(Z listu pisanego do Ameryki w 1859, listopada)
Przez Oceanu ruchome płaszczyzny
Pieśń Ci, jak mewę, posyłam, o! Janie . . .
Ta lecieć długo będzie do ojczyzny
Wolnych – bo wątpi już: czy ją zastanie? . . .
– Czy też, jak promień Twej zacnej siwizny,
Biała – na puste zleci rusztowanie:
By kata Twego syn rączką dziecinną
Kamienie ciskał na mewę gościnną!
*
Więc, niźli szyję Twoją obnażoną
Spróbują sznury, jak jest nieugięta;
Więc, niźli ziemi szukać poczniesz piętą,
By precz odkopnąć planetę spodloną –
A ziemia spod stóp Twych, jak płaz zlękniony,
Pierzchnie –
więc, niźli rzekną: „Powieszony . . .” –
Rzekną i pojrzą po sobie, czy kłamią? – –
Więc, nim kapelusz na twarz Ci załamią,
By Ameryka, odpoznawszy syna,
Nie zakrzyknęła na gwiazd swych dwanaście:
„Korony mojej sztuczne ognie zgaście,
Noc idzie – czarna noc z twarzą Murzyna!”
Więc, nim Kościuszki cień i Waszyngtona
Zadrży – początek pieśni przyjm, o! Janie . . .
Bo pieśn nim dojrzy, człowiek nieraz skona,
A niźli skona pieśn, naród pierw wstanie.