XCIX
FORTEPIAN SZOPENA

Do Antoniego C . . . . . . . . .

La musique est une chose étrange!

Byron

L’art? . . . c’est l’art – et puis, voilà tout.

Béranger

I
Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie
Niedocieczonego wątku –
Pełne – jak Mit,
Blade – jak świt . . .
– Gdy życia koniec szepce do początku:
„ Nie stargam Cię ja – nie! – Ja – u-wydatnię! . . .”

II
Byłem u Ciebie w dni te, przedostatnie,
Gdy podobniałeś – co chwila, co chwila –
Do upuszczonej przez Orfeja liry,
W której się rzutu-moc z pieśnią przesila,
I rozmawiają z sobą struny cztéry,
Trącając się,
Po dwie – po dwie –
I szemrząc z cicha:
„ Zacząlże on
Uderzać w ton? . . .

Czy taki Mistrz! . . . że gra . . . choć, odpycha?”

III
Byłem u Ciebie w te dni, Fryderyku!
Którego ręka, dla swojej białości
Alabastrowej – i wzięcia, i szyku,
I chwiejnych dotknięć jak strusiowe pióro –
Mięszała mi się z klawiaturą
Z słoniowej kości . . .
I byłeś jako owa postać, którą
Z marmurów łona,
Niźli je kuto,
Odejma dłuto
Geniuszu – wiecznego Pigmaliona!

IV
A w tym, coś grał – i co? zmówił ton – i co? powié,
Choć inaczej się echa ustroją,
Niż gdy błogosławiłeś sam ręką Swoją
Wszelkiemu akordowi –
A w tym, coś grał, taka była prostota
Doskonałości Peryklejskiej,
Jakby która starożytna Cnota
W dom modrzewiowy – wiejski – –
Wchodząc, rzekła do siebie:
„Odrodziłam się w Niebie
I stały mi się Arfą – wrota,
Wstęgą – scieżka
. . .
Hostię, przez blade widzę zboże . . .
Emanuel już mieszka
Na Taborze!”

V
I była w tym Polska – od zenitu
Wszechdoskonałości Dziejów
Wzięta pieśnią zachwytu –
– Polska – przemienionych kołodziejów!
Taż sama – zgoła
Złoto-pszczoła . . .
(Poznał-ci-że-bym ją – na krańcach bytu! . . .)

VI
I – oto – pieśń skończyłeś – i już więcéj
Nie oglądam Cię – – jedno – słyszę:
Coś? . . . jakby spór dziecięcy –
– A to jeszcze kłócą się klawisze
O niedośpiewaną chęć:
I trącając się z cicha
Po ośm – po pięć –
Szemrzą: „ począłże grać? czy nas odpycha? . . .”

VII
O Ty! – co jesteś Miłości-profilem,
Któremu na imie Dopełnienie;
Te – co w Sztuce mianują Stylem,
Iż przenika pieśń, kształci kamienie . . .
O! Ty – co się w dziejach zowiesz: Erą,
Gdzie zaś ani historii zenit jest,
Zwiesz się razem: Duchem i Literą,
I consummatum est . . .
O! Ty . . . Doskonałe-wypełnienie,
Jakikolwiek jest Twój i gdzie? . . . znak . . .
Czy w Fidiasu? Dawidzie? czy w Szopenie?
Czy w Eschylesowej scenie? . . .
Zawsze – zemści się na tobie: BRAK . . .!
– Piętnem globu tego, niedostatek:
Dopełnienie? . . . go boli! . . .
On – rozpoczynać woli
I woli wyrzucać wciąż przed się – zadatek!
– Kłos? . . . gdy dojrzał – jak złoty kometa –
Ledwo że go wiew ruszy,
Pszenicznych ziarn dészcz prószy –
Sama go doskonałość rozmieta . . .

VIII
Oto patrz – Fryderyku! . . . to – Warszawa:
Pod rozpłomienioną gwiazdą
Dziwnie jaskrawa – –
– Patrz, organy u Fary; patrz! Twoje gniazdo –
Ówdzie – patrycjalne domy stare
Jak Pospolita-rzecz,
Bruki placów głuche i szare
I Zygmuntowy w chmurze miecz.

IX
Patrz! . . . z zaułków w zaułki
Kaukaskie się konie rwą,
Jak przed burzą jaskółki,
Wyśmigając przed pułki –
Po sto – po sto – –
Gmach – zajął się ogniem, przygasł znów,
Zapłonął znów – – i oto – pod scianę –
Widzę czoła ożałobionych wdów
Kolbami pchane – –
I znów widzę, acz dymem oślepian,
Jak – przez ganku kolumny –
Podobny sprzęt do trumny
Wydźwigają . . . runął . . . runął – Twój fortepian!

X
Ten! . . . co Polskę głosił – od zenitu
Wszechdoskonałości Dziejów
Wziętą – hymnem Zachwytu;
Polskę – przemienionych kołodziejów –
Ten sam – runął – na bruki – z granitu!
– I oto, jak zacna myśl człowieka,
Potérany jest gniéwami ludzi,
Lub jak – od wieka
Wieków – wszystko, co zbudzi!
I – oto – jak ciało Orfeja,
Tysiąc pasji rozdziera go w części;
A każda wyje: „nie ja! . . .
Nie ja!” – zębami chrzęści –

*

Lecz Ty? – lecz ja? – uderzmy w sądne pienie,
Nawołując: „Ciesz się, późny wnuku! . . .
Jękły głuche kamienie:
Ideał – sięgnął bruku – –”