowym świadkiem. Mógł wytłumaczyć nagłą przeprowadzkę matki do El Monte.
Pojechałem z Billem do Van Nuys. John Howell był w domu. Drzwi stały otworem. Zastaliśmy Howella z żoną w kuchni. Pielęgniarka szykowała im lunch.
Pan Howell był podłączony do respiratora. Pani Howell siedziała na wózku inwalidzkim. Byli starzy i krusi. Wyglądali, jakby niewiele życia im zostało.
Rozmawialiśmy z nimi delikatnie. Pielęgniarka nie zwracała na nas uwagi. Wyjaśniliśmy, z czym przyjechaliśmy, i poprosiliśmy, żeby wrócili myślami do przeszłości.
To pani Howell skojarzyła coś jako pierwsza. Powiedziała, że jej matka była moją nianią. Umarła piętnaście lat temu. Miała osiemdziesiąt osiem lat. Zawalczyłem o nazwisko kobiety i je zdobyłem.
Ethel Ings. Żona Toma Ingsa. Imigranci z Walii. Ethel uwielbiała moją matkę. W czerwcu 1958 Ethel i Tom byli w Europie. Moja matka odwiozła ich na statek „Queen Mary”. Ojciec zadzwonił do Ethel i powiedział o śmierci rudej. Ethel była zrozpaczona.
Pan Howell powiedział, że mnie pamięta. Na imię miałem Lee – nie James. Policjanci znaleźli jego wizytówkę w domu mojej matki. Przesłuchiwali go. Nie byli przyjemni.
Pielęgniarka pokazała na zegarek na ręce i podniosła dwa palce. Bill nachylił się do mnie. Rzekł: „Nazwiska”.
Dostrzegłem notes z adresami na kuchennym stole. Spytałem pana Howella, czy mogę go przejrzeć. Skinął głową. Przekartkowałem zeszyt. Rozpoznałem jedno nazwisko.
Eula Lee Lloyd. Nasza sąsiadka około roku 1954. Eula Lee była żoną niejakiego Harry’ego Lloyda. Mieszkała teraz w północnym Hollywood. Zapamiętałem adres i numer telefonu.
Pielęgniarka postukała w zegarek. Pani Howell drżała. Pan Howell miał zadyszkę. Pożegnaliśmy się. Pielęgniarka odprowadziła nas do wyjścia i z hukiem zamknęła drzwi.
Uświadomiłem sobie ułomność własnej pamięci. Nie pamiętałem Euli Lee Lloyd. Nie pamiętałem Ethel ani Toma Ingsów. Prowadziliśmy nasze śledztwo od dziewięciu miesięcy. Luki w mej pamięci mogły je utrudniać. Odzyskałem jedno wspomnienie. Razem z matką odwiozłem Ethel i Toma na statek. Był koniec maja albo początek czerwca. Wydawało mi się, że pamiętam tamten czas co do sekundy. Howellowie pokazali mi, że tak nie jest. Moja matka mogła mówić różne rzeczy. Moja matka mogła robić różne rzeczy. Mogła wspominać ludzi. Gliniarze przesłuchiwali mnie wtedy w kółko od nowa. Chcieli wychwycić najświeższe wspomnienia. Ja musiałem teraz wychwycić dawne wspomnienia. Musiałem podzielić się na dwóch. Czterdziestosiedmioletni mężczyzna musiał przesłuchać dziesięcioletniego chłopca. Wtedy ona żyła blisko mnie. Teraz znowu musiałem się do niej zbliżyć. Musiałem wywrzeć niezwykle silny nacisk na własny intelekt i uderzyć w naszą wspólną przeszłość. Musiałem umieścić matkę w fikcyjnych sytuacjach i spróbować dokopać się do prawdziwych wspomnień przez symbole. Musiałem odtworzyć swe kazirodcze fantazje i ubarwić je, odrzucając wstyd i zahamowania, które zawsze je ograniczały. Musiałem związać się ze swoją matką. Musiałem położyć się z nią w ciemności i…
Nie byłem jeszcze gotowy. Najpierw musiałem pokonać ogrom czasu. Musiałem odnaleźć Lloyda, Bellavię i Zahę i przekonać się, dokąd mnie zaprowadzą. Chciałem uderzyć w matkę pełnym ładunkiem pamięciowej amunicji. Zbliżał się proces Becketta. Bill miał spędzać całe dnie w sądzie u boku prokuratora. Chciałem zobaczyć proces. Chciałem spojrzeć na Tatkę Becketta i rzucić klątwę na jego nic niewartą duszę. Chciałem zobaczyć, jak Tracy Stewart bierze wielce spóźniony i zupełnie niesatysfakcjonujący odwet. Bill powiedział, że proces potrwa pewnie dwa tygodnie. Wyrok usłyszymy pod koniec lipca albo w sierpniu. W tym czasie mogłem żyć z matką.
Mieliśmy trzy gorące nazwiska. Poświęciliśmy im cały swój czas.
Zadzwoniliśmy do Euli Lee Lloyd, ale nikt nie odebrał. Zapukaliśmy do jej drzwi, ale nikt nie otworzył. Dzwoniliśmy do niej i pukaliśmy do jej drzwi przez trzy dni z rzędu, bez rezultatu. Porozmawialiśmy z właścicielką mieszkania, które wynajmowała. Powiedziała, że Eula Lee siedzi gdzieś uziemiona z chorą siostrą. Wyjaśniliśmy, z czym przychodzimy. Powiedziała, że prędzej czy później Eula Lee się odezwie. Powiedziała, że przekaże jej, iż chcieliśmy porozmawiać. Bill dał jej swój prywatny numer. Powiedziała, że będzie w kontakcie.
Zapukaliśmy do drzwi Charlesa Bellavii. Otworzyła żona. Powiedziała, że Charles poszedł do sklepu. Charles chorował na serce. Co dzień chodził na krótki spacer. Bill pokazał anulowany czek. Powiedział, że kobieta, która go wypisała, dwa miesiące później została zamordowana. Spytał, dlaczego Charles Bellavia podpisał czek. Pani Bellavia powiedziała, że to nie jest podpis Charlesa. Nie uwierzyłem jej. Bill też jej nie uwierzył.
Kazała nam odejść. Próbowaliśmy się przymilić. Na nic się to zdało. Bill dotknął mojego ramienia na znak: „dość już”.
Wycofaliśmy się. Bill powiedział, że przekaże czek Wydziałowi Policji El Monte. Tom Armstrong i John Eckler mogą przycisnąć staruszka Bellavię.
Zabraliśmy się za Nikolę Zahę.
Pojechaliśmy do Whittier i udaliśmy się pod pierwszy z adresów. W domu była tylko nastoletnia dziewczyna. Powiedziała, że Nikola to jej dziadek. Umarł dawno temu. Pod drugim nazwiskiem Zaha w okolicy kryła się była żona jej rozwiedzionego wuja.
Pojechaliśmy pod drugi adres i zapukaliśmy do drzwi. Nikt nie otworzył. Pojechaliśmy na posterunek w El Monte i zostawiliśmy czek Armstrongowi i Ecklerowi.
Wróciliśmy do hrabstwa Orange i pożegnaliśmy się. Pojechałem do sklepu z wyposażeniem wnętrz i kupiłem jeszcze jedną korkową tablicę. Powiesiłem ją na ścianie w sypialni.
Narysowałem oś czasu obejmującą sobotni wieczór i niedzielny poranek. Jej początek stanowiła godzina 20.00 przy Maple 756, a koniec 10.10 przy Liceum Arroyo. Godzina po godzinie umieszczałem matkę w różnych miejscach w okolicy Five Points. Stawiałem znaki zapytania tam, gdzie nie wiedziałem, co się z nią działo. Jej zgon zaznaczyłem o 3.15. Przypiąłem wykres do tablicy. Przy godzinie 3.20 przypiąłem sugestywne zdjęcie z miejsca zbrodni.
Wpatrywałem się w wykres przez dobre dwie godziny. Zadzwonił Bill. Powiedział, że rozmawiał z synem Nikoli Zahy i jego byłą synową. Powiedział, że Zaha zmarł w 1963 roku. Był ledwo po czterdziestce. Miał zawał. Dużo pił i uganiał się za kobietami. Był inżynierem. Pracował w kilku fabrykach w pobliżu śródmieścia L.A. Mógł pracować w Airtek Dynamics. Ani synowi, ani jego eksżonie nic nie mówiło nazwisko Jean Ellroy. Syn powiedział, że z taty był bardzo dyskretny pies na baby. Bill uzyskał dwa opisy Zahy. Wydawał się totalnym przeciwieństwem Śniadego Mężczyzny.
Bill życzył mi dobrej nocy. Rozłączyłem się i zapatrzyłem w wykres.
Odezwali się Armstrong i Eckler. Powiedzieli, że rozmawiali z Charlesem Bellavią. Stwierdził, że podpis na czeku nie należy do niego. Nie był przekonujący. Powiedział, że w 1958 prowadził firmę serwującą lunche z barów na kółkach. Jego auta obsługiwały fabryki w śródmieściu L.A. Armstrong miał pewną teorię. Wykombinował, że Jean Ellroy kupiła posiłek. Dała sprzedawcy czek i dostała dziesięć czy dwanaście dolarów gotówki. Bellavia powiedział, że nie znał Jean Ellroy. Był przekonujący. Kierowca baru na kółkach dał czek Bellavii. Ten podpisał go na odwrocie i zdeponował na rachunku firmowym.
Odezwała się właścicielka mieszkania Euli Lee Lloyd. Powiedziała, że rozmawiała z Eulą Lee. Eula Lee pamiętała Jean Ellroy i jej morderstwo. Orzekła, że nie ma nam nic do powiedzienia. Jej siostra jest chora. Musi się nią opiekować. Nie ma czasu na pogaduszki o dawnych zabójstwach.
Bill ugrzązł w przedprocesowych czynnościach z oskarżycielem Becketta. Ja zaszyłem się z aktami Jean Ellroy. Bezpłatna infolinia odzywała się od czasu do czasu. Dzwonili ludzie, żeby pogadać o O.J., i jasnowidze. W ciągu dwóch tygodni zadzwoniło czworo dziennikarzy. Chcieli opisać dochodzenie Ellroya–Stonera. Wszyscy obiecali zamieścić nasz bezpłatny numer. Umówiłem się na spotkania z reporterami z „L.A. Times”, „San Gabriel Valley Tribune”, z magazynu „Orange Coast” i z „La Opinión”.
Dostaliśmy ciekawy cynk. Jakaś kobieta po czasie przeczytała artykuł w „L.A. Weekly” i zadzwoniła. Nazywała się Peggy Forrest. Sprowadziła się do El Monte w 1956. Nie była jasnowidzem. Nie twierdziła, że jej ojciec zabił moją matkę. Mieszkała jakieś półtora kilometra od Bryant i Maple – wtedy i teraz.
Zostawiła intrygującą wiadomość. Bill zadzwonił do niej i umówił nas na spotkanie. Pojechaliśmy do jej domu. Mieszkała przy Embree Drive w bok od Peck Road. Było to na północ od mojego dawnego domu.
Peggy Forrest była smukła i dobiegała siedemdziesiątki. Posadziła nas na podwórzu za domem i opowiedziała swoją historię.
Znaleźli tę pielęgniarkę w niedzielę rano. Mówili o tym przez radio. Do jej drzwi zastukała Willie Stopplemoor. Chciała porozmawiać. „Willie” było zdrobnieniem od „Wilma”. Willie była żoną Erniego Stopplemoora. Mieli dwóch synów, Gailarda i Jerry’ego. Gailard chodził do Liceum Arroyo. Ernie i Wilma mieli między trzydzieści pięć a czterdzieści lat. Pochodzili z Iowa. Mieszkali przy Elrovii niedaleko Peck Road.
Willie była poruszona. Powiedziała, że policja szuka Clyde’a „Krótkiego” Greene’a. Znaleźli płaszcz Krótkiego na zwłokach pielęgniarki. Pielęgniarka sprzedawała Krótkiemu prochy.
Krótki Greene mieszkał po drugiej stronie ulicy od Peggy Forrest. Pracował w zakładach mechanicznych razem z Erniem Stopplemoorem. Krótki miał około stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu i był mocnej budowy. Miał włosy ścięte na jeża i około trzydziestu lat. Krótki był mężem Rity Greene. Pochodzili z Vermontu albo New Hampshire. Rita była blondynką. Czesała się w kucyk. Krótki i Rita włóczyli się po barach. Krótki był „legendą El Monte” i „dobrze znanym gagatkiem”. Krótki i Rita mieli syna o imieniu Garry i córkę o imieniu Candy. Dzieci chodziły do Szkoły Podstawowej Cherrylee. W 1958 miały sześć, siedem lat. Peggy widziała któregoś ranka, jak Krótki wymyka się chyłkiem z domu. Niósł kilka garniturów i sportowych marynarek. Nie wyglądało to normalnie. Willie Stopplemoor nie wspomniała już nigdy więcej o Krótkim ani o pielęgniarce. Peggy zapomniała o sprawie. Najciekawsze jednak było to, że:
Kilka tygodni po morderstwie Greene’owie wyjechali nie wiadomo dokąd. Wypisali dzieci ze szkoły. Zostawili dom i hipotekę. Nigdy do El Monte nie wrócili. To samo Stopplemoorowie. Wyjechali znienacka. Nikomu nie napomknęli, że zamierzają się przeprowadzić. Zwyczajnie spakowali się i zniknęli.
Poprosiłem Peggy, żeby opisała Erniego Stopplemoora. Powiedziała, że był wysoki i chudy. Willie Stopplemoor była krępa i miała nijaką twarz. Bill wspomniał o zakładzie mechanicznym. Peggy powiedziała, że nie pamięta jego nazwy. Znajdował się gdzieś w dolinie San Gabriel.
Zapytałem ją o nazwiska. Poprosiłem, żeby skojarzyła jakieś nazwiska z tym, co zaszło u Greene’ów. Przypomniała sobie, że jej ojciec coś jej wtedy powiedział. Powiedział, że Bill Young i Margaret McGaughey znali zamordowaną pielęgniarkę.
Bill raz jeszcze przeprowadził Peggy Forrest przez całą jej opowieść. Powtórzyła wszystko z taką samą skrupulatnością. Zapisałem wszystkie nazwiska, wiek każdej ze wspomnianych osób i opis wyglądu. Ustaliłem priorytety, zrobiłem listę i podkreśliłem cztery punkty:
Muzeum Miasta El Monte – sprawdzić książki telefoniczne z roku 1958.
Sprawdzić rok 1959 – upewnić się, czy Greene’owie i Stopplemoorowie rzeczywiście wyjechali z El Monte.
Sprawdzić szkolne archiwa – dzieci Greene’ów i Stopplemoorów.
Sprawdzić Greene’ów i Stopplemoorów w spisie ludności i spróbować ustalić miejsce ich pobytu.
To mogło być coś. Podobał mi się wybitnie lokalny aspekt tego tropu.
Pokazałem moją listę Billowi. Stwierdził, że jest dobra. Omówiliśmy wątek Greene’ów / Stopplemoorów. Stwierdziłem, że z tym płaszczem to bzdura. Policja znalazła na zwłokach mojej matki jej własny płaszcz. Bill stwierdził, że z prochami to też bzdura. Jean raczej nie miała dostępu do żadnych nadających się na handel narkotyków. Powiedziałem, że podoba mi się aspekt topograficzny tego tropu. Elrovia znajdowała się o jedną przecznicę od Maple. Zacząłem snuć teorię. Bill kazał mi przestać. Musieliśmy najpierw ustalić więcej faktów.
Pojechaliśmy do Muzeum Miasta El Monte. Sprawdziliśmy książki telefoniczne. Znaleźliśmy Clyde’a Greene’a przy Embree w książce z roku 1958. Jego żona zapisana była jako Lorraine, nie Rita. Sprawdziliśmy w książkach z lat 1959–1961. W spisie nie figurował żaden Clyde ani żadna Lorraine Greene. Stopplemoorów przy Elrovii znaleźliśmy we wszystkich czterech rocznikach.
Bill zadzwonił do Toma Armstronga. Zrelacjonował mu historię Peggy i podał nazwiska i przybliżony wiek czwórki dzieci Greene’ów i Stopplemoorów. Stopplemoorowie prawdopodobnie kręcili się w pobliżu El Monte. Greene’owie mogli prysnąć gdzieś dalej. Armstrong powiedział, że sprawdzi w odpowiednich archiwach. Spróbuje ustalić, czy Greene’owie i Stopplemoorowie zabrali dzieci ze szkół.
Bill zadzwonił do komendanta Claytona i do Dave’a Wire’a. Podał im nazwiska Erniego Stopplemoora i Clyde’a „Krótkiego” Greene’a, „legendy El Monte”. Żadnemu z nich nic one nie powiedziały. Clayton i Wire obiecali zadzwonić do paru starych gliniarzy i się odezwać.
Zadzwonili do paru starych gliniarzy. Odezwali się. Nikt nie przypominał sobie Erniego Stopplemoora ani Clyde’a „Krótkiego” Greene’a.
Przepuściliśmy Greene’ów, Stopplemoorów i ich dzieci przez komputery Wydziału Komunikacji i Departamentu Sprawiedliwości i przez ogólnokrajowy spis ludności. Wrzuciliśmy tam Ritę Greene i Loraine Greene. Otrzymaliśmy zaledwie kilka bezcennych pozycji. Obdzwoniliśmy wszystkich. Nikt nie zachowywał się podejrzanie. Nikt nie powiedział, że mieszkał kiedyś w El Monte. Żaden z Clyde’ów nie przyznał się do przydomka „Krótki”. Żaden Garry i żadna Candy nie przyznała się do tatusia o imieniu Clyde ani do mamusi o imieniu Lorraine bądź Rita.
Namierzyliśmy troje Stopplemoorów w Iowa. Byli krewnymi Erniego. Powiedzieli, że Ernie i Wilma nie żyją. Ich syn Jerry nie żyje. Ich syn Gailard mieszka w północnej Kalifornii.
Bill zdobył numer Gailarda i do niego zadzwonił. Gailard nie pamiętał rodziny Greene’ów ani zabójstwa Jean Ellroy, ani niczego poza podrasowanymi brykami i laskami z El Monte. Nie zachowywał się podejrzanie. Zachowywał się, jakby działał na zwolnionych obrotach.
Armstrong zdobył dane ze szkolnych archiwów. Okazało się, że Stopplemoorowie zostali w El Monte. Okazało się, że Greene’owie wypisali dzieci ze szkoły w październiku 1958. Krótki nie czmychnął w lipcu. Peggy Forrest coś pokręciła.
Usiłowaliśmy znaleźć Billa Younga i Margaret McGaughey. Nie udało nam się. Porzuciliśmy ten wątek.
Spotkaliśmy się z reporterką „L.A. Times”. Pokazaliśmy jej akta. Pokazaliśmy El Monte. Zabraliśmy ją do Valenzueli, do Liceum Arroyo i na Maple 756. Powiedziała, że ma zaległości. Może nie zdołać napisać artykułu wcześniej niż we wrześniu.
Bill pogrążył się znowu w przygotowaniach do procesu. Ja wróciłem do akt. Akta były drogą dojazdową do mojej matki. Wkrótce miałem zaszyć się z nią w odosobnieniu. Akta mnie na to przygotowywały. Chciałem, by podczas naszego spotkania wszystkie fakty i pogłoski zestrojone były z moją wyobraźnią. Akta czuć było starym papierem. Mogłem zamienić tę woń w zapach rozlanych perfum, seksu i mojej matki.
Zaszyłem się z aktami. W moim mieszkaniu nie było klimatyzacji i panował w nim letni upał. Wpatrywałem się w korkowe tablice. Jadłem zamawiane i dostarczane do domu posiłki. Co wieczór rozmawiałem przez telefon z Helen i Billem, z nikim więcej. Cały czas miałem włączoną automatyczną sekretarkę. Zgłosiło się mnóstwo jasnowidzów i spirytystów, którzy oferowali pomoc. Skasowałem wszystko. Wymyślałem szalone posunięcia i dzwoniłem z nimi do Billa. Stwierdziłem, że moglibyśmy zamieścić wielkie ogłoszenie w gazecie z prośbą o informacje na temat Blondynki i Śniadego Mężczyzny. Bill stwierdził, że to przyciągnęłoby tylko kolejnych maniaków, dziwaków i mistyków. Stwierdziłem, że moglibyśmy zaoferować za te informacje wysoką nagrodę. To ruszyłoby bywalców barów, którzy słyszeli opowieść Blondynki. Bill stwierdził, że ruszyłoby to wszystkich chciwych sukinsynów w całym hrabstwie Los Angeles. Stwierdziłem, że moglibyśmy przejrzeć wszystkie książki telefoniczne z 1958 roku. Moglibyśmy sprawdzić El Monte, Baldwin Park, Rosemead, Duarte, La Puente, Arcadię, Temple City i San Gabriel, wypisać wszystkie nazwiska o greckim, włoskim albo latynosko-białym brzmieniu, a potem przepuścić je przez komputery Wydziału Komunikacji i Departamentu Sprawiedliwości i wyjść od tego. Bill stwierdził, że to idiotyczny pomysł. Stracilibyśmy rok i nie wnieślibyśmy do sprawy niczego poza stertą śmieci i katastroficznym podenerwowaniem.
Powiedział, że mam czytać akta. Powiedział, że mam myśleć o matce. Powiedziałem, że to właśnie robię. Nie powiedziałem, że jakaś cząstka mnie próbuje uciec, tak jak uciekała ona. Nie powiedziałem, że moje szalone pomysły są ostatnią rozpaczliwą próbą uniknięcia spotkania z nią.
Nowe śledztwo w sprawie Jean Ellroy toczyło się od dziesięciu miesięcy.