O! ulico, ulico . . .
Miast, nad którymi Krzyż;
Szyby twoje skrzą się i świécą
Jak źrenice kota, łowiąc mysz.
Przechodniów tłum, ożałobionych czarno
(W barwie stoików *),
Ale wydąża każdy, że aż parno
Wśród omijan i krzyków.
Ruchy dwa i giesty – dwa tylko:
Fabrykantów, ścigających coś z rozpaczą,
I pokwitowanych z prac, przed chwilką,
Co tryumfem się raczą . . .
Konwulsje dwie i dwa obrazy:
Zakupionego z góry nieba
Lub fabrycznej ekstazy –
O, kęs chleba.
– Idzie Arab, z kapłańskim ruszeniem głowy,
Wsród chmurnego promieniejąc tłoku;
Biały – jak statua z kości słoniowej –
Pojrzę nań . . . wytchnę oku!
Idzie pogrzeb, w ulice spływa boczne
Nie-pogwałconym krokiem;
W ślad mu pójdę, giestem wypocznę,
Wypocznę – okiem! . . .
Lub – nie patrząc na niedobliźnionych bliźnich lica –
Utonę myślą wzwyż:
– Na lazurze balon się rozświeca,
W obłokach? . . . Krzyż!
* Czarny kolor odzieży przejęli chrześcijanie od stoików.